20.
Thomas:
Obudziłem się w łóżku Dylana, jednak jego nie było obok. Rozejrzałem się, w pokoju go również nie było, w ogóle panowała tu cisza. Wstałem i zobaczyłem, że jest w kuchni. Od razu poczułem się trochę zakłopotany, przypomniało mi się gdy wczoraj się pocałowaliśmy, lub raczej ja ten pocałunek na nim wywarłem. Postanowiłem udawać, że nic się nie stało, wiem że to szczeniackie zachowanie i powinno się sobie wyjaśniać pewne rzeczy, ale wolałem o tym nie rozmawiać.
- Hej - powiedziałem, Dylan odwrócił się bo robił coś w kuchni.
- Hej Thomas.
- Pójdę się.. Ogarnąć - poszedłem do łazienki z rzeczami i próbowałem jakoś się uspokoić, pokonać wstyd czy po prostu normalnie się zachowywać.
Zawsze mogę zrzucić winę na alkohol, że nadal mi szumiało w głowie. Głupie, ale zawsze coś. Dylan nie musi wiedzieć, że bardzo chciałem go pocałować, i od kiedy to się stało czuję się jakbym miał motylki w brzuchu.
- Chcesz coś do picia? Do jedzenia nie mam chyba za bardzo nic wegańskiego... - powiedział gdy już się ogarnąłem.
- Nie, dzięki. W domu coś zjem i w ogóle... Przepraszam, że tak ci się wczoraj zjebałem na głowę, ale nie miałem gdzie iść - przyznałem.
- Nic się nie stało.
- Zawieziesz mnie? - spytałem.
- Tak, jasne - powiedział i poszedł po kluczyki, zacząłem zakładać buty, nagle Dylan przystanął i zaczął coś pisać w telefonie. Zastanawiałem się czy z kimś rozmawia, czy może chce coś sprawdzić. Nie powinienem ingerować w jego życie, ale zastanawiało mnie to bardziej niż powinno.
Gdy zobaczył, że już na niego czekam, te ważne sprawy w telefonie zostawił i zeszliśmy na dół. Nadal byłem pod wrażeniem tych zniszczonych klatek schodowych, dlaczego nikt z tym nic nie robi, co gorsza dlaczego ludzie w takim czymś mieszkają, ja bym nie pozwolił żeby jakaś patologia mazała klatki schodowe.
Wsiedliśmy do auta, wiedziałem że Dylan jest trochę zmęczony, też w sumie byłem, późno poszliśmy spać.
- Co dzisiaj będziesz robił? Będziesz się uczył? - spytał. Miło, że się zainteresował moim późniejszym losem.
- Muszę się pouczyć trochę. A ty?
- Trochę pośpię i nie wiem - powiedział.
Nagle przyszedł mu sms, wyjął telefon z kieszeni bluzy i zerknął jedynie kto napisał po czym odłożył do z powrotem.
- Kto to? - spytałem. Dylan spojrzał na mnie, chyba nie spodziewał się że spytam, ale ciekawiło mnie to po prostu.
- Koleżanka - powiedział.
- Jaka? - dopytywałem.
- Z pracy.
Nic więcej już nie pytałem, chociaż chciałem, ale Dylan nie wydawał się jakiś szczególnie chętny do rozmowy na ten temat, do tego ciągle pamiętałem co odjebałem w nocy więc już wolałem nie pytać i dać czas na ochłonięcie.
Nie dość że nawiedziłem go w pracy, wprosiłem się na noc do łóżka, kazałem mu ze mną spać, to jeszcze go pocałowałem. Ale co tam, mi wolno. Poza tym, że Dylan wygląda na speszonego, to jest świetnie. Nie dawała mi spokoju ta jego koleżanka, bałem się że nagle sobie kogoś znajdzie i nie będzie miał już dla mnie tyle czasu. No i prawda była taka, że zaczynałem coś do niego czuć...
Siedziałem w swoim pokoju i uczyłem się, jak na to że prawie nie spałem to poszło mi dobrze. Usłyszałem pukanie i drzwi się otworzyły, to był ojciec. Popatrzyłem na niego jak na kretyna, co on mógł ode mnie chcieć, przecież miał mnie wiecznie w dupie.
- Co jest? - spytałem.
Zamknął cicho drzwi i usiadł na łóżku. Chwilę mu zajęło zebranie się i faktyczne powiedzenie o co mu chodzi.
- Znowu spałeś u Dylana. Thomas, ja rozumiem że się mogliście polubić, ale daj mu trochę spokoju - powiedział.
- Ale on lubi spędzać ze mną czas - powiedziałem i oparłem się o biurko.
- Nie narzucaj mu się po prostu za bardzo.
- Nie narzucam, a co najlepiej żebym siedział tutaj sam i w ogóle nie dawał oznak życia, każdy ma mnie w dupie z tobą na czele. Więc nie oczekuj że nie będę poszukiwał kogoś kto chce spędzić ze mną czas - w szybkim czasie zmieniłem ton wypowiedzi, nie podobała mi się ta rozmowa. Sam nie ma dla mnie czasu, a ma pretensje że spędzam z Dylanem czas i do niego idę z problemem, a do kogo do cholery jasnej mam iść. Dylan chociaż dostanie pieniądze za to, więc się nie sprzeciwi, chociaż wolałbym by to zrobił bo mnie lubi, a nie dla kasy.
Chociaż po tym co mnie spotkało zaczynałem wątpić w to, że są ludzie którzy robią coś bezinteresownie i nie chcą mnie oskubać, chociaż wydawało mi się, że Dylan jest inny.
Ojciec nic mi już nie odpowiedział, bo przecież dostał telefon z pracy i mnie tak zostawił, no pewnie, całe życie to samo.
Nazajutrz atmosfera między mną i Dylanem wydawała się normalna, więc całe szczęście wróciło wszystko do normy. Wieczorem Isaac i Scott zaprosili mnie i pozostałych chłopaków byśmy do nich wpadli na stancję którą wynajmują. Nie miałem na to ochoty, ale sytuacja w domu była dla mnie męcząca, więc z chęcią się wyrwałem. Napisałem do Dylana by mnie odwiózł na miejsce, ubrałem się tak w miarę na luzie mając w głowie jego słowa jak ostatnio mi pomagał w wyborze ubrań.
Dylan zawiózł mnie na miejsce, byliśmy umówieni że odbierze mnie gdy zadzwonię, mówił że ma wolny wieczór bo nie wybiera się do pracy.
Stancja chłopaków mieściła się w średnio ciekawej dzielnicy, była to dzielnica tego typu w których raczej nie bywałem. Dylan odprowadził mnie pod samą klatkę i pomógł zadzwonić pod odpowiedni numer domofonem, nie znałem się na domofonach, do tego były one dla mnie brudne.
Zapukałem do drzwi, otworzył mi Isaac i zaprosił do środka. Jak się okazało wszyscy już byli na miejscu, Liam od razu rozpromieniał na mój widok. Widziałem że otwarty był jakiś alkohol, ale ja nie miałem ochoty pić, mimo że mi proponowano.
Nie mogłem wyrzucić z głowy tego, że Dylan pisze z jakąś dziewczyną, przecież jeśli on sobie kogoś znajdzie nie będę mógł u niego tak randomowo nocować i oczekiwać pomocy w rozwiązywaniu moich problemów.
Wyszedłem na balkon by zapalić, musiałem się odstresować. Jackson zobaczył że coś jest nie tak i podążył za mną. Na dworze było chłodno i przyjemnie, było już ciemno a ja patrzyłem na pustą ulicę miasta, które już spało.
- Coś cię gryzie - powiedział.
- Aż tak widać? - spytałem i odpaliłem papierosa, zaproponowałem chłopakowi też, ale on odmówił. Zaciągnąłem się i wypuściłem dym z ust.
- Widać. Jakbyś chciał pogadać...
- Jak robisz to, że jesteś taki... Spokojny? Wszystko po tobie spływa, nie przejmujesz się.
- Wyselekcjonowałem ludzi, których potrzebuję w swoim życiu, a resztę zostawiłem za sobą - powiedział beztrosko. Popatrzyłem na niego średnio rozumiejąc co ma na myśli, czekałem na więcej wyjaśnień.
- No widzisz Thomas, mnie po prostu nikt nie rozumiał. Nierozumiany w domu, nierozumiany w szkole, wiedziałem że tu nie pasuję. Spotkałem Isaaca, pokazał mi że tak nie musi być. Że wystarczy pewne rzeczy opuścić, że można zacząć życie od nowa, daleko stąd, bez tych ścisłych zasad które kierują naszym światem, to wszystko to bzdury. Bez fałszywych ludzi, którym zależy tylko na hajsie, bez tłumaczeniu każdemu dlaczego taki jesteś a nie inny. Ale nie wyglądasz jakbyś miał problemy tego pokroju - zaśmiał się Jackson.
- Mam takie problemy... Martwię się, że osoba która jest mi jedyną bliską osobą na daną chwilę znajdzie sobie drugą połówkę a ja zostanę sam. I tak jestem sam...
- O proszę, czyli pozory mylą - powiedział chłopak.
- Powiesz coś więcej o twoim życiu?
- Byłem w trakcie załamania nerwowego. Poznałem Isaaca, dużo z nim rozmawiałem. Isaac opowiedział mi o swoim trybie życie, że jest takie miejsce na Dominikanie gdzie ludzie żyją bez tych wszystkich wytycznych. Bez toksycznej rodziny, bez góry hajsu, mają siebie, żyją po swojemu. Tworzą taką wioskę, gdzie oddają się jedynie jakimś pracom by ta wioska działała. Bo wiesz, wszyscy ludzie są zaćmieni pogonią za chuj wie czym. A tylko jednostki chcą od życia czego więcej, dopiero gdy tam zamieszkałem dotarło do mnie na czym ten świat polega - powiedział chłopak.
- I ty mieszkasz na Dominikanie?
- Tak. Wpadliśmy tu tylko załatwić parę spraw. Ale już duszę się w tym mieście, to nie dla mnie - powiedział i podał mi jakieś tabletki z małym słoiczku - Jak chcesz to weź. Ziołowe tabletki, mam tego dużo. Są mega uspokajające, dobre do medytacji - powiedział, poklepał mnie po plecach i wrócił do mieszkania.
Miałem mętlik w głowie, co to do cholery za miejsce gdzie oni mieszkają... Schowałem do kieszeni tabletki, nie wiem czy ich użyję, ale pewnie tak bo jak wrócę do domu to się zapewne zaraz wkurwię.
Po chwili też wróciłem do mieszkania, ale widok który zastałem na pewno nie był tym czego bym się spodziewał. Na podłodze porozkładane były poduszki, Minho, Liam, Scott i Isaac siedzieli lub raczej półleżeli na tych poduszkach a do moich nozdrzy doleciał zapach marihuany.
- Widzę że... Że się świetnie bawicie - powiedziałem i ominąłem ich, usiadłem na kanapie.
- Chcesz Thomas? - spytał Isaac i podał mi blanta. Popatrzyłem przez moment i jak to ja, oczywiście się poczęstowałem.
- O czym to mówiliśmy... - powiedział Minho.
- Mówiłem, że cieszę się że Thomas dołączył do mojej klasy, bo bym nie miał z kim siedzieć ani rozmawiać - powiedział Liam, uśmiechnąłem się do niego i podałem mu blanta.
- No, ta klasa jest beznadziejna, a jebać, szkoła jest beznadziejna, nienawidzę do niej chodzić a ojciec będzie mi pewnie kazał iść na studia - wspomniałem.
- Mi już starzy zapowiedzieli, że mam iść na lekarski - powiedział Minho.
- Nie dajcie sobą manipulować, to wasze życie - wtrącił się Isaac.
- Ale to nie jest takie proste, jak mieszkasz ze starymi, którzy wydzielają ci kasę, utrzymują, mówią że nauka jest najważniejsza, żeby być kimś trzeba się uczyć - zaczął wymieniać Liam.
- Jackson, brzmi znajomo co? - zaśmiał się Isaac.
- Aż za bardzo. Nie chcę nawet wracać myślami - stwierdził Jackson i usiadł obok mnie.
- Zazdro wam, że robicie co chcecie - westchnął Liam.
- Też możecie. Trzeba być tylko pewnym czego się chce. Ja od zawsze wiedziałem, że nie będę się nikomu podporządkowywał, słuchał jakichś wytycznych postawionych przez rządzących, nie chciałem żyć w świecie, który opiera się na pieniądzach, a ludzie to małpy które są w stanie pozabijać się o lepsze - powiedział stanowczo Isaac. Popatrzyliśmy po sobie z Liamem, też odczytałem po nim że jest równie zdziwiony jak ja.
- No dobra, no to jak nie hajs, dobra robota to co się liczy? - spytał Minho.
- Możesz mieć pieniądze, najlepszą pracę, ale jak nie masz spokoju ducha nie jesteś szczęśliwy, jeśli nie masz komfortu psychicznego, nie żyjesz w zgodzie sam ze sobą i masz do tego osoby które tylko czekają by ci wbić nóż w plecy, to to nie jest życie, ale jakieś postępowanie według schematu, którego ja przykładowo nie uznaję. Wszystko na tym świecie jest ukartowane, a ludzie biegną ślepo, robią co im każą, tylko po to by utrzymywać rządzących by oni mieli życie jak z bajki - zaczął mówić Isaac. Zerknąłem na Minho, który wyglądał jakby mu ktoś wylał wiadro lodowatej wody na łeb, nie wiedział co powiedzieć.
- No dobra, dobra. Żyjecie sobie na Dominikanie, wypierdoliliście stąd, zostawiliście rodziny. Ale z czego wy się utrzymujecie? - spytał.
- Mamy różne prace w wiosce, mamy ogromne uprawy warzyw i owoców, dużo zdolnych osób które oddają się swoim zainteresowaniom i coś tworzą, a potem jest to sprzedawane - wyjaśnił Jackson - Zresztą nie mamy tam dużych potrzeb pieniężnych, mamy normalne posiłki, skromne domy, oddajemy się robieniu tego co lubimy, medytacji, poznawaniu siebie nawzajem.
Jak zawsze miałem coś do powiedzenia, skomentowania, tak teraz nie wiedziałem co mam powiedzieć. Byłem w szoku, że ludzie potrafią tak żyć, i to jeszcze sami tego chcą.
Pod pretekstem papierosa wyszedłem na balkon, za mną poszedł Scott i Liam, a reszta poszła do kuchni coś zrobić do jedzenia.
- Scott, skąd ty ich wytrzasnąłeś? - spytał Liam ściszonym głosem, przymknąłem drzwi od balkonu by przypadkiem nikt nas nie usłyszał.
- Jackson mieszkał koło mnie kiedyś, i nagle przepadł, jego rodzice nie chcieli o nim w ogóle rozmawiać. I miesiąc temu wrócił do miasta, zagadał mnie bym go odwiedził i wziął znajomych, a że ja znajomych za bardzo nie mam, to ja pomyślałem o tobie Liam że może byś wpadł... I zobaczyłem, że Thomas dołączył do twojej klasy to jego też zaprosiłem - wyjaśnił i wychylił się by sprawdzić, czy chłopaki nadal są w kuchni - No i wziąłem też Minho, kiedyś braliśmy razem udział w olimpiadzie.
- Czyli utworzyłeś zbieraninę ludzi których znasz i tu przyprowadziłeś - podsumowałem. Scott skinął głową - Nie no, mi się podoba, jakby się nad wszystkim zastanowić to oni mają dużo racji. Tym bardziej, że też przejechałem się ostatnio na pewnych ludziach, którym zależało tylko na moim hajsie, więc jakby nie patrzeć trochę racji w tym jest - powiedziałem.
- Jackson był kiedyś inny. Bardziej przyziemny, ale teraz jest jakiś oderwany od rzeczywistości...
- Nie wygląda jakby był smutny, raczej jakby był szczęśliwy - wspomniał Liam - Znalazł swoje miejsce na ziemi.
- Też bym chciał - stwierdziłem.
Gdy zaczęło się robić późno zadzwoniłem po Dylana by po mnie przyjechał. Jednak chciałem być uprzejmy, i postanowiłem że zawieziemy też Liama, Scotta i Minho.
- Nie przeszkadza ci gdzie oni mieszkają? W sensie, że cię trochę znam i wiem jaki masz stosunek do ludzi z niższej rangi społecznej - powiedział Dylan gdy zostaliśmy już sami.
- Pewnie by mi przeszkadzało, ale chyba pierwszy raz miałem wrażenie, że ktoś ze mną rozmawia bo chce, a nie dlatego bo oczekuje jakichś korzyści - zastanowiłem się.
- To jestem z ciebie w takim razie dumny, że nieco dojrzałeś pod tym względem - skomentował brunet.
Ucieszyłem się na to jak powiedział, że jest ze mnie dumny. Więc może jest jakaś szansa na to, że mu się podobam choć trochę...
Wróciłem do domu, wszyscy już spali. Umyłem się i naszykowałem na jutro, gdy przyniosłem dzisiejsze ubrania z bluzy wypadły mi tabletki od Jacksona. Nie były niczym oznakowane, otworzyłem je, ale nie miały żadnego zapachu.
Postanowiłem jedną spróbować, popiłem wodą i położyłem się, zacząłem też przeglądać książkę o medytacji, którą pożyczył mi Jackson.
Czułem jak podczas czytania rozmywa mi się obraz, odłożyłem więc książkę i przeglądałem internet. Tam obraz również delikatnie mi się rozmywał, poczułem ciepło, odkryłem się. Leżałem i gapiłem się w sufit, miałem wrażenie jakbym wypił trochę wina, czułem się lekko oderwany od rzeczywistości, im więcej zacząłem rozmyślać o dzisiejszym spotkaniu z chłopakami tym więcej zacząłem ich rozumieć i widzieć sens ich ucieczki od tego świata.
Tego okropnego świata.
Kto by chciał tu żyć?
Jaki jest w ogóle sens życia tutaj, i tego wszystkiego.
~~
Skorzystam z tego, że rano zostałam obudzona przez telefon z pracy i dodam rozdział o porannej porze.
❤️🔥✨
Next tradycyjnie w sobotę ❤️🔥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top