Rozdział 3
Loki
Skoro już zapewniłem tę biedną dziewczynę, że przyjdę, to przyszedłem. Nie ukrywam, że się nie spieszyłem, bo tak naprawdę to zastanawiałem się, czy w ogóle jakoś się przy niej nie zmieniam. Po to jest serio dziwne. "Zaraz przyjdę" to nie w moim stylu, ale cóż. Skoro zdecydowałem się ją wziąć, to trzeba się nią jakoś zaopiekować, bo jak będzie wyglądać tak teraz, to ja dziękuję bardzo. Więc kontynuując, to udałem się do pokoju Gabrielle, gdzie zastałem ją patrzącą się za okno. Gdy tylko usłyszała, że wchodzę, to automatycznie obróciła się i pokłoniła się przede mną.
-Panie....ja po prostu.... Bardzo długo nie patrzyłam przez okno....i....-znów się przede mną tłumaczyła. I jeszcze ten zwrot "Panie". Dobija mnie to, ale postanowiłem się opanować.
-Mów mi Loki. Po prostu Loki.-powiedziałem.
-Dobrze.... Loki...-niepewnie powiedziała Gabrielle.
-Czy wiesz, że jestem mieszkańcem Asgardu?
Zauważyłem, że dziewczyna się spina, kiedy się wspomni o tym temacie.
-Jesteś Bogiem kłamstw i intryg?-powiedziała cicho.
-To ja we własnej osobie.-uśmiech mi zagościł na twarzy.
-To ty trzydzieści lat temu skazałeś mnie na te tortury w Trikunie i przesłuchania....-powiedziała jeszcze ciszej.
Uśmiech automatycznie mi zszedł. Ja ją skazałem na coś takiego? Nie, nie.
-Musiałaś mnie z kimś pomylić.-powiedziałem.
-Asgard 1987 rok "oddajemy jej los w ręce Lokiego"-zaczęła, a mi przychodziły wspomnienia.-"miniejszym ja, Loki skazuje Gabrielle Bright, na oddanie do Trikuny, na tortury.-ciągnęła dalej, a się czułem coraz gorzej.- i przesłuchiwania jej codziennie czemu chciała zająć Asgard".-zakończyła.
Kiedy już przestała opowiadać, ja czułem się jak ostatni kretyn i człowiek, który od dawna chyba nie używał czegoś, co nazywa się "troska o innych". Byłem cholernym egoistą. Czy przeze mnie Gabrielle musiała tak cierpieć? W duchu zapewniłem się, że to nie możliwe, ale wspomnienia wróciły tak szybko, aby tylko potwierdzić jakim jestem potworem. Okropne uczucie. W sumie takiego doznawałem przez całe swoje życie, ale mniejsza o to.
-Przepraszam.-to było jedyne, co byłem w stanie z siebie wydusić, a i tak wiedziałem, że za to się nie wybacza pod żadnym pozorem.
-To ja przepraszam, Panie, że ci o tym wspomniałam, a powinnam być wdzięczna.-odpowiedziała ze skruchą dziewczyna.
-Loki, a nie Panie.-szybko wyminąłęm zgrabnie temat.
-Loki.-powiedziała dziewczyna.
Była naprawdę niska. Sięgała mi zaledwie do klatki piersiowej.
-Trzeba się zająć twoimi ranami- a na słowo "ranami" dziewczyna nie miała jakiejś wesołej miny.
-Wiem, że to nie będzie przyjemne, ale szybciej się zagoi.-powiedziałem najdelikatniej jak potrafiłem. Pstryknąłem palcami i zaraz obok mnie pojawiła się apteczka z potrzebnymi mi lekami i innymi Midgardzkimi rzeczami.
-Jeżeli chcesz możesz złapać mnie za lewą rękę jak będzie Cię bolało.
Odkryłem lekko bluzkę dziewczyny. To co zobaczyłem, było szkaradne. Liczne blizny i świeże rany. Pewnie z dzisiaj.
-Kto Ci to zrobił?-zapytałem.
-Gerrard, czyli "ten od rządzenia"-z nie ukrywaną złością odpowiedziała Gabrielle.
Nie odpowiedziałem. Zacząłem wodą utlenioną dezynfekować jej rany. Poczułem mocny uścisk. Dość silny jak na kobietę. Postanowiłem jeszcze posmarować rany maścią na "szybkie gojenie" i zawinąłęm jej plecy bandażami.
-Jeżeli będziesz czegoś potrzebować, to jestem w pokoju obok.-jeszcze spojrzałem na dziewczynę. Chudą, bladą, całą w ranach. Pogłaskałem ją po głowie, co ją jakby uspokoiło i wyszedłem z pokoju. Coś w niej sprawia, że staję się miły, delikatny.
-J.A.R.V.I.S. Jeżeli Pani obok będzie niespokojna, albo coś w tym stylu, to mnie informuj.
-Oczywiście, sir.-usłyszałem komputerowy głos.
Zapowiada się długa noc.
***************
O to trzeci rozdział. Fajny? Daj znać w komentarzu! Jak się to dalej potoczy? Powiem szczerze, że ja sama nie wiem.
G.B.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top