🦋ROZDZIAŁ 1🦋
9 Października 2016 roku – 𝚁𝚘𝚣ł𝚊𝚖 𝙲𝚣𝚊𝚜𝚞 (4:15 rano), 𝕌𝕟𝕚𝕨𝕖𝕣𝕤𝕪𝕥𝕖𝕥 ℝ𝕚𝕧𝕖𝕣𝕡𝕠𝕣𝕥
ᴛʜᴇ ɴᴜᴍʙᴇʀ ᴏɴᴇ ᴋɪʟʟᴇʀ ɪꜱ ᴛɪᴍᴇ
Paul nigdy nie chciał, aby Serena splamiła swe dłonie krwią tak jak on.
Nastolatka wyjęła szybkim ruchem jeden z pistoletów, które mężczyzna miał umieszczone w kaburze na szelkach i wycelowała w Joyca.
Gdy tak stała z bronią w dłoniach doznała szoku - nigdy by nie pomyślała, że wyceluje w kogoś jakąś broń, że będzie miała odwagę strzelić i prawdopodobnie zabić.
Była tylko dzieckiem. Dzieckiem, które chciało obronić jedyną osobę na świecie, która ją kochała.
- Serena! - krzyknął Paul. - W tej chwili to odłóż! - po tych słowach odwróciła głowę w jego stronę.
Przenigdy nie widziała go w takim stanie - był zły, ale ów złość mieszała się jakby ze strachem.
- Nie. Nie pozwolę, by cię zabił.
Niby czas się rozpadał, prawda? Ale w środku dziewczynki też działał od pewnego czasu rozpad.
Coś w jej psychice i emocjach ją niszczyło.
Może to strach przed utratą Paula?
- Odłóż to! - Serene jakby zignorował jej słowa i dalej naciskał podniesionym głosem.
- Tato.. - w końcu pękła. Poprostu się rozpłakała, mimo iż chciała być przekonująca i pokazać mu, jak i przeciwnikowi, że może to rozegrać inaczej, po swojemu.
- Tato?! - powtórzył zszokowany Jack. - Masz córkę?! - wybałuszył oczy i lekko opuścił dłoń z pistoletem.
Dla Joyca to był szok, nie było go 6 lat, ale przecież mieli ze sobą kontakt.
Dlaczego więc Paul nie pochwalił się swojemu najlepszemu przyjacielowi, że założył rodzinę?
Jednak nie grało mu jeszcze w tym wszystkim coś jeszcze... kwestia wieku jego córki.
Jak grom z jasnego nieba wszystko ogarnęła biel – dosłownie wszechogarniająca, błyszcząca, mglista biel rozmywająca otoczenie i osoby wokół.
ɪᴛ ᴅᴇꜱᴛʀᴏʏꜱ ᴜꜱ ᴀʟʟ...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top