Nie ma czego żałować...

Nick

Ninka siedziała skulona i przez całą drogę płakała.

Nie odpowiadała na żadne zaczepki, ani próby nawiązania kontaktu.

Rozumiałem to. To wszystko nie miało się skończyć w taki sposób. Skłóciłem ich. Pewnie bała się, że jak nam jednak nie wyjdzie, to już nie będzie miała dokąd wrócić.

Ale nawet jeśli by nam nie wyszło, nie zamierzałem wyrzucić jej od tak na bruk. Pomógłbym jej stanąć na nogi, gdyby do tego doszło.

Ale na razie powinniśmy być dobrej myśli. Nie zakładać od razu, że coś pójdzie nie tak... pomimo tego, że znaliśmy się dość krótko.

Zabrałem ją z tego koszmaru i chciałem obdarzyć ją opieką, uczuciem, czułością, więc w gruncie rzeczy nie miała czego żałować. Każde miejsce wydawało mi się lepsze jej rodzinnego domu, ociekającego toksycznością.

- Skarbie - mruknąłem, przenosząc rękę na jej kolanko. - Usiądź normalnie - powiedziałem, bo niebezpiecznie było jeździć w takiej pozycji w jakiej siedziała samochodem. - Nina. - Zabrzmiałem ostrzej, gdy nie zareagowała, więc opuściła nogi na wycieraczkę. - Wiem, że to przykre, co się stało i wiem, że nie tak miało to wyglądać. Źle mi z tym, że tak wyszło, ale... chyba to było najlepsze wyjście. W sensie... żebym cię stamtąd zabrał. Chyba, że chciałaś zostać i poczułaś się przeze mnie przymuszona...

- Nie chciałam tam zostać - odpowiedziała. - Nie chciałam wiedzieć, co o mnie myślą i... żebyś to usłyszał - mruknęła, znów trąc policzki.

Naprawdę było mi przykro, gdy usłyszałem takie słowa, a co miała powiedzieć ona?

- Już prawie jesteśmy w domu, Ninuś. I już nie płacz, bo pęka mi serce - powiedziałem i zaparkowałem na mojej posesji.

Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy w kierunku domu.

- Zjesz coś? - zapytałem, mierząc wzrokiem, tę małą, drżącą chudzinkę.

- Nie jestem głodna - mruknęła i usiadła na kanapie, znów pocierając oko.

- Chodź przytulić się do Taty skarbie. - Rozłożyłem zachęcająco ręce.

Jednak Nina podeszła do mnie dopiero po chwili i wtuliła się.

Dźwignąłem ją, a ona uczepiła się mnie, kryjąc głowę w zagłębieniu mojej szyi. Poczułem na skórze jej łzy, a po chwil usłyszałem szloch.

Nawet nie wiedziałem jak mogłem poprawić jej humor, czy zapewnić, że wszystko będzie w porządku.
Dlatego gładziłem jej główkę i plecy, idąc w kierunku kuchni.

Swoją drogą byłem zaskoczony tym, jak bardzo była lekka.

- Ciii Ninuś. Może zrobię kaszki i pójdziemy się zdrzemnąć? Co ty na to? - zaproponowałem, przekonany, że może sen przyniesie radę.

Zwłaszcza, że jakoś wyjątkowo kleily się jej oczka. Najpewniej już bolała ją głowa od łez i była zmęczona.

- Bez kaszki - wychlipała.
- Dlaczego nie chcesz kaszki, słonko? - Zdziwiłem się.

- Nie jestem głodna - wymamrotała, na nowo wybuchajac szlochem.

- Dobrze, ale potem coś zjesz, tak? - Obrałem zatem kierunek na pokoik Niny.

- Yhym - mruknęła, po czym wtuliła głowę w moje ramię.

- Super. - Pocałowałem jej włosy. - Czy Tatuś może położyć się obok? - zapytałem, gdy tylko przekroczyliśmy próg pokoju.

Ninka przytaknęła, a ja spojrzałem na szybę okna, która pokrywała się coraz większą liczbą kropelek deszczu. Położyłem mojego maluszka, zdjąłem jej skarpetki oraz spodenki, a następnie ułożyłem ją pod kołderką.

Chciałem przymknąć okno, ale Ninka mnie zatrzymała.
- Może zostać otwarte, Tatusiu? Lubię dźwięk kropel deszczu, uderzających o parapet.

Była taka słodka, że nie potrafiłem jej odmówić.

- Oczywiście, słonko. - Pocałowałem ją w czółko.

Położyłem się obok niej, tak że była moją małą łyżeczką.

- Odpocznij sobie - wyszeptałem czule, otaczając jej talię rękami i przysunąłem trochę do siebie.

Patrzyłem na niebo i wsłuchiwałem się w dźwięk deszczu. Po chwili jednak skierowałem wzrok na twarz mojej kruszynki. Jej gładka, biała cera wręcz mnie kusiła, aby naznaczyć ją dotykiem. Jej rozchylone usta, wręcz prosiły o ich skosztowanie. Była piękna, a gdy z każdą chwilą pochlipywała coraz mniej, sam stawałem się spokojniejszy.

***
Kiedy Nina jeszcze spała, zszedłem na dół, aby coś ugotować. Zdecydowałem się na jakąś lekką zupę. Może rosół?

Krzątałem się po kuchni myśląc o mojej córeczce. Nie chciałem sprawić jej zawodu, bo wiedziałem, że jej łzy nie wynikały tylko z tego jak potraktował ją jej ojciec, ale też tego, że bała się o swoją przyszłość... a raczej, czy będzie miała się gdzi podziać, gdyby nam nie wyszło.

Od początku planowałem zajmować się nią najlepiej jak potrafiłem, aby tylko była szczęśliwa, ale teraz miałem ku temu dodatkową satysfakcję.

Nagle usłyszałem plaskanie gołych stópek, więc mój wzrok przeniósł się na schody, skąd ów dźwięk dochodził.

Ninka miała na sobie spodenki i zaspana szła w moim kierunku.

- Gdzie ciapki maluszku? Zmarzną ci stópki - powiedziałem, ale ona natychmiast wyciągnęła do mnie ręce, więc ją podniosłem.

- Co robisz, Tatusiu? - zapytała słodko.

- Zupkę. Świeży rosołek. Zjesz troszeczkę? - zaproponiwałem, choć i tak miałem zamiar jej nałożyć.

- Nie chcę - odparła, chowając twarz w moją szyję.

- Skarbie. Nie jadłaś nic od rana. Poza tym, co mówiłaś wcześniej? - Odgarnąłem jej włoski z czoła. - Musisz troszeczkę zjeść. - Posadziłem ją przy stole, a już po chwili stała przed nią pełna miska. - Smacznego. - Cmoknąłem ją w policzek i usiadłem naprzeciwko niej.

W przeciwieństwie do niej ja już umierałem z głodu, zatem od razu zabrałem się za jedzenie.

Przez długi czas Nina nawet nie podniosła łyżki, co nie tylko mnie martwiło, ale i denerwowało, bo to nie był pierwszy raz, gdy odmawiała jedzenia, a przez to zaczynałem się martwić, że miała nieuzasadnione kompleksy.

- Pokarmić cię?

Chciałem zrobić coś, aby wreszcie zjadła czegoś odrobinę.

Potem przez długi czas grzebała w miseczce, ale w końcu zjadła prawie całą zupę.

Po jedzeniu usiedliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy oglądać jakąś bajkę. Byłem przekonany, że może w taki sposób uda mi się poprawić jej humor.

Ninka siedziała obok mnie, gdy nagle zorientowałem się, że ssała czubek swojego palca, więc wstałem i przyniosłem jej smoczka, którego przyjęła z zaskoczeniem.

Wyglądała z nim tak niewinnie i ślicznie, że nie wyobrażałem sobie, aby obok mnie była inna kobieta.

W pewnym momencie przytuliła się do mnie.

Nie potrafiłem zrozumieć, jak można był w taki sposób potraktować tego małego, niewinnego kwiatuszka. Zasługiwała na wszystko co najlepsze.

Choć miałem tak wiele pytań, nie chciałem znów jej zmuszać, aby mówiła o tym całym Jasonie.

Wciąż teżnie mogłem zrozumieć, skąd w jej rodzicach było tyle nienawiści do Ninki.

W ogóle dla mnie było niepojęte, że rodzic mógł pomyśleć, że jego dziecko na nic nie zasługiwało... a co dopiero tak powiedzieć. W dodatku przy obcym mężczyźnie.

Dotychczas myślałem, że to zdarzało się w rodzinach typowo patologicznych, w których rodzice na przyład pili alkohol. Ale najwidoczniej istnieje też inny rodzaj patologii, który ciężej zauważyć, bo na początku jej rodzice zachowywali się w porzadku. Trochę podejrzliwie, ale to było w granicach normalności.

Odbiło im, gdy chciałem zabrać Ninkę na wakację.

Teraz cieszyłem się, że leżała spokojnie przy mnie, ssąc smoczka, oglądając bajkę, będąc już spokojną i w pełni bezpieczną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top