Goście...

Nina

Czułam się okropnie... nie wiedziałam już komu powinnam ufać i wierzyć. Byłam zagubiona bardziej niż dziecko we mgle. W moich oczach nieustannie błądziły łzy. Miałam już naprawdę dość. Chciałam usłyszeć wersję Nicka, ale czy naprawdę przyznałby się, co do swoich intencji... Nagle poczułam rękę Jasona na kolanie.

- Twój smutek sprawia, że cierpię - wymamrotał. - Wiesz... Właśnie tego próbowałem uniknąć i właśnie dlatego chciałem, abyś zapomniała. - Westchnął, przekręcając się na wznak.

- Mogę pobawić się w ogrodzie? - Zapytałam, a blondyn spojrzał na mnie z politowaniem.

W mojej głowie krążyło wiele myśli. Czy powinnam zaufać Jasonowi? Czy dla Nicka naprawdę nic nie znaczyłam? Może powinnam przystać na jego propozycję? A może chciał mnie po prostu zniechęcić do Nicka?

A to było tym gorsze, że powoli zaczynałam widzieć, że nie było sensu, aby się dalej stawiać.

- Wiem, że ci się przykrzy bez żadnej koleżanki, więc zaprosiłem swoich znajomych - oznjamił nagle, zadowolony z siebie. - Mają bardzo grzeczne córeczki, więc na pewno się z nimi dogadasz i miło spędzisz czas.

- Nie chcę się z nikim widzieć mruknęłam cicho.

Potrzebowałam chwili w samotności.

- Ninuś, skarbie co z tobą? Wiem, że troszkę się pozmieniało w twoim życiu, ale przywykniesz. Zobaczysz, że jak poznasz nowe koleżanki, to od razu poprawi ci się humor i zapomnisz troszkę o swoich smutkach.

- Nie chce poznawać nikogo. - Naburmuszyłam się.

Nie miałam ochoty udawać radosnej i bawić się z innymi jak gdyby nigdy nic.

- Nina. - warknął ostrzegawczo Jason. -   Dlaczego zawsze jesteś na nie?

- Boli mnie noga i jestem zmęczona - skłamałam.

- Dostałaś leki, więc zaraz ci przejdzie, a z dziewczynkami masz się ładnie bawić, bez żadnych scen.

- Bo?

- Dostaniesz klapsa na gołą pupę.

Od razu cała się spięłam.

- Nie chcę tego, bo nie zmuszam cię do niczego nieprzyjemnego, ale jeśli tak bardzo będziecina tym zależało, to proszę bardzo.

- Będę się grzecznie bawiła.

- Ja myślę...

***

Po tym jak Jason wszystko przygotował i zniósł mnie na dół  rozległ się pierwszy dzwonek do drzwi, a po nim następne. Poznałam trzy dziewczynki. Jedną szatynkę i dwie brunetki. Były mniej więcej w moim wieku, mojej postury i wzrostu. Jason rozłożył nam kartki i kredki, a obok położył jakąś grę i talerz z owocami. Sophie, Anna i Olivia od razu zaczęły się bawić, podjadając owoce. Ewidentnie dziewczynki już się znały, więc nie czuły się niczym skrępowane. Inaczej było ze mną. Przez długi czas siedziałam obok i patrzyłam jak się bawiły, nie robiąc absolutnie nic. W końcu sama postanowiłam czymś się zająć, zwłaszcza gdy widziałam nerwowe spoglądanie Jasona w moją stronę. Z czasem nieco się rozluźniłam, bo zdołałam zapomnieć o moich problemach.

Nagle Anna niechcący trąciła swoją szklankę i wylała resztę soku pomarańczowego na kartkę Olivii, a ta zapiszczała zdenerwowana. W moment przy nas znalazł się jeden z tatusiów i bez krępacji, przechylił swoją dziewczynę, a nastepnie wymierzył jej trzy klapsy, po czym wytarł rozlany napój.

Anna, pomasowała swoją pupę, pocierając oczy, w których zakręciły się łzy, a ja przez moment byłam tym tak zszokowana, że nie wiedziałam jak się zachować.

Przecież tak nie powinno być. Mimo to żadna inna dziewczyna nie zareagowała, wlepiając wzrok w swoją kartkę.

Po chwili po zajściu nie było śladu. Mężczyźni śmiali się, a dziewczyny dalej rysowały.

Potem zabrałyśmy się za grę, w której moja rola ograniczała się do bezmyślnego rzucania kostką i przesuwaniu pionka. Jakoś coraz bardziej popadałam w paranoję, że może te dziewczyny spotkało to samo, co mnie... a to nie dawało mi spokoju.

- Już mówiłam, że z nami nie grasz! - zawołała nagle, Olivia zrzucając mojego pionka z planszy, co wyrwało mnie z zamyślenia i wprawiło w osłupienie.

Znów nie potrzeba było dużo czasu, aby ktoś zareagował. Kolejny z tatusiów chwycił za rękę Olivię i zabrał ją do sąsiedniego pokoju, zamykając drzwi. Gdy tylko rozległ się dźwięk bicia, ze łzami w oczach poszłam do Jasona i przerwałam mu rozmowę.

- Tatusiu. Źle się czuję! - powiedziałam i rozpłakałam się, nie potrafiąc tego dłużej znieść. Chciałam, aby zabrał mnie stąd jak najszybciej, bo miałam już dość dzisiejszego dnia.

Bałam się, że za moment będę następna; że Jason mnie zbije, a wcale tego nie chciałam. Nie chciałam też, żeby one dostały karę. Zwłaszcza, że w mojej ocenie, Ania nie powinna dostać kary.

Na szczęście Jason postanowił spełbić moją prośbę, przeprosił gości i ze mną na rękach poszedł na górę.

- Co się stało, kruszynko? - zapytał czule, tuląc mnie do siebie.

Szlochałam głośno, próbując się uspokoić, ale nie szło mi to najlepiej.

- Chcesz się zdrzemnąć? - Przytaknęłam od razu, więc położył mnie w łóżku. - Zamknij oczka i spróbuj zasnąć maluchu. - Złożył skromny pocałunek na moim czole, gładząc moje włosy, gdy ja wciąż szlochałam. Po chwili nieco uspokoiłam się i zmusiłam się do snu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top