31.
Thomas:
Dziś była niedziela, nienawidziłem tego dnia tygodnia, bo był on przedsmakiem nadchodzącego poniedziałku, no a nie oszukujmy się, poniedziałków chyba nikt nie lubił, ja w szczególności. Chodzenie do szkoły było tylko minimalnie lepsze, bo mogłem porozmawiać z Liamem, który był ze mną w klasie, oraz Scottem i Minho których czasem łapaliśmy na przerwach. Tak to nadal miałem wyjebane na szkołę i orłem nigdy nie byłem.
W niedzielę ojciec i Oliwia zazwyczaj mieli wolne, i tak właśnie było dzisiaj, więc po zawinięciu śniadania do pokoju zamknąłem się w mojej komnacie i odrabiałem lekcje.
Dylan jeszcze zapewne spał, bo w nocy był w pracy i wrócił koło czwartej, napisał mi taką wiadomość. Nie miałem na to wpływu gdzie pracował, ale nadal mi się to nie podobało. Ja Dylanowi podsuwałem różne pomysły, że wezmę hajs od ojca i mu pomogę spłacić długi, bo ojciec i tak nie liczy mi wydatków, ale Dyl się na to nie zgadzał i upierał, że on sam sobie poradzi.
Więc znudzony siedziałem i szukałem w internecie rozwiązań do zadań z matmy, bo nie potrafiłem rozwiązać, ale nie mogłem się skupić więc wyszedłem z pokoju z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Zatrzymałem się na schodach słysząc rozmowę Oliwii i ojca, rozmowa prowadzona była ściszonym tonem, więc stwierdziłem, że to pewnie coś tajemnego, no i się kurwa nie pomyliłem. Zdania, które padły były tak jednoznaczne...
- Jemu będzie trzeba niedługo powiedzieć, przecież będzie widać - powiedziała ściszonym głosem Oliwia.
Nie... O nie... Czy ona jest w...
- Kochanie, nie panikuj. Sam z nim pogadam, podejrzewam że zareaguje dość... Impulsywnie, ale nie przejmuj się. Przecież jest prawie dorosły zrozumie.
- Tyle, że on mnie nienawidzi, więc nie widzę powodu dla którego miałby się cieszyć, że będzie miał rodzeństwo - powiedziała suka.
Stałem przez moment i nie słyszałem co mówią więcej, bo w głowie krążyło mi tylko jedno zdanie mówiące o tym, że będę miał rodzeństwo. Ocknąłem się po chwili i zbiegłem szybko na dół tupiąc przy tym na chyba cały dom. Popatrzyli na mnie lekko zaniepokojeni moim wkurwieniem, bo po samym moim zejściu po schodach było można wywnioskować, że jestem bardzo wkurwiony.
- Już nie musicie się zastanawiać jak mi powiecie, wszystko słyszałem - powiedziałem i uśmiechnąłem się jak wariat, ja byłem dosłownie w furii.
- Nie chciałem byś dowiedział się w taki sposób, ale tak wyszło - powiedział zakłopotany ojciec - No cóż, Oliwia jest w drugim miesiącu ciąży.
- Cudownie, wspaniale, gratuluję - powiedziałem rozwścieczony - Po co ci kolejne dziecko, po to żebyś je tak samo olewał i tak samo nie wychował jak mnie?! Jesteś taki stary, a nie umiesz nawet gumki założyć porządnie, ja pierdole!
- Thomas uspokój się! Nie mów takich bzdur, będziesz miał brata lub siostrę. Jesteśmy do cholery rodziną, a gdy weźmiemy ślub to w ogóle Oliwia będzie twoją macochą. I musisz się z tym pogodzić, swoją drogą jesteś prawie dorosły, masz swoje życie.
- To jeszcze zobaczysz. Może wy będziecie sobie tworzyć szczęśliwą rodzinkę z dzieckiem, ale beze mnie. Wypisuję się - powiedziałem ze łzami w oczach, czułem że zaraz się rozpłaczę. Założyłem szybko buty i wyszedłem z domu, w kieszeni miałem zaledwie telefon, a na sobie miałem to w czym odrabiałem lekcje.
Nie kryłem mojego rozgoryczenia, po policzkach spływały mi łzy, byłem tak wkurzony. Nienawidzę małych dzieci, i co może mój ojciec będzie się bardziej zajmował tym bachorem niż mną.
Szedłem tak szybkim krokiem, byłem tak wkurwiony, że piechotą doszedłem pod mieszkanie Dylana. Nie miałem gdzie pójść, ja musiałem gdzieś spędzić resztę dnia, nie chciałem wracać do domu. Zadzwoniłem do drzwi, otworzył mi Theo.
- Hej, ja do Dylana - powiedziałem zachrypniętym od płaczu głosem. Theo chyba się przestraszył tego jak wyglądam i natychmiast wpuścił mnie do środka i zawołał Dylana, który brał prysznic i po chwili wyszedł z łazienki.
- Thomas, co się stało? - spytał zaniepokojony i od razu pociągnął mnie do swojego pokoju.
Przytuliłem się do niego i starałem uspokoić, bo nie umiałem powiedzieć tego na głos, chciało mi się cały czas płakać i byłem roztrzęsiony.
- Oliwia i ojciec będą mieli dziecko - powiedziałem po chwili.
Dylan patrzył na mnie i chyba nie wiedział co powiedzieć, też był w szoku.
- Co... Jak... - powiedział i położył dłonie na mojej twarzy i zaczął z niej ścierać łzy - Jestem w szoku... Nie spodziewałem się...
- Ja też. Wszystko się zmieni, jak ojciec miał na mnie wyjebane tak teraz zapomni o moim istnieniu. Najważniejsza będzie Oliwia, bo jest w ciąży, a gdy urodzi się bachor, to... Będą nieprzespane noce, on będzie najważniejszy. Oliwia będzie moją macochą, ojciec będzie harował nadal. Albo może obudzi się w nim jakiś instynkt i będzie się zajmował dzieckiem tak jak mną się nie zajmował nigdy, a mnie się będzie łamało serce na ten widok - zaszlochałem.
- Tommy - powiedział Dylan i skierował moją twarz tak, że patrzyłem na niego - Jeszcze kilka miesięcy zanim urodzi się dziecko. Jeszcze wiele może się zmienić, będziesz już pełnoletni i sam będziesz mógł o sobie decydować. No i masz mnie.
- Pewnie wszystko się spierdoli. Nie wierzę, że będzie dobrze... Dylan, mogę tu dziś spać? - spytałem z nadzieją w głosie. Dylan się lekko uśmiechnął i skinął głową.
- Możesz. Ale pamiętaj, że nie ucieka się od problemów. Przede wszystkim uważam, że musisz jutro porozmawiać na spokojnie z nimi, znam cię na tyle że wiem że zapewne zrobiłeś awanturę. Powiedziałeś kilka niemiłych słów i uciekłeś, prawda?
- Znasz mnie chyba najlepiej - zaśmiałem się krótko.
Dylan przytulił mnie do siebie i usiedliśmy na łóżku.
- Powiedziałem mu, że jest taki stary a nie umie założyć gumki - wspomniałem na co Dylan parsknął śmiechem i pokręcił głową.
- Ten tekst jest tak bardzo w twoim stylu - westchnął chłopak.
Położyliśmy się na łóżku, oparłem się o Dylana i rozmyślałem jak to będzie. Dylan mnie ciągle pocieszał, tłumaczył że się wszystko jakoś rozwiąże... Tylko co miałoby się niby rozwiązać? Nie miałem najmniejszej ochoty przebywać we własnym domu, mimo że zawsze zamykałem się u siebie to i tak nie chciałem tam być. Nie mogłem już wysłuchiwać o ślubie, weselu, do tego dojdzie pogadanka o dziecku.
- Ojciec się dobija - powiedziałem i wyjąłem z kieszeni telefon.
- Odbierz - powiedział Dylan.
- Nie chcę rozmawiać z tym starym idiotą.
- Powiedz mu chociaż gdzie jesteś - nakazał Dylan. Wywróciłem oczami i odebrałem.
- Thomas, gdzie ty jesteś tyle czasu? Wracaj do domu - powiedział.
- Jestem u Dylana i wpadnę potem po rzeczy. Nie mam zamiaru spać w domu, daj mi spokój - burknąłem i się rozłączyłem.
- Już mam gdzieś co on sobie pomyśli - powiedziałem pod nosem.
- Może i lepiej że nie będziesz spał w domu, musisz ochłonąć - pogłaskał mnie po głowie Dylan i pocałował w czoło. Uśmiechnąłem się na ten miły gest i przytuliłem do niego.
I z pozoru wszystko wyglądało nawet w porządku, ale w środku dosłownie się gotowałem, byłem tak wkurwiony na ojca i na tą sytuację, że oni sobie tak po prostu oczekują dziecka. Tak kurwa po prostu będą tworzyć szczęśliwą rodzinkę.
Dylan:
Gdy Thomas przyszedł do mnie z tą informacją byłem bardzo zdziwiony ale też i wkurzony na jego ojca. Rozumiałem jego wkurwienie, ale starałem się tego aż tak po sobie nie pokazywać, wystarczyło że to on panikował, ja musiałem zachować zimną krew.
Wieczorem, gdy chłopak nieco się uspokoił pojechaliśmy do jego domu by wziąć mu rzeczy na noc. Uparł się bym wszedł z nim do domu i tak też zrobiłem, w kuchni siedział jego ojciec.
- Dzień dobry - powiedziałem.
- Cześć Dylan. Możesz zostać na chwilę? - spytał.
Thomas zrobił niezadowoloną minę i poszedł na górę po rzeczy, a ja zostałem z jego ojcem.
- Zapewne wiesz co się rano wydarzyło - powiedział na co przytaknąłem, nie będę przecież kłamał że nic nie wiem jak wiem - Nie czuję się zbyt zręcznie z tym, że mój syn zwali ci się na głowę na noc, masz swoje życie.
- Ale to żaden problem. Pogadam z nim i w ogóle. Naprawdę żaden problem - uśmiechnąłem się krótko, ja tam cieszyłem się, że Thomas będzie u mnie spał, zależy mi na nim i lubię z nim spędzać czas.
- No dobrze... Po prostu widzę, że znalazł w tobie chyba przyjaciela i nie chciałbym, by ci burzył dzień czy noc i przeszkadzał.
- Nie przeszkadza, lubię z nim spędzać czas, dogadujemy się - wyjaśniłem. Ojciec Thomasa uniósł do góry brwi i chyba przyswajał to co powiedziałem, bo nie mieściło mu się w głowie, że z jego synem może się ktoś dogadywać.
- Jedziemy - powiedział Thomas, który stał już na dole z plecakiem.
- Nie porozmawiasz ze mną? - spytał Pan Sangster.
- Nie porozmawiam - burknął i wyszedł w trybie natychmiastowym z domu.
Byłem jednak bardziej dojrzały od Thomasa i uważałem, że powinien pogadać z ojcem, ale już go dzisiaj nie chciałem rozjuszać, wystarczy kłótni i krzyku. Widziałem, że sama wizyta w domu przyprawiła go o dodatkowe wkurwienie, więc pojechaliśmy do mnie. Chłopaki nie mieli nic przeciwko, by Thomas u nas nocował.
Ustaliliśmy, że jutro Thomasa zawiozę normalnie do szkoły, a po jego szkole zastanowimy się co dalej. Byłem świadom, że on nie będzie chciał wrócić do domu, ale u mnie zostać też nie może, jest nieletni i decyduje oraz odpowiada za niego ojciec.
Wieczorem obejrzeliśmy jakiś film dla odprężenia i wypiliśmy wino, chciałem by Thomas się trochę wyluzował, i poszliśmy spać, ja zasnąłem od razu bo nadal byłem zmęczony po nocy w pracy. I spałem sobie w najlepsze dopóki nie obudził mnie jakiś głośny dźwięk. Zerwałem się od razu, Thomasa nie było obok, leżał przy drzwiach z tego co wyłapał mój wzrok w ciemności, a jedyne światło jakie było to z latarni na dworze.
- O Boże - powiedziałem pod nosem i zapaliłem lampkę. Thomas podniósł się i siedział oparty o drzwi, wyglądał jakby był pijany, ale przecież do cholery wypiliśmy tylko po pół wina na głowę i gdy kładliśmy się i siedzieliśmy zachowywał się normalnie.
Od razu do niego podbiegłem, jego głowa kołysała się od lewej do prawej, wzrok miał nieobecny i chyba nie wiedział co się dzieje.
- Co ty zrobiłeś? - spytałem drżącym głosem.
Thomas uśmiechnął się, podparł się mnie i próbował wstać, powoli wstałem również i trzymałem go, a gdy się podniósł usadziłem go na łóżku. I wtedy dotarło do mnie co on odjebał, zobaczyłem że jest otwarta szuflada, gdzie wrzuciłem te jego rzekome tabletki ziołowe od Jacksona. A dowiedział się, że tu są zapewne dlatego, bo pytał gdzie mam ładowarkę a ja odkrzyknąłem mu z łazienki bo akurat się myłem, że tam i pewnie je zauważył i sobie wziął.
Nie wiem, czy byłem bardziej zły na siebie czy na niego.
- Thomas, słyszysz mnie? - spytałem i delikatnie poklepałem go po policzku, ale on wyglądał jak z swoim świecie. Nagle do pokoju ktoś zapukał, był to Theo, któremu powiedziałem co się stało.
- Dylan, przecież on jest naćpany - powiedział zaniepokojony i przyjrzał się dokładnie twarzy chłopaka.
- Jezu, co ja mam zrobić... Na pogotowie go mam zawieźć? Przecież nie wiadomo co to jest, z tego mogą wyniknąć problemy prawne - powiedziałem zaniepokojony.
- Słuchaj, jeśli on tak będzie siedział.... Odrealniony, że tak powiem to nic mu się nie stanie. Dopóki nie będzie miał jakichś jazd, tak to skoro siedzi wyciszony...
- Theo, o czym ty do cholery mówisz? On coś wziął, nie wiem co, nie wiem co mu jest, nie wiem kiedy mu przejdzie! - krzyknąłem, bo on mówił tak spokojnie jakby Thomas się nie wiem, zatruł czymś kurwa.
- Mój brat był uzależniony. I nie raz przychodził w takim stanie, i musieliśmy go oglądać i czekać do rana aż mu przejdzie. I z doświadczenia wiem, że dopóki trwa w takim stanie to nic się tutaj nie wydarzy - wyjaśnił.
- Przepraszam... Nie wiedziałem - przyznałem zawstydzony.
- Nie mówiłem nikomu. Spokojnie Dylan, naprawdę nic mu się nie stanie - powiedział spokojnie Theo.
Było mi głupio, że tak na niego naskoczyłem, więc podziękowałem za pomoc i odesłałem go z powrotem do łóżka. Thomasa położyłem, bezwładnie opadł na poduszkę i leżał patrząc się w sufit. Wyglądał jakby analizował całe swoje życie w głowie, a ja patrzyłem na niego przerażony. Ale wiedziałem jedno, on już nie pójdzie do tego zjebanego Jacksona, za to pójdę do niego ja osobiście i jeszcze mu dam w mordę za to, że dał Thomasowi jakieś świństwo.
Wiedziałem, że nie zasnę dopóki to się nie rozwiąże. Siedziałem i obserwowałem Thomasa, który naprawdę wyglądał jakby nie wiedział co się dzieje i jakby nie miał problemów. Puste spojrzenie, lekko zarysowany uśmiech, i to uczucie że on w głowie myśli na jakieś bardzo poważne tematy.
Koło godziny trzeciej Thomas zasnął, ale ja za cholerę zasnąć nie umiałem. Ciągle czuwałem czy oddycha, czy nic mu się nie dzieje. I tak do świtu, gdy nie wiem kiedy zasnąłem twardym snem.
~~
Hej, witam niespodziewanie w czwartkowy wieczór. To opowiadanie będzie miało łącznie 40 rozdziałów, także jeszcze trochę przed nami ❤️
Po tym opowiadaniu będę musiała sobie zrobić przerwę od wattpada. Trochę się wypaliłam i nie mam weny mimo że nowe opowiadanie zaczęłam pisać, ale idzie mi to tragicznie, nie mam weny, siły, większego pomysłu. Dlatego szczerze mówiąc przeciągam trochę dodawanie rozdziałów z tego opowiadania bo nie chciałabym żeby długo trwało to, że nic nie będę publikować :(
Ale nowe opowiadanie dostaniecie na pewno, potrzebuje jedynie czasu żeby było mocne jak chciałam a nie naciągane i gorszej jakości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top