𝐂𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 3
Rozdział dla Ideal_Bitch💕Dziękuję że jesteś gdy potrzebuje z kimś porozmawiać i pogadać ❤️
Siedział w swoim samochodzie, przykryty kurtką Dylana, którą dostał zaraz po tym jak zaczęło padać. I choć na początku nie chciał jej przyjąć, to z perspektywy czasu cieszył się że ją wziął. Ubranie było bardzo ciepło, ale co najważniejsze pachniało brunetem. Intensywne, ale gustowne męskie perfumy potrafiły wzbudzić wielką rozkosz w chłopaku, ale nie chciał tego przed sobą przyznać.
Nie mówił do O'Briana już od około godziny, przez co wciąż stali na parkingu. Prawda była taka, że Thomas nie za bardzo wiedział co zrobić, w sytuacji kiedy mówił do grobu swojego ojca, wybuchnął płaczem, a później dowiedział się, że ktoś to słyszał. Zresztą nie wiedział też, ile z tego co krzyczał, Dylan usłyszał. Przez co czuł się strasznie niekomfortowo. Miał jednak wielką nadzieję, na to, że ciemnooki nie uchwycił uchem, tej części w której zwierzał się z powodu O'Briena.
- Okej mam dość! - wyznał w końcu ciemnowłosy, odwracając przy tym głowę w stronę blondyna. - Możemy normalnie porozmawiać, Książe? - dodał oburzony zachowaniem blondyna.
- Słuchaj nie prosiłem Cię o to byś ze mną tu został ani gadał, więc nie mam pojęcia czego ode mnie oczekujesz - oświadczył głośno Thomas w odpowiedzi.
- Czyli nie wydaje Ci się, że zasługuję na jakieś wyjaśnienia? - Dylan zapytał, podnosząc ton swojego głosu.
- Nie - zaprzeczył drugi, odwracając głowę i kładąc ją na niewygodnej szybie. - Najlepiej będzie, jak po prostu o tym, zapomnisz.
- Naprawdę tego chcesz? - oznajmił retorycznie, odpinając pas. - Okej, więc zapomnę, o tym że pieprzony Sangster, gwiazda filmowa, pod wpływem emocji wykrzyczał, że potrzebuję pomocy, a kiedy taka przyszła to ją olał. Zapomnę, że miałem być Aniołkiem i jak nic zostawię Cię tu byś mógł, użalać się na sobą i Twoim życiem.
Brunet właśnie miał wysiąść z samochodu, gdy ręką blondyna wylądowała na jego dłoń, zatrzymując go.
- Przepraszam - wyszeptał, a jego głos kruszył się jak pęknięte szkło pod naciskiem. - Nie odchodź...
Jego towarzysz cofnął się i ponownie usiadł na swoim siedzeniu. Jego wzrok przeszywał Thomasa, tak mocno, że po jego ciele przeszły dreszcze. Wziął głęboki wdech, wpuszczając powietrze do płuc poczym na wydechu, wraz ze słowami go wypuścił.
- Zostań - wydusił z siebie, patrząc przez przednią szybę. Ciecz ulatniała się po jego policzkach, jak deszczowy huragan. Nawet jeśli próbował je zatrzymać, to nie potrafił. Pierwszy raz w życiu nie potrafił skontrolować emocji. Pierwszy raz w życiu był, aż tak bardzo otwarty na kogoś.
- Zostanę - usłyszał męski głos przez co spojrzał na swojego Aniołka - Ale tylko jeśli odpowiesz mi na jedno pytanie - drugi ciemnooki rzucił mu znacząco spojrzenie, świadczące o powadze sytuacji.
- Jakie? - podpytał, choć w jego myślach biło się mnóstwo wątpliwości.
- Jaki był Twój ojciec oraz jak to możliwe, że za każdym razem, jak widzę twój wywiad to słyszę „Wszystko jest w porządku" kiedy tak naprawdę twoje serce jest w kawałkach? - Tommy poczuł, jak brunet dotyka palcem, miejsca gdzie jest serce przez co automatycznie tam zerknął.
- To są dwa pytania - zauważył blondyn, czym wywołał uśmiech swojego przyjaciela. - To nie fair.
- Może i tak... - stwierdził Dylan poczym dopowiedział - ...ale może i nie gdy na w całym zdaniu jest jeden pytajnik. - Kierowca uśmiechnął się cwaniacko, kończąc swoją wypowiedź.
- Niech Ci będzie - odpowiedział, a jego wzrok przyciągnęły dłonie, którym zaczął się z nerwów bawić. - Mój tata był najwspanialszym ojcem na świecie, takim kochanym przyjacielem. Pomimo tego, jak dużo zarabiał, to potrafił się w tym nie zgubić. Był przy mnie odkąd pamiętam i zawsze pomagał mi odnaleźć rozwiązanie z sytuacji. Był tak jak ty teraz, takim Aniołkiem, który mnie pilnował i chronił. Zawsze gdy płakałem, mówił, że muszę być silny i stawiać czoła problemom. Miał wielkie serce. Zawsze zabierał mnie i mamę na podwieczorek, który spędzaliśmy w trójkę, rozmawiając o wszystkim i o niczym. To on mnie wszystkiego nauczył i to on pierwszy dowiedział się... - chłopak wstrzymał się przed dokończeniem zdania, czym wzbudził ciekawość drugiego.
- Dowiedział czego? - O'Brien uniósł pytająco brew, a widząc brak odpowiedzi Thomasa, dodał. - Możesz mi zaufać, Tommy.
-...że jestem gejem - wyszeptał cicho, ale na tyle by postura obok niego usłyszała. Chłopak obok zaśmiał się pod nosem, czym zirytował blondyna. - Co jest w tym takiego śmiesznego?
- Nic - odpowiedział, choć na jego buzi wciąż był widoczny wielki uśmiech. - Tylko, to że ja nim też jestem, a z tego co zauważyłem, to byłeś dzisiaj, jakby to ująć... - zatrzymał się na chwilę, szukając odpowiedniego wyrazu.
- Zazdrosny - dodał po chwili.
- Nie schlebiaj sobie tak, źle się czułem - prychnął pod nosem - A jeśli chodzi, o drugą cześć twojego pytania, to jak ostatnio mówiłem Ci o dwóch światach, miałem na myśli moje życie realne. Prawda jest taka, że oni chcą sensaci, moim kosztem, ale ja jej nie zamierzam dać dlatego nauczyłem się grać emocję. - Nauczyłem się tak grać, aby dogodzić im wszystkim, a jednocześnie sobie. I to że moje serduszko jest złamane ma mało do powiedzenia. - zakończył, na co usłyszał tylko trzaśniecie drzwiami, a chwile później ponowne ich otworzenie tylko od jego prawej.
Dylan stanął przed nim, spoglądając na niego miłosiernie, poczym bez żadnego słowa, przytulił go. Blondyn, choć z początku nie wiedział jak zareagować na ten gest, wkrótce go odwzajemnił. Z jego policzków ciekła strużka łez, która spadała po koszuli Dylana. Jeszcze chwilę tak się do siebie tulili, aż w końcu ciemnooki brunet, lekko się odsunął.
- Nie pozwól, by Twoje małe serduszko nie miało nic do powiedzenia, bo jak będzie miało za dużo rysek to dojdzie do eksplozji.
- Dziękuję Aniołku - podziękował - Postaram się do tego nie dopuścić. - Jego towarzysz puścił mu oczka w ramach odpowiedzi, zamknął stalowe drzwi i wrócił na swoje miejsce. Blondyn, w krótkim czasie poczuł, jak samochód zaczyna się ruszać, wprowadził więc cel do nawigacji i na chwilę usnął we wszystkich dobrych wspomnieniach.
***
Miał nadzieję, że jego mama już dawno śpi, albo poszła na zakupy jednak po włączonym świetle w kuchni wiedział, co się świeci. Po cichu, więc zdjął swoje białe „superstary" poczym równiutko ułożył je na podłodze. Przeszedł przez całą drogę do schodów, a gdy już miał wchodzić na pierwszego z nich, usłyszał głos swojej rodzicielki, przez co skarcił się w duchu.
- Thomasie Brodie Sangsterze - wypowiedziała chłodno, co u niej było częstym zjawiskiem. - Powiesz mi, co ty wyprawiasz?
- Ja? - zapytał sarkastycznie, dotykając dłonią miejsca, gdzie znajdowało się serce. - Nic, a nic, mamusiu.
- Olałeś wywiad. - Thomas chciał powiedzieć, że nie pierwszy i nie ostatni raz, ale jednak się wycofał. - Pyskujesz, krzyczysz, awanturujesz się... - Penelopie zaczęła wymieniać ostatnie zachowanie chłopaka. - Zachowujesz się jak dziecko.
- O nie - zaprzeczył szybko, podchodząc w jej stronę - To ty się bawisz całym moim życiem. - dodał pod wpływem narastającej adrenaliny.
- Nie podnoś głosu na matkę. - Blondynka upomniała się, na co wywrócił oczami do góry. - Tak zresztą też nie rób.
- Jeszcze jakieś życzenia, pani Sangster? - zapytał prychająco w jej kierunku. - Bo chyba tak powinienem się do Ciebie zwracać, co?
- Ojciec nie byłby dumny, gdyby usłyszał cos takiego, nie sądzisz? - Ciemnooka spojrzała na niego cwaniacko, doskonale zdając sobie sprawę, że był to jego czuły punkt. - Takim zachowaniem byś go zawiódł.
- Nienawidzę Cię! - ciemnooki wysyczał z gniewem poczym wbiegł po schodach, a następnie przez próg swojego pokoju.
Pod wpływem silnych emocji jakimi była nienawiść i złość, w jego żyłach wytwarzała się ogromna ilość adrenaliny, która z każdą sekundą przyśpieszała jego tętno. Czuł wzrastającą częstotliwość własnego oddechu oraz napływ energii w jego organizmie. Był zły i to cholernie, a jednocześnie jego najprawdziwszy przyjaciel, jakim był smutek, ponownie postanowił go odwiedzić. Na jego twarzy pojawił się wielki grymas, a oczy zaszkliły się.
Nienawidził jej.
Nienawidził tego, że pomimo tego jak bardzo go skrzywdziła, mu jej brakuje. Nienawidził tego, że wciąż ją kochał. Nienawidził tego, że dobrze znała jego czuły punkt, jakim był ojciec. Nie mógł znieść myśli, że za każdym razem, gdy ona chciała go uciszyć, specjalnie wspominała jej męża, by tylko przysporzyć mu bólu. Dobrze wiedziała, jak to działa, w końcu to nie pierwsza taka kłótnia, ale za każdym razem bolało tak samo. Za każdym razem jego oczy szkliły się pod naporem napływającej cieczy, która chciała się wydostać na zewnątrz. Jednak tylko za pierwszym razem pozwolił by matka je oglądała, przy następnych nie dał jej satysfakcji z wygranej. Dopiero, gdy znajdował się w swojej przystani, pozwalał sobie na wypuszczenie jakichkolwiek emocji.
Blondyn podszedł do biurka. Uchylił prawą szufladę poczym wyjął z niej paczkę papierosów i zapalniczkę. Przeszedł przez cały pokoju, docierając do balkonu, z widokiem na przeciwne budynki. Otworzył balkonowe drzwi, a następnie zanurzył się w świeżym powietrzu. Oparł obie dłonie na barierce, spoglądając na samochody przejeżdżające koło jego domu. Odpalił papierosa, wkładając go do buzi. Szybko poczuł nieładny zapach produktu, ale mimo to wciąż go palił. Odchylił go na chwilę poczym wydmuchał szarawą chmurkę z jego ust. Zamknął oczy, starając się uspokoić i delektować tą czynnością, która zazwyczaj pomagała mu się zrelaksować, ale tym razem nie dała mu tej przyjemność. Dlatego zgasił szluga, wyrzucił i wrócił do swojego pokoju.
Miał iść się ukapać, mając nadzieję, że to z niego zmyje ciężar, gdy coś zwróciło uwagę. Prostokątna ramka ze zdjęciem, stała na górnej szafce. Chłopak nie zastanawiając się, ani chwili dłużej podszedł do niej, chwycił ją i przyglądnął się jej. Na fotografii była cała ich rodzina. On, mama i tata. Dokładnie pamiętał datę zrobienia zdjęcia. - 16. maj 2016. - Impreza z okazji jego 17 urodzin. Byli wtedy tacy szczęśliwy. Thomas pamiętał ich uśmiechy do dziś, a teraz wszystko przepadło. Nie było nic.
Uśmiechnął się, gdy tylko spojrzał na tatę, który na zdjęciu praktycznie się śmiał, gdy roztrzepywał blond kosmyki Brodiego. Następnie spojrzał na mamę, która również się uśmiechała na ten widok. I nagle coś w nim pękło. Eksplodowało. Nie potrafił zatrzymać łez, a w jego umyśle zaczęły przypominać się tylko złe chwilę z rodzicielką. Zupełnie jakby zapomniał, że była ona kiedyś dobrym człowiekiem i miała ludzkie cechy. Nie umiał przywrócić już żadnej, dobrej chwili z nią w roli głównej. Zupełnie jakby była takim człowiekiem od początku. W głowie słyszał tylko awantury, wyzwiska oraz gesty.
Ojciec nie byłby dumny gdyby usłyszał cos takiego, nie sądzisz? Takim zachowaniem byś go zawiódł.
Czuł pustkę, gdy patrzył na jej twarzy. Nawet jeśli ją kochał, to powoli przestawał pamiętać, za co. Słyszał tylko krzyki oraz słowa, które sprawiały mu cholerny ból. Pamiętał, jak wielokrotnie nazwała go „bachorem", „stratą czasu" lub „dziwolągiem". Do jego uszu dochodził jej chłodny głos, który brzmiał tak ostro, jak dobrze wyostrzony nóż.
Thomas wzdrygnął się, gdy usłyszał głos pęknięcia. Spojrzał, więc w dół na szkło i zobaczył jak pod wpływem nacisku tworzą się pęknięcia, wcelowane w twarz kobiety na pamiątce. Przetarł je delikatnie tak aby się nie zranić poczym ostatni raz wpatrzył się w obrazek. Następnie podniósł rękę do góry i rzucił nim o najbliższą ścianę. Szkło odbijając się od ściany, pękło i rozsypało się po całej podłodze na mniejsze lub większe kawałki.
Kucnął przed niektórymi odłamkami, wziął je do ręki i zaczął lustrować dokładnie każdą krawędź. Bawił się nim jak dziecko klockami. Po chwili jednak na szkle pojawiła się czerwona ciecz. Wzdrygnął się, na to zjawisko, gdyż robił to zbyt delikatnie, by się przeciąć dlatego też wolną dłoń przyłożył pod nos. Po chwili oddalił dłoń na której również pojawiła się krew.
- Widocznie ciekła mu z nosa - pomyślał poczym wstał i udał się do łazienki, by ją wytrzeć.
I Mały Książę opuścił kolejną planetę. Zostawiając połamane kryształki szkła zupełnie tak jak on swoje serduszko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top