Spotkanie z tatusiem...
Kiedy tylko rodzice pojechali, pobiegłam do łazienki, aby się przygotować. Ubrałam szarą spódniczkę, różowy sweter, zakolanówki. Chciałam wyglądać ładnie, subtelnie, ale też uroczo, tak jak przystało na little, żeby podobać się mojemu Tatusiowi.
Jednak kiedy tylko o tym pomyślałam, usiadłam na materacu łóżka i wzięłam głęboki wdech, żeby się opanować, a przede wszystkim nie brać tego aż tak poważnie. Raczej powinnam podchodzić do tego jak do spotkania z przyjacielem.
Nie mogłam się angażować aż tak emocjonalnie, gdy w rzeczywistości niewiele się znaliśmy. Z resztą już raz zostałam zraniona i powinnam wyciągnąć z tego lekcję.
Dlatego cieszyłam się, że zaproponował spotkanie w kawiarni, a nie w jego domu lub jakimś ustronnym miejscu. W kawiarniach zawsze było pełno ludzi, więc mogłam mieć nadzieję, że w razie czego ktoś mi pomoże.
***
Weszłam do kawiarni i rozejrzałam się dookoła. Wypatrywałam uważnie mężczyzny ze zdjęcia, gdy nagle ktoś podniósł się i... był to mój szatyn. Poczułam rumieńce wpełzające na moją twarz oraz stres, dlatego lekko zacisnęłam pięści na materiale mojej kurtki, a następnie wzięłam głęboki wdech i podeszłam do niego, uśmiechając się szeroko.
- Cześć Ninka. - powiedział, podając mi rękę.
- Cześć... Nick. - Ledwie zdołałam wypowiedzieć jego imię.
Mówienie do niego Tatusiu przy tych wszystkich ludziach, nie wchodziło w grę. Jakoś... wstydziłam się.
- Usiądź. - Odsunął mi krzesło, a ja pospiesznie zdjęłam wierzchnie odzienie i zajęłam miejsce.
Był dużo bardziej przystojny niż na zdjęciu, a dodatkowo... Taki szarmancki.
- Czego się napijesz? - zapytał, zaglądając do małej rozpiski, stojącej na stoliku.
- Może... - Zerknęłam również w menu i zaczęłam przeglądać spis napojów. - Gorącą czekoladę - powiedziałam.
- Dobrze, skarbie - mruknął z uśmiechem, wlepiając wzrok w moje oczy. Kiedy koło nas zjawiła się kelnerka, mężczyzna złożył zamówienie.
Cieszyłam się, że zrobił to także za mnie. Jakoś... okropnie się wstydziłam i nie miałam pewności, czy zdołałabym powiedzieć, co chcę.
- Bardzo cieszę się, że zgodziłaś się na spotkanie - powiedział, nerwowo bawiąc się serwetką, którą wyjął z serwetnika. Dodatkowo wpatrzył się w blat. Moment... Czy on był zestresowany?
- Ciekawi mnie, czy miałeś już swojego maluszka. Jakoś... zapomniałam cię zapytać wcześniej - powiedziałam cicho, patrząc na niego z zainteresowaniem. Jakoś było mi raźniej i lepiej, wiedząc, że też walczył ze stresem.
- Nie miałem. Moja niedoszła córeczka w ostatniej chwili się rozmyśliła - powiedział z nutką żalu. - Ale nie martw się. Rozmawiałem z kumplami z ich córeczkami i wiem na czym to polega. - Wyjaśnił. - Poza tym... Możemy ustalać własne zasady. - oznajmił, na co poczułam się trochę niezręcznie.
To miało być luźne spotkanie... a on zaczynał gadać jakby miał zamiar już omawiać ze mną kwestię bycia w związku.
- Spokojnie Nino. Nie mam innej little, jeśli to cię martwi, ani nie jest tak, że mnie porzuciła z jakichś względów - powiedział, a wtedy kelnerka postawiła przed nami nasze zamówione napoje. - A ja nie mam zamiaru na nic nalegać - dodał, po czym na moment zapanowała cisza. Przemówił dopiero po dłuższej chwili:
- Jak długo się tym interesujesz, Nino?
- Od... Dłuższego czasu - powiedziałam, wymijająco, biorąc do rąk kubek, aby ogrzać dłonie.
- Brzmisz jakbyś coś kręciła - mruknął, mierząc mnie chłodnym, przenikliwym wzrokiem. Odwróciłam spojrzenie od jego tęczówek, czując znów rumieńce na policzkach.
- Nie kręce. - Skłamałam tak perfidnie, że nawet dziecko by się połapało.
- Ninka - warknął dość groźnie. Na tyle, że bardzo się wystraszyłam, więc zaczęłam szarpać skrawek spódnicy. - Tatusia się nie okłamuje - dodał. - Co ukrywasz? - zapytał, a ja podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy z trudem wypowiadając to krótkie ,,nic". Tatuś nie był ze mnie dumny. Nagle wyprostował się, a jego twarz nabrała jeszcze większej surowości.
- Znasz zasady i wiesz co grozi za ich nie przestrzeganie?
-Nick. To nasze spotkanie... Nie jest żadną umową. I nie miało być zobowiązujące - przypomniałam. Musiałam to przerwać, bo miałam wrażenie, jakby zaraz zamierzał przełożyć mnie przez kolano. Dosłownie czułam jak rosła u mnie z tego powodu histeria. - Ja nie chcę na razie brnąć w taką relacje. Wiem. Możesz czuć się oszukany, bo na stronie zgodziłam się, aby być córeczką i mówiłam do ciebie Tatusiu, ale... - mówiłam cicho, choć i tak raczej nikt nie zwracał na nas uwagi. - Są sprawy, o których nie chcę rozmawiać, bo jest za wcześnie. I nie gróź mi za to karą - poprosiłam ze łzami w oczach.
Kiedy tylko o tym myślałam... wyobrażałam sobie Jasona. Czerwonego na twarzy ze złości, z zaciśniętymi zębami, wyciągającego pospiesznie pasek ze szlufek. Nie... Nie potrafiłam się wyzbyć tych okropnych wspomnień.
- Ciii. - Poczułam dłoń Nicka na swojej dłoni. - Przepraszam, nie chciałem, żebyś się wystraszyła. Wystarczyło powiedzieć, rozumiem - mruknął, głaszcząc kciukiem moją dłoń. Poczułam się troszkę lepiej. - Ciii. Nie chcę widzieć łez na tej ślicznej buzi. Powiedz mi Nino, co lubisz robić? Lubisz kolorować?
- Bardzo. - Pociągnęłam nosem, rozchmurzając się troszkę. - Ale dużo bardziej lubię rysować.
- Pewnie ślicznie rysujesz.
- Czy ja wiem... - mruknęłam skromnie, pocierając oczy, aby się nie rozpłakać. - Może kiedyś pokażę ci moje prace. Chciałbyś?
- Pewnie. Malujesz słuchając muzyki, oglądając, czy bez niczego? - Ciągnął, żeby zmienić temat i przywrócić miłą atmosferę.
- To zależy. Czasem lubię ułożyć się na dywanie, przed telewizorem i rysować oglądając jednocześnie, ale chyba najczęzciej robię to słuchając muzyki.
- A jakie bajki lubisz najbardziej?
- Oglądam mało bajek, bo rodzice twierdzą, że jestem za duża. - Wyżaliłam się. Dodatkowo dostawali obsesji, gdy widzieli u mnie cokolwiek dziecinnego.
- Jaka za duża? - zapytał oburzony. - Jesteś malutką kruszyneczką i powinnaś oglądać tyle bajek ile chcesz.
- Tak myślisz? - zapytałam cichutko.
- Ja to wiem. - powiedział z uśmiechem. - Pij słoneczko, bo ci wystygnie czekolada.
Wzięłam łyk przepysznego napoju i nie mogłam przestać się nim delektować. Czekolada była najpyszniejszym dziełem człowieka, a kto myśli inaczej... MYLI SIĘ!
- Smakuje ci? - zapytał z uśmiechem. Wyglądał już na nieco rozluźnionego, a i ja nieco się uspokoiłam.
- Pychotka. - odpowiedziałam, na co zaśmiał się życzliwie.
- Nie chcę naciskać Nino, ani cię wystraszyć, bo wiem jaka była umowa i na co się zgodziłem; ale chciałbym, abyś została moją córeczką i zamieszkała ze mną chociaż na próbę. - Zaproponował, a ja zamarłam, nie mając pojęcia, co powinnam była odpowiedzieć i w ogóle zrobić
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top