Nie wiem co o tym myśleć...
Ciężko było powtórzyć to, co powiedział mi John prosto w twarz Nicka. Ciężko było wyrazić oskarżenie, wobec człowieka, który dał mi tyle szczęścia i ożywił nadzieję na lepszą przyszłość.
To wydawało mi się niewdzięczne i... nie w porządku, ale czułam, że teraz było za późno na odwrót. Nie wspominając już o tym, że chciałam zobaczyć jego reakcję, żeby przekonać się, że to nie była prawda.
- John twierdził, że zrobiłeś coś złego swojej little, i że musiał ją przekonywać, żeby nie poszła na policję - wypaliłam.
Poczułam się strasznie głupio. Zwłaszcza, gdy zobaczyłam wyraz twarzy Nicka. Wydawał się być zawiedziony. Pokręcił głową.
- Wierzysz mu? - zapytał cicho, co tylko potęgowało moje poczucie winy, że w ogóle zaczynałam. - Okłamał cię, żebyś wyszła i nie chciała tu zostać. Dobrze, że mu nie otworzyłaś - powiedział, ale mimo to czułam się jakoś dziwnie z tym co powiedział. - Jadłaś coś?
- Nie.
- W takim razie chodźmy coś zjeść - rzucił, ale nie czekał na mnie tylko od razu ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.
***
Nick zachowywał się bardzo dziwnie. W ogóle czułam się jakby mnie unikał. Czy on był zły, że zapytałam?
A co miałam innego zrobić w takiej okoliczności? Udawać, że nic nie wiem? I żyć w kompletnej niepewności?
Co prawda Nick mógł kłamać, ale jego reakcja wskazywała raczej na to, że był niewinny.
Przekręciłam się znów na drugi bok. Nie mogłam zasnąć przez te wszystkie myśli kłębiące się w mojej głowie.
Na zewnątrz zerwał się wiatr, a zaraz potem zaczął padać rzęsisty deszcz. Z daleko było słychać grzmoty, które z każdym kolejnym robiły się głośniejsze.
Westchnęłam ciężko. To tylko tym bardziej utrudniało mi zaśnięcie.
Błyskało się coraz mocniej. Gęste krople dudniły w parapet oraz okno, a na każdy grzmot mimowolnie się wzdrygałam. W końcu miarka się przebrała, gdy piorun uderzył gdzieś tak blisko, że zatrzęsły się szyby.
Nie liczył się strach, wstyd, nawet nie zorientowałam się, gdy już bezwstydnie ładowałam się do łóżka Nicka. Ten kompletnie zaspany, wpuścił mnie pod kołdrę i przygarnął do siebie.
- Wszystko okej? - zapytał cicho.
- Teraz tak - mruknęłam w odpowiedzi.
- Nie ma się czego bać. - Otulił mnie szczelnie kołdrą i złożył delikatny pocałunek na moich włosach.
- Przepraszam... ja...
- Ciiii... cieszę się, że przyszłaś, słoneczko. Spróbuj się przytulić i zasnąć - powiedział, ale gdy wzdrygnęłam się zaraz po tym jak zabrzmiał grzmot, stało się dla niego jasne, że nie zasnę tak łatwo. - Beznadziejna pogoda, co?
Przytaknęłam bezgłośnie. Taka pogoda nawet, kiedy było się ,,bezpiecznym" w domu, nie stanowiła niczego dobrego. Silny wiatr mógł zerwać dach, albo piorun zapalić go...
- Spokojnie. Chyba już rzadziej grzmi. Jesteś przy mnie bezpieczna.
- Tato?
- Tak?
- Yym...
- Mów śmiało. - Westchnął ciężko. Chyba czuł, że pytanie nie będzie łatwe.
- Długo przyjaźniłeś się z Johnem?
- Nie byłem z nim na tyle blisko, żeby o tobie wiedzieć, a tym bardziej tym, że cię krzywdził. Gdybym wiedział... nie pozwoliłbym na to - powiedział z pełną stanowczością.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby...
- Wiem. Nie dziwią mnie twoje pytania, ale postaraj się zrozumieć, że to wcale nie takie łatwe. Miałem go za kogoś innego... i... nie wierzę, że cię z nim zostawiłem. - Zasłonił twarz dłonią. - Mogło ci się coś stać.
- Nie wiń się. - Ścisnęłam go mocniej, gxy znów rozległ się grzmot. - Wiem, że nie wiedziałeś. John okłamywał i mnie i ciebie. Mi przedstawił się jako Jason. I jako Jason był potworem. Twój przyjaciel John mógł być zupełnie inny.
- Dopiero teraz mi uświadomiłaś, że powinienem znaleźć jego little i upewnić się, czy nie robi jej tego samego, co kiedyś tobie. - Aż cała napięłam się na tę myśl. - Ale teraz nie pora na to. Przytul się i spróbuj zasnąć. Muszę jutro rano wstać do pracy.
***
Nad ranem obudziłam się kompletnie sama w łóżku. Na zewnątrz nie było już prawie śladu po nocnej zawierusze.
Niebo było błękitne, śpiewały ptaki, a słońce pozbywało się kropel z liści drzew oraz kałuż z drogi.
Zapowiadał się całkiem przyjemny dzień, zwłaszcza, że noc z Nickiem zdwcydowanie poprawiła mój humor. Nie wiem, jak mogłam myśleć, że Nick jest kimś złym. John zapewne liczył, że zdoła mnie oszukać i zostawię Nicka. Mylił się jednak.
Byłam w trakcie robienia sobie śniadania, gdy usłyszałam skrobanie przy drzwiach, a następnie ich skrzypnięcie. Mimo to, byłam przekonana, że to musiał być Nick, który zdecydował się zerwać się dla mni z pracy.
Jednak bardzo się myliłam.
Na widok Johna od razu zerwałam się do ucieczki.
- Zaczekaj! Nie chcę ci zrobić krzywdy - powiedział zdenerwowany, ale ja nie zamierzałam słuchać słów włamywacza i kogoś, kto niegdyś tak bardzo mnie zranił.
Jednak tym razem, John okazał się sprytniejszy. Domyślał się najwyraźniej jaki miałam plan.
Złapał mnie, a następnie poczułam ukłucie na udzie, po czym puścił mnie.
Zdążyłam tylko złapać telefon, gdy obraz przed moimi oczami zaczął się rozmazywać.
- Połóż się... - Chciał mnie dotknąć, więc niezgrabnie odsunęłam się, przewracając się o własne nogi.
Próbowałam walczyć z tym... jakoś się ocalić, ale było tylko gorzej.
- Z... z... zos...staw...
- Zrobisz sobie krzywdę. Ciii... - Świat zaczął wirować, a ja choć bardzo chciałam go odepchnąć, postawić jakiś opór, nie byłam wstanie strącić jego rąk. - Nie możesz uderzyć się w głowę... - To było ostatnie, co usłyszałam, po czym straciłam przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top