4

Kiedy byłem jeszcze zaledwie płodem w ciele mojej rodzicielki (z tego co wiem) moi rodzice się rozwiedli. Powód? Byłem dzieckiem matki i bezpłodnego ojca. Czyli jak się domyślacie (z resztą całkiem słusznie) mąż mojej mamy nie był moim ojcem.
,,Tata'' nie umiał się pozbierać po zdradzie żony.
Rozseparowali się.
Podobno za bardzo przypominałem ,,mamie'' o tym całym zamieszaniu. Nie było jej stać na aborcję, więc urodziła mnie i oddała do sierocińca.
Miałem trzy albo cztery latka, gdy do sierocińca przyszła dojrzała już kobieta. Wdowa mogła mieć już jakieś pięćdziesiąt lat. Jej dzieci były już dorosłe, więc nie miała co ze sobą zrobić. Postanowiła zaadoptować jakieś dziecko.
A tak właściwie to zaadoptowała mnie.

Byłem wdzięczny za to co dla mnie zrobiła. Starałem się dobrze uczyć, pomagać babci w domu.
Gwoli wyjaśnienia- podobno kiedyś mówiłem do niej per pani, co ją zirytowało. Powiedziała wtedy, że mam mówić do niej ciociu, a że akurat myła mi włosy i nie rozumiałem dokładnie co mówiła ( no to już nie moja wina, wiecie jak to jest). Odpowiedziałem ,,dobrze babciu" i tak się przyjęło.

Moje życie szczęśliwego dziecka z kochającą babcią i przytulnym mieszkankiem trwało kilka lat.
Do pewnego dnia.
To chyba był angielski. Siedziałem sobie spokojnie na lekcji i słuchałem nauczycielki. Nagle do klasy jak burza wparowała lekko zdyszana i zaniepokojona śniada dziewczynka z mojej szkoły. Patrzyła prosto na mnie. To nie mogło być nic dobrego.
No i nie było.
-Dan? Mógłbyś podejść na chwilkę?
Spojrzałem proszącym wzrokiem na nauczycielkę, na co ta przytaknęła. Podszedłem na karytarz do tej dziewczyny. Miała ona chyba na imię Julia. Zawsze mi się podobała, ale nie żywiłem do niej wyższych uczuć
-Bo ja... ja... ja nie wiem od czego zacząć...- widziałem jej zakłopotanie na twarzy. Nie mieszkałem daleko szkoły, popatrzyłem więc w kierunku okna by spojrzeć na mieszkanko babci, by nie wpatrywać się tak beznadziejnie w Julkę.
-NIEEE- wyrwało mi się, wtedy już wiedziałem co chciała mi przekazać. Miejsce w którym było okno babci było całkiem czarne, wiedziałem co tak wygląda. Tam musiało coś wybuchnąć. Pod blokiem zaparkowany był wóz strażacki i karetka. Podbiegłem zaniepokojony do okna, walnąłem w nie pięścią a po moich policzkach popłynęły łzy. W między czasie przyszła nauczycielka i starała się mnie uspokoić. Dzieciaki z mojej klasy ciekawie wyglądające poprzez pozostawione na oścież drzwi, nie pomagały swoimi komentarzami. Pani kazała również pobiec Julii po psychologa szkolnego. Po jakimś czasie przybiegła do nas psycholog, wzięła mnie do gabinetu i mówiła jakieś kojące słówka. Niewiele więcej pamiętam z tamtego dnia. Później okazało się ,że to telewizor eksplodował na skutek spięcia prądu w jakimś kablu.
Babcia usnęła czadem, podobno to jedna z najmniej bolesnych śmierci,  przynajmniej się nie nacierpiała. Jeszcze tego samego dnia znowu trafiłem do sierocińca.

Miałem wtedy 12 lat.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top