14.
Jest środa, ciepła końcówka lata i prawie początek jesieni.
Siedzę właśnie przy biurku i zamawiam prze różne ozdoby, kwiatki, girlandy i inne pierdółki, tylko dlatego że mój kochany szefuńcio, zlecił mi zdobienie bankietu z jakieś tam okazji.
Nie przydzielił mi nikogo do pomocy i tylko streścił co będzie na bankiecie, oraz kogo mam zaprosić, a i tak wyraził się nie jasno
- zaproś biznesmenów z dobrze prosperującymi firmami, jakieś kobiety i ich towarzyszy, oraz rodziny
To mi właśnie powiedział i domyślaj się, jaka według niego firma dobrze prosperuje, o jakie kobiety mu konkretnie chodziło. Może kogoś nie lubi? Może ktoś jest wrogiem naszej firmy?
A i tak jak coś nie wyjdzie wina będzie tylko moja, bo ja to urządzałam, to też mi dobitnie przekazał.
Podobno takie bankieciki i imprezy są organizowane w każdej porze oku, jako przywitanie czy coś takiego, nie wyjaśnił mi tej tradycji do końca, wiem tylko tyle że robił to jego dziadek, ojciec, a teraz i on, przynajmniej tyle ile pamięta. Choć zakładam że jego pradziadek też tak mógł robić. Po prostu ta tradycja jest i nikt jej nie chcę zmieniać, co jest nawet słodkie.
Jako że to będzie przywitanie jesieni, stawiam na kolory ciepłe, bankiet ma być zorganizowany do dnia jesieni kalendarzowej, czyli do 23 września.
Nadal nie rozumiem czemu mam robić to sama. Może chcę mnie jakoś zniechęcić do tej pracy, żeby mógł zatrudnić jakąś tlenioną lalkę Barbie, w sumie wyjaśniało by to jego zachowanie. Nadal jest oschły, chamski i lodowaty w stosunku do mnie, tylko do mnie, innych pracowników traktuje lepiej. Zawsze się z nimi wita, jest miły, daje awanse, jest kulturalny, wszystko im wyjaśnia i nawet zwolni z kilku godzin pracy, lub przedłuży przerwę, a mi nawet nie powie głupiego „dzień dobry”.
I gdzie ta sprawiedliwość ja się pytam
- Ines, przynieś mi trzy kawy do mojego biura, teraz! - z mini głośnika wydobył się ten głęboki, męski głos, który tak polubiłam, a teraz wręcz go znienawidziłem.
Oderwałam się od przeszukiwania dekoracji i jednocześnie odpisywanie na maile, bo nadal to było moją pracą i wstałam z obrotowego krzesła, pocierając opuszkami palców oczy.
Zjechałam dwa piętra niżej, po czym szybko zrobiłam mojemu gburowatemu szefowi trzy kawy. Nie do końca wiem jak je wezmę, ale myślę że dam radę, jakoś.
Znowu wjechałam na piętro gdzie jest jego gabinet, a na czarnej tacy miałam kawy. Bardzo starałam się ich nie rozlać, dlatego wlokłam się jak ślimak.
Gdy wreszcie dotarłam do gabinetu cichu zapukałam i otworzyłam drzwi.
Od razu wzrok wszystkich w tym pomieszczeniu przeniósł się na mnie. Za biurkiem siedział Ethan, a przed nim starsze małżeństwo, on z szerokiego uśmiechu stał się ponury i znudzony, para na krzesłach promiennie się do mnie uśmiechała.
- przyniosłam kawę, o którą pan prosił - oznajmiłam, wchądząc do biura
Bardziej kazał
- dziękuję - wow, podziękował mi pierwszy raz chyba w tym tygodniu. - postaw je i możesz wyjść - oznajmił już bardziej chłodnym tonem. Nawet nie wiecie ile sił potrzebowałam by nie przewrócić oczami
- aj, synu nie bądź taki niemiły - ach, czyli to są jego rodzice. - jak masz na imię złotko - zapytała przyjaźnie kobieta, zerkając na mnie.
- Mamo! - uniósł się Ethan. Położyłam kawy przed nimi, po czym stanęłam jak najbliżej drzwi, a jednocześnie biurka, żeby nie wyszło że jestem jakaś nie kulturalna.
- Ines, mam na imię Ines - powtórzyłam na zadane przez kobietę pytanie.
Mama Ethana była ubrana w pudrowo różową sukienkę do kolan, która delikatnie przylegała do jej ciała, na to zarzucony szary żakiet z jakimś wzorkami i szpilki w tym samym kolorze co sukienka. Wyglądała nieco po pięćdziesiątce, a i tak miała doskonałą figurę. Zielone oczy, usta pomalowane delikatnie czerwona szminką, zgrabny nos.
Tata Ethana za to miał na sobie szary golf z jakimś wzorami, czarną marynarkę, eleganckie spodnie i buty. Miał delikatny zarost, a gdzie nie gdzie były prześwitu siwizny, tak jak u jego żony, był dobrze zbudowany, niebiesko - szare oczy, mocno zarysowane kontury twarzy, mogę śmiało powiedzieć że Ethan wdał się w ojca z wyglądu.
- piękne imię, mój syn nie wymaga od ciebie zbyt wiele. - odezwał się tym razem mężczyzna- Po jego „prośbie ” o kawę, mogę stwierdzić że nie traktuje cię zbyt uprzejmie - zaakcentował słowa prośba, patrząc znacząco na syna.
Ethan popatrzył na mnie srogim wzrokiem co znaczyło tyle że mam go nie oczerniać przed jego rodzicami, ale z drugiej strony trochę mi wstyd kłamać jego rodzicą.
- nie jest okej, Ethan jest pracowity, dlatego czasem może się wydawać że źle traktuje pracowników, co nie jest prawdą. Chcę tylko żeby wszystko było dobrze wykonane - była to w połowie prawda, i myślę że dyplomatyczna odpowiedź, która mogła zadowolić jego i jego rodziców.
- dobrze, miło słyszeć takie słowa - uśmiechnęła się do mnie kobieta - tak apropo jestem Alice, a mój mąż ma na imię James. - Alice położyła swoją dłoń na barku swojego małżonka. Miło patrzeć na te dwójkę, tak moim zdaniem powinna wyglądać miłość.
- emm... Może ja już wrócę do pracy - odchrząknełam cicho, chcąc się wycofać, lecz powstrzymało mnie pytanie pana Jamesa.
- może chciałbyś odwiedzić nas jutro na kolacji, będzie parę osób z rodziny. Byłoby miło gdybyś przyszła, jako towarzyszka naszego syna.
- nie wiem czy to jest dobry pomysł - odezwał się wreszcie Ethan
- Ależ dlaczego synu? - zapytała go Alice - myślę że Ines odnajdzie się w naszej rodzinie, na pewno Veronica ją polubi. - zaczęła lamentować pani Henderson.
- obiecuję że się zastanowię i dam znać - odpowiedziałam wreszcie. Było to dla mnie trochę niezręczne. Pożegnałam się z państwem Henderson i ruszyłam spowrotem wykonywać moje obowiązki i od razu zajmować się bankietem, który cały czas miałam z tyłu głowy.
***
20:00
Nareszcie koniec, tej męczarni!
Wstałam szybko od biurka, zabierając wszystkie moje rzeczy, plus laptopa bo by wypadało dokończyć poszukiwanie sali na bankiet, chociaż mam jeszcze parę długich tygodni do tego.
Kiedy przekroczyłam próg mojego biura, wpadłam na czyjś tors, jak się okazało po podniesieniu głowy, tors należał do Ethana Hendersona.
______________________________________
Ja to narazie tak zostawię, kolejny rozdział może jutro nie jestem pewna.
Życzę wam wszystkim, którzy to czytają wesołych, miłych i szalonych świąt Bożego Narodzenia i miłych chwil z rodziną ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top