33.

Dylan:

Thomas się na mnie śmiertelnie obraził za to, że nie chciałem go do siebie przyjąć i się do mnie nie odzywał. Jedyne co, to napisał mi że on we wtorek nie idzie do szkoły, bo się przeziębił. Nie wierzyłem mu, byłem pewny że kłamie. Gdy proponowałem że do niego wpadnę, to zabronił mi przychodzić, powiedział że mi zrobi awanturę i nie chce mnie widzieć. Oprócz tego każda próba podjęcia rozmowy kończyła się albo tym, że on nie odpisywał albo zarzutami że mi nie zależy. Jakby tego było mało, to ojciec Thomasa w poniedziałek wieczorem poinformował mnie, że wyjeżdża na tydzień, i żebym wszelkie wątpliwości i sprawy kierował do Oliwii. 

W środę pojechałem po tego pana obrażalskiego i miałem zamiar podjąć z nim kolejną rozmowę w drodze do szkoły, ale wiadomo że będzie to ciężkie, bo emocjonalnie to do dorosłości było mu bardzo daleko.

Podjechałem pod willę i czekałem na niego, wybiła już godzina gdy Thomas powinien wyjść z domu, ale ku mojemu zdziwieniu jego nie było.

- Zaspał, czy co - powiedziałem pod nosem i sięgnąłem po telefon, ale nie było żadnego smsa od niego. Wobec z tego wysiadłem i zapukałem do drzwi, cisza. Zadzwoniłem, pewnie zaspał. Nadal nikt nie otwierał, zadzwoniłem raz jeszcze i po chwili drzwi otworzyła mi Oliwia w satynowym szlafroku, włosy były ułożone w nieładzie, zrobiło mi się głupio że ją obudziłem.

- Hej, przepraszam że cię zbudziłem ale czekam na Thomasa a on nie wychodzi, nie wiem co się dzieje - wyjaśniłem.

- Może zaspał - powiedziała i wpuściła mnie do środka, poszliśmy do jego pokoju. Ku naszemu zdziwieniu chłopaka w środku nie było, popatrzyliśmy po sobie i zaczęliśmy go szukać po domu i nawoływać. Dziwne wydało mi się to, że leży kilka jego ubrań na fotelu czy podłodze, to nie było do niego podobne, bo raczej bardzo dbał o porządek.

Zaczynałem odczuwać coraz większy niepokój, przeszło mi przez myśl, że wygląda to tak jakby się w pośpiechu pakował. Zajrzałem do jego szafy z ubraniami, nie było kilku rzeczy i idealnie poskładane ubrania były naruszone, widać że czegoś szukał. Nie było też jego plecaka i kosmetyków z łazienki.

- Ja pierdole - powiedziałem składając wszystko do kupy.

- Co jest? Gdzie on się podziewa? - spytała zaniepokojona Oliwia.

- On uciekł. Nie ma jego rzeczy - wyjaśniłem.

Dziewczyna zrobiła się blada i usiadła na łóżku chłopaka, a mnie dosłownie rozbolał z nerwów żołądek. 

- Boże, przecież Jack mnie zabije, ja go nie upilnowałam - powiedziała drżącym głosem.

- Ja... Ja też... Posłuchaj - zwróciłem się do niej, dziewczyna popatrzyła na mnie ze łzami w oczach - Znajdę go, nie mów na razie nic jego ojcu. Nic, rozumiesz?

- A jeśli on się nie znajdzie? - spytała drżącym głosem.

- Znajdę go, choćbym miał zejść po niego do samego piekła i rozmówić się z diabłem - powiedziałem, po czym zbiegłem na dół i wsiadłem do auta. 

Byłem dosłownie roztrzęsiony i nie umiałem myśleć logicznie, wiedziałem że potrzebuję w takiej sytuacji przy sobie głosu rozsądku, który mi pomoże. Od razu zadzwoniłem do Bretta i opowiedziałem mu co się stało, obiecał że weźmie w pracy wolne i mi pomoże, więc pojechałem po niego. Gdy mój przyjaciel tylko wsiadł do samochodu od razu poczułem się spokojniejszy.

- Dylan - zwrócił się do mnie - Zastanów się gdzie on może być. Nic ci nie wspominał?

- Nic kompletnie...Dzwoniłem do Liama, tego jego kolegi ze szkoły, miałem jego numer bo kiedyś Thomasowi padł telefon i dzwonił po mnie od niego. Ale Liam powiedział, że nie ma go w szkole i on nic nie wie - wyjaśniłem.

- Okej, w szkole go nie ma. No to pora złożyć wizytę najbardziej zagadkowej postaci nad którą nie raz się zastanawialiśmy. Jedziemy do Jacksona - zarządził Brett.

Byłem idiotą, powinienem od razu na to wpaść, ale przecież byłem tak zdenerwowany że coś tak oczywistego nie przyszło mi do głowy. Od razu wykręciłem i pojechaliśmy na miejsce, gdzie mieszkał ten cały Jackson i Isaac. Brett co chwila upominał mnie bym wolniej jechał, ale ja nie potrafiłem się uspokoić.

- Moja wina, powinienem jakoś inaczej z nim pogadać, a teraz on zaginął, to moja wina Boże - mówiłem pod nosem, miałem do siebie przeogromne pretensje.

- Dylan, przestań. Twoja panika nic tutaj nie da, i nie jest to twoja wina. Thomas po prostu sobie sam dopowiedział wiele rzeczy, że ci na nim nie zależy i w ogóle, mimo że wszystko mu tłumaczyłeś - wspomniał chłopak.

- Wiem, ale on jest taki dziecinny chwilami, powinienem to inaczej zrobić.

Po chwili znaleźliśmy się pod kamienicą, gdzie mieszkała ta dwójka podejrzanych. Od razu weszliśmy na klatką schodową i pokierowałem się do ich mieszkania, tyle że pocałowaliśmy klamkę. Nikogo nie było, dobijałem się, dzwoniłem, cisza. 

- Dylan, już wystarczy - powiedział Brett.

Oparłem się o ścianę i popatrzyłem na niego bezradnym wzrokiem.

- Już, spokojnie. Pojedziemy do szkoły, jego koledzy coś muszą wiedzieć, jak nie Liam to może jakiś Scott, mówiłeś że tam jest ktoś jeszcze. 

- Dobrze, jedziemy - zarządziłem i pobiegliśmy do samochodu. 

Po dwudziestu minutach byliśmy już pod szkołą, oczywiście podczas jazdy Brett ciągle dzwonił do Thomasa to z mojego numeru, to ze swojego i pisał do niego smsy, które mu dyktowałem, ale jego telefon cały czas pozostawał wyłączony. 

Gdy wysiedliśmy z auta akurat zadzwonił dzwonek szkolny, więc szybko weszliśmy na teren szkoły i poszliśmy na palarnię, Thomas mówił że często tam spędzają przerwy. Od razu dostrzegłem Liama i Scotta, podeszliśmy do nich.

- Thomas zaginął, uciekł, nie ma jego rzeczy, musicie coś wiedzieć - powiedziałem rozpaczliwym tonem.

- Nic nie wiemy... Ja z nim wczoraj normalnie pisałem, nic nie wspominał... - powiedział niepewnie Liam.

- Chłopaki - powiedział donośnie Brett - Sprawa jest poważna. Podejrzewamy, że to ma coś wspólnego z Jacksonem, gdzie jest Jackson?

- Jeżeli nie ma go w domu, to nie mam pojęcia gdzie może być... - powiedział Scott.

- Może jego rodzice coś wiedzą, znasz ich Scott, mieszkasz koło nich - podsunął Liam.

- Daj mi ich adres - powiedziałem agresywnie mierząc go wzrokiem, chłopak aż się cofnął.

- Dylan, idź do auta. Ja pogadam z chłopakami - powiedział Brett.

- A-Ale...

- Idź do auta - syknął widząc że zaczynają mi z tego wszystkiego puszczać nerwy, zgodnie z jego prośbą poszedłem do samochodu, zapaliłem papierosa i nerwowo krążyłem. 

Dostrzegłem Bretta, który szedł szybkim tempem w moją stronę, rzuciłem peta na bok i czekałem z niecierpliwością.

- Wsiadaj, mam adres jego rodziców - powiedział. 

Szybko zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy by porozmawiać z rodzicami Jacksona, naprawdę nie mieliśmy pomysłu jak inaczej dotrzeć do tego chłopaka. Brett mówił jeszcze, że maglował chłopaków i dokładnie wypytywał, ale naprawdę nic nie wiedzieli. 

Wjechaliśmy na dzielnicę domków jednorodzinnych, taka typowa amerykańska dzielnica z domami i ogródkami przed domem. Wyglądała na spokojną i cichą, pierwszy raz byłem w tej okolicy. 

Gdy tylko podjechaliśmy pod dom od razu wyskoczyłem z auta, Brett złapał mnie za rękę i zatrzymał.

- Tylko się zachowuj, a najlepiej to ja poprowadzę rozmowę - ostrzegł.

Byłem mu wdzięczny że mi tak pomaga, prawda była taka że byłem w chuj zdenerwowany i nerwy w tej sytuacji mi zaczęły puszczać coraz szybciej. 

Brett szedł przede mną i zadzwonił do drzwi, otworzyła pani w wieku może pięćdziesięciu lat, była elegancka i zadbana.

- Dzień dobry - zaczął Brett. Kobieta również się przywitała i czekała aż powiemy o co chodzi. 

Brett po krótce opowiedział że zniknął Thomas, nasz rzekomy brat żeby to bardziej poważnie zabrzmiało. Opowiedział o tym, że Jackson był mu bliski i potrzebujemy namierzyć Jacksona jak najszybciej, bo może coś wiedzieć. Kobieta na wspomnienie o swoim synu nie wyglądała na zadowoloną, utkwiła wzrok w podłodze, i wyglądała jakby zbierała myśli.

- Nie mam z synem kontaktu - wyjaśniła krótko.

- Wiem, że to dla pani ciężki temat. Tylko że Thomas zaginął, nie wiemy co się z nim dzieje, a Jackson jest jedyną osobą która coś może wiedzieć. Thomas bardzo się z nim zżył, i on miał na niego ogromny wpływ, nie wiemy co się z nim dzieje, może się coś stać. Nie wie pani gdzie on teraz może przebywać?

Widać było, jak kobieta się bije z własnymi myślami i zastanawia się co nam odpowiedzieć, ale gdy popatrzyła na mnie, że mam łzy w oczach chyba się zlitowała, wpuściła nas do środka i zaprosiła do salonu. Usiedliśmy i czekaliśmy aż coś powie. 

- Mój syn... On... Należy do sekty - powiedziała. Wymieniliśmy się z Brettem znaczącymi spojrzeniami, bo rozmawialiśmy już o tym i podejrzewaliśmy to.

- Gdzie ta sekta się znajduje? - spytał Brett.

- Na Dominikanie mają swoją jakby siedzibę, w mieście Santa Domingo - pokręciła głową, widać jak rozmowa o tym była dla niej trudna, było mi trochę głupio, że zmuszamy ją do powrotu do tego tematu.

Gdy usłyszałem słowo Dominikana od razu przypomniało mi się, że Thomas wspominał że ten chłopak mieszka na Dominikanie. Ale z nerwów i tego wszystkiego nie potrafiłem tego odgrzebać w pamięci. Jego matka zarzekała się, że nic więcej nie wie, nie ma z nim kontaktu i nie jest nam w stanie pomóc. Nasza wizyta i tak wywołała duże poruszenie u niej, więc już jej nie wypytywaliśmy.

- Brett, a co jak Thomas wyjechał z nim na Dominikanę? - spytałem.

- Przecież Thomas by chyba nie był tak głupi, żeby z prawie obcym chłopakiem wyjeżdżać tak daleko - powiedział, po czym na mnie popatrzył, bo obydwaj wiedzieliśmy że on był do tego zdolny. Nagle zadzwoniła zdenerwowana Oliwia, nie powiedziałem jej całej prawdy bo nic nie było pewne.

Postanowiliśmy, że raz jeszcze pojedziemy na miejsce, gdzie mieszkał Isaac i Jakcson, bo utknęliśmy w martwym punkcie. 

Wparowałem na klatkę schodową i zacząłem dobijać się do drzwi, pukać agresywnie i dzwonić, aż usłyszałem dźwięk odblokowywania zamka. Zamarłem na moment, jedyne czego pragnąłem to ujrzeć w drzwiach Thomasa i go stąd zabrać siłą. Ale niestety, nie otworzył mi Thomas, ale ten cały Isaac.

- Gdzie jest Thomas? - spytałem od razu.

- Nie tutaj na pewno. Nie wiem - wzruszył beznamiętnie ramionami.

- A Jackson? - spytał Brett.

- Ma coś do załatwienia - powiedział i chciał już nam zamykać przed nosem drzwi, ale Brett przytrzymał je ręką i wepchnął chłopaka do środka, dosłownie go stratowaliśmy i zamknęliśmy za sobą drzwi.

- To teraz sobie kurwa porozmawiamy - złapałem go za ramię i weszliśmy do salonu, usadziłem Isaaca na krześle, Brett go pilnował a ja rozglądałem się po mieszkaniu. Nie znalazłem niczego co świadczyłoby o tym, że Thomas tu był, zawiedziony wróciłem do salonu.

- Gdzie jest Thomas i Jackson? - spytał Brett.

- Nie wiem kurwa - syknął Isaac. 

- Mów - rozkazałem po czym złapałem go za gardło i lekko poddusiłem, ale to nic nie dało, nadal upierał się przy swoim, że on nie wie.

- To inaczej to załatwimy - wkurwił się Brett i poszedł do łazienki na chwilę.

- Wiem wszystko, że jesteście z sekty, pójdę na psiarnię zaraz jeśli mi nie powiesz - zagroziłem. Isaac się bezczelnie roześmiał i nadal nic nie powiedział. Zobaczyłem, że Brett idzie z wiadrem pełnym wody, wybałuszyłem oczy i obserwowałem jego poczynania.

- Wkurwiasz mnie. Albo powiesz co się dzieje z Thomasem, albo ci zaraz zanurzę w tym wiadrze łeb - warknął Brett i szarpnął chłopaka. Ten popatrzył przestraszonym wzrokiem na wiadro i chyba zastanawiał się na ile jesteśmy wiarygodni w naszych groźbach. 

- No dobra - powiedział Brett i złapał za szyję Isaaca po czym pociągnął ją na dół do stołu gdzie znajdowało się wiadro z wodą, patrzyłem wystraszony co się dzieje, bo nie spodziewałem się takiej agresji po moim przyjacielu. Gdy Isaac zaczął się krztusić wodą Brett wyciągnął go za szyję i pyrgnął na krzesło, z twarzy chłopaka spływała woda, szybko łapał oddechy i wyglądał na naprawdę przestraszonego.

- Mów kurwa, bo zrobię to jeszcze raz - zagroził Brett.

- Nie powiem - szepnął i nerwowo obserwował nas. 

Złapałem go za ciuchy i podniosłem tak, że zrównałem z sobą nasze twarze.

- Jeżeli kurwa nie powiesz, to zaraz cię tu utopimy. Gdzie jest Thomas - warknąłem.

Isaac parzył mi w oczy przerażonym wzrokiem, zerknął na Bretta, który obserwował go wyczekując odpowiedzi. Aż w końcu chłopak wymiękł. Odetchnął ciężko.

- Jackson wrócił na Dominikanę, a Thomas poleciał z nim - powiedział krótko. 

Oparłem się o stolik i starałem sobie to poukładać w głowie, Brett zaczął przyciskać Isaaca by podał nam dokładne namiary na tę sektę i pod jego naciskiem zapisał nam na kartce dokładne namiary. Oprócz tego powiedział, że godzinę temu wyleciał samolot, i z tego co sprawdziliśmy na stronie była to prawda, więc gdy my jeździliśmy i dopytywaliśmy różne osoby o Thomasa on był jeszcze tutaj w mieście, byłem załamany tym wszystkim.

~~

Uwielbiam tę sesję zdjęciową Dylana😍❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top