18.

Thomas:

Dziś był wtorek, od rana miałem dobry humor co nie zdarza się zbyt często. Obudziłem się przed budzikiem, wyłączyłem go i poszedłem wykonać poranną toaletę. Zszedłem do kuchni by odebrać catering oraz zrobić sobie kawę. Gdy przyszło mi zalać kubek z kawą przyłapałem się na tym, że sam do siebie się uśmiecham. Poczułem się jak jakiś kretyn. Czułem się dziwnie, czułem się czymś podekscytowany, mimo że tego dnia nic ciekawego mnie nie czekało.

Poszedłem do pokoju by się przebrać, starannie ułożyłem włosy, ładnie się ubrałem, zacząłem przeglądać się w lusterku by wyglądać jak najładniej. To znaczy ja zawsze ładnie wyglądam, ale dziś to przeszedłem samego siebie. O co mi chodzi...

Nie, nie może chodzić o to... 

Nie, Thomas, to niemożliwe.

Nawet gdy usłyszałem, że ojciec i Oliwia już wstali to mnie to aż tak nie rozdrażniło. Wyszykowany czekałem na Dylana. No właśnie, na Dylana...

Wyszedłem przed dom i czekałem na niego przed bramą. Przejrzałem się jeszcze ostatni raz w telefonie czy aby na pewno dobrze wyglądam, zobaczyłem z daleka że po mnie jedzie. 

Nie chciałem się przyznać sam przed sobą, ale od kiedy spałem z nim w jednym łóżku to zacząłem coś do niego czuć, nie wiem czy tylko sympatię bo to jedyna osoba która wykazuje jakiekolwiek zainteresowanie moją osobą czy może... On mi się podoba?

- Hej Thomas - powiedział wysiadając z auta.

- Cześć - powiedziałem z uśmiechem.

- Coś masz dziś dobry humor - zauważył słusznie i wziął ode mnie plecak. 

- Siadam z przodu - zarządziłem, Dylan otworzył mi drzwi.

Zazwyczaj siadałem z tyłu, bo to lepiej wyglądało jak mnie ktoś wiózł, nie wyglądałem jak typowy pasażer. Ale chciałem siedzieć bliżej Dylana, brunet był nieco zdziwiony moim postanowieniem, ale nic nie mówiąc wsiadł i ruszyliśmy do szkoły.

- Wszystko dobrze? - spytał zerkając na mnie kątem oka.

- Tak, wszystko.

- Jesteś jakoś lepiej nastawiony do życia niż zazwyczaj, i zastanawiam się czym to jest spowodowane - zauważył, ledwie wyjechaliśmy z mojego osiedla i stanęliśmy w korku. Brunet popatrzył na mnie oczekując odpowiedzi.

- Tak jakoś. Wstałem i byłem chyba już zmęczony ciągłym marudzeniem i narzekaniem. A ty dziś w nocy w klubie pracowałeś? - próbowałem odwrócić uwagę od mojego samopoczucia, nie chciałem się już w to zagłębiać, bo jeszcze by się wydało że się zauroczyłem.

- Tak, wróciłem dopiero po drugiej i jestem strasznie zmęczony. Gdy cię odwiozę to się położę.

Domyśliłem się, że tam pracował tej nocy, widać że był zmęczony i miał sińce pod oczami. Współczułem mu że tak musi tyrać, szczególnie w tej nocnej pracy.

- Wykończysz się Dylan - powiedziałem.

- Dam radę. Prześpię się w dzień - wspomniał chłopak i skończył się akurat korek.

W miarę szybko dojechaliśmy pod szkołę, nie poznawałem sam siebie. Martwiłem się trochę o Dylana, że chodzi ledwo przytomny i do tego ma tak okropną pracę. 

Pod klasą spotkałem się z Liamem i zaczęliśmy rozmawiać, dołączył też ten cały Scott. Co prawda nie był z nami w klasie, ale znał Liama i spytał czy mam ochotę dziś się z nimi spotkać, bo znowu będą organizować ognisko. Nie były to kompletnie moje klimaty, ognisko na jakiejś działce, ale zgodziłem się z uwagi na to, że samotność mi doskwierała coraz bardziej. Po prostu chciałem mieć jakichś znajomych, utrata moich przyjaciół trochę mnie otrzeźwiła.

- Co robicie na takich spotkaniach? - spytałem.

- Czasem chłopaki przyniosą jakiś alkohol, to trochę można wypić. Siedzimy, rozmawiamy na różne tematy. Ale ogólnie na przykład Jackson który też przychodzi na spotkania jest czymś na rodzaj doradztwa duchowego, można z nim pogadać na różne tematy jakieś bardziej odjechane - powiedział chłopak zachwycony na samo wspomnienie.

- Doradztwo duchowe? Niezbyt się zastanawiałem nad takimi sferami - powiedziałem. 

- Mnie to zawsze interesowało. O wszystkim można porozmawiać. To jakiś znajomy Scotta. Jest też Minho, Isaac, i kilka innych osób - powiedział.

Liam wydawał się osobą trochę jakby wycofaną? Ale wyjątkowo nie działał mi na nerwy, może właśnie przez to, że był skromny i od pierwszego wrażenia sprawiał osobę godną zaufania. Choć może to błędne moje spostrzeżenia, bo jak się okazało na ludziach się nie znam, i sam wkopałem się w jakieś gówno zwane moją byłą przyjaźnią.

Wieczorem, przed spotkaniem zadzwoniłem po Dylana, by przyjechał wcześniej do mnie, bo nie miałem pojęcia w co się mam ubrać na to całe ognisko. Nie bywałem na takich posiadówkach, więc nie wiedziałem co wypada ubrać. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi z radością pobiegłem otworzyć, ale musiałem zrobić to co robię od dziecka, więc usiadłem na poręcz schodów i zacząłem po niej zjeżdżać, jednak nie wiem co tym razem poszło nie tak, ale w połowie drogi na dół przechyliłem się i wypadłem za poręcz lądując tyłkiem na zimnej posadzce.

Krzyknąłem z bólu, który promieniował po moim tyle i plecach.

- Thomas, wszystko okej?! - krzyknął zza drzwi Dylan.

- Wyjebałem się, idę już - skrzywiłem się próbując wstać, podparłem się kuchennego blatu i dotoczyłem do drzwi, otworzyłem je.

- Co jest? - spytał, poprawiłem szybko włosy, bo moja fryzura wraz z upadkiem została zruszona.

- Jechałem na poręczy, i spadłem - wyjaśniłem, dotknąłem się po plecach, które nadal bolały, ale przechodziło mi to powoli.

- Jechałeś na poręczy? - zaśmiał się Dylan.

- No tak... Od zawsze tak robię - wyjaśniłem i poszliśmy na górę, nie widziałem nic dziwnego w zjeżdżaniu z samej góry na poręczy. 

Wszedłem do pokoju i otworzyłem szafę pełną ciuchów, stanąłem przed nią niczym niezdecydowana kobieta. Chwyciłem do rąk kilka wieszaków z czymś co bym mógł dziś ubrać.

- Nie wiem, wziąć koszulę? - spytałem trzymając w dłoniach wieszaki z koszulami.

- Nie no, bluzę weź jakąś - doradził Dylan i do tego skrzywił się jeszcze na moje koszule.

- Ale bluza to mało wyjściowa...

- Na ognisko będzie najlepsza - powiedział brunet - Koszulę, to sobie ubierz jak będziesz szedł na miasto, do jakiegoś lokalu.

- Wątpię Dylan, że będę szedł w takie miejsce, bo zostałem bez przyjaciół.

- Może poznasz kogoś na spotkaniu. Jesteś młody i w ogóle. Ale teraz ubierz bluzę.

Oczywiście się go posłuchałem i wziąłem bluzę z Calvina Kleina, aby pokazać że mnie na takie rzeczy stać. Nie no szczerze mówiąc, to ja też rzeczy takich nieoryginalnych chyba w szafie nie miałem.  

- A lekcji do zrobienia to ty nie masz? - spytał. Zastanowiłem się na moment próbując sobie przypomnieć co się dziś w szkole w ogóle działo, ale niewiele pamiętałem bo rozmyślałem o Dylanie.

- Nie chyba... Tu jest trochę niższy poziom i nie zadają aż tyle - odparłem i zacząłem się przebierać przy nim, zrzuciłem swoją koszulkę i ubrałem bluzę, Dylan niewzruszony siedział na łóżku i nie zwrócił większej uwagi na mnie i na to, że się przebierałem. Czemu on do cholery na mnie nie patrzył? Przecież byłem do połowy rozebrany... Moje próby usilnego zwrócenia na siebie uwagi poszły na marne.

Gdy nadeszła stosowna godzina do tego by wyjechać tak też zrobiliśmy, Dylan zwiózł mnie na teren domków działkowych.

- Dylan, to nie jest chyba miejsce dla mnie - powiedziałem gdy zatrzymał się na parkingu.

- Domki działkowe, nic specjalnego. To znaczy szczerze mówiąc też cię tu nie widzę, ale no zostałeś zaproszony, nie wypada grymasić.

- Nie wypada? - spytałem krzywiąc się.

- No nie. Nie mów nic, że ci się nie podoba. Udawaj, że się podoba i jest fajnie. Nie zniechęcaj się na starcie, bądź miły, to że jest takie miejsce spotkania i są to osoby nieco inne od ciebie to nie znaczy że są chujowe - doradził chłopak.

- Skoro tak mówisz... To się posłucham twojej rady żebym już na wstępie nie zrobił złego wrażenia - powiedziałem - A może chodź ze mną...

- Boisz się? Taki cwaniak jak ty się boi? - zaśmiał się brunet, lekko uderzyłem go w ramię.

- No wiesz co. Nie nabijaj się ze mnie, to nie jest zabawne - powiedziałem z udawanym oburzeniem.

- Dobra, dobra. Nie pójdę z tobą, jestem za stary i w ogóle, no nie ma mowy. 

- Nie jesteś stary. Między nami nie ma takiej różnicy wieku która by miała w czymkolwiek przeszkadzać - puściłem mu oczko.

- Wielkiej może nie ma, ale jakaś tam jest. Idź sam i zrób dobre wrażenie. I nie szpanuj pieniędzmi. Swoją drogą musiałeś ubrać wszystko markowe? - spytał.

- Nie mam innych rzeczy - odparłem i przejrzałem się w lusterku, przecież to się nie rzuca aż tak w oczy, bluza z CK, czapka z Gucci, buty z armaniego i nerka z Gucci. To nie aż tyle, przecież każdy ma takie ciuchy.

- Na kilometr widać, że masz dużo hajsu i nim lubisz szpanować - ocenił Dylan.

- Daj mi swoją bluzę - powiedziałem. Ostatnio gdy polubiłem Dylana, to powiedziałem mu że jak wiezie mnie gdzieś indziej niż do szkoły to może ubrać coś swojego, byle to było idealnie uprasowane. 

- Moją? Założysz taką bluzę?

- No tak. Nie będę wtedy wyglądał jak nadęty bogacz, bo to właśnie mi sugerujesz. Dawaj, dawaj. Ściągaj, polecenie służbowe - pstryknąłem palcami i czekałem aż Dylan zrzuci z siebie górną część garderoby. Wetchnął głośno i zdjął swoją bluzę i mi podał, wyglądał... Dość gorąco. Oddałem mu swoją bluzę z Calvina i przybrałem tą jego, pachniała nim, jego perfumami, czułem się w niej świetnie. 

- Jeszcze czapka z Gucci zostaje, i możesz iść - powiedział.

- Czemu mi w domu tego nie powiedziałeś? 

- Dopiero to przemyślałem, że jedziesz do ludzi z pewnie innej rangi społecznej. 

- No dobra - powiedziałem i założyłem Dylanowi na głowę moją czapkę - To na pewno nie pójdziesz ze mną?

- Nie pójdę. Przyjadę po ciebie.

- Niech ci będzie. Ale wiesz, że jeśli bym powiedział, że to polecenie służbowe to byś musiał? Zawsze może mi się wymknąć przed ojcem gdzie sobie dorabiasz - zagroziłem, Dylan przygryzł wargę i mierzył mnie wzrokiem.

- No, mówiłem że cwaniak jesteś. Nie zapominaj, że to ty mnie zmuszałeś żebym kupił ci alkohol i papierosy, i twój ojciec by uwierzył że mnie zmusiłeś do tego, bo dobrze wie że to jest w twoim stylu - wypomniał.

- O ty... Dobra,  no wiadomo że nie powiem, żartuję sobie. Jesteś mi potrzebny, nie wydam cię. Kto będzie mi kupował alkohol. O, Liam już przyszedł, też pójdę. Miej telefon przy sobie, jak mi się nie będzie podobało to zadzwonię - ostrzegłem go i uśmiechnąłem się na pożegnanie.

Szczerze mówiąc wolałbym spędzić ten wieczór z Dylanem, ale niezbyt mogłem wymagać od niego takich rzeczy, pracował jako mój szofer czy opiekun, a nie jako kolega którego nie miałem. Rzecz jasna, że dla niego by to był pewnie ogromny zaszczyt spędzić ze mną wieczór, ale nie mogłem tego wymagać.

Podszedłem do Liama, po chwili przyszedł Scott, Jackson, Minho i Isaac. Zapoznałem się ze wszystkimi, wszyscy byli w sumie starsi ode mnie i Liama, o rok lub więcej.  

Scott chodził z nami do szkoły, miał lekko ciemniejszą karnację, ciemne włosy i był ode mnie niższy, ogólnie sprawiał wrażenie sympatycznego. Minho był dwa lata starszy ode mnie i Liama, był azjatą i był bardzo dobrze wysportowany. Jackson miał typ urody typowego podrywacza, który pewnie podobał się dziewczynom, był wysoki, miał niebieskie przenikliwe oczy. Isaac był wysoki, miał lekko kręcone brązowe włosy, z twarzy wydawał się przyjazny.

Scott zaprowadził nas na działkę, nigdy nie byłem w takim miejscu i czułem się tu źle, z uwagi na to że było dużo krzaków, trawy, ogólnie roślin. Scott otworzył trochę pordzewiałą furtkę, tak by jej nie dotknąć sobą ostrożnie poszedłem za nim. Wysoko stawiałem nogi by mieć jak najmniej do czynienia z tymi spartańskimi warunkami, ale miałem w głowie słowa Dylana by nie grymasić, choć na usta cisnęło mi się wiele. I chociaż to ja byłem najmądrzejszy, to jednak Dylan miał trochę więcej wychowania i wyczucia niż ja, więc komentarze zostawiłem dla siebie.

Po przejściu przez chaszcze w końcu dotarliśmy do domku. Domku? Raczej rudery, już mój garaż jest bardziej ekskluzywny.

Chłopaki zaczęli znosić stamtąd jakieś krzesła, ja rozglądałem się po tym czymś, i stwierdziłem że jest tu brzydko, nawet kwiatków tutaj nie było, a to w końcu działka. Sama trawa, a w oddali był wielki neon galerii handlowej oddalonej kilkaset metrów od nas, który dawał czerwonawe światło.

- Przeprowadziłeś się Thomas? - zagadnął Isaac.

- A, nie nie. Szkołę zmieniłem jedynie - powiedziałem.

- A, rozumiem. Nie odpowiadała ci poprzednia? 

- Odpowiadała, ale przyjaciele mnie zrobili w chuja i nie chciałem ich więcej oglądać, więc się przeniosłem - wyjaśniłem po krótce.

- Współczuję ci. Zawsze możesz z nami posiedzieć - powiedział.

Uśmiechnąłem się krótko i zerknąłem jak reszta rozpala ognisko i o czymś rozmawia. Jak się okazało nie było źle, z czasem przyzwyczaiłem się do spartańskich warunków i nawet mi one aż tak nie przeszkadzały, miło nam się rozmawiało.

- A wy gdzie się uczycie? - spytał Minho - azjata o miłym wyrazie twarzy zwracając się do Jacksona i Isaaca.

- Nie uczymy się - przyznał Jackson

- Jak to? Skończyliście już edukację? - dopytywał Minho wyraźnie zainteresowany tematem.

- Tak, już jakiś czas temu. Obydwaj jesteśmy przeciwnikami systemu nauki, przecież szkoła to gówno - skwitował Isaac.

- Rodzice wam pozwolili? - spytał Liam.

Isaac i Jackson popatrzyli po sobie i zaczęli się śmiać.

- Sami sobie pozwoliliśmy. Jesteśmy pełnoletni, nikt nam nie będzie rozkazywał, szczególnie jeśli coś jest odgórnie nakazane. Ale może innym razem o tym pogadamy. Opowiecie coś o sobie? - spytał Jackson.

Chłopaki coś zaczęli o sobie opowiadać, a ja bardzo im zazdrościłem że nie muszą się już uczyć, ja też nienawidziłem szkoły ale wątpię, że gdy będę pełnoletni to ojciec pozwoli mi się nie uczyć, zaraz zagrozi odcięciem od pieniędzy lub czymś równie drastycznym. 
.
.

Jeśli są jakieś błędy w rozdziale to przepraszam, rozdział poprawiany po pijaku

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top