Rozdział XI

Przetarłam swoją twarz zimną wodą, by przynajmniej trochę być przytomną.
Moje kochanie wyjeżdża. Nasz "związek" jest poważnie śmieszny. Trwał dwa dni. Dwa dni.
Matt obiecywał codziennie dzwonić, co mnie bardzo cieszy, lecz nie sądzę, by to się udało. Trwajmy w nadziei! To chyba będzie moje motto życiowe.
Ubrałam się dość normalnie. Co ja robię? Powinnam ubrać się jak na pogrzeb! Moja miłość wyjeżdża na zawsze. Zginę bez jego uroczego śmiechu. Możecie mnie już zakopać, bo serio nie mam ochoty żyć.
Boże, jestem totalnym emo.

Przygotowywałam się mentalnie, by od razu nie wybuchnąć płaczem jak zobaczę Matta. Co ja się oszukuję, jak nic się popłaczę.
Zjadłszy śniadanie wyruszyłam do parku. Tym razem rudy na mnie czekał.
- Cześć - mruknęłam, a chłopak momentalnie mnie przytulił i zaczął łgać.
To jednak ja jestem tą opanowaną.
- Tak bardzo chcę być przy Tobie - wymamrotał niesłyszalnie, gdyż płacz zagłuszał jego głos.
- Matt, ja także, ale... - mocno przytuliłam chłopaka. Nie mogłam się wysłowić.
- Nienawidzę moich rodziców. Jak będę dorosły, to tutaj wrócę i będziemy razem na zawsze - upewniał mnie Matt - Obiecuję, że tu wrócę. Nie wiem kiedy, ale wrócę.
To co mówił było okropnie urocze. Szczerze...? Chyba mu wierzę, że kiedyś się znowu zobaczymy. Jest on bardzo przekonywujący.

Siedzieliśmy na przeciwko siebie i jedliśmy lody. Panowała pomiędzy nami cisza. Była ona lekko niezręczna cisza i wpatrywanie się w oczy drugiej osoby nas od niej wyzwalało. Narcyz miał piękne oczy. Hipnotyzował nie tylko mnie, lecz i inne osoby. Dzięki nim mamy właśnie darmowe lody. Tych oczu nigdy nie zapomnę.
Mógł wybrać inną, lecz chciał być ze mną. Może też mam piękne oczy? Nie wiem.

Chłopak poczekał, aż skończę swoje lody i będziemy mogli ruszać dalej.
Kiedy to zrobiłam, wstałam wraz z nim z krzeseł i odeszliśmy od naszego stolika. Niebieskooki splótł nasze dłonie razem, a ja położyłam moją głowę na jego ramieniu.
- Chciałabym wyjechać z Tobą - wymruczałam.
- Chciałbym tego najbardziej na świecie. Mogę oddać nawet wszystkie moje lustra za Ciebie!
Zachichotałam.
- Jesteś uroczy.
- Wiem, ale ty o wiele bardziej. Jesteś moją perełką.

Zaczęło się robić ciemno. Obstawiam, że była godzina osiemnasta. Siedziałam wraz z kompanem na ławce. Drzewa szumiały swymi liśćmi. Na niebie pojawiały się pojedyncze gwiazdy, które wskazywały na dobiegający koniec.
Matt spojrzał smutnie na swój telefon.
- Muszę już jechać - wymamrotał nędznie - lot mam za dwie godziny, ale muszę spakować jeszcze kilka gratów.
Momentalnie posmutniałam.
- Żegnaj __ - chłopak mocno mnie przytulił i złączył nasze usta w pocałunku.
- Żegnaj.

Siedziałam na swoim łóżku i rozmyślałam nad życiem. Przecież to nie jest jeszcze koniec świata. Chyba.
W mojej głowie narodził się plan.
Zegar wskazywał godzinę dziewiętnastą dwadzieścia. Zdążę jak nic.

Wsiadłam na swój rower. Tak dawno na nim nie siedziałam, więc nie wiem czy nadal potrafię i jeździć.
Zaczęłam szybko pedałować a stronę lotniska.
Ludzie się na mnie dziwnie patrzą. W sumie, zapierdalanie po mieście rowerem o takiej godzinie jest dziwne.

Właśnie zdałam sobie sprawę, że przejechałam na czerwonym i goni mnie policja. Mam na nią wyjebane i nadal pedałuję na lotnisko.
Dopiero teraz musi to wyglądać dziwnie.

Wyskoczyłam ze swojego roweru i rzuciłam go na ziemię. Policja mnie goni, ale najważniejszy jest teraz Matt. Muszę to zrobić.
Wbiegłam jak opętana na lotnisko i zaczęłam szukać wzrokiem rudej czupryny. Policja jest w środku. Mam przesrane.
Biegałam po całym lotnisku w poszukiwaniu jedynego i w końcu to się udało. Był właśnie sprawdzany.
- Matt! - krzyknęłam bardzo głośno, przez co zwróciłam na sobie uwagę wszystkich oraz nieszczęsnej policji.
Chłopak spojrzał się w moją stronę i na mój widok uśmiechnął się radośnie.
Szybkim tempem pobiegłam do chłopaka.
- Co ty tutaj robisz? - mruknął przejęty widząc policję, która biegła za mną.
- Nic nie mów - wymamrotałam i namiętnie go pocałowałam.
Podczas pocałunku potajemnie wrzuciłam mu do torby nasze zdjęcie oprawione w ramkę. Tak, te ze szpitala.
- Kocham cię - zaczął Matt.

- Mój kwiatuszku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top