𝐂𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐈𝐈
Rozdział dla Samotna_Wilczyca💕Za wspieranie mnie od początku mojej zabawy na wtt💕
Jak nigdy siedział z uśmiechem na twarzy i odpowiadał na każde pytanie. W jego przypadku było to dziwne, gdyż zawsze siedział cicho na takich zajęciach. Jednak dzisiejszego dnia było inaczej. Nie zadał sobie rutynowego pytania, zamiast tego z energią wstał do życia.
— Kto mi powie, co to jest, improwizacja? — zapytał starszy nauczyciel zajęć teoretycznych o aktorstwie, lustrując dwudziestoosobową klasę.
— Tworzenie dzieła bez przygotowania, zazwyczaj w obecności słuchaczy. — Jest aktem niepowtarzalnym i spontanicznym — Blondyn nawet nie wiedział, kiedy podniósł dłoń, dostając pozwolenie na udzielenie odpowiedzi .
— Bardzo dobrze — Siwawy mężczyzna pochwalił go, co odrobinę speszyło chłopaka. — ...Panie Sangster. — następnie wrócił do swojej „gadki wykładanki" dotyczącej wcześniej wspomnianego tematu. Jednak, nie miał na to szansy, gdyż zajęcia przerwał dzwonek.
Thomas od razu zaczął pakować podręcznik oraz notatki do swojego plecaka, gdy do jego uszu dobiegł głos jego najlepszego przyjaciela.
— Coś ty taki, wesoły? - Will prychnął pod nosem, czym zwrócił jego uwagę. — Jeszcze wczoraj wyglądałeś, jakbyś miał umierać, a dzisiaj jesteś o taki. — ciemnowłosy gestem wskazał na jego uśmiech. — Powinienem o czymś wiedzieć? — zapytał podejrzliwie.
— Poznałem kogoś — oświadczył szybko, przygryzając przy tym swoją dolną wargę.
— Chcesz, mi powiedzieć, że poznałeś jakieś ciacho i lizałeś się na tym bezludziu? — Poulter spojrzał na niego intensywnie, natomiast blondyn wywrócił oczami.
— To nie tak — prędko zaprzeczył, na co jego towarzysz zaczął oczekiwać jakiś wyjaśnień — Po prostu przypomina mi tatę — Ciemnooki dodał, widząc, że chłopak już nie odpuści. — Tak bardzo za nim tęsknię. — wyszeptał skruszonym głosem. Naprawdę bardzo cierpiał bez ojca, więc jego przyjaciel podszedł do niego i mocno go przytulił.
— Wiem, ale on chciałby abyś, był silny - Will mówił, głaszcząc jego plecy.
Po policzkach Sangstera zleciało parę drobnych łez. Gdy tylko wspominał o tacie, to nigdy nie dał rady się powstrzymać. Nie zawsze wypuszczał ciecz na zewnątrz jego ciała, ale za każdym razem, czuł jak woda próbuje to zrobić za niego. Na szczęście nauczył się kontrolować własne emocje.
Jednak, gdy był w pobliżu ludzi, którym ufał, wielokrotnie pozwalał na pokazanie prawdziwych uczuć, bo oni to rozumieli. Znali historię chłopaka i doceniali w nim to, że nie dba ani o popularność ani o pieniądze. Byli jego jedynym wsparciem, w najgorszych momentach jego życia, jak i w tych dobrych. Od wschodu do zachodu słońca. Nawet jeśli, w to grono nie wchodziło więcej niż trzy osoby to były dla niego wszystkim. Kochał ich jak własną rodzinę.
— Dzięki— powiedział do ciemnowłosego blondyna. — Nie wiem, co bym bez Ciebie, albo Kai zrobił.
— Nie ma sprawy, stary — oświadczył jego towarzysz — A mówiąc o Kai, to miałem Ci przekazać, że mamy się spotkać z nią po lekcjach w kawiarni. - dodał, szczerząc się na myśl o jedzeniu. Było to dla niego typowe, bo uwielbiał słodkie.
— Z tego co wiem, to była nasza ostania lekcja — Blondyn zanalizował plan lekcji w głowie, po czym wrócił do swojego plecaka, kończąc pakowanie. — Więc, chodźmy.
— A, ty przypadkiem nie masz jakiegoś wywiadu? - Will zapytał zdziwiony, choć doskonale zdawał sobie sprawę z odpowiedzi.
— Mam — wyrzucił odpowiedź na jednym wdechu, zakładając przy tym tornister. — Ale szczerze, to nie mam ochoty odpowiadać na te pytania. — Zresztą z mamą też nie mam ochoty się widzieć. — dorzucił, podchodząc do kumpla.
— W takim razie chodźmy, zanim Penelopie zacznie Cię szukać - Poulter ruszył w stronę drzwi wyjściowych, otworzył je i spojrzał wyczekująco na Thomasa.
Książę wraz ze swoim przyjacielem, wyszli z pomieszczenia i migiem pobiegli w stronę wyjścia. Słysząc nadchodzące kroki szpilek, przyśpieszyli swoje tempo. Przebiegli przez cztery korytarze, przez co każde z nich zaczęło dyszeć. Gdy tylko znaleźli się przy tym dodatkowym wyjściu, natychmiast przez nie wybiegli. Z radości skakali w duchu, nie widząc żadnych fotografów. Thomas szybko i zwinnie wyciągnął kluczyki od czarnego mercedesa, znajdującego się paręnaście metrów od nich. .Blondyn okrążył samochód, a następnie wsiadł na miejsce kierowcy. Koło niego zasiadł jego przyjaciel, który w GPS wprowadził współrzędne dotyczące miejsca spotkania z ich najlepszą przyjaciółką. Brodie odpalił silnik, naciskając stopą w odpowiedni pedał i ruszył pojazdem w wyznaczoną wcześniej trasę.
Przez cały ten czas spoglądał na poruszające się krajobrazy Hollywood, oraz ludzi którzy byli albo zabiegani, albo bardzo szczęśliwy. Z powodu dalekiej odległości nie mógł zobaczyć, czy dany uśmiech jest naprawdę szczery czy też, całkowicie fałszywy. Bardzo chciał wierzyć w to, że ktoś może poczuć, to najpiękniejsze uczucie, ale trudność jaka się z tym mierzyła była niezmierna. Zastanawiając się na tym, przypomniał sobie słowa bruneta poznanego nad jeziorkiem.
Każdy ma gdzieś swoją skrzynkę szczęście - Tylko trzeba ją znaleźć i otworzyć.
Uśmiechnął się pod nosem, co nie umknęło jego ciekawskiemu kompanowi. Mimo to Thomas tylko wzruszył ramionami.
***
Poczuł cudowny zapach pieczonej szarlotki, która już od wejścia do kawiarni, potrafiła nieźle zawrócić w głowie. Szarlotka, była ulubionym ciastem jego mamy zanim, ich świat wywrócił się do góry nogami. Jednak Thomas, wciąż mając nadzieję na kolejny posiłek z mamą, za każdym razem zamawiał ją. Czuł wtedy że jest, jakaś nadzieją na powrót do starych czasów lecz, coraz bardziej w to wątpił.
— Nie rozumiem dlaczego za każdym razem, zamawiasz to ciasto skoro, praktycznie zawsze zjesz może z dwa kęsy — stwierdziła niska ciemnowłosa, przyglądając się deserowi przyjaciela.
Chłopak nic nie odpowiedział. Wydawało się, że nie był pewny czy chce wyjawić im ten sekret. Co prawda, rozmawiał z przyjaciółmi którym bardzo ufał, jednak czuł że, nie chcę im mówić dokładnych szczegółów z jego życia. Miał wtedy wrażenie, że jest na jakimś idiotycznym przesłuchaniu, albo wywiadzie, gdzie wszyscy musza wszystko wiedzieć. Nienawidził tego uczucia, dlatego d zlewająco machnął ręką.
— Thomas? — zapytała Kaia zmartwiona jego chwilowym wyłączeniem. — Wszystko w porządku?
— Tak — potwierdził szybkim kiwnięciem głowy. — Po prostu się zamyśliłem... — dodał skrepowany swoim zachowaniem.
— Czyżbyś, myślał o swoim nowym znajomym? — Will podpytał sarkastycznie, co wzbudziło ciekawość błękitnookiej z fioletowym ombre.
— Czekaj? — rozkazała, dokładnie analizując każde słowo swojego poprzedniego rozmówcy. — Poznałeś kogoś? — Odpowiedzią na jej pytanie były rumieńce na policzkach blondyna, który speszony wzrokiem poleciał, na swój aktualny deser. — Opowiadaj i to zaraz. — poleciła, chcąc poznać wszystkie szczegóły.
— Nie ma co opowiadać — wyszeptał pod presją znajomych. — Poznałem go wczoraj nad jeziorkiem i tylko trochę rozmawialiśmy. — Nazywa się Dy... — ciemnooki nie zdążył skończyć, gdyż do kafejki wszedł O'Brien z ciemnowłosą dziewczyną.
Przyglądał się im dłuższą chwile. Brunet widocznie, to wyczuł, obracając się w jego stronę. Thomas zawstydził się, widząc że Dylan z wielkim uśmiechem, puszcza mu oczko. Czuł się zażenowany że, został zdemaskowany.
— Co to za przystojniak, który właśnie do Ciebie puścił oczko ? — zapytał ciemnowłosy blondyn, najwidoczniej rozpatrując zaistniałą sytuację.— To ten z nad jeziorka?
— Nazywa się Dylan — oświadczył bezsilnie blondyn. — Tylko szkoda że, najwyraźniej nie jest...
— ...gejem jak, ty? - Kaia dokończyła jego wypowiedz, rzucając wzrokiem na stolik przy którym siedziała para nastolatków. — No cóż, pewnie i tak nic, o Tobie nie wie.
Tylko jego ulubioną książkę i największe marzenie, ale to nic wielkiego, prawda?
Nagle telefon Sangstera zaczął dzwonić, więc wyjął z kieszeni aparat, a widząc rozmówce szybko odrzucił połączenie. Uciszył przedmiot i ponownie schował do kieszeni. Scodelario i Poulter spojrzeli na siebie, potem z powrotem na niego. .
— Nie odbierzesz?— Will uniósł brew pytająco — Może to ważne?
— To mama — odezwał się smutno. — Pewnie chodzi o wywiad, który olałem, a nie chcę słyszeć jej krzyków dlatego nie mam zamiaru odebrać. — podsumował, bawiąc się palcami pod stołem.
— Nie boisz, że będziesz miał przechlapane ? — Zmartwiona dziewczyna popatrzyła na swojego przyjaciela. — Wiesz jaka jest Penelopie.
— Wiem - odparł krótko — Ale wiem też, że całe moje życie jest przechlapane.
— Kaia? Will? Thomas? — nagle do ich rozmowy wciął się delikatny ale, kobiecy głos. — Ojejku, to naprawdę wy — Przed ich stolikiem stanęła brunetka, towarzysząca O'Brienowi. — Mogę prosić o zdjęcie?
— Rosie, jak na swój wiek, to masz naprawdę wielkie marzenie. — zaraz koło niej stanął ciemnooki, który objął ją ramieniem.
Thomas na gest Aniołka poczuł dziwny ból w środku. Gdyby miał powiedzieć, coś więcej na ten temat, to był to nagły i gwałtowny uścisk gdzieś w środku jego serduszka. Nie był pewien, czy poczuł to naprawdę, czy to tylko wyobraźnia plątała mu figle. Był jednak pewien, że nie spodobało mu się to uczucie, w dodatku towarzyszyło przy każdym spojrzeniu na parę. Czuł się z tym nieswojo i dziwnie. W końcu prawie w ogóle nie znał Dylana, a mimo to widok z dziewczyną zabolał go na tyle, by bez słowa uciec z pomieszczenia Wyjął kluczyki i otworzył nimi samochód. Wsiadł do niego i szybko go odpalił. Nie zważając na nic, wyjechał spod budynku. Kierował się wszędzie byle nie do domu. Przez jego głowę, przelatywało milion myśli, takich jak wspomnień, przemyśleń i słów, które łączyły się w wypowiedzenia.
— Jakie to jest cholernie trudne — pomyślał, zastanawiając się nad ogółem życia.
Nie rozumiał, jak to możliwe że, jeszcze dziś kiedy miał tak dobry humor, zwykły gest mógł zamienić go w koszmar. Nie potrafił powiedzieć czemu, aż tak bardzo się tym przejął, ani czemu zachował się jak dupek względem tamtej dziewczyny która, jedynie o co prosiła, to o jedno cholerne zdjęcie.
Był pewien że, tata by wiedział co się z nim dzieję, w końcu zawsze mu doradzał, nawet w najgłupszej sprawie. Teraz go nie było, a problemów ciągle narastało. Kolejne wspomnienie o ojcu postanowiło o jego dalszej wycieczce. Skręcił więc, w lewo na skrzyżowaniu, a następnie w prawo po czym jechał tak dwie przecznice.
Zaparkował pojazd na parkingu, pod metalową bramą. Następnie kolejny raz z niego się ulotnił. Zamknął go przy użyciu klucza, a potem przeszedł przez starą bramę. Wzrokiem przypatrywał się nagrobkom, czytając różne imiona oraz lustrując dekorację. Zadziwiło go, że niektóre są wielce ozdobione, a inne całkowicie puste. Na ten widok zrobiło mu się smutno. Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się przy grobie swojego rodziciela.
Zatrzymał się przy tabliczce imiennej którą, zaczął literować. James Thomas Sangster. Po jego policzkach ponownie zleciały łzy. Nie przetarł ich. Zamiast tego, pozwolił im opaść w dół, prosto na kamienny granit. Przełknął ślinę wraz ze łzami, które czasem wpadały do jego ust. Zamknął oczy. Głęboko westchnął. I zaczął mówić, tak jakby jego ojciec był, w stanie go usłyszeć.
— Tato — zaczął niepewnie, bo nie wiedział, czy będzie dał rady skończyć jego wypowiedź. — Stoję tu przed Tobą, staram się wyobrażać, że jesteś tu obok, ale nie potrafię. Pamiętam, ile razy mówiłeś, że zawsze będziesz w moim serduszku, tylko czy ono w ogóle jeszcze istnieje? Pamiętam też, jak zabierałeś mnie, i mamę do kawiarni, gdzie jedliśmy słodkie desery. Ty zawsze brałeś makowca, mama szarlotkę a ja lody truskawkowe. A teraz nie ma już nic. Ty odszedłeś. Mama zwariowała. Ludzie zwariowali. Ja przepadłem. Nawet nie wiesz, jak mnie serduszko boli, gdy myślę, że moje życie ma już tak wyglądać. Prawda jest taka, że nie umiem sobie poradzić i każdego dnia zastanawiam się „Co ja tu robię?" , choć dzisiaj był wyjątek. Ale to był. Bo z jakiegoś dziwnego powodu o imieniu Dylan, znów mam ochotę zadać sobie to pytanie. Poznałem go wczoraj. Tak bardzo przypominał mi Ciebie, tato. Zaufałem mu i być może będę tego żałować, ale to zrobiłem. I nie mam cholernego pojęcia, dlaczego, gdy zobaczyłem go z inną, to tak zabolało. Ty pewnie, to wiesz, co? Szkoda, że to nie możliwe, byś mi powiedział. Pomógłbyś mi wtedy... — blondyn bezsilnie oddał się płaczu, rzucając się na zimną powierzchnie — Gdybyś tu był, życie byłoby łatwiejsze, tato. Tak cholernie tęsknię, a przecież, prosiłeś bym był silny. Niestety prawda jest taka, że ja nie umiem taki być. Staram się, ale nie umiem udawać, że wszystko jest dobrze, kiedy wcale tak nie jest. Ja po prostu, nie umiem. — i właśnie w tym momencie poczuł jak, ktoś go do siebie tuli.
— Miałem być Twoim Aniołkiem, więc jestem. — wyszeptał spokojnym głosem do jego ucha. — I obiecuję, że już zawsze będę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top