Lekarze są źli...

Nina

Siedziałam na jego kolanach i nie mogłam przestać płakać. Nie mogłam uwierzyć, że znów to zrobił. Było przecież tyle innych alternatyw w podawaniu lekarstw. Istniały nie tylko tabletki, syropy, produkty rozpuszczalne w wodzie, a nawet bezpośrednio w ustach.

Niestety on to znów zrobił... Wtuliłam głowę w jego ramię oraz dalej płakałam. Czułam się kompletnie bezsilna. Wolałam nie myśleć co sobie myślał Nick. Na domiar złego, wciąż czułam to nieprzyjemne uczucie, wywołane przez zimnego czopka w mojej pupie.

- Ciii... - mruczał, składając pocałunki na mojej głowie. - Już dobrze. Zaraz przejdzie. - Pogłaskał mnie po włoskach i powoli położył się, ciągnąc mnie za sobą tak, że leżałam na nim. - Poczujesz się lepiej, Ninuś. - Okrył nas kołderką, po czym znów pocałował w policzek. - Chcesz dydusia? - zapytał, ale ja nie miałam ochoty na rozmowę.

Byłam zła, że znów to zrobił, gdy wcale tego nie chciałam.

Chłopak westchnął ciężko, odgarniając mi włoski z czoła, które się do niego kleiły, a następnie znów westchnął. Po chwili sięgnął po smoczka, leżącego w szufladzie, zdjął osłonkę i podsunął pod moje usta. Początkowo nie chciałam go przyjąć, ale ostatecznie włożyłam go do buzi.
Tatuś pocałował delikatnie moje czółko, a następnie zaczął głaskać po pleckach oraz pupie.

- Może opowiedzieć ci bajeczkę, co? - Próbował nawiązać ze mną kontakt. - Myszko? - Zacząć szturchać mnie w bok, ale ja nie chciałam z nim rozmawiać. - Myszko? - Nie ustępował. - Wiesz, że nie robię tego dla własnej frajdy? - zapytał cicho. - Tatuś martwił się twoją wysoką gorączką, a że wymiotujesz to nic innego nie miało szansy podziałać w twoim brzuszku. Jak przyjedzie pan doktor to zapytamy o jakiś syropek, czy coś, żeby już nie trzeba było dawać ci już więcej czopka, okej? - zapytał, ale ja dalej nie odpowiadałam. - Myszko? - Znów lekko mną szturchnął, więc niechętnie przytaknęłam. Tyle było dobrego, że obiecał, że z nich zrezygnujemy. - Dobrze. - Cmoknął mnie w policzek. - To sobie ssij dydusia, a Tatuś może opowie ci baję o małej Nince, co? - zagadywał mnie dalej, więc w końcu się zgodziłam.

Nick

Nina siedziała na kanapie i popijała herbatkę miętową, gdy ja spoglądałem na nią z zaniepokojeniem. Wyglądała niemrawo w dodatku ledwie wmusiłem w nią trochę jedzenia, gdy znów wszystko zwróciła.

Martwiłem się tym potwornie, obawiając się co powie lekarz. Zwłaszcza, że jeśli wymioty będą się utrzymywały, gorączkę nadal trzeba będzie zbijać czopkami. Już miałem usiąść obok niej, gdy rozległ się dzwonek do drzwi, więc poszedłem otworzyć.

Moim oczom od razu ukazał się znajomy lekarz z całą torbą rzeczy.

- Cześć Nick. - Zmęczony blondyn wszedł do środka i od razu skierował się do Niny, która od razu się spięła.

Na początku przystąpił do rutynowego zbadania, czyli osłuchania, obejrzenia gardła, dopiero później przeszedł do wywiadu.

- Dalej wymiotuje? - Spojrzał na mnie wyciągając bloczek do wypisywania recept.

- Niestety. Od wczoraj nic nie zjadła. Wmusiłem w nią tylko trochę picia. Poza tym dużo śpi.

- To pewnie taka reakcja organizmu. - Westchnął i zaczął coś notować. - Ale musi zacząć jeść i dużo dużo pić, żeby się nie odwodniła - powiedział wciąż notując.

- Przepiszesz jej jakiś syrop od gorączki.

- Oczywiście - potwierdził, na co na twarzy Niny pojawiły się ulga, ale szybko znikła. - Ale na wszelki wypadek kup też czopki, ponieważ gdyby te na mdłości nie pomagały i zwymiotowałaby leki to na gorączkę pozostaje tylko czopek - oznajmił, a w oczach mojej córeczki pojawiły się łzy.

- Nie możesz dać jakichś leków w innej formie? - zapytałem niepewnie. - Mała nie bardzo lubi czopki - dodałem, gdy podniósł na mnie wzrok.

- Nie wiele mogę na to poradzić. Jeśli usunie z żołądka leki, zostaje tylko czopek, albo podawanie dożylne. Jeśli chcesz mogę zrobić wkłucie i nauczyć cię podawać w ten sposób lek - oznajmił, ale widziałem po minie Niny, że zastrzyki, czy inne wkłócia tym bardziej nie wchodziły w grę.

- Nie. Dobrze. Jak nie ma wyjścia to nie ma. - Westchnąłem, widząc jak w oczach Ninki, kręciły się łzy.

Próbowałem, ale nic nie mogłem poradzić na diagnozę lekarza.

Kiedy wręczył mi receptę, podziękowałem za wizytę i odprowadziłem go do wyjścia, a potem wróciłem do Niny, która była jeszcze bledsza niż wcześniej.

- Wypisałem również elektrolity i osłonę, którą daje się przy antybiotykach. Powinno pomóc, a gdyby stan się nie poprawiał to dzwoń lub umawiaj wizytę - powiedział, podając mi receptę.

- Dzięki - wymamrotałem cicho.

- Nie ma sprawy. Wykup leki i szybkiego powrotu do zdrowia - powiedział na odchodne, po czym wyszedł z domu.

Spojrzałem na receptę i dopiero po chwili zorientowałem się, że Ninka znów się rozpłakała.

- Aniołku - mruknąłem, podchodząc do niej, a następnie przysiadłem na kanapie.

- J-ja... n-nie... c-chcę... - Płakała.

- Ciii. Nie płacz. - Ogarnąłem ją ramieniem i zacząłem lulać, żeby się uspokoiła. - Jeśli nie będziesz wymiotowała i uda ci się coś zjeść to nie będziemy z nich korzystać. Dostaniesz tylko syropek, okej?

- N-nie c-chcę...

- Nie chcesz syropku?

- Ta-ta-tu-tusiu. - Szlochała.

- Ciii. Skarbie już nie płacz. Pojadę to wszystko wykupić, a za ten czas ty będziesz sobie leżała, popijała herbatkę i oglądała baje, co ty na to?

- J- ja... - Chlipała wciąż.

- Spokojnie. One są na wszelki wypadek, pamiętasz? Oprócz tego masz syropek i jeśli tylko będzie taka możliwość to będzie syropek, dobrze? - zapytałem, na co przytaknęła bardzo niepewnie. - To połóż się Myszko. Jak wrócę to cię wyprzytulam, dobrze? Będziesz grzeczna? - Uśmiechnąłem się do niej z nadzieją, że choć odrobinkę się uśmiechnie, a następnie pogłaskałem ją po włoskach.
Niestety była zbyt wystraszona, żeby zmusić swoje kąciki ust do podniesienia.

- Odpoczywaj. Wrócę jak najszybciej. - Pocałowałem ją w czółko, po czym szybko złapałem kluczyki i ruszyłem do apteki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top