10.
Dylan:
Jakiś czas temu zastanawiałem się co stało się z matką Thomasa, ale nie pytałem nigdy, bo nie wypadało. Jak się okazało zostawiła ich jak Thomas był mały, on twierdził że to przez jego ojca, ale wiem że nie należy brać jego wszystkich wypowiedzi na poważnie, bo chłopak ma tendencję do wyolbrzymiana niektórych rzeczy, i obwiniania o wszystko innych. Jego ojca znam tyle co nic, prawie nie mam z nim do czynienia, więc nie mnie go oceniać, pozostaje mu tylko współczuć że ma takiego syna jak Thomas, choć zapewne zachowanie blondyna jest też spowodowane brakiem matki.
Poranek zapowiadał się normalnie, miałem na ósmą zawieźć do szkoły tego rozwydrzonego bachora. Jak każdego ranka starannie się naszykowałem i uprasowałem, by królewicz nie stwierdził, że nie jestem godny by go wieźć.
Po godzinie siódmej wyjechałem, królewicz napisał mi że musimy zajechać po śniadanie dla niego, na samą myśl o poszukiwania śniadania dla niego przypomniała mi się ostatnia taka sytuacja gdzie grymasił i wybrzydzał.
Podjechałem pod willę i zadzwoniłem, otworzył mi blondyn.
- No wiesz co - fuknął na mój widok i przejechał ręką po mojej koszulce na klatce piersiowej i pociągnął za jeden z krótkich rękawów prostując go.
- Prasowałem - stwierdziłem.
- Nie przyłożyłeś się - powiedział dosadnym głosem - Swoją drogą nie jedziemy dziś sami, musimy odwieźć do pracy Oliwię, ojciec pojechał otworzyć firmę, a bidulka się zacięła w łazience - dodał ściszonym tonem.
Popatrzyłem na niego oczekując więcej wyjaśnień, bo miałem podejrzenia że to on stał za tym zacięciem się w łazience, ale po schodach akurat schodziła Oliwia zapinając sobie kolczyki.
- O, hej Dylan, zawieziesz mnie - zwróciła się do mnie i zeszła na dół po czym wsunęła szpilki.
- Jasne - powiedziałem krótko, Thomas zaczął ją przedrzeźniać a ja się poczułem jak w domu wariatów. Po chwili oczywiście dostałem do poniesienia plecak i musiałem królewiczowi otworzyć drzwi, za nami wyszła Oliwia i usiadła na przednim siedzeniu.
- Gdzie najpierw mam jechać? - spytałem.
- Po moje śniadanie i do szkoły - odparł blondyn.
- Ale może lepiej najpierw mnie podrzucić do pracy, trochę zajmie jazda do twojej szkoły i zakupy...
- Ale jeśli spóźnisz się do pracy to się nic nie stanie, a ja do szkoły spóźnić się nie mogę. Dylan, jedź - rozkazał chłopak.
Posłuchałem się go, w końcu to nim z sumie się zajmuję i pojechałem do centrum by królewicz zakupił śniadanie. Oliwia wyglądała na niezadowoloną, ale nic się nie odzywała, pewnie wiedziała że nie ma sensu się kłócić z Thomasem.
Gdy dojechaliśmy do piekarni Thomas powiedział bym z nim poszedł, a dziewczyna została w aucie.
- To twoja sprawka, że się zatrzasnęła? - spytałem.
- Tak, moja. Oprócz tego złapałem wczoraj pająka, ubiłem i ledwo żywego włożyłem jej do pudru, który nosi do pracy - powiedział i weszliśmy do piekarni.
- Przypał możesz mieć.
- Mam to gdzieś. Ona sama będzie spierdalała w podskokach, mówiłem, że zrobię jej piekło - wspomniał chłopak i zaczął wybierać śniadanie, po kolei wypytywał o chyba każdą leżącą tam drożdżówkę, stanąłem przy dużej przeszklonej szybie i patrzyłem na zakorkowane miasto.
Po kilku minutach w końcu wybrał tę drożdżówkę i mogliśmy jechać do jego szkoły.
- Dłużej się nie dało? Nie było tam przecież kolejki - skomentowała Oliwia.
- Następnym razem będzie dłużej, zgodnie z twoim życzeniem - powiedział blondyn.
Dziewczyna coś fuknęła i zaczęła czegoś szukać w torebce, gdy zobaczyłem kątem oka, że wyjmuje puder zerknąłem z niepokojem w lusterko, Thomas również obserwował poczynania dziewczyny i na jego twarzy rysował się już wredny uśmiech.
Stanęliśmy w korku, dziewczyna otworzyła puder, w kosmetyku siedział już nieżywy pająk, był duży i wyglądał trochę strasznie, dziewczyna zaczęła piszczeć i upuściła puder, który upadł na siedzenie, na szczęście go nie wybrudził ale pająk spadł jej pod nogi.
Thomas starał się nie śmiać i zachować powagę, by nie było na niego.
- Nie śmieć w moim samochodzie, natychmiast to posprzątaj! - krzyknął, dziewczyna była wystraszona, wyjęła chusteczkę, i wzięła nią nieżyjącego pająka i wyrzuciła przez okno po czym odwróciła się do blondyna.
- To twoja sprawka, ty wstrętny bachorze! - krzyknęła w stronę chłopaka.
- Hm, udam że tego nie słyszałem, swoją drogą powinnaś zwracać się do mnie na Pan skoro już tak rozmawiamy - powiedział bezczelnie chłopak.
Modliłem się by ta trasa się już skończyła, słuchając ich kłótni czułem się naprawdę dziwnie, z jednej strony rozumiałem Thomasa, ale z drugiej zachowywał się naprawdę okropnie.
- Chyba oszalałeś. I tak będę z twoim ojcem, a ty się lepiej z tym pogódź - fuknęła Oliwia.
Thomas jej pokazał język i już nic nie odpowiedział, rozpierała go widoczna duma za to co zrobił i się cieszył z tego, że dziewczyna się wystraszyła.
W końcu dojechaliśmy przez zatłoczone miasto do szkoły. Z ulgą odesłałem tam Thomasa i wróciłem do auta gdzie siedziała Oliwia.
- W końcu, Boże kochany to chyba najokropniejszy nastolatek jaki istnieje - powiedziała dziewczyna.
- Nie jest łatwy - wspomniałem, wolałem nie wchodzić na jakieś większe dyskusje na jego temat, w sumie najważniejsze bym jemu pasował, bo to on decyduje czy mam tę pracę, więc nie chciałem go zbytnio z Oliwią obgadywać.
- Jest taki bezczelny, to na pewno on mnie zatrzasnął w łazience, i ten pająk. Będę musiała porozmawiać z jego ojcem.
- Nie wiem czy to coś da... - wspomniałem.
- Taki fajny chłopak z ciebie, a wozisz tego rozpieszczonego bachora - powiedziała i posłała mi zalotny uśmiech - Jak ty dajesz radę?
- Mmm... Kwestia przyzwyczajenia - powiedziałem zakłopotany, bo dziewczyna pilnie mi się przyglądała, a ja czułem się coraz bardziej niezręcznie.
W końcu zawiozłem ją na miejsce i poczułem się wolny, przewóz tej dwójki był naprawdę uciążliwy, współczułem Oliwii rozpoczęcia wojny z Thomasem, zdążyłem go już nieco poznać i wiem do czego może być zdolny.
Dziś wieczorem miałem pracować w klubie, byłem naprawdę z tego powodu niepocieszony, a przy życiu trzymało mnie to, że Brett i Theo również spędzą tam wieczór.
Przed dwudziestą drugą wyszliśmy z mieszkania, wypiłem dziś chyba z pięć kaw, byłem tak zmęczony, do tego musiałem jeszcze wysłuchiwać lamentu Thomasa na temat Oliwii i jego planów odnośnie tego jak wykurzyć ją z domu.
Dotarliśmy na miejsce, był środek tygodnia więc planowałem zostać najdłużej do godziny drugiej by jakoś funkcjonować rano, w końcu muszę zawieźć tę marudę do szkoły i dodatkowo u niego nocować, bo jego ojciec z Oliwią gdzieś wyjeżdżają, i na jedną noc mam pilnować blondyna.
Poszliśmy od razu do przebieralni, musiałem ubrać wstrętne lateksowe gacie, do tego wszyscy musieliśmy dziś założyć chokery, co wybitnie mi się nie spodobało.
- Kurwa, dramat - skomentowałem przeglądając się w lusterku - Dlaczego.
- Nie jest tak źle, mi się podoba - powiedział Theo.
- A mi nie. Uwłaczające - westchnąłem i przeczesałem jeszcze włosy przed wyjściem na salę.
Poszliśmy od razu do baru, chłopaki wzięli po drinku, ja nie wypiłem nic, nie miałem nawet ochoty na alkohol. Po chwili z łaską wszedłem na rurę i zacząłem tańczyć, choker mnie denerwował, drapał, miałem ochotę go zdjąć i rzucić. Całe szczęście, że nie była dziś sobota, było trochę mniej ludzi, ale i tak jaki by to dzień nie był, nienawidziłem tu przebywać i tańczyć na rurze.
Było koło pierwszej, byłem już zmęczony, nie robię tego zbyt często by nie czuć obrzydzenia i się nie zniechęcać, ale popatrzyłem w stronę publiczności, która mi się przypatrywała. Moje serce jakby na moment stanęło, zrobiło mi się słabo, gdy zobaczyłem Thomasa opartego o bar ze szklanką w ręku, jego twarz zdobił wredny uśmiech. Chciałem się zapaść pod ziemię, nie dość że widział mnie w akcji to wydało się jak w rzeczywistości wygląda moja praca na magazynie o której nakłamałem.
Natychmiast zszedłem na dół i do niego podszedłem, jego tu do cholery nie powinno być, nie jest pełnoletni i nie wiem jakim jebanym cudem się tu dostał.
- Jak tu wszedłeś? - spytałem.
- Hajs w łapę i można wszystko. Fajna ta twoja praca na magazynie - powiedział zgryźliwie.
- Nie powinno cię tu być - powiedziałem twardo, do tego trzymał w dłoni szklankę z alkoholem, zapewne zapłacił kilkakrotnie za niego.
- Ciebie też - powiedział i się uśmiechnął.
- Czyli co, pójdziesz zaraz, powiesz ojcu i nasza znajomość i moja praca dobiega końca - powiedziałem załamany, przecież jego ojciec wywali mnie na zbity pysk.
- Czemu przewidujesz taki czarny scenariusz od razu? Dogadamy się, Dylan - powiedział i poklepał mnie po ramieniu.
- W jakim sensie?
- Spokojnie, dogadamy - powtórzył, sądziłem po jego głosie że już jest trochę pijany.
- Dlaczego tu w ogóle przyszedłeś? Sam? - spytałem, wydało mi się to dziwne bo on gdy tylko chciał gdzieś iść od razu dzwonił po mnie.
- Późnym wieczorem dzwonić miałem po ciebie żebyś po mnie przyjechał. A czemu jestem sam, ah... Bo jestem singlem Dylan. Zostawiłem Alexa, bo miał mnie gdzieś i wyrzuciliśmy go z naszej paczki. I chciałem sam dziś spędzić czas. To znaczy on mnie zostawił, ale to nieważne... - powiedział.
- Ja za godzinę dopiero kończę pracę - powiedziałem.
- Mi się nie spieszy - powiedział i zwrócił się do baru po zapewne jeszcze jednego drinka.
- Nie pij tak dużo, nie wstaniesz jutro - przestrzegłem go i wróciłem na miejsce pracy. Wszystkiemu przyglądał się Brett, który posłał mi wystraszone spojrzenie gdy zobaczył, że rozmawiam z Thomasem.
Było mi w chuj niezręcznie tańczyć na rurze, gdy Thomas był przy barze i wszystko widział, wiele mnie to kosztowało, wstydziłem się. Do tego bałem się, że zaraz poleci do ojca i koniec tej roboty.
Zbliżała się druga, spojrzałem w stronę baru i zobaczyłem, że Thomas nadal tam stoi i w bardzo bliskiej odległości od niego jest jakiś facet, może z dziesięć lat ode mnie starszy, że coś rozmawiają, od razu przyszło mi na myśl, że on coś chce zrobić blondynowi.
Zszedłem z rury i natychmiast do nich podszedłem, Thomas był już pijany co w ogóle było nieodpowiedzialne.
- Thomas, do domu - powiedziałem stanowczo.
- A kim ty jesteś? - spytał facet.
- Moim kierowcą - wybełkotał Thomas i uwiesił mi się na szyję.
Odeszliśmy od baru, wziąłem blondyna do przebieralni i usadziłem na krześle.
- Czekaj tu, ja idę się przebrać - powiedziałem wyraźnie i tak też zrobiłem. W końcu założyłem normalne ubrania i wróciłem do pomieszczenia, Thomas tępo patrzył się w lustro.
Wziąłem go pod rękę i wyprowadziłem z klubu, poszliśmy pod moje mieszkanie bym mógł go odwieźć. Chłopak był uwieszony na mojej szyi i świeże powietrze chyba nieco go otrzeźwiło.
- Nie spodziewałem się, że zobaczę cię na rurze - powiedział.
- A ja się nie spodziewałem, że zobaczę cię w takim miejscu.
- Było najbliżej. Zresztą jestem singlem, popatrzeć sobie mogę. Alex okazał się gnidą, nigdy nie miał dla mnie czasu, i powiedział mi jeszcze że ma dosyć mojego przeżywania sprawy z Oliwią - pożalił się.
- Przynajmniej macie wszystko wyjaśnione.
- Gnida z niego. Przez niego się upiłem, jak pójdę do szkoły - zaszlochał chłopak.
- Prześpisz się trochę i może wytrzeźwiejesz - zastanowiłem się na głos, swoją drogą sam w to nie wierzyłem, bo Thomas za jakieś cztery i pół godziny powinien wstawać, a jest kompletnie pijany.
Zapakowałem go do samochodu i pojechaliśmy w stronę jego willi.
- Ojciec i tak ma wyjebane, nie zauważy że się upiłem - powiedział.
- Mam nadzieję. Thomas, błagam cię, nie mów nic twojemu ojcu o mojej pracy...
- No nie powiem, obiecałem przecież. Ale za to gdy będę chciał to będziesz mi kupował alkohol i papierosy.
- Thomas...
- Powiedziałem! - krzyknął, że aż prawie wypuściłem kierownicę, świetnie po prostu, czyli będę musiał spełniać takiego jego zachcianki i on w zamian nie powie ojcu, że tańczę na rurze. A jeśli czemuś się sprzeciwię, to pójdzie zaraz na skargę. Zajebiście po prostu się wkopałem, że też on nie miał już gdzie pójść tylko do klubu w którym pracuję.
Podjechaliśmy po willę, wiedziałem że znowu muszę go położyć do łóżka, bo jest przecież najebany. Podał mi klucze, otworzyłem drzwi, na szczęście wszyscy w domu spali. Zapaliłem w przedpokoju światło i wtargałem Thomasa po schodach i otworzyłem drzwi od jego pokoju.
- Dylan, to pamiętaj, jutro pół litra i paczka szlugów - powiedział i pogroził mi palcem po czym dźgnął nim w klatkę piersiową.
- Tak, tak pewnie - powiedziałem i go położyłem.
- Bo powiem, że tańczysz prawie goły i wywijasz dupą przed napaleńcami - zagroził.
- Śpij - powiedziałem i go przykryłem.
Będę musiał z nim jutro porozmawiać, przecież to nie może tak być że będę mu kupować takie rzeczy, jego ojciec by mnie zabił tym bardziej że mnie sam przestrzegał bym takich rzeczy nie robił.
~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top