Rozdział VI
Dzień następny.
Matt dostanie lekkiego mindfuck'u kiedy przyjdą jego koledzy i powiedzą, że sam się zgodził na przyjście.
No jestem ciekawa co powie, bo nie powinien być zły.
Nie powinien.
Leżałam na swoim łóżku, a rudy siedział obok mnie. Ponownie oglądaliśmy głupoty w telewizji.
Co do tuczenia... Udało się i Matt przytył. Dalej jest on szczupły, ale jego kości nie są aż tak widoczne. Jeszcze troche i bez problemu wyjdzie ze szpitala.
Usłyszałam kroki i szmery. Matt się tym nie przejmował, zaś ja wiedziałam, że są to jego przyjaciele.
Drzwi od naszej sali się otworzyły, a do środka weszło trzech chłopaków mniej więcej w moim wieku. Uśmiechnęłam się pod nosem, a rudy spojrzał na nich z wielkim zdziwieniem.
Chłopak zerwał się z mojego łóżka i rzucił się przyjaciołom na szyję.
Jeden z nich był puszysty. Miał on brązowe włosy oraz oczy tego samego koloru. Założoną miał na sobie zieloną i dużą bluzę.
Drugi był normalnej postury. Mogłabym się pokusić, że jest trochę umięśniony. Miał on niebieską bluzę, włosy ułożone ku górze oraz czarne oczy. Uznam, że ma soczewki.
Trzeci, ciałem przypominał czarnookiego. Założoną miał czerwoną bluzę, posiadał szare oczy oraz dwa rogi. Dokładniej, jego włosy były ułożone, jakby miał rogi.
- Tak się ciszę, że przyszliście! - wykrzyczał radośnie Matt.
- My się cieszymy, że się zgodziłeś! - wykrzyczał zielony.
Matt momentalnie zamilkł, a jego twarz powoli kierowała się w moją stronę.
Wyglądał tak śmiesznie, że trudno było nie prychnąć wielkim śmiechem. Właśnie to zrobiłam! Wybuchłam śmiechem.
Chłopaki chwilę pomyśleli.
- To ty odebrałaś telefon! - krzyknął czerwony.
- Ale jak ty to zrobiłaś __? - mruknął zdziwiony Matt.
- Zrobiłam z siebie ludzki most - powiedziałam dumnie.
Rudy zaczął się śmiać.
- Musiałaś wyglądać przezabawnie! - dodał.
- I tak wyglądałam.
Chłopaki są naprawdę spoko. Mimo, że Tord się do mnie dobiera, to nadal są fajni. Matt jest przy nich bardzo radosny, przez co sama jestem radosna.
Czekaj... Ja jestem radosna z jego szczęścia?
Proszę, proszę! Nie mówcie, że się zakochałam. Ja nie chcę popadać w obłęd! Będę się teraz obok niego jak jakiś psychopata zachowywała.
Czemu robisz mi to świecie i uświadamiasz mi to dziś.
Nie mogłeś poczekać kilka dni, hę?
Tord stał na parapecie, a Tom był na jego krawędzi. Matt biegał tam i z powrotem, a Edd obserwował wszystko na stole.
Niebieski poślizgnął się, lecz zdążył złapać się ramienia czerwonego, przez co uniknął upadku.
- Bracie, pomóż mi - wymruczał Tom.
Szarooki podstępnie się uśmiechnął.
Przybliżył swą twarz do dłoni niebieskiego.
- Niech żyje król - powiedział i ugryzł czarnookiego w rękę.
Chłopak pisnął z bólu i puścił się towarzysza.
- Tylko nie twarz! - wykrzyczał Matt, który stał na linii ognia niebieskiego.
Tom upadł na rudego i masował swoją rękę.
Edd zeskoczył ze stołu, po czym podbiegł do ananasa.
- Tato? - wymruczał i zepchnął go z Matta.
- Jesteś beznadziejnym Simbą, a pedofil jest beznadziejnym Skazą - skomentował zdenerwowany jeż.
- Paszcza Mufasa! Zgniotłeś Matta! - wykrzyczał zielony podnosząc rudego kompana z podłogi.
- On miał mnie zgnieść, a nie ja jego - dodał oburzony Tom.
- Czyli wychodzi na to, że jesteś pierdolonym grubasem - skomentował Tord zeskakując z parapetu.
- Jak mnie nazwałeś? - wysyczał niebieski.
- Pierdolony grubas - powiedział raz jeszcze czerwony.
Chłopaki jak na zawołanie zaczęli się bić.
- Matt, my chyba wyjdziemy - mruknął Edd próbując rozdzielić Toma i Torda.
- Spoko, rozumiem - odpowiedział Matt i pomógł zielonemu.
Rudy siedzi smutny odkąd poszli jego znajomi.
- Mateusz, nie bądź smutny - powiedziałam patrząc się na depresanta, który siedział na swoim łóżku.
- Ja nie z powodu chłopaków.
- To z czyjego powodu?
- Mama. Znowu do mnie pisała obraźliwe rzeczy.
- Co to jest za matka!
- I pisała, że jak już będę gruby to i tak nie wpuści mnie do domu.
Matt zaczął cicho płakać. Było mi go strasznie szkoda. Ma on okropnych rodziców.
- I będę mieszkał daleko stąd - łkał - A chciałbym tutaj.
- Matt, nie płacz, proszę.
- Ale ja nie potrafię. Chcę mieszkać tutaj w mieście. Chcę być blisko chłopaków oraz ciebie.
Chłopakowi widać, że na mnie zależało. Mi też zależy na nim.
- Jak będziesz mieszkał sam, będę do ciebie wpadać, kiedy będziesz chciał!
- Ale to nie jest miejscowość stąd, tylko kraje stąd.
Mateusz dokładnie mi wytłumaczył.
Jego rodzina mieszka za granicą, a jeśli tu go nie chcą, to ktoś musi się nim opiekować, gdyż nie jest pełnoletni.
Chciałabym, żeby mógł być przy mnie, a ja przy nim.
Nie będę ukrywać w uczuciach, ale ja serio go pokochałam. Nie powiem mu to, gdyż może to popsuć naszą przyjaźń.
Czemu to jest takie trudne!
Mieliśmy już się kłaść spać, gdyż pielęgniarka nas opieprzyła, bo jeszcze rozmawialiśmy.
- Hej, __ - szepnął rudy.
- Hej, Matt - odpowiedziałam cicho.
- Co ma wspólnego pokój dziecięcy i Bolesław Chrobry?
- Co?
- W jednym i drugim przypadku dziecko Mieszka.
Wybuchłam śmiechem.
Dla niektórych mogło to być nie śmieszne, ale osoby co mniej więcej rozumieją polską historię, to dokładnie by to zrozumieli.
- Teraz ja coś mam - powiedziałam uspokajając śmiech.
- Opowiadaj.
Chwilkę pomyślałam, ale w końcu wiedziałam co powiedzieć.
- Wyszedł rolnik na pole.
- I?
- A tam w gruncie rzeczy.
Zaczęłam się śmiać, lecz Matt siedział cicho.
- To nie jest śmieszne - powiedział.
- Wiem, dlatego się śmieje - mruknęłam prychając jeszcze większym śmiechem.
Matt po moich słowach dołączył się do mnie.
Całą noc spędziliśmy na opowiadaniu sobie jak najsuchszych sucharów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top