5
Rozglądam się po jasno zielonych ścianach pokoju. Moi współlokatorzy zaraz tu przyjdą. Teraz jedzą obiad. Ja się nie załapałem. Eh, korki... Ciekawe za co tutaj siedzą. Patrząc po ilości łóżek pewnie jest ich dwoje. Usiadłem na jednym z łóżek. Mam nadzieję ,że nie należy do żadnego z nich.
Dziwne. Ciągle mam wrażenie ,że ktoś mnie obserwuje. Może to przez kamerę w pokoju? Aaa możliwe.
-Jakim prawem siedzisz na moim łóżku?!
Wyrwany z zamyślenia rozejrzałem się w poszukiwaniach właściciela głosu. Okey, już wiem skąd to dziwne przeczucie. Czyli tak jak myślałem... stał przy drzwiach.
Odruchowo wstałem. Spod czarnych brwi patrzyły na mnie mordującym wzrokiem niebieskie oczy. Ten farbowany blondyn o ostrych rysach to chyba olbrzym. Stawiam na siedemnaście lat i metr dziewięćdziesiąt, jest ode mnie sporo wyższy i patrząc po budowie ciała... On napewno nie siedzi za hakerstwo. Jego barki są bardzo szerokie, zerknąłem na zaciśnięte pięści. Dan zapamiętaj, nigdy więcej nie siadaj na tym łóżku.
-Sory, nie wiedziałem ,że to twoje.
-No bo wcale nie widać tego po ułożeniu pościeli.
-Yhym, czyli to typ ważniaka olbrzyma-pomyślałem.
-Słuchaj, yyy jak ty masz na imię? Z resztą to nie ważne, mało mnie to obchodzi. Wybieraj sobie inne, te jest już zajęte.
-Czyli mam jeszcze jakiś wybór?
-Rób co chcesz, bylebyś mi się nie szwędał między nogami.
-Czyli nie ma trzeciej osoby?
-A musisz tyle gadać?
Nie chciałem się prosić o złamany nos albo szczękę, więc przeniosłem się na pierwsze lepsze posłanie. Spokojnie, nie okazuj strachu. Pamiętaj, to ty jesteś manipulatorem. Czylo przynajmniej nie ma drugiego. Zawsze jednego człowieczka przy mnie mniej. Zawsze coś.
*sorki, że tak długo nie wstawiałam żadnego rozdziału*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top