Rozdział 8
Po uwolnieniu Oikawy z objęć oszalałego psa Hiniku (który prawdopodobnie był homo) czas było się zbierać.
Powolnym krokiem skierowałam się w stronę przedpokoju i nałożyłam buty. Wyprostowałam się z lekkim strzyknięciem kręgosłupa, po czym sięgnęłam po czarną bluzę z niebieskim kotem i zarzuciłam ją na siebie.
Wtedy zdecydowałam się na wyjęcie niezwykle ważnego przedmiotu z torby.
Zaczęłam przeszukiwać ów bagaż, lecz nijak nie mogłam znaleźć upragnionego skarbu.
Po prostu go tam nie było.
- Hiniku, widziałaś może moje słuchawki? Takie żółciutkie z fioletowymi gumeczkami. – Spytałam z nadzieją.
- Niestety nie. Może zostawiłaś je w moim pokoju? Mogły wpaść za łóżko czy coś... - Odpowiedziała ze współczuciem w oczach.
- Dobra, to pójdę sprawdzić. – Rzuciłam z miną wyrażającą determinację, zupełnie jak u wymalowanej gimnazjalistki łasej na łowy jakiegoś przystojnego boja.
Wbijając do pokoju niczym babcia do lidla przy wyprzedaży torebek firmy Wittchen rozejrzałam się uważnie. Przeanalizowałam każdą możliwość, gdzie mógł leżeć mój skarb, po czym usiadłam na łóżku i sprawdziłam, czy przypadkiem nie znalazł się jakimś cudem pod pościelą.
Nic z tego.
- Aż tak ci na nich zależy? – Spytał Oikawa, opierając się o framugę drzwi.
- No, to oczywiste. Przecież kupiłam je niespełna tydzień temu za moje ciężko zbierane oszczędności. – Rzekłam dramatycznym tonem i zacisnęłam pięść, zupełnie jakby dosięgnęła mnie tragedia rodzinna, albo zespół przedmiesiączkowego napięcia. Jedno z dwóch. Najwyraźniej szatyn nie przejął się tym jakże ważnym problemem, więc założył tylko ręce na biodra i westchnął.
- Znalazłem je. Pilnuj bardziej swoich rzeczy. – Uśmiechnął się jak książę, wymachując kabelkami.
- O! Mój wybawca! – Zawołałam wzruszona, po czym podeszłam do chłopaka. Wyciągnęłam rękę w stronę słuchawek.
- Nic z tego. – Powiedział z szyderczym uśmieszkiem i uniósł rękę tak, że nie mogłam dosięgnąć mojej własności.
- Ej no, oddawaj to! – Burknęłam, skacząc najwyżej jak umiałam. Chłopak jedynie przyglądał mi się z rozbawieniem.
- A po co ci one? Jeszcze ogłuchniesz jak Beethoven. – Droczył się.
- O to będę się martwić jak ogłuchnę. Poza tym mam jeszcze słuch kostny. Co mam zrobić, byś mi je oddał? – Ten tylko zaśmiał się na moje słowa i podniósł ramię jeszcze wyżej.
Po jeszcze paru próbach odzyskania słuchawek postanowiłam zastosować inną taktykę.
Położyłam ręce na obręczy barkowej Oikawy i usiłowałam jakoś go zniżyć. Chłopak drgnął lekko, ale niestety i tak mój wysiłek był zbyteczny. Był po prostu za silny. Czego innego spodziewać się po siatkarzu?
Zrezygnowana usiadłam na fotelu i lurkując jakąś książkę w telefonie udawałam obrażone dziecko.
Heh. To jest zawsze skuteczne.
Zdziwiony trzecioklasista podszedł do biurka i potrząsnął żółtymi kabelkami przed moją twarzą.
- Dobra, masz. Nie obrażaj się już. – Na jego słowa nie reagowałam. W końcu trzeba się jakoś potargować. – Kokoro, słyszysz mnie? Oddaję ci słuchawki, halo! – W jego głosie można było usłyszeć nutkę irytacji. – Dobra, niech ci będzie. Odkupię ci te żelki. – Już prawie wygrałam. – Eh, niech ci będzie. Żelki i mleko truskawkowe. Nie, dwa mleka truskawkowe! Pasuje? – Bingo.
- Yay! Dzięki! – Zawołałam z radością i zabrałam swoją własność. – Możesz mi je kupić nawet zaraz.
- Ehm. Okej? – Powiedział zmieszany, po czym pociągnęłam go za nadgarstek w stronę przedpokoju.
Chwilę później wychodziliśmy już z domu Hiniku, a ta machała nam na pożegnanie.
Sięgnęłam po słuchawki i włożyłam jedną do ucha, włączając muzykę. Kątem oka widziałam, że Oikawa spogląda na mnie zamyślony.
- Co tak się gapisz, jak pedofil w przedszkolu? Masz mi za złe, że musisz wydać na mnie cenny hajs? – Zaśmiałam się przeczesując włosy.
- Nie, po prostu zastanawiam się czemu tak mnie prowokujesz. – Stwierdził, wkładając ręce do kieszeni bluzy.
- Prowokuję? Nie rozumiem. – Przekręciłam swój pusty łeb z niezrozumieniem.
- Lubię ci dokuczać. – Powiedział z wrednym uśmieszkiem.
Postanowiłam to zignorować i założyłam tylko kaptur. Prawdopodobnie gdyby ktoś za nami szedł, stwierdziłby, że wyglądałam jak rasowy dres. Brakowało mi tylko kołczanu prawilności i sofiksów strachu.
Gdy dotarliśmy do sklepu chłopak odruchowo skręcił w alejkę ze słodyczami. Pochwyciwszy paczkę krówek i żelków skierował się do kasy. Dwa metry przed celem zatrzymał się i uderzył się w czoło tak mocno, że stara kasjerka podniosła wzrok, zupełnie jakby chciała spytać „Czy dobrze się czujesz?" czy coś w ten deseń.
- Zapomniałem kupić ci tego mleka. – Zachichotałam, a chłopak szybkim krokiem podszedł do odpowiedniej półki i zdjął z niej trzy kartoniki napoju.
- Trzy? Nie miały być przypadkiem dwa? – Mruknęłam do siebie, po czym rozejrzałam się po sklepie nieco uważniej.
Chwilę później przeglądałam już jakieś nowelki w dziale z prasą. Niby wszystko spoko, ale czemu ci wszyscy klienci tak na mnie patrzyli? Zrobiłam coś, czy jak? Nie przejmując się niczym, zagłębiałam się w lekturze jakiegoś uroczego yaoica, którego ktoś najwyraźniej już czytał, bo był rozpakowany z folii. Lepiej dla mnie.
- Kokoro, co ty odwalasz?- Odwróciłam głowę w stronę Oikawy, który patrzył na mnie z zażenowaniem.
- Czytam, a co? – Uśmiechnęłam się do niego.
- No niby to normalne, ale czemu do cholery siedzisz po turecku na środku alejki sklepowej?
- Niech ci będzie, chodźmy już. – Powiedziałam, po czym podniosłam się mozolnie i odłożyłam tomik mangi. – Jeszcze po ciebie wrócę. – Mruknęłam, patrząc na książkę z determinacją i wskazałam na półkę z magazynami.
- Okej, okej. Wrócisz sobie kiedy będziesz chciała, tylko nie rób mi już obciachu. – Rzucił szatyn, ciągnąc mnie za kaptur.
Pięć minut później byliśmy już w jakimś małym parku, gdzie chłopak wręczył mi obiecany towar, zwany mlekiem truskawkowym i paczką żelków.
- Czy ty tak zawsze robisz, kiedy jesteś w sklepie? – Spytał, chowając twarz w dłoniach.
-Nie zawsze, ale często. Gdy mieszkałam w Tokio, robiłam tak z Bokuto. Co prawda kilka razy nas wygonili ze sklepu, ale wtedy po prostu zmienialiśmy miejscówkę. – Zarechotałam, przypominając sobie czas spędzony z szarowłosym.
- No to nieźle tam mieliście. – Mruknął, popatrzywszy na mnie z lekkim uśmiechem.
Cały czas wzrok miałam skierowany w ziemię, więc postanowiłam się rozejrzeć po okolicy niczym rasowy puchacz.
- Ładnie tu. – Rzuciłam, po czym wbiłam słomkę w czerwony kartonik. To samo zrobił Oikawa. Okazało się, że trzecie mleko było dla niego. A to ci niespodzianka...
- Co nie? Na szczęście mało tu ludzi, więc spokojnie można sobie pospacerować. – Odpowiedział, siorbiąc napój z tekturowego pojemniczka.
Po krótkiej konwersacji szliśmy w ciszy, zakłócanej śpiewem ptaków oraz szumem drzew. Patrzyłam na biegające wiewiórki. Jedna goniła drugą, zupełnie jakby chciała ją zamordować. Wtedy przypomniał mi się widok dwóch licealistów, których widziałam pierwszego dnia mojego pobytu w nowym mieście. Jeden miał rude włosy i śmiał się, zupełnie jakby przećpał kakao i uciekał przed drugim, na widok którego przeszły mnie dreszcze. Jego wzrok był straszniejszy niż osiedlowy monitoring.
Moje przemyślenia musiały oczywiście zostać przerwane w najmniej oczekiwanym momencie. Mianowicie idąc ścieżką nie zauważyłam korzenia i jak można się domyślić, potknęłam się o niego.
Cóż za niespodziewany zwrot akcji.
Śmiechem, żartem, ale naprawdę się przestraszyłam. Czułam, że moje ciało spada i odruchowo zamknęłam oczy. Wiedziałam, że upadek będzie bolesny, ale...
... nie nadszedł.
Uchyliłam powieki i poczułam czyjeś dłonie zaciśnięte na moich ramionach. Szatyn złapał mnie.
- Uważaj ty bardziej, jak chodzisz. Jeszcze coś ci się stanie. – Powiedział Oikawa, puszczając moje ręce.
- Dzięki. – Mruknęłam, po czym poczochrałam nastolatka po głowie.
- Ej! Bo mi fryzurę zniszczysz! – Zalamentował rozgrywający, usiłując przejrzeć się w telefonie.
- W szkole jakoś ci to nie przeszkadzało. – Wykrzywiłam usta w szyderczym uśmieszku, po czym zaczęłam rozwalać ułożenie włosów chłopaka jeszcze bardziej.
- Ty mała mendo! – Wrzasnął, po czym chwycił mnie za nadgarstki.
- Puszczaj no. – Wydukałam między partiami śmiechu.
- Ani mi się śni. Póki nie przeprosisz, nie ma mowy o tym, bym to zrobił. – Rzekł z wyższością, zupełnie jakby miał nade mną jakąś przewagę. Phi. Zaraz... Miał nade mną przewagę.
- W życiu nie przeproszę takiego lalusia. Jesteś na to zbyt zniewieściały. – Prychnęłam rozbawiona.
- Acha. Czyli twierdzisz, że jestem niemęski, tak? – Powiedział z nutą wrogości w głosie. Co prawda lekko się zawahałam, ale postanowiłam jeszcze troszkę mu podokuczać.
- Ktoś, kto układa sobie włosy pół godziny raczej nie jest typowym chłopakiem. Chyba że... - Uśmiechnęłam się złowieszczo. - ... jesteś homo?
- Osz ty! Przegięłaś. – Warknął, po czym zrobił coś, co wyprowadziło mnie z równowagi.
Dosłownie.
Chłopak puścił moje ręce, po czym zaczął mnie łaskotać. W pewnym momencie zaczęłam tak się śmiać, że nie mogłam złapać oddechu.
- Dobra, dobra! Przepraszam! Tylko przestań! – Krzyknęłam.
- Tutaj zwykłe przeprosiny nie starczą, Kokoro-chan. – Zarechotał Oikawa.
- To co mam zrobić, żebyś w końcu przestał? – Spytałam z nadzieją w głosie, choć można było usłyszeć tylko mój rozbawiony ton.
- Hmmm... Pomyślmy. Powiedzmy, że nie obrazisz się za to, co mam zamiar zrobić, okej? – Powiedział z uśmiechem księcia.
- Okej, tylko przestań, błagam! – Zawołałam, po czym mogłam w końcu odetchnąć.
Gdy w końcu się uspokoiłam, spojrzałam na szatyna.
- To za co mam się nie obrażać? – Spytałam z ciekawością w głosie.
Rozgrywający podszedł do mnie i popatrzył na mnie chytrze.
- Za to. – Powiedział, po czym delikatnie pocałował mnie w policzek.
I w tym momencie mnie zatkało.
Tradycyjnie przepraszam za nieobecność, bo byłam leniwym człowiekiem i nie chciało mi się nic pisać. Do tego jeszcze piszę oneshoty i staram się coś czasem wrzucić. Swoją drogą zapraszam ^^ Ogólnie to ostatnio zaczęłam tworzyć arty, bo tablet graficzny mą miłością <3 Pomijając to bezsensowne gadanie..... Do następnego :3
Bayoooooooooooo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top