Rozdział 23 - Świetlana przyszłość.

Nataniel

Leon wrócił do domu kilka dni temu. Początkowo wahał się, czy jeszcze nie zostać... ale okazało się, że po tym, co zrobił Biszkopt, nie ma żadnych ubrań na zmianę. Zdziwiłem się, że nie był zły. Wręcz przeciwnie chyba go to bawiło.

Dzisiaj umówiliśmy się na wspólne wyjście z Conorem. To wyjątkowo nie będzie randka a przyjacielskie spotkanie we trójkę. Mieliśmy uczcić to, że Leon zaliczył wszystkie poprawy i w końcu może odetchnąć. Właśnie czekałem na nich przed szkołą. Powinni przyjść za kilka minut.

Czekając, umilałem sobie czas obserwowaniem krążących przed szkołą uczniów. Zdenerwowałem się lekko, gdy zauważyłem Sandrę i Davida. Spojrzeli na mnie, ale na szczęście nie odezwali się ani słowem a jedynie minęli mnie dość szerokim łukiem.

Cieszę się, że jak na razie udaje nam się utrzymać nasz związek w tajemnicy. Chociaż... mam wrażenie, że nawet gdyby wszytko się wydało, jakoś bym to zniósł. Nie boję się tak jak kiedyś. Może to dlatego, że nie byłbym w tym sam. Z Leonem... przetrwałbym chyba wszytko...

No i Conor też nie zostawiłby nas na lodzie. Więc... w zasadzie tylko ich opinia jest dla mnie naprawdę ważna. Allan wspierałby mnie cały czas i... pani Brown chyba też stanęłaby za mną murem. Nie tylko dlatego, że jest dla mnie miła... ale też dlatego, że między nią a Allanem chyba zaczęło robić się poważnie. Wczoraj byli na randce. To troszeczkę... dziwne, ale cieszę się, że Allan jest szczęśliwy. No bo trzeba być ślepym, by nie zauważyć, jak szczerzy się, gdy o niej mówi.

W końcu zauważyłem mojego chłopaka i... jego przyjaciela... mojego przyjaciela? Sam nie wiem... Conor jest dla mnie bardzo miły i często ze mną rozmawia. Wymieniliśmy się nawet numerami. Czasem pisze do mnie, pytając co u mnie... To miłe.

- Hej Nat!

- Hej Leon, hej Conor!

- Długo czekałeś?

Pokręciłem przecząco głową. Leon uśmiechnął się, a ja nie mogłem się powstrzymać, by nie zrobić tego samego. Mój chłopak był przystojny, miły, zabawny i pod każdym względem najlepszy.

- Jak dalej będziecie się tak na siebie patrzeć, to nie będzie już sekretny związek.

Speszyłem się na komentarz Conora, ale Leon jedynie uśmiechnął się szerzej.

- Zazdrosny?

- Nie. Po prostu, jeśli chcecie godzinami wpatrywać się w siebie melodramatycznie, to ja nie jestem wam do tego potrzebny.

- To nie jest taki znowu zły pomysł, ale niestety mamy inne plany. Idziemy na pizze. Nie do baru, bo Nataniel jest zbyt wrażliwy na takie miejsca.

- Wcale, że nie!

- Uwierz mi, że tak.

Leon poczochrał mnie po włosach i ruszył, nie czekając na nas. Poszliśmy do pizzerii, którą polecił Conor. Znajdowała się prawie pół godziny drogi od szkoły, ale ponoć było warto. Ponadto dzięki temu były mniejsze szanse, że trafimy na kogoś znajomego. Zajęliśmy miejsca na uboczu i po krótkiej naradzie złożyliśmy zamówienie. Odważyłem się też zadać pytanie, które nurtowało mnie od ostatnich kilku dni i to z każdym dniem coraz bardziej.

- Leon... jak sprawy z twoimi rodzicami?

- No właśnie. Ostatnio nie słyszałem, byś na nich narzekał.

- ... Właściwie to... nie jest tak źle. Moja matka wzięła dwa dni wolnego i zmusiła do tego mojego ojca. Uwzięła się i zmusiła nas do jedzenia wspólnych posiłków, gdy oboje są w domu. Nie poruszyła kwestii mojej orientacji... ale to chyba dobrze. Szczerze mówiąc, to trochę dziwne. Ciągle się o coś wypytuje. No wiecie takie nieistotne rzeczy typu... "Jak tam w szkole", '"jak minął ci dzień"... takie tam. To... takie nienaturalne, ale... chyba się stara więc... stwierdziłem, że nie będę jej tego utrudniać. Nadal większość czasu spędza w pracy...  nie mam o to pretensji. W zasadzie nigdy nie miałem. Ojciec natomiast... wydaje mi się, że znosi to gorzej niż ja. W sensie... ewidentnie czuje się niekomfortowo. No najważniejsze, że przestał się czepiać... Zobaczymy, jak długo to potrwa. No ale na razie jest okej... Właściwie to zaskakująco dobrze. Chociaż... moja matka już kilka razy pytała się, co planuję zrobić ze swoją przyszłością.

Conor zerknął na swojego przyjaciela i zadał pytanie, które i mi cisnęło się na usta.

- No właśnie. Co właściwie planujesz?

- Ty też?

- Jestem ciekawy. Ja ci o swoich planach mówiłem.

- Szczerze... to sam nie wiem.

- Ale wybierasz się na studia?

Leon spojrzał na mnie niepewnie.

- No... chyba tak. Zobaczymy, jak pójdą mi egzaminy. No ale wbrew pozorom czasem zastanawiam się nad swoją przyszłością tak na poważnie. Wybrałem już kilka interesujących uniwersytetów...

- Jaki kierunek?

- ... Stosunki Międzynarodowe lub ekonomia... tak myślę. Jeszcze nie jestem pewien. To zależy.

- Od czego?

- Od tego, co planuje Nat.

Zatkało mnie. Że niby... co? Posłałem Leonowi zaskoczone spojrzenie, a on jedynie wzruszył ramionami.

- Pomyślałem sobie, że... w sumie nie zależy mi na jakimś konkretnym uniwerku. Więc... moglibyśmy... no wiesz... zamieszkać razem, gdybyśmy wybrali studiowanie w tym samym mieście. Związek na odległość nie jest czymś strasznym, ale... jednak lepiej być razem co nie?

W mojej głowie pojawił się mętlik. Leon... on planował dla nas wspólną przyszłość. Powiedział, że chciałby zamieszkać razem... Jest gotowy dopasować swoje plany do... do tego, co ja postanowię.

- Ale... jesteś pewien?

- Tak. Myślałem nad tym. A ty... czy... no wiesz... przeszkadza ci to? Jeśli nie chcesz...

- Nie! Ja... chciałbym z tobą zamieszkać i studiować... Chciałem studiować fizykę. Też wybrałem już kilka uczelni... moglibyśmy kiedyś... sprawdzić je wspólnie.

Leon uśmiechnął się delikatnie.

- Conor planuje studiować pedagogikę.

To... to mnie zaskoczyło. Kto by pomyślał? Jest taki opanowany, poważny i dość oschły... ale to dobry człowiek. Może rzeczywiście nadawałby się na nauczyciela. Jest w końcu tolerancyjny... i w głębi serca opiekuńczy. W końcu może i tego nie przyznaje, ale martwi się o Leona. Po dłuższym zastanowieniu... tak. Widzę go jako dobrego nauczyciela. Surowego i niedającego wejść sobie na głowę... ale jednocześnie troszczącego się o swoich uczniów.

Leon natomiast wybrał studia ekonomiczne najprawdopodobniej ze względu na firmę rodziców. Pewnie kiedyś ją przejmie. Ja natomiast nie wiem, co chcę robić w przyszłości... ale kocham fizykę, matematykę i astronomię więc postanowiłem dalej podążać w tym kierunku.

W sumie to od dawana myślałem o tym, by szybko wyprowadzić się od Allana, ale... gdy teraz o tym myślę... To już kwestia miesięcy. Co prawda nie planuję studiować gdzieś daleko. W pobliżu jest wiele dobrych uczelni... ale mimo wszystko... To dość... trudne.

- Będziesz dobrym nauczycielem.

Conor posłał mi zaskoczone spojrzenie.

- Naprawdę?

- Tak. Tak myślę.

- ... No widzisz Leon. Nat we mnie wierzy.

Leon chciał chyba coś powiedzieć, ale kelner właśnie postawił na naszym stoliku pysznie pachnącą i równie wspaniale wyglądającą pizze co zamknęło mu usta. Rzeczywiście. Conor nie przesadzał. Ta pizza była wyśmienita. Zniknęła w kilkanaście minut. Po tym, jak napełniliśmy nasze brzuchy, zaczęliśmy rozmawiać o różnych nieistotnych rzeczach. W pewnym momencie Conor wstał.

- Idę zapalić. Leon idziesz?

- Nie... rzuciłem.

- ... Kiedy?

- Tydzień temu.

Conor wpatrywał się chwile w swojego przyjaciela, po czym przeniósł wzrok na mnie, a na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy spojrzał z powrotem na Leona, uśmiechnął się szeroko. Pierwszy raz widziałem u niego taki uśmiech.

- No, no, no... czyżby ktoś tu dorósł.

- Pieprz się Conor.

- Następnie powinieneś wziąć się za swoje słownictwo. Nie kalaj nim wrażliwych uszu swojego chłopaka.

Po tym chłopak wyszedł, zostawiając nas na chwilę samych. Zapanowała cisza, ale nie ta z rodzaju niezręcznych czy niekomfortowych. Przerwał ją Leon.

- Ja... nie chcę ci się narzucać. Po prostu... pomyślałem, że będzie fajnie. Zamieszkać razem i rozpocząć kolejny etap życia... razem. Pomogłeś mi z moim rodzicami. Ty i Allan... jestem wam wdzięczny. No i... robisz ze mnie lepszego człowieka Nat. Nie przejmowałem się zbytnio przyszłością a teraz... no wiesz... traktuje to poważniej. Bo mam ciebie i... muszę jakoś dotrzymać ci kroku.

Leon wpatrywał się we mnie z poważnym wyrazem twarzy. Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Nie uważam, żebym zrobił dla niego zbyt wiele. To on... to ja jemu wiele zawdzięczam. Nie jestem już odludkiem. No i... kocham go... jestem przy nim szczęśliwy.

- Leon ja przecież... nie zrobiłem nic specjalnego...

- Wręcz przeciwnie. Polubiłeś mnie... z moimi wszystkimi wadami. Wiem, że czasami jestem dupkiem. Zdaję sobie sprawę z wszystkich moich wad, ale większości z nich nie zmienię. Ludzie, których do tej pory spotykałem... albo udawali, że mnie lubią, albo próbowali mnie na siłę zmienić. Tylko Conor zaakceptował mnie takim, jakim jestem. Ale i tak nie mogłem powiedzieć mu wszystkiego. Jest dobrym przyjacielem... ale tylko przyjacielem. A ty... no wiesz... nie tylko mnie zaakceptowałeś. Odwzajemniłeś moje uczucia... Bo... odwzajemniasz je... prawda?

Chłopak spoglądał na mnie wyczekująco, a ja nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Lubię Leona... naprawdę go lubię. On też mnie zaakceptował z moimi wszystkimi dziwactwami. Nie mam wątpliwości co do tego, co do niego czuję.

- ... Kocham cię...

Powiedziałem to tak cicho, że byłem pewien, że chłopak tego nie usłyszał. Po chwili uśmiechnął się jednak z zadowoleniem i wygodniej rozsiadł na krześle.

- Ulżyło mi. Przez chwilę myślałem, że się rozmyśliłeś.

- Nigdy!

- Trzymam cię za słowo. A poza tym... zanim wróci Conor... tak sobie ostatnio pomyślałem... Moich rodziców nie będzie w ten weekend. Może masz ochotę wpaść?

- W sobotę?

- W sobotę... i niedzielę. Mógłbyś u mnie przenocować.

Zawahałem się przez chwilę. Jeszcze nigdy nie nocowałem u Leona. Bylibyśmy... sami. Czy... czy on będzie chciał... dokończyć to, co robiliśmy u mnie? Poczułem, jak na policzki wypływa mi rumieniec, gdy przypomniałem sobie, co robiliśmy w noc przed jego powrotem do domu. Nie byłem pewien czy... czy jestem gotowy... W końcu Leon miał wielu partnerów... a ja... nigdy... No i oni na pewno byli lepsi ode mnie. Co, jeśli... jeśli stwierdzi, że jestem od nich gorszy?

- Ej Ziemia do Nataniela. Wszytko w porządku? Jeśli nie chcesz...

- Nie! Ja... przyjdę...

- W takim razie w sobotę o 17:00?

Pokiwałem jedynie twierdząco głową. W tym momencie wrócił Conor i Leon nie poruszył już tego tematu, ale ja cały czas rozważałem jego słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top