Rozdział II

Matt należał do osób bardzo rozgadanych. Szczególnie opowiadał dużo o sobie, nie pytając mnie o nic. Było to lekko denerwujące, ale muszę się przyzwyczaić, gdyż szybko się nie rozejdziemy.

- __, słuchasz mnie? - mruknął zwracając się w moją stronę.
- Zamyśliłam się, wybacz - powiedziałam lekko się uśmiechając.

Z chodzeniem miałam przerażające problemy. Jako tako potrafiłam zrobić coś z rękoma, ale nogami? Koniec świata, panie.
Najgorzej było jak chciałam do łazienki. W sumie, na ten moment dalej wstrzymuje. Czuje jak pęcherz mi niedługo eksploduje.

Do sali weszli moi rodzice. Jak dobrze, że przyszli w tym momencie. Oboje podbiegli do mnie i zaczęli dusić... Znaczy przytulać.
- Ej, stop, dusicie - powiedziałam próbując złapać kochane powietrze.
Rodzice jak na zawołanie przestali mnie przytulać.

Spojrzałam na mojego rudego kompana. Siedział przygnębiony i czytał książkę. Jest mi go szkoda. Mówił, że jego rodzice nie chcą go widzieć za to, że jest takim chudzielcem. Co to są w ogóle za rodzice? Powinni być przy swoim dziecku.

Rodzice pytali się o masę głupstw, typu:
"Jak się spało?"
Bardzo to denerwowało, ale nie miałam zamiaru powiedzieć im to w twarz. Nie tak mnie wychowali.

Po kilku godzinach opuścili mnie i zostawili mnie samą z rudzielcem.
Siedział on dalej przygnębiony.
- Hejka, Mateusz, co się stało? - mruknęłam patrząc na niego.
- Wiesz, że rodzice - westchnął - Oni chcieli mnie wysłać do psychiatryka, ale lekarz powiedział, że szpital wystarczy.
Wysłać własne dziecko do psychiatryka? Okropieństwo.

Chłopak często się uśmiechał. Miał przekichane w życiu, ale tego nie okazywał, a do mnie doszło, że nie załatwiłam swojej potrzeby jak byli rodzice. Jakim cudem mogłam zapomnieć, że tak bardzo muszę do toalety.

Była godzina dwudziesta druga. Rudy powiedział jakąś godzinę temu, że idzie spać, ale skończyło się na tym, że dalej ze mną rozmawiał.

Zaraz wybuchnę. Próbowałam podnieść nogę, ale na marne. Może powinnam zawołać pielęgniarkę? A co jeśli mnie skrzyczy, bo marnuje jej czas? Czemu to jest takie trudne do cholery!

Odwróciłam się w stronę rudego na moim łóżku. Leżał do mnie tyłem, więc wnioskuje, że spał.
Raz grozi śmierć.
- Hej, Matt - wyszeptałam.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Czyli nie spał.
- Tak, __? - mruknął.
- Mam bardzo głupią prośbę do ciebie...
- Ej, na pewno nie jest głupia, ja zrobię wszystko co będziesz chciała.
- ...Zaprowadzisz mnie do łazienki?
Chłopak się uśmiechnął, ale widząc moją powagę na twarzy, zrozumiał, że nie żartowałam.
- No, dobrze - powiedział i wstał ze swojego łóżka.

Podszedł do mnie. Nachylił się nade mną tak, bym mogła się go złapać. Oplotłam swoje ręce dookoła jego szyi, a ten włożył jedną dłoń pod moje plecy, a drugą pod pierzynę i złapał za nogi.
- Nie złamiesz się? - zażartowałam.
Chłopak zarechotał pod nosem.
- Nie powinienem - powiedział podnosząc mnie do góry.

Cud wielki, że toaletę mamy w sali. Mówił mi, że inni muszą wychodzić z pokoju, żeby do niej dojść, ale kogo to obchodzi. Muszę zrobić te siku.

Wszedł ze mną do łazienki i posadził na toaletę.
- Matt? - mruknęłam.
- Tak? - uciekł wzrokiem, by nie patrzeć jak zdejmuje swoje dolne ubrania.
- Potrzymaj mnie, a ja się rozbiorę.
Kątem oka zobaczyłam, że chłopak przybrał barwę pomidora, ale jako iż obiecywał, że będzie mi pomagał, zrobił to. Podniósł mnie, a ja mogłam w spokoju zdjąć część dolną ubrań. Posadził mnie on znowu na toalecie i podszedł do drzwi.
- Jak skończysz, to mów - powiedział i wyszedł z łazienki, zostawiając mnie samą.

Skończywszy swoją potrzebę, czułam się jak nowo narodzona. Magicznym sposobem udało mi się założyć ubrania! Jestem pod wrażeniem.
- Wchodź - powiedziałam, by rudy wpełzł do środka.

Po chwili był w tym pomieszczeniu z zasłoniętymi oczami.
- Nie musisz zasłaniać oczu - mruknęłam, a ten je odsłonił.
- O, myślałem, że będę musiał znowu cię trzymać.
- Teraz mógłbyś mi pomóc 'dojść' do umywalki?
- No jasne jak słońce!

Kiedy spuściłam wodę, Matt złapał mnie w talii i przetransportował do umywalki. Umyłam spokojnie swoje ręce i zwróciłam się do rudego.
- Dobra, teraz do łóżka.
Znowu zrobiliśmy ten patent co wcześniej. Ja go przyduszam, a ten próbuje powiesić mnie za nogi.

Bez problemów zaniósł mnie do łóżka. Położył mnie na nim bardzo delikatnie i przykrył. Po skończonej czynności wskoczył na swoje i odwrócił się tak, by patrzeć się na mnie.
- Będziesz musiał mi pomagać tak częściej - mruknęłam.
- Nie przeszkadza mi to - odrzekł - Jak będę spał, to mnie obudź, a ja zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Jesteś wspaniały Matt, bardzo pomocny.
Chłopak się zarumienił.
- Dziękuję, bardzo miło mi to słyszeć.

Przegadałam z chłopakiem mocne dwie godziny. Było po północy, a my postanowiliśmy iść w końcu spać.
- Pamiętaj, budź mnie __ - przypomniał mi rudy.
- Tak, tak.
- Dobranoc - rzekł i odwrócił się do mnie plecami.
- Dobranoc.

Polubiłam go. Jest on bardzo pomocny i troskliwy. Mimo iż mówi tylko o sobie, teraz widzę jaki jest naprawdę. Przynajmniej tak mi się zdaję...
Pobyt z Mattem w szpitalu nie będzie w sumie taki zły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top