Rozdział X
Promienie rannego światła wkradły się do środka mojego pokoju. Leniwie otworzyłam swoje oczy i natychmiastowo zostałam oślepiona. Już pamiętam dlaczego tak bardzo chciałam mieć zasłony. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Dłonią przeczesałam swoje potargane włosy i niemrawo ziewnęłam. Wzięłam do rąk telefon i spojrzałam na godzinę. Jedenasta czterdzieści dwie. Mam jeszcze wiele czasu... Chyba.
Uświadomiłam sobie, że za osiemnaście minut mam się spotkać z Mattem. Prędko wyskoczyłam ze swojego łóżka i podbiegłam do szafy. Otwierając ją, wszystkie moje ubrania, które były chaotycznie włożone, upadły na mnie. Wzięłam pierwsze lepsze jakie nawinęły się w moje ręce i pobiegłam do łazienki. Wykonałam swoje poranne czynności. Wymalowałam, ubrałam oraz wyczesałam.
Szczerze? Wyglądałam ładnie. Powinnam częściej przygotowywać się w pośpiechu.
Jak opętana wybiegłam ze swojego domu. Na szczęście, nie zapomniałam telefony ani portfela. Biegłam ile tylko sił miałam w nogach, nie raz prawie się wywracając, lecz w końcu dobiegłam na miejsce. Wyjęłam swój telefon, a ten wskazywał godzinę dwunastą dwie. Nie spóźniłam się i to był bardzo dobry znak, ale mojego ukochanego nie ujrzałam. Usiadłam na ławce i zaczęłam czekać, a telefon mi w tym pomagał.
Minęło kilka minut, a Matt nadal się nie pojawił. Spokojnie __, ty też byś zaspała.
Minęło kilkanaście minut. Matt nie dał żadnych oznak życia.
Czy to nie wygląda dziwnie, jak sama dziewczyna siedzi na ławce, jeszcze ładnie ubrana i co chwile spogląda na telefon?
Godzina trzynasta, a Matt dalej się nie odzywa.
Piszę do chłopaka, lecz ten nie odpisuje.
Głęboko wzdycham, kiedy ta kobieta nie daje mi spokoju.
- Może jednak w czymś pomóc - drąży temat blondynka.
- Naprawdę, nie jest mi potrzebna pomoc - próbuję ją spławić w jak najmniej chamski sposób.
- A może jednak? - Co za babsko!
- Pani odejdzie, bo wezwę policję.
Kobieta szybko ode mnie odbiega.
Uu, podziałało.
Zaczynam nucić najbardziej żałosne piosenki jakie istnieją. Czy naprawdę Matt mnie wystawił?
Przesiedziałam tu duży kawał czasu. Dokładniej dwie godziny. Miałam już się zbierać, lecz zauważyłam w oddali rudą czuprynę, która biegła w moją stronę. Tak, był to Matt.
W mgnieniu oka chłopak był już obok mnie. Był cały zdyszany.
- Słucham - wymamrotałam zła.
Matt jeszcze chwilę opanowywał oddech.
- Rodzice - powiedział dysząc - Akcja w domu.
- Co się wydarzyło? - strasznie się przejęłam.
- Wyjeżdżam - wziął głęboki oddech - Jutro.
Zbladłam. Dosłownie.
- Przepraszam __ - mruknął - Nienawidzę ich.
Przysiadłam na ławkę, a Matt wraz ze mną.
- Chciałbym być przy Tobie jak najdłużej, ale to się nie spełni teraz.
- Teraz?
- Mam nadzieję, że spotkamy się już jako starsi ludzie, a ty?
- Ja też, ale...
- Dobra, nie myślimy o tym teraz. Żyjmy tym krótkim dniem, tą krótką chwilą.
Matt mnie objął, a ja się w niego wtuliłam.
Jest ciepły. Bardzo ciepły. Nadal mam w głowie moment, kiedy pierwszy raz go ujrzałam. Czułam już wtedy, że jest cudowny i jedyny. Cieszę się, że jesteśmy razem, ale mam ochotę wypłakać się na cały głos, jak bardzo będzie mi go brakowało.
Złapałam się mocniej bluzy chłopaka i zaczęłam płakać.
- Ale słońce, nie płacz - Wymruczał głaszcząc mnie po głowie.
Robił to bardzo delikatnie. Czułam jak powstrzymywał się od płaczu. Chciał pokazać, że jednak może to nie być koniec świata.
Może? Co ja mówię. To jest koniec świata.
Mimo, że udało mu się doprowadzić mnie do łez, to i tak, czuje się przy nim bezpiecznie. Jest on ostatnim elementem w układance mojego serca.
- Tak bardzo Cię kocham __ - powiedział tuląc mnie - Nie chcę ciebie stracić.
- Oh, Matt - mruknęłam łapiąc chłopaka za policzek - Ja ciebie też bardzo kocham i nie chce stracić, ale chyba jest to nieuniknione... Musimy się z tym pogodzić i trwać w nadziei, że kiedykolwiek się spotkamy.
- Czasami myślę, że jestem dla ciebie za głupi.
- Zepsułeś cały nastrój.
- Taki miałem plan.
Cicho zachichotałam wraz z chłopakiem.
- Będziesz mnie pamiętał? - wydukałam.
- Oczywiście. Masz prawo uderzyć mnie w głowę jeśli zapomnę.
- A jeśli oboje zapomnimy...?
- Wtedy będziemy szuje i odgrzewane kotlety.
Zaśmiałam się.
- Trwajmy w nadziei - chłopak wystawił w moją stronę mały palec - Nie zapomnimy?
Splotłam nasze małe palce razem.
- Nie zapomnimy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top