Rozdział V
Zamilkłam na widok mojego rudego, narcyzowatego kompana. Mimo, że nie powinien to na jego twarzy widniał szeroki i wesoły uśmiech. Próbowałam zachować jak największą powagę, ale w takiej sytuacji było to nierealne...
Matt kręcił się naprzeciwko mnie w białej i zwiewnej sukience. Nucił pod swoim nosem jakąś melodię.
Zakryłam swe usta rękoma, by ten nie mógł ujrzeć mojego zacieszu.
- Wiem, że się roześmiejesz __! - wykrzyczał przestając się kręcić oraz nucić - Nawet wiem jak to zrobić!
Mateusz podłączył swoją suszarkę do gniazdka. Położył on ją na podłogę między swoimi nogami i wykierował do góry, by ta wiała mu pod sukienkę. Włączył swój przyrząd, który dmuchał ciepłym powietrzem, a jego sukienka wystrzeliła w górę. Zaczął ją przywracać do stanu pierwotnego.
Całość wyglądała jak zdjęcie znanej nam wszystkich Marilyn Monroe*.
Wybuchłam donośnym śmiechem, a Matt zaczął radośnie skakać, gdyż w końcu udało mu się mnie rozśmieszyć.
Kiedy do chłopaka doszło, że wygląda jak transwestyta, szybko odłączył swoją suszarkę z gniazdka, wziął w swoje dłonie ubrania, które miał na sobie przed założeniem sukienki i jak poparzony wbiegł do łazienki.
Nie potrafiłam uspokoić swojego śmiechu.
Matt, jesteś królem.
Chłopak wróciwszy z łazienki usiadł na moim łóżku.
- To co robimy? - zapytał.
Chwilę pomyślałam.
- Utuczmy cię - wymamrotałam z szerokim uśmiechem.
- Jak? - mruknął zdziwiony.
Oj, Matt, zaraz się dowiesz jak.
Zadzwoniłam do swojej dobrej znajomej. Powiedziałam co miała przywieść i to zrobiła.
Matt przysunął mały stolik do mojego łóżka, a na nim rozstawiliśmy...
Kilka zestawów z fast foodów.
Kilka litrów Coli, Pepsi i innych słodkich napojów.
- Ja mam to wszystko zjeść? - zapytał z niesmakiem.
- Wszystko - wymamrotałam - Możesz dostać zawału serca z takiej ilości tych cudownych zestawów, ale spokojnie... Jesteśmy w szpitalu!
Chłopak popatrzył na mnie z przerażeniem.
- Pytałam się pielęgniarki, pozwoliła na taką ucztę dla ciebie.
- Ale ty serio z tym zawałem?
- Jasne!
- Nienawidzę cię.
Głupio zaczęłam się śmiać, w sumie, rudy też.
- Nigdy takich rzeczy nie jadłem, więc sądzę, że... Włączaj aparat.
Zgodnie z rozkazem chłopaka, zrobiłam to.
- Więc... Tu jest Matt, a tu jedzenie - oznajmiłam do telefonu, którym nagrywałam - Ma zamiar to wszystko zjeść i nie zejść na zawał.
- Niech żyje król! - wykrzyczał i zaczął jeść.
Bardziej, nie nazwałabym tego jedzeniem, tylko... Wciąganiem?
Wyglądało to, jakby nigdy go nie karmiono i pierwszy raz ujrzał by pokarm.
Podczas gdy ja cicho rechotałam on właśnie popijał wszystko Colą.
Jego twarz wyrażała wiele. Pokazywała ona szok, gdyż pierwszy raz tyle zjadł oraz zadowolenie, bo zjadł. Brzmi to jak masło maślane, ale tak można opisać jego emocje.
Rudy leżał zdechły na łóżku.
- To był bardzo zły pomysł - wymamrotał.
- Obstawiam, że przytyjesz może i kilka kilo - powiedziałam - Mało jadłeś, więc taka ilość sprawi zmiany w twojej wadze.
- To był bardzo dobry pomysł - poprawił się - Poszłabyś po pielęgniarkę, by przyniosła mi tabletkę?
Spojrzałam na chłopaka z poważnym wyrazem twarzy.
- Wybacz, zapomniałem - powiedział speszony i wstał ze swojego łóżka.
Powędrował do drzwi i wyszedł z sali.
W tym momencie zadzwonił jego telefon. Tak bardzo mnie kusiło sprawdzić kto się do niego dobija...
Wyciągnęłam swoje ciało, nawet nie wiem jak i dokonałam niesamowitego. Połowę ciała miałam na swoim łóżku, a połowę na jego.
Zrobiłam z siebie most pomiędzy naszymi łóżkami.
Sięgnęłam jego telefonu. Dzwonił "zielony". Chwilę się zawahałam, ale odebrałam.
- Cześć Matt! - wykrzyczała osoba z telefonu.
- Cześć - w jakimś stopniu spróbowałam udawać głos rudego i chyba się udało.
- Jak tam? Jak się czujesz? Jak tam samopoczucie? Możemy wpaść?
Kurwa, mogłam nie odbierać.
- Super, dobrze, świetnie oraz
jasne! - wykrzyczałam zadowolona jakby to zrobił Matt.
- Przyjedziemy jutro! Trzymaj się i pozdrów swoją... - nie dokończył, gdyż inny głos mu przeszkodził.
- Śliczną! - krzyknęła druga osoba z telefonu.
- Tak, pozdrów swoją znajomą z sali - dokończył głos pierwszy.
- Jasne! Do zobaczenia!
Rozłączył się.
Ale z Matta to ryba.
Wysłał moje zdjęcie swoim znajomym.
Wróciwszy do swojej poprzedniej pozycji, co było niewykonywalne, niebieskooki idealnie wszedł do sali.
Powiedzieć mu czy nie?
Dobra, nie powiem za wysłanie zdjęcia.
- I jak się Mateuszek czuje? - mruknęłam.
- Jakoś lepiej. Miło, że pytasz - powiedział posyłając mi serdeczny uśmiech.
Chłopak wskoczył na swoje łóżko. Rozłożył się na nim i spojrzał na mnie.
- Jesteś świetna, wiesz? - mruknął.
Lekko się zarumieniłam.
- Ty też - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Szkoda, że nie poznałem ciebie wcześniej. Pewnie nie byłoby mnie tu, ani ciebie. Pokazałbym tobie wspaniałe miejsca. Troszczyłbym się o ciebie, opiekowałbym się tobą...
Zrobiłam się cała czerwona. To co mówi jest takie... Urocze.
- Czy ty coś sugerujesz? - mruknęłam.
Do chłopaka doszło co właśnie powiedział. Spalił wielkiego buraka.
- To było urocze - dodałam, a chłopak lekko się uspokoił.
- Wspomnę jeszcze raz. Jesteś wspaniała.
Czy właśnie narcyz, powiedział mi, że jestem wspaniała...?
~~~~
*Pani Marilyn Monroe oraz zdjęcie o którym była mowa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top