Nie tak łatwo...
Nina
Po tym jak zostawił mnie samą długo płakałam i gryzłam się z myślami. Z jednej strony nie chciałam wierzyć w to co powiedział, ale z drugiej strony... może naprawdę nie kłamał. Co jeśli Nick rzeczywiście nagrywał mnie pod prysznicem, a potem wstawiał to gdzieś do Internetu. Co jeśli nie znałam go tak dobrze, jak mi się wydawało, że go znam?
Rankiem, gdy się obudziłam wcale nie czułam się wypoczęta. Wciąż dręczyły mnie koszmary, a na dokładkę bolała głowa. Wstałam z łóżka, żeby pójść do toalety, ale wtedy zorientowałam się, że miałam na sobie jedynie bieliznę! A byłam pewna, że sama się nie rozbierałam.
Natychmiast zaczęłam przeglądać szuflady w poszukiwaniu jakichś ubrań. W sumie zastanawiałam się jak mógł zrobić mi coś takiego, ale z drugiej strony... to przecież był Jason. Mój największy koszmar.
- Już wstałaś. - Zauważył z uśmiechem, gdy tylko wszedł do mojego pokoju. - Zatem chodź. Zrobiłem ci śniadanko.
- Rozebrałeś mnie - powiedziałam zdenerwowana, jednak to tylko go rozbawiło.
- Domyślałem się, że nie będziesz zadowolona. Spałaś jak zabita. Nie miałem serca budzić cię, żeby przebrać cię w piżamkę.
- W piżamę?! Miałam na sobie tylko bieliznę!
- Po pierwsze nie krzycz, a po drugie wybudzałaś się. Uznałem zatem, że skończę i tak powinno być ci dostatecznie wygodnie spać.
- Nie rób tego więcej.
- Będę robił co chcę. I lepiej bądź dziś grzeczna, bo inaczej się doigrasz - zagroził dość ostrym tonem, więc od razu moja odwaga jak szybko się pojawiła, tak szybko wyparowała.
Zeszłam zatem posłusznie na dół, siadając naprzeciwko mleczno-różowej papki. Ten element DDlg mógł sobie darować, albo chociaż zmniejszyć jego częstotliwość.
- Po śniadaniu wybierzesz kilka rzeczy, które ci się podobają najbardziej i spakujesz je do walizki - oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Co?
- Mówię chyba wyraźnie.
- Po co mam to robić?
Jason westchnął ciężko.
- Uznałem, że dobrym pomysłem będzie zabranie cię na wycieczkę. Pokazanie ładnych miejsc, spędzenie z tobą trochę czasu w ładnych okolicach. Liczyłem, że się ucieszysz.
Od razu dotarło do mnie, że tu wcale nie chodziło o wycieczkę. On chciał ze mną uciec. Z trudem powstrzymałam wybuch złości, myśląc szybko, co powinnam zrobić, żeby odwlec ten pomysł w czasie, albo go kompletnie udaremnić. To mogłoby znacznie zwiększyć moje szanse na wrócenie do Nicka. Może miał coś za uszami, ale jak dotąd sprawiał, że miałam po co żyć na tym świecie.
- O czym myślisz? - zapytał, gdy siedziałam wgapiając się bezczynnie w kaszkę.
- O niczym. - Zabrałam się za jedzenie.
- Pospiesz się trochę. Musimy ruszyć przed południem - dodał, ale ja nie zamierzałam mu ułatwiać tego zadania.
Specjalnie grzebałam w misce, a gdy już naprawdę piorunował mnie wzrokiem wkładałam łyżkę do ust. Wiedział, że robiłam to specjalnie, ale nie przesadnie mi to przeszkadzało.
- Dobrze. Wystarczy. Zrobię ci jeszcze coś na drogę. - Chciał mi zabrać miskę.
- Nie skończyłam.
- Za moment skończysz z czerwonym tyłkiem. Zaraz przyniosę walizkę. Wybierz sobie trochę potrzebnych rzeczy. Tylko żadnego przeciągania, bo moja cierpliwość się skończy - warknął już naprawdę zdenerwowany.
Igranie z nim nie było zbyt mądrym pomysłem, ale wierzyłam, że każda sekunda może zaważyć nad tym, czy wrócę do Nicka, czy będę skazana na Jasona na długie miesiące, a może nawet... całe życie.
Dlatego starałam się zachować spokój, przeciągając każdą możliwą chwilę jak najdłużej. Otworzyłam szafę i przyglądałam się wszystkim ubraniom, udając że faktycznie zastanawiałam się, które będzie najlepsze do zabrania. Swoją drogą... nawet nie wiedziałam, gdzie mnie zabierał. Czy powinnam wziąć coś ciepłego, może same ubrania z krótkim rękawem i bez długich nogawek...
- Twoja walizka - powiedział Jason, stawiając ją przede mną. - Zaczęłaś w ogóle?
- Nie wiem co mam wziąć... Czy tam będzie gorąco?
- Jak tu wrócę masz być gotowa do wyjścia. Masz dziesięć minut! - rzucił, po czym wyszedł naprawdę bliski wybuchnięciu gniewem.
Początkowo aż pojawił się we mnie podziw, że był taki opanowany, ale zaraz uświadomiłam sobie dlaczego to robił. Chyba wierzył, że wtedy bez oporu dam się wywieźć.
Wyjęłam z szaf parę spodni oraz bluzę i traciłam już pomysły. Z resztą... bałam się kary.
Może powinnam udawać, że źle się czuję? Ale przecież w to nie uwierzy. Albo da mi leki i każe wytrzymać jakoś tę podróż.
Kiedy usłyszałam kroki, spanikowałam. Zamknęłam się w łazience, dochodząc do wniosku, że to wcale nie był taki głupi pomysł.
- Nino! Nie mamy czasu. Spakuję cię sam - rzucił i sądząc po towarzyszących temu dźwiękach, wrzucał do walizki cokolwiek, byle byśmy już ruszyli. - Gotowe! Chodź już.
Milczałam.
- Nino?! - Najpierw zapukał, ale potem uderzył pięścią w drzwi.
W moment powróciło to koszmarne wspomnienie. Cofnęłam się od drzwi kompletnie przerażona i jakoś mimowolnie skupiłam spojrzenie na oknie.
- Co ty tam robisz? Wychodź natychmiast!
- Nawet... - Ciężko przełknęłam ślinę. - Nie mogę skorzystać z toalety?
- Możesz... Oczywiście, że możesz... tylko się pospiesz - powiedział spokojniej.
Wyjrzałam przez okno i od razu poczułam ciarki na plecach. Pierwsze piętro. Dość wysoko, żeby skoczyć. Rozejrzałam się po łazience i niestety... nie zdołałam dostrzec zbyt dużej ilości rzeczy, z których mogłabym zrobić sobie linę, tak jak wtedy.
- Nino?! Już skończyłaś?
- Jeszcze nie!
- Słyszę, że chodzisz po łazience. Co ty wyprawiasz? - Uderzył pięścią w drzwi. - Dość! Wychodź natychmiast! - Zawołał, gdy ja w pośpiechu związywałam ręczniki. - Liczę do trzech! Jeśli wyjdziesz do tego czasu, darujemy sobie konsekwencje.
Moje dłonie drżały tak bardzo, że nie byłam w stanie przywiązać ręcznika do kaloryfera, znajdującego się pod oknem.
- Jeden... dwa...
Otworzyłam okno, na co Jason zamilkł na dłużej.
- Nino... nie zbiję cię. Obiecuję. Tylko nie rób nic głupiego. Wyjdź z tej łazienki. W nowym domu zaprojektujesz sobie pokoik jaki zechcesz, zabiorę cię na zakupy do sklepu z zabawkami, gdzie będziesz mogła wybrać sobie cokolwiek zechcesz... - Chyba usłyszał, że otworzyłam okno. - Nino!? - zawołał, gdy mocowałam się na parapecie, sprawdzając, czy supeł był dostatecznie mocny, żebym mogła nieco obniżyć się nim skoczę na ziemię. - Cholera! - Wrzasnął głośno, a wtedy szybko opuściłam się nieco, czując jak cała trzęsłam się ze strachu.
Moje serce biło tak szybko, że mało co nie wyskoczyło mi z piersi. Zeszłam trochę niżej, gdy poczułam, że ręczniki rozplątywały się i gdy już prawie się rozwiązały, puściłam się upadając na ziemię jak długa.
- Kurwa mać! - Usłyszałam wściekły głos Jasona, ale nie miałam siły się podnieść. Było mi dziwnie słabo. - Spójrz na mnie! - Złapał moją twarz w dłonie. Cholera jasna! - przeklął znów.
Miał rację. Nie czułam się zbyt dobrze.
- Możesz wstać? - zapytał, więc ostrożnie wsparłam się na nim, próbując się dźwignąć.
- Ała... - jęknęłam, gdy spróbowałam stanąć na prawej nodze.
- Co ci strzeliło do głowy?! - warknął zdenerwowany, biorąc mnie na ręce.
- Puszczaj! - Spróbowałam się szarpnąć, ale potwornie dzwoniło mi w uszach, a nieprzyjemne uczucie towarzyszące skokowi z wysoka, przyprawiało mnie o mdłości.
- Nawet teraz będziesz się stawiać? Możesz mieć złamaną nogę!
- Nie wywieziesz mnie... - wymamrotałam.
- Owszem. Zrobię to.
- Ktoś mi pomoże. Na stacji... czy gdzieś...
- Nikt ci nie pomoże, bo nie musi - mruknął szorstko, po czym posadził mnie na łóżku u siebie w sypialni.
Wyciągnął coś z szafki zamykanej na kluczyk, a potem pospiesznie odpakował strzykawkę i igłę.
Od razu ten pomysł mi się nie spodobał. Natychmiast podniosłam się, ale Jason zaraz popchnął mnie na łóżko.
- Jason! - zawołałam, gdy bez problemu przekręcił mnie na brzuch i opuścił moje spodnie.
- Ciii. To lek przeciwbólowy - oznajmił, a zaraz potem nastało ukłucie i dziwne pieczenie.
Rozpłakałam się z bezsilności.
- Teraz możesz stawiać ten swój głupi opór - rzucił z szyderczym uśmiechem.
Nie minęło pięć minut, gdy świat przed moimi oczami zaczął się rozmazywać, a ja straciłam przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top