Rozdział 8 - Krok drugi: zyskaj zaufanie.
Leon
- Leoś może wpadniesz do mnie po lekcjach?
Sandra stała przy mojej ławce, melodramatycznie trzepocząc rzęsami.
- Jestem zajęty.
- Znowu? Niby co takiego masz zamiar robić, co byłoby ciekawsze ode mnie?
- Idę do biblioteki. Mam korki z matmy.
- Więc je przełóż.
- Nie mam zamiaru.
- ... Kto jest twoim korepetytorem? Ta Julie?
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Traktuję Sandrę jak powietrze, a ona uparcie do mnie lgnie, a nawet próbuje wywołać sceny zazdrości, sugerując, że wolę spotkać się z korepetytorką niż z nią. W zasadzie... wcale się tak bardzo nie myli. Z tym że nie chodzi o słynną Julie, która ma tyle zgłoszeń, że aż nie nadąża.
- Nie. Brown załatwiła mi pomoc u Fostera.
- ... Kogo?
- Rudy, chudy, jest tu od miesiąca.
- Ten nerd?
- ... Ta. Właśnie ten.
- I naprawdę wolisz z nim siedzieć, zamiast przyjść do mnie i porobić coś... fajniejszego? Po prostu olej Brown i tego frajera.
- Sam zaproponowałem, że spotkamy się dzisiaj i nie zamierzam tego przekładać.
- Więc jutro. Jutro jest piątek i chcę, żebyś zabrał mnie na randkę. Albo, chociaż poszedł ze mną na imprezę. Kupiłam nową kieckę i kosztowała fortunę. Muszę się w niej gdzieś pokazać.
- Jutro też zamierzam spotkać się z Fosterem.
- Chyba żartujesz?
- Nie.
- Od kiedy w ogóle obchodzi cię szkoła? I co zamierzasz spędzić piątkowe popołudnie na nauce z jakimś...
- To, że ty nie masz co robić ze swoim życiem, nie znaczy, że ja też. Wolę spędzić piątek w ciszy rozwiązując pieprzone pierwiastki, niż słuchać twojego biadolenia a teraz idź, bo ci się chyba kreska rozmyła.
- C-co?!
Sandra w panice zaczęła szukać lusterka w torebce, a ja skorzystałem z tego, że zajęła się sobą i wyszedłem z klasy. Ruszyłem korytarzem w stronę Slsali chemicznej, gdzie rudzik powinien mieć teraz lekcje. Po chwili dojrzałem jego rudą czuprynę. Tak się składa, że najwidoczniej on też mnie dostrzegł i szybko odwrócił się, by zwiać. Ja jednak nie zamierzałem mu na to pozwolić.
- Foster!!!
Wszystkie głowy odwróciły się w moim kierunku, ale miałem to gdzieś. Obchodziło mnie tylko to, że Nataniel stanął w bezruchu. Przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz padnie i zacznie udawać martwego. Szybko podszedłem do chłopaka, który za wszelką cenę próbował unikać mojego wzroku. Byłem od niego wyższy więc gdy patrzył w dół, w zasadzie nie widziałem nic oprócz burzy rudych kłaków. No cóż... tym całym unikaniem zajmiemy się później.
- Po tej lekcji w bibliotece
- ...
- Coś nie tak?
- N-nie...
- Świetnie. Nie zapomnij Foster.
Odszedłem, bojąc się, że chłopak zaraz padnie na zawał. Wyglądał jak przerażony kociak. Wróciłem do klasy tuż przed dzwonkiem. Przy okazji zauważyłem, że David i Sandra rozmawiali o czymś i zamilkli jak tylko mnie zauważyli. Nie powinni się krępować. Przecież wiem, że ciągle obrabiają mi dupę.
Lekcja wlokła się w nieskończoność, ale w końcu się skończyła. Miałem szczerze dość szkoły... ale wyglądało na to, że spędzę tu jeszcze kilka dobrych godzin. No cóż... postaram się je wykorzystać.
Powoli spakowałem swoje rzeczy, po czym w pierwszej kolejności ruszyłem do swojej szafki. Zostawiłem tam niepotrzebne rzeczy i zabrałem zeszyt oraz podręcznik z matmy. Na wypadek, gdybym jednak zamierzał się czegokolwiek nauczyć. Następnie wstąpiłem do toalety, by przejrzeć się w lustrze. Wszystko okazało się w jak najlepszym porządku. Gdy w końcu ruszyłem do biblioteki, byłem spóźniony ponad dziesięć minut. Muszę przecież zachować pozory, że mi nie zależy.
Wchodząc do biblioteki, od razu zobaczyłem chłopaka. Po pierwsze: trudno nie zauważyć tych rudych kudłów, po drugie: tylko on tam był. Siedział przy jednym ze stolików. W trakcie przerw między zajęciami jeszcze można było tu kogoś spotkać, ale po lekcjach... właściwie nikt tutaj nie przychodził. Jak miło, że udało mi się go tutaj ściągnąć.
Gdy chłopak mnie zauważył, wyglądał na lekko przestraszonego, ale jednocześnie... jakby mu ulżyło. Ciekawe jak długo by tu na mnie czekał... pół godziny? Godzinę? Podejrzewam, że dłużej. Swobodnym krokiem podszedłem do stolika i usiadłem naprzeciwko chłopaka. Ten uparcie wpatrywał się w blat owego stolika.
Przez chwilę siedzieliśmy w kompletnej ciszy, a ja próbowałem powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Chłopak z każdą sekundą wydawał się coraz bardziej zmieszany i zakłopotany. W końcu stwierdziłem, że chyba starczy tego dobrego, bo jeszcze trochę i zafunduję mu jakąś traumę.
- Więc... zaczynamy czy jak?
Chłopak podskoczył na dźwięk mojego głosu i spojrzał na mnie jak spłoszona sarenka. I jak ja mam mu nie dokuczać? Te reakcje są po prostu warte wszelkiego zła.
- T-tak, więc... Z z czym masz problem?
- Z poprzednim działem.
- ... Ale... j-jakie zagadnienie... a-albo temat...
- Hm... no nie wiem. A o czym w ogóle był ten dział?
Chłopaka wyraźnie zatkało. Otworzył swoje usteczka jak ryba wyciągnięta z wody. Jestem złym człowiekiem... ale jak już mówiłem... by zobaczyć te reakcje, jestem gotów smażyć się w piekle.
- Spoko... żartuję. Nie panikuj.
Wyciągnąłem podręcznik z plecaka i szybko odnalazłem odpowiednią stronę. Położyłem książkę na stoliku i odwróciłem w stronę chłopaka. Wskazałem konkretny przykład.
- To. Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło.
- Och... t-to... musisz... u-użyć wzoru.
- ... Że niby tego?
- N-nie tego drugiego...
- Dlaczego?
- Em... c-co?
- Dlaczego mam użyć tego wzoru, a nie tamtego? Są prawie identyczne. Skąd mam wiedzieć, kiedy użyć którego?
Chłopak przez chwilę wpatrywał się w książkę, po czym nagle sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej zeszyt. Wziął do ręki ołówek i zaczął coś zawzięcie pisać. Następnie położył zeszyt na stoliku, odwracając go w moim kierunku, tak jak ja uprzednio zrobiłem z podręcznikiem.
- Rozrysowałem ci t-to. M-może tak będzie łatwiej.
Zerknąłem na kartkę. Pismo chłopaka była naprawdę ładne i staranne. Ponadto rozrysował to naprawdę... przejrzyście. Mój mózg w jednej chwili zaczął dostrzegać różnice pomiędzy wzorami i zależności między działaniami.
- Czyli... to zależy od znaku poprzedzającego pierwszą liczbę?
- T-tak.
- Hm... okej chyba rozumiem. Ale co jeśli przykład będzie wyglądał w tym stylu. Coś takiego pojawiło się na poprzednim teście.
Wyrwałem chłopakowi ołówek z dłoni, szybko nabazgrałem przykład i mu go pokazałem. Ten ponownie zastanowił się dłuższą chwilę i zaczął jak w transie zapisywać liczby. Tak w sumie minęło kolejne pół godziny. Pierwotnie moim celem było jedynie zbliżenie się do chłopaka i sprawdzenie, jaki właściwie jest. Ostatecznie ku mojemu zaskoczeniu zrozumiałem co najmniej jedną czwartą z tego, co owaliłem na ostatnim teście.
Właśnie miałem zadać mu kolejne pytanie, gdy drzwi do biblioteki otworzyły się a, do moich uszu dobiegły znajome śmiechy. Siedziałem tyłem do wejścia, ale już po chwili zostałem oświecony.
- Sup Leo! Słyszałem, że ostro zakuwasz.
David chciał usiąść obok mnie, ale nagle Sandra wcisnęła się przed niego. Usiadła i natychmiast przysunęła swoje krzesło bliżej mnie, naruszając moją osobistą przestrzeń. Od razu poczułem mdląco słodki zapach jej perfum, nie wspominając o tym, jak szybko jej dłoń wylądowała na moim udzie.
David widocznie był lekko podirytowany, że dziewczyna go wygryzła, ale już po chwili na jego twarzy zakwitł złośliwy uśmiech. Chłopak przeszedł na drugą stronę stolika i rozsiadł się na krześle obok Nataniela. Ten z kolei wyglądał, jakby właśnie dostał palpitacji serca. Nie podobało mi się, że to nie ja byłem tego źródłem. Ja nic bym mu nie zrobił... mogę pożartować, ale... bez przesady. David natomiast... nie zdziwię się, jeśli zaraz doprowadzi go do płaczu.
- Co tam... em... Nathan!?
David objął chłopaka ramieniem, a ten rzucił mi przerażone spojrzenie. Coś jakby delikatnie we mnie drgnęło... ewidentnie mi się to nie podobało, ale fakt, że najwidoczniej chłopak szukał we mnie pomocy, był... dziwnie przyjemny.
- I jak Leoś? Pomyślałam, że wpadniemy, bo masz niezbyt ciekawe towarzystwo... Uważaj, jeszcze złapiesz wszy czy coś.
Jeśli to miała być aluzja do tego, że włosy rudzika są niesforne i wyglądają jak czerwono-pomarańczowy chaos to była wyjątkowo prostacka. Ponadto on przynajmniej ma swoje włosy. Świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że połowa włosów Sandry jest doczepiana... nie wiem tylko, czy ona wie, że w zasadzie wszyscy wiedzą.
Nataniel ewidentnie czuł się niekomfortowo, a nie chcę, żeby miał do mnie uraz. Zwłaszcza że jeszcze z nim nie skończyłem. Coś ciągnie mnie do tego chłopaka i nie jestem pewien co. To znaczy owszem mam pewne podejrzenia. Ponadto wydaję mi się, że każde z nich jest właściwie. Czuję ogromną satysfakcję z dokuczania mu i oglądania jego spontanicznych reakcji. Nie chcę go skrzywdzić... po prostu jego reakcje są urocze. Oprócz tego, mimo że nie jest w moim typie, uważam, że jest... słodki. Po prostu. Fascynuje mnie. W zasadzie nie jest brzydki... ma dość... oryginalną urodę. Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej mam ochotę... robić mu złe rzeczy. A na pewno nie będę miał na to szans, jeśli ta dwójka idiotów zaraz przyprawi go o traumę.
- Ok. Myślę, że starczy mi na dzisiaj. Dzięki Nat.
Szybko spakowałem moje rzeczy i spojrzałem na chłopaka.
- Po ilu jutro kończysz?
- J-ja?... P-po sześciu.
Cholera. Ja kończę po pięciu... No nic. Mówi się trudno. Chyba że...
- Nie chce mi się na ciebie czekać. Zresztą... w bibliotece najwidoczniej nie można liczyć na spokój.
Sandra i David rzucili mi krzywe spojrzenia, które kompletnie zignorowałem. Wziąłem zeszyt chłopaka i szybko zapisałem w nim moje dane.
- To mój adres i numer telefonu. Jutro po zajęciach wpadnij do mnie. Tam będziemy mieli spokój.
Chłopak spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Będę czekał. A teraz lecę. Do jutra
Zwróciłem się do moich sabotażystów.
- Chodźmy coś przekąsić... ja stawiam.
Drugi raz nie trzeba było powtarzać. David bez słowa zostawił chłopaka i ruszył za mną w stronę wyjścia. Zerknąłem jeszcze do tyłu i spostrzegłem Nataniela w niemym szoku wpatrującego się w swój zeszyt.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top