*R O Z D Z I A Ł 13 *
Dziękuję za 3k ❤️Jesteście kochani❤️Rozdział dla was wszystkich❤️Tak bardzo was kocham❤️Miłego czytania❤️
T H O M A S
W chwili kiedy lekarz przyszedł, wciąż nie docierało do niego, że jego brat próbował się zabić. Przynajmniej tak, to lekarz ujął. I chociaż powinien słuchać tego co właściwie wysoki szatyn mówił na temat jego brata, to słyszał tylko pojedyncze słowa. Nienawidził Theo, za to jak go zostawił, porzucił zostawiając z ludźmi, którzy go nie kochali. Jednak może powinien dać mu wtedy szansę, żeby mógł się wytłumaczyć. Może gdyby to zrobił, nie musiałby wtedy tu siedzieć i się zamartwiać o niego.
- Panie doktorze, czyli z nim jest w porządku? – zapytał, podnosząc pytająco brew do góry. – Czy mojemu braciszkowi nic nie jest? – westchnąłem głośno.
- Tak, wszystko z nim w porządku – oznajmił mężczyzna, tym samym go uspokoił. – Miał tylko zabieg osuwający narkotyk z jego ciała. – dodał, wkładając ręce do kieszeni. – Jest w stanie stabilnym.
- Czy moglibyśmy się z nim zobaczyć ? – podpytał, mając wielką nadzieję, że brązowooki się zgodzi.
- Ale tylko po jednej osobie – oświadczył, spoglądając to na Thomasa, to na resztę. – Pacjent potrzebuję spokoju. – ostrzegł, a następnie się z nami pożegnał.
- Mogę iść jako pierwszy? – spojrzałem na szatyna, który dziwnie spoglądał na odchodzącego doktora. – Halo? Liam? – wywróciłem do góry oczami. – Hej? – potrząsnąłem przyjacielem mojego brata, na co nareszcie się odwrócił.
- Co? – wyrzucił oszołomiony, zupełnie jakby ktoś go właśnie wybudził ze snu.
- Pytałem, czy mogę iść jako pierwszy zobaczyć się z Theo. – oznajmił spokojnie, na co błękitnooki niepewnie kiwnął głową. – Dzięki. – zdziwiło go trochę jego zachowanie, mimo to udał się w stronę Sali, w której leżał Reaken.
Z tego co słyszał, jest na końcu korytarza po prawej stronie dlatego od razu tam ruszył. Pomimo małej odległości do pokonania, to droga ciągła mu się w nieskończoność. W jego myślach pojawiały się różne scenariusze, tego co miał mu powiedzieć. Z jednej strony miał ochotę go zabić, ale z drugiej wciąż go kochał. I wiedział, że cokolwiek zrobi, to napewno nie chcę przeżywać kolejnej śmierci. Zbyt dużo razy chodził na pogrzeby w swoim dziewiętnastoletnim życiu. Zbyt dużo razy płakał i zbyt dużo razy odczuwał pustkę po kimś.
Gdy w końcu doszedł pod drzwi pomieszczenia, niepewnie uniósł rękę do góry i zapukał. Gdy usłyszał ciche „proszę", wszedł do środka, a następnie spojrzał na szatyna o zielonych oczach, który ze zdziwieniem wpatrywał się w niego. Widocznie nie spodziewał się Thomasa jako jednego ze swoich odwiedzających. Sangster jednak to zignorował, lekko się przy tym uśmiechając. Po chwili i szatyn odwzajemnił gest. Blondyn podszedł do niego i usiadł na małym stołku.
- Nienawidzę Cię – wyszeptał, choć nie brzmiało to ani trochę obraźliwie. – Dlaczego to zrobiłeś, co?
Chłopak niepewnie otworzył buzie jednak szybko ją zamknął. Zrobił tak z kilka razy zanim przemówił. Po jego twarzyczce zleciała jedna pojedyncza łza, a po niej następne.
- Chciałem być dla Ciebie oparciem po śmierci ojca – zaczął nieśmiało. – Chciałem umieć się Tobą zająć tak jak powianiem, ale nie potrafiłem. Chciałem, zastąpić Ci ojca, ale nie umiałem, gdyż jego śmierć mnie załamała. – Po twarzy Brodiego również zleciało parę łez, ciągnących następne. – Pewnego dnia, kiedy wracałem z cmentarza poznałem pewnego chłopaka. Nazywał się Derek. Zaproponował mi pomoc w zapomnieniu. Najpierw zaprosił na imprezę, później na alkohol, a na końcu na to świństwo. Wszystko się od niego zaczęło. Moje problemy przez które, również ty cierpiałeś. – Zielonooki dotknął jego policzka. – To wszystko zaczęło się przez to cholerne świństwo. – Zniszczyłem Ci życie, byleby zapomnieć o swoim bólu. Tak bardzo Cię przepraszam, Tommy... Nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić.
Słowa Theo na tyle poruszyły ciemnookiego, że nie mógł opanować łez. Poczuł gulę w gardle gdy chciał coś powiedzieć. Chociaż sam nie był pewien, co było odpowiednimi słowami na wyznanie Reakana. Serce kroiło mu się na myśl, że był ogromnym egoistą. Do tej pory myślał, że brat wolał się zabawiać z jakimś panienkami i bawić się do ranka, byleby nie spędzać czasu z rodziną. Zaklął się w duchu, zdając sobie sprawy, że nienawidził brata tylko dlatego iż się pogubił w tym całym bałaganie jakim było życie. Był zły na siebie do tego stopnia że jedyne co mogła mu wyjść z ust, to dwa słowa.
- Przepraszam bracie – wyszeptał tak krucho jak porcelana, spuszczając wzrok na swoje tenisówki.
- Nie masz za co mnie przepraszać – odezwał się szatyn, kładąc dłoń na jego dłoni. – To ja powinienem, bo gdy mnie potrzebowałeś, to mnie nie było. – przyznał się.
- Jak to nie mam?! – blondyn nerwowo wstał, zrzucając rękę szatyna. – Nienawidziłem Cię, bo byłem pewien, że imprezujesz i robisz wszystko byleby się mną nie zajmować. Nienawidziłem Cię, bo w dniu pogrzebu ojca obiecałeś mi, że mnie nie opuścisz, a kilka dni później Cię nie było. Byłem na Ciebie zły, bo mnie zostawiłeś na pastwę ludzi, którzy sprawiali, że czułem się nikim. Miałem wrażenie, że pozwalałeś kochankowi matki by się nade mną znęcała. By mama traktowała mnie jak powietrze. Bym się załamał śmiercią ojca. – Blondyn głośno przełknął ślinę. –Myślałem że, mój braciszek mnie już nie kocha. – wyznał cicho, ale tak by Theo usłyszał.
- Chodź tu młody – Zielonooki zachęcił go, abym ten się do niego przytulił, co oczywiście zrobił.– Nie płacz już. – poczuł jak jego brat głaska jego ciało. – Już dobrze. Zapytałbym dlaczego ty się ciąłeś, ale już wiem, więc sobie to odpuszczam. – Zapomniałbym mam tu coś dla Ciebie – Thomas usłyszał, poczym spojrzał na chłopaka, który wyjął coś z kieszeni. Podał mu tą rzecz, na co spojrzał na niego zdziwiony gestem. – Sto lat braciszku. – Theo powiedział, wzrokiem nakazując by chłopak otworzył małe pudełeczko.
Sangster rozwiązał czerwoną wstążkę, a następnie otworzył białe pudełeczko. Ze wzruszenie opadły mu kolejne pojedyncze łzy. Nie mógł uwierzyć, że chłopak pamiętał tradycje jego i ojca. Nie mógł uwierzyć, że dostał szklaną kulę ze sztucznym śniegiem, ale to nie to go najbardziej wzruszyło. Najbardziej wzruszył go fakt, że w środku się jest zdjęcie jak się do siebie tulą. Jak dwoje prawdziwych braci. Jak prawdziwa rodzina.
- Dziękuję...- wydukał, czując jak do jego serca wchodzi rzadkie uczucie jakim było szczęście. – To jest cudowne. – dodał, czując jak euforia go rozpiera.
- Wiedziałem, że Ci się spodoba – Szatyn wyznał dumnie poczym zmienił temat. – Dylan, to Twój chłopak, prawda? – zapytał z uśmiechem na ustach.
- Będziesz mi teraz dziadował i mówił jak to wszyscy szybko dorastamy? – Książe lekko się rumieniąc, odpowiadział na jego pytanie. – Ale tak jest moim Aniołkiem. – oświadczył, rozmyślając o jego cudownie ciemnych oczach i o tym, że już jutro wyjeżdża z nim do Włoch.
- Hej? – Zielonooki pstryknął przed oczami blondyna, chcąc go wybudzić z myśli. – Co się dzieję, bo tak bardzo się uśmiechasz? – podpytał cwaniacko.
- Jadę z nim jutro do Włoch – wyznał, szczerząc się i wystawiając swoje śliczne białe ząbki. – Na cały tydzień. – oznajmił wesoło.
- Tak bardzo się cieszę z Twojego szczęścia, Tommy – Brat powiedział. – Tak dobrze znów Cię widzieć szczęśliwego. - Chciałbym żebyś tu ze mną jeszcze posiedział, ale chyba musisz się iść przygotować do wylotu. – Sangster kiwnął głową potwierdzając jego wypowiedź poczym pożegnał się z bratem. Nim jednak wyszedł, zatrzymał się i ostatni raz spojrzał na chłopaka.
- A ja się cieszę, że Cię odzyskałem – wyszeptał, mając w głowie ponownie każde ich dobre wspomnienie.
Po tych słowach wyszedł i trzymając szklaną kulę, uradowany udał się w stronę swojego przyjaciół i chłopaka. Gdy tam dotarł zobaczył brak obecności Liama jednak uznał, że pewnie poszedł do toalety czy coś. Wbił się w malinowe usta ukochanego poczym, się w niego tulił.
- Hej, a co ty taki szczęśliwy, Książe? – zapytał Dylan, rzucając mu ciekawskie spojrzenie.
- Bo czuję, że wszystko się teraz układa. – wyznał szczerze, wpatrując się w te piękne tęczówki. – Opowiem Ci po drodze do Włoch. – wyszeptał ciszej ale, i namiętniej jakby za tym zdaniem miało kryć się coś jeszcze.
- Czy my o czymś nie wiemy? - Kaia i Will spojrzeli na zdezorientowani to na blondyna, to na ciemnowłosego.
- Jutro jadę z Aniołkiem na wakacje – wyrzucił szczęśliwie, splatając dłonie O'Briena ze swoimi. – Z moim kochanym Aniołkiem. – dodał, dając mu buziaka w nosek. – I tylko moim Aniołkiem.
- Wow .
- Z Theo jest wszystko w porządku. – oznajmił pokrzepiająco wszystkim dookoła. – Wygląda na szczęśliwego i zdrowego pomimo tego wszystkiego, co się wydarzyło.
- Zanim pojedziemy, chciałbym go jeszcze odwiedzić – wydukał spokojnie brunet. – Poczekasz tu na mnie? – zwrócił się do swojego chłopaka, na co blondyn kiwnął zgodnie głową. Dylan na ten gest ruszył do Sali przyjaciela.
D Y L A N
Godzinę później ....
Patrzył jak na buźce jego ukochanego pojawia się coraz częstszy uśmiech, co sprawiało, że i na jego twarzy pojawiał się ogromny banan. Szczerze mówiąc, to jak ta na niego patrzył, to byłem pewien, iż mógłbym oddać cały świat dla takiej kruszynki jak Tommy. Jego oczy w tej chwili wyglądały jak najdroższe diamenty oraz jak najpiękniejsze gwiazdy na niebie. Po prostu był cudowny do takiego stanu, że brunet miał ochotę wbić się w jego truskawkowe usta. Był taki słodki jak bezradnie szukał potrzebnych rzeczy na wyjazd. Był taki kruchy kiedy żył w skupieniu i swoich myślach, że spokojnie mógłby zamienić się w piórko.
- Mógłbyś mnie tak nie lustrować, bo czuję się jakbym był nagi. – Speszony blondyn powiedział, lekko się przy tym rumieniąc. – Dobra czego ja szukałem, a tak tej szczątki. – jego wzrok poleciał na drzwi od łazienki, w której po chwili zniknął.
Brunet z tego powodu, podszedł do komody i wyjął bluzy ukochanego gdyż sam już się dawno spakował na ten wyjazd. Ułożył je ładnie w kostkę, a następnie włożył do czerwonej walizki. To samo zrobił z kilkoma podkoszulkami oraz spodniami i spodenkami. Zaśmiał się gdy otworzył drugą szufladę komody i pierwsze co, mu się rzuciło w oczy to, bielizna w kaczuszki.
Jaki ten Mój Książe to słodziak.
- Hej, gdzie ty grzebiesz co? – ciemnooki wyszedł z mniejszego pomieszczenie, kręcąc przy tym zabawnie głową. – I zostaw moje bokserki w kaczuszki. – wyrwał chłopakowi bieliznę, udając przy tym wszystkim oburzonego.
- Jesteś słodki jak się wkurzasz – wyszeptał z uśmiechem na twarzy po czym, ucałował go w nosek. – Dobra, czegoś jeszcze brakuję ? – podpytał, na co blondyn się rozglądnął i uznał, że tylko jego majteczek, kapci i skarpetek.
Ciemnooki odsunął się tak aby Sangster mógł wyjąć potrzebne rzeczy z mebla, sam za to skierował się w stronę jego biurka gdzie na krześle wisiał znany czarny plecaczek.
Miał go na sobie, gdy się poznaliśmy...
Lekko podniósł i otworzył jego zamek. W środku znajdował się szkicownik, piórnik oraz dobrze mu znana lektura. Wyjąłem zeszyt jego rysunków i cichutko kartkował. Był pewien, że Thomas ma ogromny talent. Cudowne zachody słońca, gwieździste noce oraz portret właśnie jego. Nie mógł uwierzyć, iż blondyn właśnie jego narysował, co sprawiało, że zachciało mu się płakać. To było tak piękne, że aż mu się w serduszko ciepło zrobiło. Ponownie schował rysownik do torby, wyciągając z niego dobrze znaną mu lekturę. Również przekartkował książkę, spoglądając na zaznaczone liniami cytaty, a jednym z nich były słowa, które wypowiedział podczas ich pierwszego spotkania. Oczy mu się zalśniły, na te piękne wspomnienia.
A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu... - nagle usłyszał za sobą głos chłopaka i cytat, który mu już kiedyś powiedział, na co się odwrócił w jego stronę. Podszedł do niego, pociągnął za czerwoną koszulkę i wbił się w jego truskawkowe usta, łącząc ich języki w walce o to kto będzie tops. I choć z początku Thomas wygrywał, to ostatecznie zwycięzcą był Dylan. Brunet owinął sobie blondyna wokół własnej tali, wciąż nie odrywając się od jego buźki. Jednak gdy już się oderwał to zaczął całować jego delikatne ciało w okolicy szyi blondyna. Sangster głęboko jęknął, co ciemnooki uznał za seksownie kuszące. Przytuleni do siebie, wylądowali na łóżku. Dylan powoli zaczął ściągać jego koszulkę, na co jak oparzony zmienił swoją pozycję w pół siedzącą.
- Aniołku ? – Brodie spuścił wzrok, a jego głos jakby posmutniał wręcz jakby się skruszył.
- Nie martw się poczekam na Ciebie, Książe – szepnął mu do ucha, bawiąc się jego blond kosmykami. – Jak długo będzie trzeba, kochanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top