Rozdział 11 - Gdy życie daje ci cytryny...

[Hej! Mam nadzieję, że treść tego rozdziału wynagrodzi czytającym na bieżąco tę nieprzewidzianą zmianę terminu... Ta... Sorki. Miłego czytania.]


Leon

   Co ta wiewiórka ze mną zrobiła? Jest poniedziałek. Nie ma jeszcze nawet ósmej rano. A ja grzecznie idę na zajęcia tylko po to, by zwiększyć szanse na nasze przypadkowe spotkanie.

   Nie jestem idiotą. Świetnie zdaję sobie sprawę, co się święci. Moje zainteresowanie tym chłopakiem już od jakiegoś czasu wychodzi poza zwykłą ciekawość. Więc Nataniel najwidoczniej mi się podobał...

   Załóżmy, że moja mentalność drapieżnika przejęła nade mną stery i postanowiła zapolować... No ale jeszcze nigdy nie włożyłem tyle wysiłku w omotanie jednej osoby. Gdy próbuję na to spojrzeć z innej perspektywy... to wygląda zupełnie jakbym... się zakochał czy coś... Nieeee to nie w moim stylu. To nie miłość, tylko pożądanie.

   Tak. Dokładnie. Nataniel Foster jest dla mnie zagadką i po prostu chcę go zdobyć, aby udowodnić sobie, że mogę. Przelecieć go i odhaczyć na liście... to musi być to...

   Ta... Ciekawe czy by płakał... Pewnie tak... wygląda na takiego, co seks łączy ze związkiem na całe życie... Na pewno by płakał... Cholera... Nie chcę, żeby płakał... Czemu nagle bycie skończonym dupkiem jest takie trudne?! Do tej pory to było dla mnie jak oddychanie.

   Idąc przez korytarz, zauważyłem Sandrę. Żywo dyskutowała z jakąś dziewczyną. Naprawdę się wkręciła, bo nawet nie zauważyła, że przechodzę obok. Zazwyczaj zachowuje się jak jakiś rekin. Wystarczy, że pojawię się zasięgu wzroku, a ona jakby wyczuła kroplę krwi w wodzie, rzuca się w moim kierunku. Cóż lepiej dla mnie. Rozmowa z nią to ostatnie czego teraz potrzebuję.

   Niestety nigdzie nie spotkałem Nataniela Fostera. Gdy zadzwonił dzwonek, udałem się na lekcję jak przykładny uczeń. W zasadzie byłem tam tylko ciałem, bo moje myśli bez przerwy krążyły wokół przypominającego wiewiórkę chłopaka. On pewnie teraz siedzi grzecznie w ławce i w skupieniu słucha nauczyciela, robi notatki i ogólnie robi to, co każdy kujon.

   Zauważyłem to już jakiś czas temu, ale jego skupiona twarz też jest bardzo urocza... Zwłaszcza gdy delikatnie przykłada do ust końcówkę długopisu. Wydaję mi się, że nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że to robi... a robi to dość często.

   Zawsze, gdy się nad czymś zastanawia, delikatnie przykłada go do swoich pełnych... różowych ust... Hmm... W zasadzie to całkiem seksi... Gdyby zdjąć te zasłaniające pół twarzy okulary... odsunąć włosy z jego twarzy...

   Mógłbym dotknąć tych pełnych ust... delikatnie je rozchylić... Przed moimi oczami stanął obraz Nataniela z rumieńcem na twarzy. Moje serce jakby trochę szybciej zabiło.

   Co dalej miałbym zrobić? Hm... mógłbym go pocałować... założę się, że nigdy się nie całował. Nie powstrzymywałbym się... o nie... Poszedłbym na całego. Ciekawe jak jego ciało zareagowałoby, gdy wsunąłbym w niego język... Co jeszcze? Gdyby był mój... mógłbym... powiedzieć mu, żeby klęknął... zrobiłby to... jest uległy.

   Delikatnie poruszyłem się na krześle. Miałem przed oczami Fostera z rozwichrzonymi włosami, klęczącego przede mną z zadartą głową i wlepionymi we mnie wielkimi, bursztynowymi oczami, nie rozumiejącymi, o co chodzi.

   Delikatnie przesunąłbym palcem po tych soczystych ustach, rozchylił je... i kazał mu użyć ich, by zrobić mi dobrze. Zrobiłby to... czy nie? Cholera... zrobiłby. Jeśli użyłbym właściwego tonu... Pewnie płonąłby ze wstydu... Otworzyłby usta... wysunął język... i powoli wziąłby go do u...

- Ej. Ziemia do Leo.

   Zamrugałem kilkakrotnie a obraz zarumienionej, piegowatej twarzyczki gotowej zaspokoić moje żądze zniknął. Zamiast tego pojawił się Conor z wyrazem konsternacji na twarzy.

- Lekcja się skończyła. Wszyscy wyszli. Mogę wiedzieć, gdzie przed chwilą byłeś? Bo chyba gdzieś bardzo daleko.

- ... Nie jest dobrze Conor... nie jest dobrze...

- Okeeeej... Czy brałeś coś, co David ci proponował? Jakieś... tabletki...czy coś.

- ... Pieprz się.

- ... No dobra chyba jednak nie jest aż tak źle. Skoro jesteś z powrotem wśród żywych, to oddaj mi moje dwadzieścia dolców.

   Zgarnąłem swoje rzeczy i wychodząc z klasy, podałem szatynowi banknot. Ruszyliśmy razem wzdłuż korytarza.

- Jak to jest, że jesteś dziany, a i tak pożyczasz ode mnie kasę?

- Nie zawsze noszę przy sobie pliczek studolarówek i moją platynową kartę. Sztabki złota też zazwyczaj zostawiam w domu.

- O widzę, że język ci się wyostrzył. Chyba jednak nie mam się o co martwić.

- ...

- Zero komentarza? Naprawdę? Stary wpakowałeś się w coś?

- ... Jeszcze nie wiem.

- ... Naprawdę zaczynam się martwić. Nie zrobiłeś nic głupiego prawda?

- Co? Nie. To tylko... Nieważne.

- ... Jak chcesz. Nie musisz mi nic mówić. Przecież jestem tylko twoim jedynym przyjacielem, który jak idiota przybiega pod twój dom, jak masz doła i pozwala ci spać u siebie za każdym razem, gdy stwierdzisz, że nie masz ochoty przebywać ze swoją rodziną i...

- Boże Conor rozumiem, jesteś święta matka Teresa z Kalkuty. Na razie mam pewną zagwozdkę. To nic istotnego. A jeśli wyniknie z tego coś ważnego, to będziesz pierwszym, który się o tym dowie.

- ... Zrobisz coś głupiego.

- Tak. Zapewne tak. Ale głupie decyzje nie zawsze mają negatywne skutki.

- ... Jesteś niereformowalny. Rób, co chcesz. Ale jeśli zobaczę, jak zgarnia cię policja albo tłuką jakieś dresy, to nawet palcem nie kiwnę. Będę stał, podziwiał i mówił wszystkim wokół „A nie mówiłem, że tak skończy?".

- Ależ Conor nie wątpię, że tak postąpisz. Ja bym na twoim miejscu zrobił to samo.

- ... Nie będę po tobie sprzątał.

- Wiem.

- Ani ci pomagał.

- Yhm.

- Nie będę nadstawiał dla ciebie karku.

- Tak. Zrozumiałem.

- ... Jakby coś to dzwoń.

- Jesteś moim numerem awaryjnym. Zaraz pod Pizza Hut.

- Boże, dlaczego mnie tak pokarałeś?

   Tymi słowami Conor mnie pożegnał. Ja wszedłem do klasy, a on poszedł dalej na drugie piętro.

   Gdy tylko usiadłem, zobaczyłem zmierzającą w moją stronę Sandrę. No tak. Tę lekcję mam z nią. Na szczęście zadzwonił dzwonek i w tej samej sekundzie do klasy wszedł nauczyciel. Ten koleś nigdy się nie spóźnia... nawet sekundy. Poza tym od razu przechodzi do lekcji.

   Zobaczyłem, jak Sandra przygryza wargę, nie wiedząc, czy iść do mnie, czy zająć swoje miejsce. Wkurzony wzrok nauczyciela ułatwił jej tę decyzję. Dziewczyna usiadła, ale całą lekcję rzucała mi ukradkowe spojrzenia. Ewidentnie chciała mi coś powiedzieć. Coś, co ona uważała za niezwykle interesujące, a mnie zapewne wisiało.

   Naprawdę nie mam ochoty słyszeć najnowszej gorącej ploteczki... Poza tym ta kobieta zawsze wszystko koloryzuje. Wystarczy wziąć jako przykład nasz związek, który wszyscy dzięki jej opowieściom uważają za namiętny. Nie mam pojęcia, co nagadała tym ludziom, ale z tego, co się orientuję, to chyba kupiłem jej jakąś drogą biżuterię... nie mówiąc już o tym, że jestem genialny w łóżku. Znaczy... jestem. Ale skąd ona o tym wie?

   Zignorowałem dziewczynę i skupiłem się na czymś innym... Kimś innym. Jak uda mi się dzisiaj złapać Fostera to poproszę go o wytłumaczenie jakiegoś zadania po lekcjach... Ta... to dobry pomysł. Może uda mi się wyciągnąć z niego jakieś informacje...

   W końcu dzwonek rozbrzmiał, a dziewczyna niemal do mnie przybiegła... No na tyle na ile było to możliwe na tych szczudłach, które ona nazywa butami. No dobra... miejmy to z głowy.

- Hej Leoś!

- Hej.

- Co powiesz na randkę po lekcjach?

- Jestem zajęty.

- Nie mów, że znowu będziesz z tym nerdem?

- Tak. Taki jest plan. No wiesz... zdać z matmy. Wiem, że to może być dla ciebie... szokujące, ale to dość istotne dla przeciętnego ucznia.

- Na twoim miejscu bym się z nim nie zadawała.

    Ja ją właśnie w oczywisty sposób obraziłem, sugerując jej niską inteligencję a ona dalej swoje... W pewien sposób ją podziwiam. Taki poziom ignorancji jest... niezwykły.

- A mogę wiedzieć, dlaczego miałbym?

    Sandra uśmiechnęła się z wyższością.

- To pedał.

   Słucham? Chwila... nie...

- Skąd taki pomysł?

- Widziałam go w weekend. Był z jakimś blond kolesiem w restauracji. Byli straaasznie blisko. Nie za dobrze się kryli. Później wsiedli razem do jakiegoś wypasionego auta i odjechali. Wydaje mi się, że w stronę hotelu. Poza tym Julie mówi, że widziała go raz z tym samym kolesiem. Chyba jest od nas starszy. Dawał mu jakieś pieniądze. Może to jego sponsor czy coś. Wygląda, jakby potrzebował pieniędzy. Widziałeś, jak się ubiera? znalazł sobie jakiegoś dzianego frajera i... Ej Leoś co jest?

- Zamknij się.

- Co?

- Zamknij się!

   Wszystkie głowy zwróciły się w moim kierunku, co kompletnie zignorowałem. Ma kogoś... nie... nie „kogoś". Ma faceta. Kto to? Uczeń? Nie... ktoś starszy... jak bardzo starszy? Dawał mu pieniądze, jeździ dobrym samochodem... Nie. Foster nie jest kimś, kto się puszcza. To pewnie jego chłopak... Jak wygląda? Sandra nie wspomniała nic oprócz tego, że jest blondynem... Jakby był brzydki, to na pewno by to wytknęła, a skoro przemilczała tę kwestię, to ten koleś może być niczego sobie. Jest lepszy ode mnie? Przystojniejszy? Bogatszy? Ma samochód... też mi coś. Też mogę mieć samochód. Wystarczy, że powiem rodzicom i... Kurwa! Nawet ja widzę jakie to żałosne. Ten koleś pewnie owinął go sobie wokół palca.

   Nagle wezbrał we mnie irracjonalny gniew. Jak długo chodzi z tym kolesiem? Trzymają się za rączki? Chodzą do kina, na kolację a później do hotelu? Robi mu te wszystkie rzeczy, które ja miałem robić?! O nie... nie, nie, nie.

- Leon? O co chodzi?

   Nagle uświadomiłem sobie coś i cała furia skupiła się na stojącej obok mnie brunetce.

- Ilu osobom o tym powiedziałaś?

- Em... no kilku. Emmie, Julie, Weronice i Benowi, Davidowi...

- Nikomu więcej o tym nie wspomnisz jasne?

- No... ale przecież...

- Nikomu!

    Wstałem i ruszyłem w stronę drzwi, mijając zszokowaną dziewczynę.

- Dobra, ale... ej gdzie idziesz? Leo jeszcze nie skończyłam.

- Ale ja skończyłem.

   Dzwonek zadzwonił, obwieszczając koniec przerwy. Już po chwili korytarze były puste. Otworzyłem drzwi do klasy, w której Foster powinien mieć teraz lekcję. Nauczycielka spojrzała na mnie zaskoczona, a ja szybko przeszukałem wzrokiem ławki. Nie dostrzegłem rudej strzechy. Nie ma go. Jedna z ławek z przodu była pusta. Cholera. Nim kobieta otrząsnęła się z szoku i zwróciła mi uwagę, zamknąłem drzwi i ruszyłem przez korytarz.

   Plotka mogła roznieść się już po całej szkole no, a przynajmniej po naszym roczniku. W takim wypadku dotarła też do Nataniela.

   Dobra Leo. Myśl. Gdybyś był wystraszonym, nieśmiałym chłopakiem o niskiej samoocenie to gdzie schowałbyś się, gdybyś został publicznie upokorzony lub stał się obiektem drwin.

   Łazienka? Chyba za duże prawdopodobieństwo, że ktoś tam wejdzie. Dach? Nie... jest zamknięty. Można otworzyć drzwi wsuwką, ale wątpię, aby Foster o tym pomyślał. Szatnia? Czy ktoś ma teraz WF? Chwila... mamy dwie szatnie. Jedna jest nowa i to z niej wszyscy korzystają. Ta stara zawsze jest pusta, chyba że ktoś chciałby zapalić peta... ale wtedy zazwyczaj wychodzą na dwór, chyba że jest zimno... dzisiaj jest ciepło...

   Dwie minuty później stałem pod drzwiami szatni. Delikatnie je otworzyłem i wszedłem do środka. Usłyszałem cichy, stłumiony płacz. Zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę dźwięku. W pomieszczeniu było dość ciemno. Do środka wpadało jedynie światło z niewielkich wąskich umieszczonych wysoko okien. Odetchnąłem głęboko i ominąłem rząd szafek. Na końcu pomieszczenia na jednej z ławek siedział Nataniel.

   Podkulił nogi, objął rękami kolana i skrył w nich twarz. Widziałem, jak jego chudziutkie ramionka poruszają się delikatnie. Przysięgam, że Sandra pożałuje. Ale później. Teraz muszę chyba raz w życiu zachować się jak dojrzała, odpowiedzialna i moralnie poprawna osoba. Mam wrażenie, że to raczej Conor powinien tu być. Ja średnio wpasowywałem się w ten opis.

   Ostrożnie zbliżyłem się do chłopaka.

- Nat...

   Rudzik jedynie bardziej zwinął się w kłębek, a jego płacz stał się nieco głośniejszy. Brawo geniuszu. Przestrasz go, przypraw o zawał albo o traumę. Dobra... delikatnie, ostrożnie... humanitarnie.

- Nat... to ja Leon.

   Zero reakcji. Nie zniszcz mu psychiki, ostrożnie, bez gwałtownych ruchów...

- Słuchaj... to... tylko plotka. Niedługo wszyscy o tym zapomną. Znajdą sobie inny obiekt żartów.

    Chłopak zaczął zanosić się płaczem. Spieprzyłem. Brawo Leon. Przypomnij mu, że teraz będzie ofiarą żartów. To świetny pomysł. Dobra. Koniec. Trzeba wyłożyć kawę na ławę. Zbliżyłem się do chłopaka i przykucnąłem przed nim.

- Nataniel... nikt nie zrobi ci krzywdy. Obiecuję.

- N-nie p-prawda.

   Odezwał się. Cicho jak myszka, ale jednak. Mamy postęp.

- Nie pozwolę, by ktoś coś ci zrobił. Jeśli David rzuci w ciebie jeszcze jedną papierową kulką, to wsadzę mu ją do gardła.

- W-wszysy ś-ś-śmieją się...

- Porozmawiam z nimi i już nie będą mieli czym się śmiać.

- T-ty n-nie zroz-zumiesz, t-to...

- Rozumiem Nat. Boisz się. Nie chcesz być w centrum uwagi. Nie chcesz być ofiarą ich żartów. Rozumiem.

- T-ty...

- Myślisz, że po mnie nie jadą? Nie prosto w oczy, bo się boją, ale za plecami mówią o mnie różne rzeczy. Że jestem rozpieszczonym bachorem, aroganckim dupkiem, bogatym smarkaczem. Olewam to.

- ...

- ... Wiem, że to nie to samo. Rozumiem, że to coś, co naprawdę chciałeś ukryć.

- N-nie rozumiesz.

- Rozumiem. Naprawdę. Nat. Ja rozumiem... Też to ukrywam.

   Chłopak poruszył się delikatnie. Uniósł nieco głowę, by na mnie spojrzeć. Nie miał okularów. Ujrzałem jego zaczerwienione i błyszczące od łez oczy. Dobra... chyba nadszedł czas podjąć jakąś dojrzałą decyzję.

- Wiem, że jesteś gejem... a teraz ty jesteś jedyną osobą, która wie, że ja też jestem.

   Wielkie bursztynowe oczy spoglądały na mnie z mieszaniną nieufności, strachu i chyba odrobiny... nadziei. Delikatnie dotknąłem jego dłoni. Nie zabrał jej. To chyba dobrze wróży. Usiadłem obok niego, a jego wzrok podążył za mną.

- K-kłamiesz. M-masz dziewczynę.

- Muszę mieć. Inaczej już dawno i o mnie krążyłyby plotki. Ale to udawane. Nie lubię dziewczyn. Nie kłamię. Jesteśmy tacy sami. Ja... nie pozwolę, aby się nad tobą znęcali.

    Chłopak przestał chować swoją twarz i spojrzał mi prosto w oczy. Wyglądał jak zbity szczeniak, a jego głos łamał się i drżał.

- D-Dlaczego?

   Dlaczego? Świetne pytanie. Dlaczego? Przecież moja przykrywka pójdzie się jebać. Skończy się tak, że ta afera przejdzie na mnie. Dlaczego mam ryzykować moje spokojne szkolne życie?

   Cóż, może, dlatego że jest nudne, a ja mam już dość podporządkowywania go do oczekiwań innych ludzi? Przecież ich opinia nie ma dla mnie znaczenia... więc czemu właściwie udaję? Nataniel jest słaby i podatny, ja taki nie jestem. Ja dam sobie radę... i mogę mu pomóc przez to przejść.

   Jednak nie jestem dobrym człowiekiem. Nie mam niewinnych intencji. Mam pewien mało szczytny cel i zamierzam postąpić zgodnie z własnym charakterem. Wykorzystam sytuację. Bo skoro już jesteśmy w tym bagnie po uszy... to po co się hamować. Jak to mówią... gdy życie daje ci cytryny, robisz z nich lemoniadę.

   Przybliżyłem się do chłopaka i delikatnie odgarnąłem wściekło-rude kosmyki.

- Dlaczego? Bo chcę, abyś był mój Natanielu Fosterze.

   Dostrzegłem, jak chłopak ze zdziwienia szerzej otwiera oczy. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę.

   Przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem delikatnie, ale długo. Jego usta były gorące i miękkie. Jego ciało naprężyło się i zamarło w bezruchu. Nie próbował mnie powstrzymać, co zachęciło mnie do spróbowania czegoś więcej.

   Wsunąłem dłoń w jego włosy i pogłębiłem pocałunek. Chłopak bez odrobiny sprzeciwu pozwalał mi kierować swoim ciałem. Rozchylił delikatnie usta, a ja powstrzymałem się przed pójściem na całość. Nie chciałem go przestraszyć. Dlatego jedynie delikatnie musnąłem jego język swoim, po czym odsunąłem się od niego i spojrzałem mu w oczy.

   Nataniel przestał płakać. Jego policzki były czerwone, a oczy jak u sarenki wyrażały zagubienie. Jego usta nadal były delikatnie rozchylone, co niemal sprawiło, że się na niego rzuciłem. Patrzył na mnie i mrugał, jakby wydawało mu się, że to tylko sen i teraz powinien się obudzić.

   Delikatnie złapałem go za dłoń, wstałem i pociągnąłem w stronę drzwi. On natomiast bez cienia protestu ruszył za mną.

- Chodźmy stąd. Zabiorę cię w ciekawsze miejsce.

[Pisanie tego rozdziału było fajne... takie no wiecie... aww... Dał mi wiele chęci do dalszego pisania.^^

PS. Postaram się by następny rozdział był w środę tak jak powinien.]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top