Maluszek broi...
Nick
- Cześć David. - Przywitałem się z brunetem.
- Cześć wam - odparł z przyjaznym uśmiechem, obserwując moje małe, zawstydzone maleństwo. - To Amy. - Przedstawił swoją córeczkę, na co Ninka wydukała cicho swoje imię uściskując wyciągniętą dłoń Amy.
- Pobawcie się dziewczynki, a my sobie pogadamy - powiedziałem, więc obie usiadły sobie na dywanie w salonie i zaczęły się bawić.
My tymczasem udaliśmy się na taras, siadając tak, aby widzieć, co robiły w tym czasie w salonie dziewczynki.
- I jak? Podoba ci się? - zapytał od razu z uśmiechem satysfakcji.
- Miałeś rację. - Przyznałem - Chyba potrzebowałem kogoś kim mógłbym się opiekować - mruknąłem.
Nawet nie podejrzewałem, że tyle radości da mi ta mała istotka. A my dopiero zaczynaliśmy... może właśnie z tego powodu aż tak mi się podobało?
- Jak ją poznałeś?
- Na stronie, którą mi poleciłeś - powiedziałem, popijając kawę. - Trafiały się dziewczyny, szukające sponsora, ale jak widać moża też znaleźć córeczkę, której zależy na wartościowej relacji.
- Grzeczna?
- Jest u mnie dopiero dwa dni. Na razie nie sprawia problemów.
- No... Jakby co to na kolanko i pokazujesz kto tu rządzi - powiedział ze śmiechem, szturchając mnie w ramię. Nie zareagowałem, bo nie chciałem zaczynać z tym, że Nina się bała i istniały też inne formy karania. - Moja Amiś ostatnio bardzo psoci, ale umiem sobie poradzić - oznajmił, a ja popatrzyłem na bawiące się dziewczynki.
Ninka była spokojniejsza, gdy Amy bez przerwy reagowała żywiołowo. Podskakiwała, krzyczała... Z resztą David wspominał, że lubił typ małego diabełka, kiedy ja wolałem spokojną, cichą little, którą mogłem karmić kaszką, lulać, czytać bajki i nie martwić sie jej wyskokami.
- Jest bardzo cicha i spokojna - stwierdził nagle David, widząc, że przyglądałem się jak w coś grały.
- Taki ma charakter - odpowiedziałem. - Jest cicha, spokojna, nieśmiała, ale mi to odpowiada. Nie potrafiłbym chyba poradzić sobie z typem łobuziary, tak jak ty - stwierdziłem.
- Ja tam lubię łobuziary. - Zaśmiał. - Lubię pokazywać, że nie ma naginania moich zasad i to ja wychowuję ją, a nie ona mnie. Ale oczywiście. Kto co lubi.
Nina
Amy wydawała mi się dość dziwna. Co prawda też była maluszkiem, ale... Ona zachowywała się jak prawdziwe, samolubne dziecko. Niewiele mówiła, ale reagowała bardzo entuzjastycznie, gdy pokonywała mnie w grze, a naburmuszała się, gdy nie szło jej najlepiej.
- Czy twój Tatuś ma gdzieś słodycze? - zapytała nagle.
- Jest taka szafka w kuchni... - zaczęłam cicho, ale nie zdążyłam dokończyć, gdy mi zaraz przerwała.
- Weźmiemy coś sobie?
- Chyba musiałabym spytać Taty... - wymamrotałam cicho, nieśmiało.
- Po co? Mieszkasz tu przecież, a więc co jego to twoje. - Wzruszyła ramionami i podniosła się.
Ruszyła przodem, więc ja niepewnie poszłam za nią. Miałam złe przeczucia, ale Tatuś akurat rozmawiał z Davidem, więc nie zauważył, gdy szłyśmy do kuchni. Dodatkowo z tarasu, nie było do końca widać kuchni, tylko salon, a zatem istniała szansa, że nawet nie zauważą, jak coś sobie weźmiemy.
- Która to szafka? - zapytała, a ja wskazałam odpowiednią palcem.
Dziewczyna otworzyła ją i zamarła z zachwytem wymalowanym na twarzy.
Tatuś Nick miał dużo czekolad, żelków, lizaków, draży itp. Jednak znajdowały się bardzo wysoko.
Zatem Amy podstawiła sobie stołek i już miała sięgnąć po jakiś łakoć, gdy zachwiała się i zahaczyła ręką o wystające opakowanie.
Z szafki wypadły jakieś paczki, które spadły na podłogę z dość głośnym hukiem. Obie zamarłyśmy, gdy znikąd zjawił się David i Nick kompletnie zdezorientowani całym zajściem, a przede wszystkim wystraszeni tym, że coś mogło się stać którejś z nas.
Brunet po krótkiej analizie zajścia, chwycił dziewczynę za rękę i wymierzył trzy mocne klapsy. Dziewczyna zapiszczała, a z jej oczu poleciały łzy. Tymczasem ja stałam jak wryta, czując jak bym miała za moment zemdleć z przerażenia.
Nick
- Co się mówi?! - Ryknął David.
- Przepraszam - wyszlochała Amy.
- Jedziemy do domu! Ubieraj się! - zawołał wściekły David. - Przepraszam cię za kłopot. - Złagodniał nieco, gdy zwracał się do mnie, ale wciąż patrzył gniewnie na Amy. - Policzę się z nią w domu - zapewnił.
- Nic się nie stało - powiedziałem spokojnie. - To tylko mała dziecinka. Z pewnością jedynie wstydziły się zapytać o coś słodkiego - dodałem, żeby złagodzić jego gniew.
Trochę przesadził z tymi klapsami.
- Ja jej dam! Lecimy. Co się mówi!? - wrzasnął znów na szlochającą dziewczynkę.
- Do-do... wi-widzenia - wychlipała i wyszła z domu razem ze swoim Tatusiem.
Kiedy zamknąłem drzwi i wróciłem do kuchni, zorientowałem się, że nie było tam Niny.
- Ninka? - Zacząłem rozglądać się dookoła, a wtedy usłyszałem ciche szlochanie.
Zrobiłem kilka kroków i zobaczyłem mojego maluszka przerażonego i zrozpaczonego na podłodze. Siedziała skulona, przyciskając kolana do piersi. Trzęsła się jak osika, a to nie tylko mnie martwiło, ale też łamało mi serce.
- Ninka? - Przejęty przykucnąłem koło niej, nie mogąc uwierzyć w to jak bardzo była wystraszona.
- Przepraszam - wyszlochała, a gdy chciałem wziąć ją na ręce, żeby ją uspokoić, zaczęła panicznie powtarzać ,,malinka".
- Skarbie spokojnie. Nic się nie stało. - powiedziałem i uśmiechnęłam się trochę.
Była w stanie skrajnej paniki. Naprawdę nie miałem pojęcia jak się zachować, byle tylko się uspokoiła.
Delikatnie wziąłem ją na ręce, a ona przylgnęła do mnie, wybuchając nowym płaczem.
- Ciii... - mruknąłem, całując jej główkę. - David zareagował bardzo impulsywnie, ale nic się nie stało. Nie płacz - poprosiłem, po czym usiadłem z nią na kanapie i zacząłem gładzić jej plecki. - Nic się nie stało. - powtórzyłem, a następnie sięgnąłem po kocyk, którym zaraz ją otuliłem.
Długo nie mogła się uspokoić, ale w końcu tylko od czasu do czasu pociągała noskiem, tuląc się do mnie.
- Mogłyście powiedzieć, że coś chcecie. - Westchnąłem. - Przecież wiesz, że bym ci pozwolił.
- Przepraszam - powiedziała, wycierając policzek z łez.
- Może na dziś wystarczy emocji. Idź się umyć skarbie, a ja zrobię kaszki - zaproponowałem i pocałowałem ją w czółko.
- Tatusiu nie puszczaj mnie! - zaprotestowała, ściskając mnie mocno.
- To razem zrobimy ci kaszkę. - Podniosłem się z nią.
Ninuś była leciutka, więc nie sprawiało mi to najmniejszego problemu. Pozbierałem opakowania, zamknąłem szafkę, a następnie rozrobiłem kaszkę i wstrząsając butelką, poszedłem z Niną na rękach do jej sypialni.
Położyłem ją i okryłem, a ona jak zwykle piła kaszkę, patrząc mi cały czas w oczy. Nie sądziłem, że aż tak się wystraszy. Ten cały Jason musiał ją nieźle skrzywdzić. W końcu jej powieczki zaczęły się kleić i już po chwili spała. Nie miałem serca, aby ją budzić, więc rozebrałem ją do bielizny, żeby było jej wygodnie spać. Była taką uroczą kruszynką. Moim najwspanialszym skarbem na całej ziemi. Wiedziałem, że od kiedy zgodziła się być moim maleństwem, ciążyła na mnie odpowiedzialność nie tylko za jej bezpieczeństwo, ale przede wszystkim szczęście.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top