Maluszkowi jest smutno...
Nick
Siedziałem na dole i oglądałem telewizję. Słyszałem wszystkie jej szlochania, ale w ogóle na nie nie reagowałem. Mogła płakać do woli. Naprawdę byłem rozczarowany tym, co zrobiła.
Nagle usłyszałem cichutkie tuptanie. Skradała się cicho, ale doskonale ją słyszałem przez chlipanie, którego nie była w stanie ukryć. Odwróciłem głowę w jej stronę. Trzymała kocyk i szła niepewnie w moim kierunku.
- Gdzie miałaś być? - zapytałem ostro. Musiałem stawiać granice.
- W-w ł-łóżku - wymamrotała zapłakana, pocierając oczy piąstkami.
- To dokąd się wybierasz?
- P-p-prze-praszam - wybuchnęła szlochem.
- Do łóżka - powiedziałem, wskazując palcem schody, choć zaczynało mi mięknąć serce. Zapewne była już zmęczona tym chorowaniem, a tym bardziej lekami, których nie lubiła. Zapłakana odwróciła się i zaczęła wchodzić na górę. Byłem pewien, że nie tylko dziś mnie oszukała, dlatego nie mogłem jej tego od tak darować.
***
Był już późny wieczór, kiedy wszedłem na górę i zajrzałem do Ninki. Oczka wciąż miała zaczerwienione od łez i wilgotne.
- Napij się. - Podszedłem do szafki nocnej, a następnie podałem jej butelkę z wodą. - Tylko powolutku. - Stałem nad nią, gdy ona patrzyła na mnie ze strachem, biorąc małe łyki.
- Ta-ta-tusiu... - powiedziała płaczliwie, gdy oddała mi butelkę.
- Co się stało? - zapytałem odstawiając butelkę. Wyciągnęła do mnie rączki, ale było za wcześnie na przytulanie. Nadal byłem bardzo zły. - Nie, Ninuś. Przytulam tylko grzeczne dziewczynki, które nie okłamują Tatusia. - Normalnie skończyłaby na kolanie, ale to, że byłem zdenerwowany nie dawało mi prawa do tego, żeby ożywiać jej traumę. - Zmierz temperaturę. - Sięgnąłem po termometr, który zaraz jej wręczyłem. Od ostatniego leku minęło już prawie osiem godzin, więc nic dziwnego, że gorączka znów wróciła. Grzecznie włożyła go pod pachę, ale nie miała odwagi już na mnie patrzeć. Powoli miękło mi serce. Chyba traktowałem ją trochę zbyt ostro. Po chwili rozległo się regularne pikanie, więc mogłem wreszcie się przekonać jak bardzo miała się źle. 38 i 9.
- Idę po czopka. Zdejmij już spodenki i majteczki. - Rzuciłem obojętnie, wręcz oschle. Musiała wiedzieć, że w kwestii leków nie było żadnej dyskusji.
Po chwili wróciłem, ale Nina siedziała na łóżku ubrana i pocierała oko.
- Prosiłem cię o coś. - Usiadłem na krawędzi materaca, a ona to wykorzystała i przytuliła się do mnie. - Nina. Liczę do trzech - wyszeptałem, na co schowała buzię w zagłębieniu mojej szyi.
- P-proszę, Nick. P-przestań - poprosiła, przy czym nieustannie pociągała nosem.
- Raz. - Postanowiłem być nieugięty. Jeśli myślała, że mnie oszuka i ominą ją konsekwencje to żyła w błędzie.
Wtedy zrobiła coś czego kompletnie się nie spodziewałem. Położyła się na moich kolanach brzuchem i chwyciła moją rękę, którą położyła na swojej jędrnej pupie.
- D-daj mi karę, ale znów mnie przytulaj - powiedziała łamliwym głosem. Cała się napięła, ale wyglądała na przekonaną co do tego pomysłu. Widziałem, że myślała, że to zrobię. Ten akt desperacji przekonał mnie, że już wystarczy zgrywania ostrego, że już dostała za swoje i wiedziała, że czegoś takiego nie wolno powtórzyć.
- Usiądź Ninuś. - Pomogłem jej się podnieść i przytuliłem ją mocno. - Wiesz dlaczego Tatuś był zły?
- W-wiem. - wyszlochała ściskając mnie mocno.
- Było mi bardzo przykro, że mnie okłamałaś. Musiałaś poczuć konsekwencje swojego złego zachowania. Ale wierzę, że to się nie powtórzy, prawda?
- N-nie powtórzy, Tatusiu - zapewniła, za co została nagrodzona całusem.
- Moja kochana, Nina. - Okręciłem ją kocem, żeby nie marzła i zacząłem ją delikatnie lulać, żeby jak najszybciej się uspokoiła.
Kilka tygodni później...
***
Kiedy tylko wszedłem do domu od razu uderzyła mnie cudowna woń przygotowywanego przez Ninę obiadu. Cudownie było ją widzieć taką radosną, krzątającą się po moim domu.
- Cześć, kochanie. - Podszedłem do niej, żeby dać jej długiego buziaka w policzek.
- Cześć, Tatusiu - odparła z tym swoim uroczym uśmiechem, który chciałem widywać już zawsze. - Jak minął ci dzień?
- Był dość męczący - przyznałem, ale nim zdołałem powiedzieć cokolwiek więcej, rozdzwonił się mój telefon.
Odebrałem nieco zaskoczony.
- Cześć, David. Coś się stało?
- Cześć, Nick. Nie. Możesz rozmawiać?
- Jasne. Właśnie wróciłem do domu.
- Chciałem zaprosić was na długi, świąteczny weekend do siebie. Ma wpaść jeszcze Tony; zrobimy sobie jakieś ognisko, dziewczynki się pobawią, pochlapią w basenie... Wpadniecie?
- Jasne. Bardzo mi miło, że o nas pomyślałeś.
- Jak miałbym o was nie pomyśleć. - Zaśmiał się przyjaźnie. - Ostatnim razem dobrze się bawiłem, a mała polubiła twoją Ninkę.
- Cieszę się. Też było nam bardzo miło.
- To wpadajcie koło czternastej w piątek. Weź Ninie jakiś strój kąpielowy, zabawki i trochę jakichś ciepłych ubrań, bo w sobotę ma padać, więc może zrobić się chłodno.
- Okej. Dzięki jeszcze raz za pamięć.
- Do zobaczenia.
- Na razie.
- Kto dzwonił? - zapytała Nina, gdy tylko się rozłączyłem.
- David. Zaprosił nas na długi weekend do siebie. - Nina zmarszczyła brwi. - Dawno nigdzie nie wychodziliśmy, a tobie przydałaby się przyjaciółka. - Moja córeczka nie wyglądała na przekonaną. - Ostatnim razem chyba nie było tak źle. Pochlapiecie się w basenie, będzie fajnie. - Podniosłem się, żeby poczochrać jej włoski oraz wziąć talerz z zupą, którą nalała mi Nina.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top