Rozdział 5 - Życie jest trudniejsze od gier.
Nataniel
Szybkim krokiem szedłem przez parking. Z daleka dostrzegłem Allana stojącego przy aucie. Nie zauważył mnie, ponieważ spoglądał w ekran telefonu. Biorąc pod uwagę, że moja własna komórka wibrowała jak szalona, podejrzewam, że właśnie wysyłał mi kolejne wiadomości. Gdy do auta dzieliło mnie zaledwie kilka metrów, brat w końcu mnie zauważył.
- Nat! Czekam już od dwudziestu minut. Coś się stało?
- Nie.
Unikając kontaktu wzrokowego, szybko wsiadłem do środka. Allan nie zwlekał i usiadł za kierownicą. Nie ruszył jednak, a jedynie spoglądał na mnie.
- Jesteś pewien? Może...
- Allan jedźmy już do domu!
Zdawałem sobie sprawę, że mój wybuch jedynie utwierdził go w przekonaniu, że coś jest bardzo nie tak, ale ku mojej uldze odpalił samochód i ruszyliśmy w drogę. Podejrzewam jednak, że po powrocie do domu nie uniknę rozmowy. No i oczywiście miałem rację.
Gdy po wejściu ruszyłem do mojego pokoju, zatrzymał mnie stanowczy głos Allana.
- Nat. Chodź tu, musimy porozmawiać.
Zrezygnowany usiadłem przy stole, na którym stały już biszkopciki. Wskazywało to na to, że Allan podejrzewał taki obrót spraw, bo zawsze kupował biszkopty, gdy miałem podły humor. Brakuje jeszcze tylko...
- Patrz, zrobiłem ci kakałko.
Postawił przede mną mój ulubiony kubek z Jinx i usiadł naprzeciwko ze swoim własnym okraszonym jakże filozoficznym napisem „Kawa czy herbata... oto jest pytanie".
Z uśmiechem na ustach podsunął mi talerz z ciastkami. Rozmowy z moim bratem czasem przypominały sesje u psychologa. Zwłaszcza ten uśmiech mający zapewnić mnie, że znajduję się w przyjaznym otoczeniu, nie mam się czym martwić i powinienem teraz wyjawić wszystkie moje troski.
- Więc... jak poszedł pierwszy dzień szkoły?
- Pani Brown była miła...
- To świetnie!
- I nawet przedstawiła mnie klasie...
- No widzisz, a tak się tym martwiłeś?
- Nie mówiłeś mi, że z nią rozmawiałeś.
- O... bo widzisz... to wynikło przypadkiem. Gdy zanosiłem twoje papiery, spotkałem ją w sekretariacie i tak jakoś zaczęliśmy rozmowę... opowiedziałem jej trochę o tobie, a ona zaproponowała, że... co... coś nie tak?
- ... Zarywałeś do niej prawda?
- ... Ja... no... trochę.
- Świetnie...
- Ale o nic jej nie prosiłem, sama zaproponowała, że ci trochę pomoże. To naprawdę miła kobieta.
- Wiem. Lubię ją.
- O...
Mój brat wydawał się niepokojąco zadowolony z tej informacji... czy... czy on planuje umawiać się z panią Brown?
Obecnie nie byłem pewny co mam o tym myśleć... dlatego postanowiłem zepchnąć te podejrzenia w głąb umysłu i zacząć przejmować się tym później, gdy te obawy będą bardziej realne. Obecnie i tak miałem większe problemy na głowie...
- No... a co z... resztą?
Było widać, że Allan nie jest pewien jak nie rozpętać burzy i czy w ogóle powinien poruszać ten temat.
- To było piekło. Tak wyobrażałem sobie Mordor, gdy czytałem Władce Pierścieni.
Uśmiech powoli znikał z twarzy mojego brata. Nie bardzo wiedział, co powinien zrobić, dlatego ze zrezygnowaniem podsunął talerz z ciastkami jeszcze bliżej mnie.
- ... Może ciastko?
- Nie udało mi się z nikim porozmawiać, a większość ludzi już uważa mnie za dziwaka. Podczas jednej z przerw zgromadziło się wokół mnie chyba z dziesięć osób, a ja dostałem takiego ataku paniki, że wstałem i uciekłem do łazienki. Żeby było śmieszniej, to zatrzasnąłem się w jednej z kabin i spędziłem tam prawie dwadzieścia minut a chłopak, który mnie wypuścił, wyśmiał mnie i nazwał wiewiórką, co było niezwykle oryginalne i pomysłowe. Tak jakbym nie słyszał tego całe moje życie!
- Nat... jeszcze wszystko się ułoży. Masz dużo czasu, żeby się trochę otworzyć i...
- Ale jak ja nie mogę! Po prostu... zapomnij o tym dobra? Poradzę sobie.
Wstałem i już zamierzałem wyjść, jednak szybko wróciłem się i zgarnąłem talerz z ciastkami, po czym udałem się do swojego pokoju.
Wiem, że Allan będzie się o mnie zamartwiał, ale jestem już na tyle dorosły, że sam zamierzam sobie z tym poradzić. On chce dla mnie jak najlepiej. Uważa, że jeśli nie znajdę przyjaciół, to będę samotny... i może ma trochę racji, jednak już się do tego przyzwyczaiłem. Po prostu postaram się nie zwracać na siebie uwagi i jakoś to wszystko przetrwam, a Allan będzie mógł w końcu żyć własnym życiem, a nie przejmować się moim. Niech skupi się na pracy i znalezieniu dziewczyny, bo jak tak dalej pójdzie, to zostanie starym kawalerem... a to byłaby duża strata dla świata, takie geny nie mogą się zmarnować.
Usiadłem wygodnie na łóżku i położyłem na kolanach mojego nowiutkiego laptopa. Podejrzewam, że był on nie tyle prezentem ile czymś, co miało przygotować grunt pod naszą przeprowadzkę, ponieważ dostałem go jakieś dwa tygodnie przed tym, jak Allan mnie o niej poinformował. To było mądre posunięcie. Mój stary laptop już ledwie zipał, a nowsze gry nie działały nawet na najniższych ustawieniach. Ten nowy też nie należy do jakichś najlepszych i najnowocześniejszych... ale jest dość dobry a dla mnie jak najbardziej wystarczający.
Postanowiłem zająć się jakąś grą, żeby nieco ochłonąć. Po zastanowieniu włączyłem niemożliwie starą gierkę RPG. Podchodziła już pod klasyk tego gatunku. Dostałem ją chyba z pięć lat temu, a teraz przechodzę ją trzeci raz. No bo nie ma to, jak zebrać drużynę i zlikwidować trochę trolli.
Nie mogłem jednak w pełni się skupić. Było coś, czego Allanowi nie powiedziałem. Ten chłopak, którego spotkałem w łazience... był naprawdę przystojny. Po prostu nie mogłem wyrzucić go z głowy. Cały czas miałem przed sobą jego twarz.
Był prawie o głowę ode mnie wyższy. Musiał więc mieć prawie metr osiemdziesiąt wzrostu. Czarne włosy były krótko przystrzyżone u dołu natomiast u góry, były nieco dłuższe i perfekcyjnie ułożone co jedynie wywołało u mnie poczucie zażenowania za moje rozczochrane rude kłaki. No i... miał naprawdę piękne oczy. Widziałem je tylko przez ułamek sekundy i szczerze mówiąc, nie potrafiłem stwierdzić czy były niebieskie, czy raczej szare. A jego twarz! Zupełne przeciwieństwo mojej skrzaciej. Chłopak miał wyraźnie zarysowaną szczękę i kości policzkowe, prosty nos i pełne usta...
To nieco przerażające, że potrafię w ciągu jednej sekundy dokładnie wyobrazić sobie, jak wyglądał. Oczywiście! Oczywiście, że to musiało się stać! W każdej szkole jest jakiś niezwykle przystojny osobnik. A moje samotne i smutne serduszko zawsze bije szybciej, gdy tylko zarejestruje w pobliżu takiego osobnika.
Z jednej strony to rozumiem... no bo w końcu jak ktoś jest atrakcyjny, to z automatu każdego człowieka to trochę rusza. Założę się, że w szkole (jak i poza nią) jest mnóstwo dziewczyn, które się w nim podkochują, ale... ja nie jestem dziewczyną. A poza tym... znacznie łatwiej jest wzdychać do plakatu jakiegoś aktora a nieco trudniej żyć ze świadomością, że obiekt westchnień codziennie przechodzi tym samym korytarzem... a może nawet ma ze mną lekcje! Nie widziałem go... ale unikałem jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego, więc równie dobrze mógł siedzieć tuż obok mnie cały dzień.
Teraz będę stresował się jeszcze bardziej. Przede wszystkim chłopak stał się moim numerem jeden, jeśli chodzi o ludzi, których powinienem unikać. Biorąc pod uwagę moje doświadczenia z poprzednich szkół... jest on najprawdopodobniej jednym z tych, którzy lubią gnębić innych. Ci popularni, przystojni i dobrze ubrani zazwyczaj tacy są, poza tym zawsze towarzyszy im ta aura arogancji i poczucia wyższości, którą miał spotkany przeze mnie chłopak.
No cóż, pomógł mi... ale to nic nie zmienia. Tacy jak on zawsze mi dokuczali. W tym przypadku zapewne nie będzie inaczej. Muszę więc za wszelką cenę go unikać. Dla mojego własnego dobra. Jeśli dobrze pójdzie, zupełnie o mnie zapomni. Na pewno ma lepsze rzeczy do roboty.
W pewnym momencie moich rozmyślań zorientowałem się, że gra nie idzie mi zbyt dobrze. Nic dziwnego skoro moje myśli krążą wokół zupełni innych spraw. Stwierdziłem, że nie ma to najmniejszego sensu i najprawdopodobniej najlepiej będzie, jak po prostu zajmę się czymś innym.
Rozpakowałem więc książki i zacząłem odrabiać lekcje. Rozwiązywanie zadań matematycznych niezwykle mnie uspokajało. Później postanowiłem skończyć rozstawiać rzeczy w moim pokoju. Tak jak myślałem, gdy wszystko znalazło się na swoim miejscu, pomieszczenie stało się naprawdę przytulne.
Rozwiesiłem moje wallscrolle z gier i anime. Na łóżku ułożyłem ozdobne poduszki, a na podłodze leżał puszysty jaskrawo zielony dywan. Na ścianie nad łóżkiem powiesiłem kolorowe lampki, a szafka na książki została prawie w całości zapełniona. Podobnie zresztą jak półka, na której ustawiłem moje komiksy i gry wideo. Zrobiło się naprawdę miło i przytulnie. Zresztą jak w całym domu.
Biszkopt zdążył się już zadomowić i znalazł sobie ulubioną miejscówkę pod stołem w salonie. Allan natomiast porozwieszał moje zdjęcia po całym domu. Uważam, że trochę przesadza, ale od zawsze miał świra na punkcie uwieczniania każdego mojego osiągnięcia i... no w sumie wszystkiego.
Tak więc na ścianie wisi oprawione w ramkę zdjęcie między innymi: trzynastoletniego mnie trzymającego na rękach małego Biszkopta, piętnastoletniego mnie po wygraniu konkursu matematycznego, czy siedmioletniego mnie szczerzącego się do aparatu po tym, jak straciłem mleczaka...
Ogólnie to uważam, że to trochę zawstydzające, ale jak mówię o tym Allanowi, to udaje strasznie obrażonego, więc mu odpuściłem. Poza tym i tak nikogo do siebie nie zapraszam, więc nie mam przed kim się wstydzić. Oprócz zdjęć zawierających tylko mnie... są jeszcze nasze rodzinne zdjęcia, z mamą i tatą. Jest ich niewiele. Jedno w pokoju Allana i jedno w salonie. Ja nie mam zdjęcia rodziców. Nie chcę. To nie tak, że nie tęsknie za nimi po prostu... gdy o nich myślę, jest mi smutno.
Dlatego jedyne zdjęcie, które mam w pokoju przedstawia czternastoletniego mnie, Allana i już nie tak małego Biszkopta. Zostało zrobione, gdy byliśmy na naszych pierwszych wspólnych wakacjach po śmierci rodziców.
Pojechaliśmy na trzydniową wycieczkę po okolicy i kempingowaliśmy nad jeziorem. Było naprawdę zabawnie. Cóż... było mnóstwo robaków... ale i tak miło wspominam te czasy. Pamiętam, że złowiłem wtedy swoją pierwszą rybę. Była strasznie mała, co niezwykle rozbawiło Allana, bo twierdził, że szarpałem się z wędką, jakbym złapał co najmniej suma. Mimo to był strasznie dumny. Chwalił się innym, a w jego opowieściach w pewnym momencie naprawdę pojawił się sum...
Szkoda, że nie możemy urządzać takich wycieczek częściej, ale... Allan i tak ma mało czasu na odpoczynek. A po śmierci rodziców musiał pogodzić studia z pracą i wychowywaniem mnie. Gdyby nie pieniądze z ubezpieczenia i oszczędności, które odkładali rodzice, nie wiem, jak byśmy sobie poradzili... Jestem szczęściarzem, że mam tak wspaniałego brata. Przynajmniej tu mi się poszczęściło.
Westchnąłem ciężko i opadłem na łóżko. Życie jest trudne. Niedługo ja będę dorosły... i będę musiał coś ze sobą zrobić. Ale co? Jedyne, w czym jestem dobry to gry. One są proste. Zawsze możesz wczytać zapis, gdy coś ci się nie uda lub zacząć od nowa, jeśli nie podoba ci się rezultat, który osiągnąłeś. Czemu w życiu się tak nie da?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top