🦋ROZDZIAŁ 2🦋
9 Października 2016 roku – 𝙿𝚛𝚣𝚎𝚍 𝚁𝚘𝚣ł𝚊𝚖𝚎𝚖 𝚠 𝙲𝚣𝚊𝚜𝚒𝚎 (4:00 rano), 𝕌𝕟𝕚𝕨𝕖𝕣𝕤𝕪𝕥𝕖𝕥 ℝ𝕚𝕧𝕖𝕣𝕡𝕠𝕣𝕥
Paul czekał cierpliwie, ale i z wielkim podekscytowaniem na swojego przyjaciela z dzieciństwa, który 6 lat temu wyprowadził się z domu rodzinnego, chcąc odciąć się tym samym od swojego o 10 lat starszego brata; z którym to Serene już kilka lat współpracował przy czymś, czemu w pełni się poświęcał już spory kawałek czasu - mówiąc łagodnie.
Mieli ze sobą nieprzerwanie kontakt przez te lata, ale przyszedł czas kiedy Paul potrzebował go tu i teraz - aby mu pomógł przy tym czym brat jego najlepszego przyjaciela odmówił; przez co wiedział, że to ściągnie z powrotem o rok młodszego mężczyznę w rodzinne strony - chęć naprawienia tego czego nie chciał jego brat naukowiec.
- Jack Joyce! We własnej osobie! - rozpoczął teatralnie Paul, dostrzegając jego wejście do budynku.
- Szanowny Pan Paul Serene! - podłapał gość. - Co się dzieje, Kasiasty? - uśmiechnął się szeroko.
- Ach, zamknij się i chodź no tutaj. - podszedł do niego z otwartymi ramionami, aby przytulili się krótko na powitanie, co oczywiście uczynili. - Witaj w domu. - odsunął się od niego i na koniec poklepał go po plecach z lekkim uśmiechem poprzedzonym nostalgią wymalowaną na jego o mniej więcej 24 kwartały starszej twarzy od ich ostatniego spotkania twarzą w twarz.
- Sześć lat. Zacząłem myśleć, że nigdy nie wrócisz - przyznał.
- Ta. Ja też - odparł jasnoniebieskooki.
Starszy o rok klepnął dawno nie widzianego, kiedyś nieodłącznego towarzysza w ramię śmiejąc się nieco, po czym zaczął iść tyłem.
- Chodź. - zachęcił go ręką z nieschodzącym z twarzy uśmiechem, po czym odwrócił się do niego plecami. - Tędy. Idziemy na górę, do laboratorium projektowego. Jak tam lot?
- Pierwsza klasa, dziękuję za to. - nie wiedział, jak ma okazać wdzięczność za taką hojność. - To o krok w górę od naszej podróży vanem do Utah - przypomniał rozbawionym głosem i z uśmiechem na twarzy.
- Tęsknie za tym vanem - wyznał lekko tęsknie, za tymi starymi dobrymi czasami, niebieskooki.
- Domyślam się, że Will się z nami nie spotka - stwierdził z nadzieją, nie chcąc spotkać się ze starszym od niego mężczyzną.
- Nie wie, że tu jesteśmy - poinformował.
Obaj w ciszy wsiedli po tej krótkiej wymianie zdań, nastąpionej po przywitaniu się, dotyczącej przeszłości jak i teraźniejszości oraz tknięciu kapki przyszłości, do windy, aby wjechać na zaledwie piętro wyżej ów budynku.
Może i minęło te prawie 6 jesieni, może i się postarzeli, ale jedno było niezmienne - ich przyjaźń. Ich przyjaźń zapoczątkowana jeszcze w czasach chłopięctwa, a pogłębiona zwłaszcza po tragicznej śmierci rodziców Jacka... i Williama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top