Mój anioł stróż

Przed rozpoczęciem czytania polecam włączyć sobie piosenkę. To chyba najdłuższy one-shot w mojej karierze ( więc jeżeli jest więcej błędów niż zazwyczaj, to bardzo przepraszam) i dedykuje go UVstyle ( tak, uwielbiam cię zawstydzać) , KicichuKitsune, CharlieEveRuth , Hannami_Official i _Elishya_. Miłego czytania ^^

🌺🌺

Deidara już od dziecka często znajdował się w pobliżu niebezpiecznych wydarzeń, lub sam brał w nich udział. Gdzie tylko się dało, łamał zasady bezpieczeństwa: wspinał się po drzewach, przebiegał przez ulicę na drugą stronę, nawet nie rozglądając się dookoła, bawił się zapałkami, a na lekcji chemii podczas robienia eksperymentów mieszał ze sobą substancje, które najczęściej po tym wybuchały, skakał także na główkę do basenu. Jakim cudem chłopiec nadal żył, dla wszystkich pozostawało zagadką. W tamtym czasie jego wybryki martwiły tylko i wyłącznie dorosłych, natomiast na jego rówieśnikach robiło to spore wrażenie. Większość dzieci nie miało odwagi zrobić połowy tych rzeczy. Kawamoto otaczał się sporą ilością znajomych i przyjaciół, a żeby ich zachować, nadal robił za szkolnego kaskadera.

Jednak z czasem wszystko zaczęło się zmieniać.

Krótko po swoich osiemnastych urodzinach jego rodzice zginęli w płomieniach. Chcieli spędzić romantyczną kolację przy świecach, jednak w restauracji, do której pojechali wybuchł pożar. Niestety, nie udało im się przeżyć. Ich śmierć bardzo wstrząsnęła blondynem, jednak on zamiast się opamiętać i zacząć w końcu szanować życie, upadł jeszcze niżej.

Deidara był bardzo towarzyską osobą, więc dziwnie się czuł w domu jako jedyny lokator. Jeżeli zbyt długo nie widział się z innymi ludźmi, zaczynało mu najzwyczajniej w świecie odbijać. Sięgał po używki, po jego pokoju walały się puste puszki po alkoholu, a po szufladach miał pochowane narkotyki, które kupował od dilera o pseudonimie Pain.

O jego " małym" problemie wiedziała tylko jedna osoba - Hidan Yuga, pierwszy przyjaciel chłopaka, który mimo całego jego szaleństwa nadal przy nim był. Siwowłosy również czasami lubił się rozerwać, jednak nawet on znał granicę, w przeciwieństwie do Kawamoto.

🌺🌺🌺

- Stary, patrz jak jedziesz! - Hidan krzyknął na cały głos, kuląc się na przednim siedzeniu pasażera i modląc się w duchu do wszystkich znanych mu bóstw, aby uchroniły go przed przedwczesną śmiercią.

- Wrzuć na luz, przecież wiem co robię! - zapewnił go przyjaciel, po chwili jednak przejeżdżając z dużą prędkością obok znaku STOP bez zatrzymywania się. - Upsik...

- Deidara, czy ty chcesz nas obu zabić?! Nie wiem jak tobie, ale mi się jeszcze nie spieszy na drugą stronę! - zawył, gdy jego przyjaciel zupełnie nagle wyprzedził inny pojazd na skrzyżowaniu, cudem nie doprowadzając do wypadku. - Jaki skończony idiota dał ci prawa jazdy?!

- Oh, zamknij się już! Nic się nie stało, więc o co tak marudzisz? - burknął zirytowany, podgłaśniając muzykę i dalej mając w głębokim poważaniu zasady ruchu drogowego.

- Nic? Twoim zdaniem to było kurwa nic?! Stary, ty prawie wjechałeś w tamten samochód! Właściwie to już nie raz prawie w coś wjechałeś! To jest jakiś jebany cud, że obaj jeszcze żyjemy, że ty jeszcze żyjesz! Nie wiem jakie siły nadprzyrodzone są za to odpowiedzialne, ale im lepiej kurwa podziękuj! - warknął Hidan, posyłając Kawamoto mordercze spojrzenie. - Nigdy więcej nie wsiądę z tobą do samochodu!

Pomimo całej swojej złości, Yuga był bliski płaczu. Jeszcze jakiś czas temu bawiła go nieodpowiedzialna jazda Deidary, nawet go namawiał do bardziej niebezpiecznych wybryków. Był przekonany, że chłopak ma wszystko pod kontrolą, teraz jednak zdawał sobie sprawę z tego w jak wielkim błędzie był.

Po raz kolejny przejechali obok znaku STOP, a jego twarz zrobiła się biała niczym kreda. Czuł, że wcześniej zjedzony w McDonaldzie hamburger podchodzi mu do gardła i mocno zacisnął powieki, nie chcąc być już więcej świadkiem kolejnych przekroczeń Deidary.

- Jesteśmy na miejscu! - te słowa były dla siwowłosego niczym prezent na Boże Narodzenie, gdy był jeszcze dzieckiem.

Bez słowa wysiadł z samochodu i padł na kolana, chcąc całować ziemię, jednak powstrzymał się przed wykonaniem tej czynności. Wdychał świeże powietrze, jak gdyby był trzymany przez parę lat w klatce i po raz pierwszy dane mu było znów wyjść na zewnątrz.

Wystarczyło pół godziny jazdy samochodem z Kawamoto, aby doprowadzić go do takiego stanu.

- Widzisz, oboje dojechaliśmy cali i zdrowi, więc nie wiem o co cały ten hałas - blondyn stanął nad swoim przyjacielem i wzruszył ramionami. - Nie bądź baba i nie rób jazgotu o byle co.

Yuga westchnął ciężko, nie mając już siły na dalsze dyskusje z nim. Nawet on jako jego jedyny przyjaciel nie był w stanie przemówić mu do rozumu ( jeżeli go w ogóle miał ). Rozumiał także ludzi, którzy bali się Deidary, musiał przyznać w duchu, że on również powoli ma tego wszystkiego dość. Naprawdę nie chciał go zostawiać, jednak jeżeli chłopak nie zmieni swego zachowania, nie będzie miał wyboru.

- Ruszaj dupsko i chodź - mruknął blondyn, wyjmując kluczyki z kieszeni kurtki i otwierając drzwi, a siwowłosy nie mając innego wyboru, wykonał jego polecenie.

Dom, w którym mieszkał Kawamoto był zdecydowanie zbyt duży na jedną osobę. Znajdowała się tam sporych rozmiarów kuchnia, łazienka, trzy pokoje oraz salon, który był jeszcze większy od kuchni. Gdy jeszcze rodzice Deidary żyli, to miejsce było idealne dla ich rodziny, teraz jednak cisza dzwoniła blondynowi w uszach i nawet włączenie muzyki na maksymalną głośność tego nie zmieniało.

Był samotny, a jedyną osobą, która się jeszcze od niego nie odwróciła, był Hidan.

- To co robimy? Tylko błagam, żadnych zabaw z materiałami wybuchowymi! - siwowłosy pogroził mu palcem, jednak to tylko go rozbawiło.

- Dobra, dobra, obiecuję! - uniósł ręce w obronnym geście, ukazując przyjacielowi tatuaże na wewnętrznej części dłoni.

Jak do tego doszło? To dosyć proste - trzeźwy Deidara wpada na szalone pomysły, ale pijany Deidara? Na jeszcze gorsze. Po wizycie w barze postanowił odwiedzić znajomego tatuażystę, gdyż miał wielką chęć zrobienia sobie dziar na dłoniach. Mężczyzna na początku nie chciał się na to zgodzić, twierdząc, że blondyn będzie tego żałować następnego dnia, a pozbycie się tatuażów jest jeszcze boleśniejsze i droższe niż zrobienie ich.

Koniec końców Kawamoto dostał to, czego chciał i od tego pamiętnego dnia dziary w kształcie ust z wyciągniętymi językami widniały na wewnętrznej części obu jego dłoni.

- Możemy po prostu w coś zagrać na konsoli, co ty na to? - zaproponował, prowadząc przyjaciela do salonu.

- Cóż, to nie brzmi niebezpiecznie, chociaż z tobą to kurwa nigdy nic nie wiadomo - Yuga uśmiechnął się lekko i usiadł na kanapie.

- Masz rację, to brzmi nudno - stwierdził ku przerażeniu Hidana. - W takim razie może by tak...

- Nie! - krzyknął, zanim Kawamoto zdążył dokończyć zdanie. - Po prostu grajmy! Chociaż raz nie chce się obawiać o moje życie w twoim towarzystwie - dodał, zanim zdążył ugryźć się w język.

Po jego słowach zapadła niezręczna cisza. Deidara przygryzł nerwowo wargę, analizując jego słowa. Chociaż on sam nie dbał o swoje życie, nigdy nie chciał, żeby jego przyjacielowi stała się krzywda.

- Niech ci będzie - mruknął, chwytając dwie konsole i podając jedną Hidanowi.

Grali przez kilka godzin, zapominając o ich wcześniejszej rozmowie. Blondyn zaproponował przyjacielowi alkohol, jednak ten odmówił, twierdząc, że Kakuzu by go zabił, gdyby wrócił pijany do mieszkania.

Kakuzu był jego chłopakiem, chociaż Kawamoto czasami żartobliwie nazywał go sponsorem Yugi. Na dodatek mężczyzna słynął ze skompstwa. Hidan nie miał swojego samochodu, ponieważ Kakuzu twierdził, że może korzystać z komunikacji miejskiej. Jedynie czasami pożyczał jego samochód, gdy starszy mężczyzna był w domu, co zdarzało się niezwykle rzadko.

Był to chyba także jedyny powód, dla którego czasami jeździł z Deidarą.

- Dobra Deiś, ja się muszę zmywać, bo mi ostatni autobus ucieknie - oznajmił, przeciągając się.

- Zawsze możesz zostać jeszcze chwilę, przecież mogę cię podrzucić do domu - zaproponował, a następnie postawił swoją konsolę na stolik.

- Nie, dzięki. Mówiłem przecież, że już więcej z tobą do samochodu nie wsiądę, chyba, że ktoś inny będzie prowadził - przypomniał mu.

Chłopak przewrócił oczami i odprowadził siwowłosego do drzwi. Na zewnątrz było już ciemno i zimno, a do najbliższego przystanka autobusowego było dobre dwadzieścia minut z buta.

- Daj znać jak wrócisz. Do zobaczenia - przybił z Hidanem żółwika na do widzenia.

- Tak, tak, trzymaj się blondi - mrugnął do niego, zarzucił kaptur na głowę i ruszył chodnikiem w swoją stronę.

Deidara stał przez chwilę w progu drzwi i obserwował swojego przyjaciela, który wkrótce zniknął z jego pola widzenia, a wtedy uśmiech opuścił jego usta. Wyraźnie smutny wrócił do środka i rozejrzał się po pustym domu. Ten widok zawsze przypominał mu o utracie rodziny i większości znajomych.

Mimo tego jak traktowali go ludzie i wewnętrznego smutku, nie potrafił się zmienić.

Kawamoto wrócił do salonu i spojrzał na leżące na stoliku konsole. Chociaż od wyjścia Yugi minęło zaledwie kilka minut, samotność już zaczęła mu doskwierać. Opadł na kanapę i już sięgał po pilota, gdy nagle w pomieszczeniu zrobiło się zdecydowanie zbyt zimno.

Przeszył go lodowaty dreszcz, aż poczuł, że włosy stają mu dęba. Był przekonany, że jest tutaj ktoś jeszcze, jednak w domu panowała zupełna cisza.

Przynajmniej do czasu.

- Tsk, ten dzieciak... - rozbrzmiał surowy ton nieznanego chłopakowi mężczyzny.

Rozejrzał się gorączkowo w próbie odnalezienia osoby, która to powiedziała, jednak bezskutecznie. Przełknął głośno ślinę, czując, że bicie jego serca przyspiesza.

- Kto tutaj jest?! - zerwał się na równe nogi. - Pokaż się, tchórzu!

- Niemożliwe... - głos rozbrzmiał drugi raz, a Deidara podskoczył z piskiem. - Czyżbyś mnie słyszał? Niesamowite... Jesteś pierwszą osobą ze zdolnością wyczucia mnie, jaką dane mi było się zajmować. Pozwól więc, że ci odpowiem : jestem tuż przed tobą.

- Ale przecież tu nic nie ma...- szepnął, wyciągając ręce przed siebie, jednak trafiły one jedynie na pustą przestrzeń. - Kim...Czym ty jesteś? Czy to jakiś słaby dowcip Hidana? - oparł ręce na biodra, czując, że wcześniej utracona odwaga zaczyna do niego wracać.

- Nie, on nie ma z tym nic wspólnego. Jak ci to powiedzieć, żeby twój niezbyt rozwinięty mózg zrozumiał? Hm... Najprościej mówiąc jestem twoim aniołem stróżem. Moim zadaniem jest chronienie cię przed przedwczesną śmiercią - wyjaśnił lekko zirytowanym tonem. - Nie możesz mnie ani zobaczyć ani dotknąć, a fakt, że mnie słyszysz, jest cudem samym w sobie.

- Naprawdę myślisz, że uwierzę w te bzdury? Istoty nadprzyrodzone, też mi coś... Mit przez duże "M"! - uparł się.

- A wierz sobie w co tam chcesz, nie obchodzi mnie to - huknął "anioł stróż ". - Zajmuję się tobą od urodzenia i jesteś chyba najbardziej masochistycznym typem na jaki kiedykolwiek trafiłem. Gdyby nie ja, już dawno byś wąchał kwiatki od spodu, więc trochę szacunku!

- Też mi coś! Nikt cię o to nie prosił, nie boję się umrzeć i powinieneś o tym wiedzieć, jeżeli to co mówisz, jest prawdą! Mogę się założyć o flaszkę wódki, że jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, ot co! - naburmuszony Kawamoto znowu opadł na kanapę i włączył telewizor w próbie zignorowania niechcianego gościa.

- A myślisz, że chcę się zajmować takim popierdolonym, niedoszłym samobójcą? - prychnął, a blondyn znowu poczuł chłód. - Jestem na ciebie skazany, czy mi się to podoba, czy nie. Muszę mieć cię na oku dwadzieścia cztery na siedem, aż nadejdzie czas twojej śmierci. Swoją drogą chętnie bym się napił wódki, ale niestety, jestem martwy, więc jest to niewykonalne.

- Uh, zamknij się już! - chłopak zasłonił uszy dłońmi, nie mogąc już dłużej słuchać karcącego go "stróża". - Swoją drogą, jesteś wredny, surowy i klniesz! Czy anioły nie powinny być przypadkiem miłe, kochane i łagodne?

- Rzeczywiście, są takie, ale nie jestem jednym z nich. Nie byłem zbyt dobrym człowiekiem, więc nie spodziewaj się zbyt wiele. Jak już mówiłem, mam jedynie utrzymać cię przy życiu, a nie głaskać po główce i mówić, że powinieneś zmienić się na lepsze i zacząć wierzyć w Boga - prychnął.

- Byłeś człowiekiem? - na twarzy Deidary pojawiło się wyraźne zainteresowanie przeszłością anioła. - Więc jak to się stało, że skończyłeś opiekując się mną?

- Cóż, zginąłem w wypadku samochodowym. Spieszyłem się do mojej umierającej babci, jednak wina nie była moja, tylko jakiegoś debila, który postanowił jechać dziewięćdziesiątką na terenie zabudowanym i to jeszcze na skrzyżowaniu. To co się dzieje po śmierci jest trochę skomplikowane, ale i tak nie mogę ci o tym mówić. Tak czy siak, skończyłem jako anioł stróż, wielu przed tobą miałem już na oku, ale jak już wspominałem, jesteś najgorszy - oznajmił, a jego ton znowu stał się surowy.

Deidara prychnął i poszedł do kuchni. Tego było dla niego zbyt wiele, musiał się napić. Otworzył lodówkę i obrzucił zmęczonym spojrzeniem jej zawartość. Zdecydowanie będzie musiał zrobić jutro zakupy. Wyjął dwie butelki alkoholu, a lodówkę zamknął nogą. Wrócił do salonu i usiadł, od razu otwierając pierwsze piwo.

- Niech zgadnę, znowu schlasz się w cztery dupy i jutro będziesz umierał przez kaca? - chłopak nie odpowiedział na kąśliwą uwagę anioła i delektował się wysokoprocentowym napojem. - Umył byś się chociaż przed tym, bo później nie będziesz miał siły!

Deidara przewrócił oczami, ponieważ brzmiał teraz jak jego nadopiekuńcza ciotka. Mieszkał z nią przez jakiś czas po śmierci rodziców, jednak stosunkowo szybko wrócił do rodzinnego domu. Kobieta przysyłała mu regularnie pieniądze, więc nie musiał się przejmować ich brakiem.

Musiał niechętnie przyznać aniołowi rację - jak już będzie pijany, pewnie zaśnie na kanapie, a tak się składało, że nienawidził budzić się brudny i spocony. Bez słowa podniósł się z mebla i wyłączył urządzenie, włączając jednak muzykę z głośnika. Chwycił jedną z koszulek, których używał zamiast piżamy oraz bokserki i zamknął się w łazience.

Wtedy dotarła do niego bardzo istotna rzecz i poczuł, że jego policzki robią się czerwone z zażenowania.

- Nie próbuj mnie podglądać! - krzyknął na cały głos.

- Muszę cię pilnować cały czas, pieprzony bachorze! Poza tym już widziałem cię nago i to nie raz! - rozległ się głos, nieco przygłuszony przez zamknięte drzwi i głośno grającą muzykę.

Kawamoto rozebrał się i włączył ciepłą wodę, aby napełnić nią wannę. Mógł równie dobrze wziąć szybki prysznic, jednak lubił trochę poleżeć i się odprężyć. Stukał palcami o mebel w rytm jego ulubionej piosenki, jednak zupełnie nagle zapadła cisza. Zmarszczył brwi i pamiętając o niechcianym gościu, owinął ręcznik wokół bioder i wyszedł z pomieszczenia. Odtwarzacz był z jakiegoś powodu wyłączony. Blondyn nie zastanawiał się nad tym długo, włączył muzykę i jak gdyby nigdy nic, wrócił do łazienki. Zsunął ręcznik i odłożył go na miejsce, a widząc, że woda w wannie sięga już do odpowiedniej wysokości, zakręcił kran. Na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmiech i już miał wejść, gdy nagle dostał mydłem w kostce prosto w twarz.

- Ah, kurwa! - zawył, chwytając się za zraniony nos.

- Żadna kurwa, tylko twój anioł stróż - odparł niezwykle rozbawionym głosem.

- Za co to było?! Zaczynam myśleć, że nie jesteś aniołem, tylko diabłem! - burknął , wchodząc do ciepłej wody. - Miałeś mnie chronić, a nie ranić!

- Było trzeba mnie nie denerwować ignorowaniem tego, co do ciebie mówię - odparł stróż.

- Przecież poszedłem się umyć, tak?! Więc o co ci do kurwy nędzy chodzi?! - Deidara zagryzł wargę, spoglądając w miejsce, w którym prawdopodobnie znajdował się jego opiekun.

- Ale nie odzywałeś się do mnie. Wiesz, nie tylko ty jesteś samotny - jego ton stał się dziwnie smutny. - Nie żyje już od wielu lat. Przez cały ten czas nikt nie był w stanie mnie zauważyć. Istniałem, byłem na tym świecie, jednak traktowano mnie jak powietrze. Ludzie nie zdawali sobie sprawy z tego, że ktoś się nimi opiekuje i czuwa nad nimi, wszystko przypisywali swojemu szczęściu. Nikt mi nigdy nie podziękował, ponieważ nie wiedzieli o moim istnieniu - Kawamoto poczuł dziwne ukłócie w sercu, słuchając przemowy tego martwego człowieka. - ... Aż do teraz. Myślałem,że będziesz jak reszta, ale chyba się myliłem. Nie mam pojęcia dlaczego właśnie od tego dnia mnie słyszysz, ale cieszę się , że w końcu mogę z kimś porozmawiać, nawet jeżeli tą osobą jest ktoś tak nieodpowiedzialny jak ty.

- Więc ty też... - chłopak uśmiechnął się smutno, nie rozumiejąc dziwnego uczucia, które go ogarnęło.

- Dlatego... Nie ignoruj mnie i nie denerwuj, a w zamian postaram się nie robić ci więcej krzywdy. Umowa stoi?

- Tak - pokiwał głową.

Poczuł lekki powiew, jednak zniknął po chwili, wraz z chłodem, oznaczającym bliską obecność anioła. Deidara odetchnął z ulgą, ponieważ w końcu mógł się zrelaksować. Gdy był już bliski oczyszczenia głowy z wszelakich myśli, przypomniał sobie, że mężczyzna widział go nago. Spalił buraka i zaklął siarczyście.

🌺🌺🌺

Wyszedł z łazienki dobrą godzinę później, ubrany w za dużą, białą koszulkę i bokserki. Miał także rozpuszczone włosy, które prawie sięgały mu do pasa. Czuł się znacznie lepiej i spokojniej po długiej, relaksującej kąpieli. Wyłączył nadal grającą muzykę i położył się na kanapie, lekko się wzdrygając na charakterystyczny dla obecności jego stróża powiew i chłód.

- Hej, panie aniele...- przeniósł spojrzenie z telewizora, który przed chwilą włączył na miejsce, w którym prawdopodobnie znajdował się mężczyzna. - Masz jakieś imię?

- Tak, mam...- wydawał się być zaskoczony pytaniem swojego podopiecznego. - Chociaż używałem go tak dawno temu, że zdarza mi się o nim zapominać. Jestem Sasori - przedstawił się.

- W takim razie... Dobranoc, Sasori - Kawamoto uśmiechnął się delikatnie i zwinął się w kłębek, zamykając przy tym oczy.

Stróż zachichotał, a jego brązowe, niewidzialne dla żywych istot oczy wpatrywały się w śpiącą postać. Użył swojej mocy, aby przenieść koc na Deidarę, a następnie zasłonił okna i wyłączył telewizor, aby nie marnować prądu. Jego spojrzenie zatrzymało się na dwóch butelkach, jedna była wypita do połowy, druga natomiast nienaruszona. Przeniósł je obie do lodówki i nie mając nic innego do roboty, przez kilka godzin kręcił się po budynku, niczym pies stróżujący. Pilnowanie domu nie należało do jego obowiązków, jednak nie chciał, żeby ktoś okradł jego podopiecznego.

Zastanawiał się także nad zachowaniem blondyna. Był pewny, że ludzie w takim wypadku zadzwonili by po egzorcystę, albo zgłosili się do psychiatry, w końcu nikt zdrowy psychicznie nie słyszy głosów, które dochodzą niewiadomo skąd. Z drugiej strony... Deidara nie był normalny w najmniejszym stopniu. Anioł był świadkiem wszystkich jego wybryków i nie był w stanie zliczyć ile razy uratował mu życie, czy to przed połknięciem niebezpiecznych substancji, gdy był małym dzieckiem, czy przed pędzącym samochodem, gdy jechał sobie beztrosko rowerem.

Jednak był jedyną osobą, z którą mógł się porozumieć i właśnie dlatego miał zamiar o niego dbać. Czuł całą swoją istotą, że ten masochistyczny chłopak jest wyjątkowy, więc chyba jakoś mógł tolerować jego bezczelne zachowanie.

Szkoda tylko, że nie pozostało mu dużo czasu.

🌺🌺🌺

Kawamoto został obudzony przez wdzierające się do salonu promienie słoneczne. Nie miał najmniejszej ochoty na wstawanie w tej konkretnej chwili, dlatego też obrócił się na drugi bok i próbował spać dalej.

- Czas wstawać, bachorze! - usłyszał blisko swojego ucha surowy głos i poderwał się do siadu z okrzykiem.

Zaspany, rozejrzał się panicznie dookoła, jednak nikogo nie zauważył. Pomyślał sobie, że pewnie się przesłyszał, więc znowu się położył, a konkretniej schował się pod kocem. Do jego mózgu nie dotarło jeszcze, że nie był okryty materiałem w momencie, gdy zasypiał.

- Deidara, liczę do trzech! - ostrzegł go ten sam głos.

- A weź się zamknij...- wymamrotał sennie.

- Raz...Dwa...Trzy!

Koc uniósł się w powietrze, a następnie wylądował przy wejściu do salonu. Blondyn otworzył oczy i gdy jego budzący się do życia umysł dodał dwa do dwóch, zerwał się z kanapy.

- Duch! Kurwa, w moim domu jest pieprzony duch! - wydarł się na całe gardło, chwytając się przy tym za głowę.

- Anioł stróż - poprawił go zirytowany mężczyzna. - Coś ty taki zaskoczony? Przecież już wczoraj ze sobą rozmawialiśmy.

- Wiesz...- potarł kark, a poplątana blond grzywka zasłoniła mu prawe oko. - Szczerze, myślałem, że to tylko głupi sen...- przyznał, uśmiechając się nerwowo.

- Tsk, jesteś takim głupim bachorem! A już myślałem, że mogę zacząć cię lubić...- burknął Sasori.

- Uważaj sobie, ode mnie chcesz szacunku, a sam mnie obrażasz! - Deidara wysunął język i podreptał do kuchni. - To działa w obie strony, wiesz?! - krzyknął, ponieważ nie był pewny, czy stróż poszedł za nim.

Otworzył lodówkę i uniósł brwi na widok otwartego piwa. Dopiero po chwili sobie przypomniał, że wczoraj go nie wypił do końca, jednak nie chował go tutaj. Czyżby była to robota Sasoriego? Ciekawe. Sięgnął po mleko i zamknął lodówkę, a następnie zaczął przeszukiwać szafki w poszukiwaniu płatków czekoladowych.

- Gdzie ja je kładłem...- mamrotał do siebie pod nosem.

Nagle jedne z drzwiczek same się otworzyły. Chłopak zajrzał do środka i uśmiechnął się, ponieważ znajdowało się tam to, czego od paru minut szukał.

- Wielkie dzięki, Sasori - podziękował aniołowi i zabrał opakowanie.

- Nie ma za co, bachorze - odpowiedział łagodnym tonem.

Kawamoto zrobił sobie płatki z mlekiem i usiadł przy stole. Zerknął na trzy puste krzesła, wyobrażając sobie siedzących tam rodziców i ciotkę, która czasami wpadała w odwiedziny. Zauważył, że ostatnio często zdarzało mu się popadać w melancholię.

- Trochę mnie zastanawia... Jak wyglądałeś za życia? - odezwał się w końcu, nie mogąc znieść panującej w pomieszczeniu ciszy.

- Miałem brązowe oczy i rude włosy - odparł. - No i jasną karnację. Byłem też wyjątkowo niski, w końcu metr sześćdziesiąt cztery to niezbyt dużo...- dodał z wyraźną niechęcią.

- Hahaha, byłeś niższy ode mnie! - zauważył, nie mogąc się powstrzymać przed naśmiewaniem się ze swego opiekuna.

- Zamilcz! Chociaż po śmierci daj mi odpocząć od tych prześmiewczych komentarzy na temat mojego wzrostu - warknął wyraźnie zły Sasori.

- Już, spokojnie - machnął ręką. - Pożartować nawet z tobą nie można? Nie bądź takim sztywnym dziadem - odłożył miskę oraz łyżkę do zlewu.

- Jakie masz plany na dziś? - stróż szybko zmienił temat ich rozmowy.

- Hmm...Muszę pojechać do sklepu na zakupy, później pewnie zadzwonię do Hidana, bo potrzebuje jego pomocy przy materiałach wybuchowych - odpowiedział, chwytając paczkę fajek.

Otworzył szeroko okno i zapalił papierosa. Zaciągnął się, a następnie wypuścił dym z ust. Właśnie tego potrzebował, aby ten poranek był prawie idealny.

- Czemu musisz to robić w środku? - odezwał się niezadowolony anioł. - Czy to tak trudno wyjść na zewnątrz? Nie wydaje mi się.

- Daj spokój, to mój dom i mogę w nim robić co chcę. Poza tym popraw mnie, jeżeli się mylę, ale duchy chyba nie czują zapachu, czy smaku, czyż nie? - zerknął w stronę stołu, przy którym prawdopodobnie siedział rudzielec.

- Nie, nie czuje, ale wyobrażam sobie jak musi capić w tym domu - wyjaśnił swój punkt widzenia. - Nie robię ci wywodów na temat tego, jakie papierosy są szkodliwe i tak dalej, proszę cię jedynie, żebyś nie robił tego w środku.

Blondyn przewrócił oczami i nie ruszył się z miejsca. Gdy skończył palić, wyrzucił niedopałek przez okno, nie za bardzo przejmując się tym, co może się stać. Udał się do swojego pokoju, w którym panował nieziemski bałagan, z resztą taki sam, jak w całym domu. Otworzył czarną szafę i zaczął szukać czegoś, co nadało by się do noszenia, a tak się składało, że tych rzeczy nie było zbyt wiele, ponieważ dawno nie robił prania.

W końcu zdecydował się na zieloną koszulkę z herbem Slytherinu z Harrego Pottera i czarne spodnie. Po pośpiesznym ubraniu się ( bardzo nie chciał, żeby Sasori znowu widział go bez ubrań) poszedł do łazienki i zaczął codzienną walkę ze swoimi włosami. Były gęste i łatwo się plątały, więc nie dziwota, że rozczesanie ich zajmowało chłopakowi ponad pół godziny.

- Chyba powinienem je ściąć...- warknął, rozplątując ostatni kołtun.

- Nawet się nie waż! - stanowczy głos Sasoriego przestraszył Kawamoto, który upuścił szczotkę.

- Nie rób tak! - pisnął, a następnie pochylił się, aby podnieść przedmiot. - Chcesz, żebym zszedł na zawał?!

- Nie dostaniesz zawału, nie martw się - próbował go uspokoić, ale jego słowa wywołały dziwny błysk w błękitnych oczach Kawamoto.

- Czy...Czy wiesz kiedy umrę? - zapytał niepewnie, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

- Oczywiście, że wiem...- przyznał niechętnie po chwili milczenia. - W końcu mam cię chronić aż do tego momentu. To będzie wydarzenie, którego nie mogę powstrzymać, nie ważne jak bardzo bym chciał. I wiem co sobie myślisz, jednak wybij sobie z głowy wypytywanie mnie o to jak i kiedy to się stanie. Jedyne co ci mogę powiedzieć to to, że długo nie pożyjesz.

Chłopak w ciszy analizował słowa Sasoriego. Długo nie pożyje? Nie zaskoczyło go to w najmniejszym stopniu. Od dawna twierdził, że był gotowy na śmierć, jednak słysząc wyrok od anioła, poczuł się dziwnie niespokojny. Dłonie zaczęły mu drżeć, a w gardle uformowała mu się gula.

- Dzieciaku, wszystko dobrze? - zapytał rudzielec zatroskanym tonem.

- Chyba tak...To znaczy na pewno...A raczej... Nie, sam nie wiem...- przyznał drżącym głosem.

- Boisz się - to było stwierdzenie, a nie pytanie. - Nie dziwię ci się. To normalne, gdy ktoś dowiaduje się, że niedługo umrze...

- Nie boję się! - szybko zaprzeczył, odwracając się tyłem do lustra. - Jestem raczej podekscytowany - wyjaśnił, jednak Sasori wiedział, że chłopak próbował okłamać samego siebie.

Deidara związał włosy w kucyka i szybko wyszedł z łazienki, nie chcąc kontynuować tej rozmowy. Zabrał portfel i klucze, a następnie opuścił dom. Gdy wsiadał do samochodu, poczuł znajomy chłód i ledwo powstrzymał uśmiech na myśl, że będzie miał towarzystwo.

- Proszę cię, postaraj się jechać jak człowiek - odezwał się Sasori tonem, który raczej nie znosił sprzeciwu.

- A po co? Nic mi się nie stanie, w końcu musisz mnie chronić, czyż nie? - puścił oczko do siedzenia pasażera z przodu, a odpowiedziało mu głośne westchnięcie.

Sasori korzystając z faktu, że Deidara nie mógł go zobaczyć, usiadł po turecku i błagał Boga o wystarczającą moc, aby mógł uratować tego nieznośnego dzieciaka. Chociaż był aniołem stróżem, nawet on mógł popełniać błędy, a tego raczej nie chciał, szczególnie w tym przypadku.

Nie minęło dobre pięć minut, a już musiał interweniować, ponieważ Kawamoto wymusił pierwszeństwo na skrzyżowaniu. Rudzielec czasami zastanawiał się jakim cudem policja go jeszcze nie dorwała i nie odebrała mu prawa jazdy. Niestety, odpowiedzi na ten sekret nie znał nawet on.

🌺🌺🌺

Zakupy minęły stosunkowo spokojnie i szybko, w przeciwieństwie do drogi powrotnej. Sasori zdążył naliczyć sześć wydarzeń, podczas których blondyn mógł stracić życie, jednak postanowił o tym nie informować chłopaka.

Deidara wysiadł zadowolony z siebie, a następnie wyciągnął reklamówki z zakupami. Jedną musiał trzymać w zębach, żeby móc otworzyć drzwi. Wtargał wszystko do kuchni, nieźle się przy tym męcząc. Po piętnastu minutach wszystkie produkty znalazły się na odpowiednich miejscach, a blondyn odetchnął z ulgą. Bardzo chciał opaść na krzesło, jednak chęć zapalenia była jeszcze silniejsza. Z jakiegoś dziwnego powodu postanowił się posłuchać Sasoriego, właśnie dlatego wyszedł na zewnątrz, usiadł na najwyższym stopniu betonowych schodów i dopiero wtedy sięgnął po papierosy.

- Widzę,że jednak zdarza ci się mnie słuchać - usłyszał rozbawionego i jednocześnie zadowolonego anioła.

- Zrobiłem to tylko dlatego, bo nie chcę znowu słuchać twojego narzekania - odparł, nie mogąc powstrzymać się tym razem przed uniesiem kącików ust.

- Tak, tak, wmawiaj to sobie dalej - rudzielec parsknął śmiechem. - Co tak właściwie chcesz zrobić z tych materiałów wybuchowych?

- Sam zobaczysz, bo pewnie będziesz przy nas siedział - odpowiedział, zaciągając się dymem.

Wyciągnął telefon, dopiero teraz widząc wiadomość, którą wysłał mu w nocy jego przyjaciel. No tak, w końcu sam go prosił, żeby dał znać, gdy wróci do mieszkania. Bez chwili wahania do niego zadzwonił, chcąc go poprosić, żeby do niego wpadł. Zmarszczył brwi, gdy chłopak nie odebrał.

- Ciekawe - mruknął do siebie.

- Może chce się trzymać od ciebie z daleka, bo za bardzo boi się o swoje życie - zażartował stróż, ale najwyraźniej bawiło to tylko jego, ponieważ Kawamoto zrobił się wyraźnie nerwowy. - Nie wszystko kręci się wokół ciebie, dzieciaku, może właśnie spędza miłe chwile ze swoim partnerem...

- Wiesz nawet o Kakuzu? - lekko przekrzywił głowę, wpatrując się w pustą przestrzeń, co dla osób przechodzących obok jego domu musiało być co najmniej dziwne.

- Oczywiście, że tak, ile razy mam ci to wszystko powtarzać? Jestem przy tobie od dnia twoich narodzin i wiem o tobie dosłownie wszystko, oczywiście poza tym, co siedzi w tym twoim pokręconym łbie. Prawdziwy z ciebie kamikadze - mruknął anioł.

Deidara już chciał odpowiedzieć na tą kąśliwą uwagę, jednak wtedy jego telefon zaczął dzwonić. Odebrał praktycznie od razu, wiedząc, że zapewne to Hidan.

- Wybacz stary, że nie odebrałem, ale nie mogłem. O co chodzi? - w słuchawce rozbrzmiał nieco zniekształcony głos jego przyjaciela.

- Nic się nie stało. Chciałem zapytać, czy możesz wpaść, najlepiej teraz. Potrzebuje twojej pomocy, sam wiesz przy czym.

- Uh, nie ma problemu, ale nie będę mógł siedzieć u ciebie długo, bo później idę z Kuzu na randkę - oznajmił, co wywołało przygnębienie u blondyna, który miał nadzieję, że Yuga zostanie do późnego wieczora.

- Rozumiem , w takim razie czekam na ciebie. Do zobaczenia!

- Do później, blondi - po tych słowach się rozłączył.

- Wiesz, gdybyś trochę nad sobą popracował, pewnie miałbyś więcej znajomych niż tylko Hidana - stwierdził rudzielec. - Dlaczego musisz być taki uparty? Jesteś aż tak bardzo uzależniony od adrenaliny, czy jak? Naprawdę nie mogę tego pojąć.

- Sam nie wiem - wzruszył ramionami. - Taki jestem i nie chcę tego zmieniać. Co prawda moje życie towarzyskie na tym cierpi, ale nie potrafię nic z tym zrobić - wyjaśnił na tyle, na ile potrafił.

Oboje wrócili do środka i po namyśle Kawamoto postanowił trochę posprzątać w domu, to znaczy pozbierać i wyrzucić puste butelki i opakowania po przekąskach. Akurat gdy skończył, rozległ się dzwonek do drzwi. Szybko pobiegł otworzyć, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

- No cześć Deiś, widzę, że jeszcze jesteś cały, więc chyba niczego nie próbowałeś zrobić sam - zażartował i wszedł do środka.

- Pf, dobre sobie! - prychnął urażony chłopak i szturchnął siwowłosego łokciem w żebra. - Robienie fajerwerków to moja specjalność! Wybuch jest sztuką!

- Co ty przed chwilą powiedziałeś? - rozbrzmiał rozgniewany głos Sasoriego, a włosy Kawamoto aż stanęły dęba, ponieważ jeszcze nigdy nie czuł tyle jadu i złości w jego tonie. - Toż to ignorancja i zniewaga na najwyższym poziomie! Sztuka jest wieczna i niezniszczalna!

- He? - Deidara na chwilę zupełnie zapomniał o tym, że jego przyjaciel nie jest w stanie usłyszeć anioła i wdał się w dyskusję z nim. - Chyba sobie kpisz! Sztuka jest ulotna, to coś, to iskrzy tylko przez chwilę, a później odchodzi w zapomnienie!

- Stary... Do kogo ty to mówisz? - Hidan patrzył na niego, jakby już zupełnie postradał zmysły i nadawał się tylko do zamknięcia w psychiatryku.

- Oh...- oprzytomniał i spojrzał na siwowłosego, uśmiechając się przy tym nerwowo. - Bo widzisz... Jest coś, o czym koniecznie muszę ci powiedzieć. Mówiłeś coś o tym, że ktoś pewnie nade mną czuwa i miałeś rację! Nazywa się Sasori i jest moim aniołem stróżem, jakimś cudem od wczoraj mogę go słyszeć - wyjaśnił, starając się, aby brzmiało to w miarę wiarygodnie.

- Blondi...Czy ty na pewno się dobrze czujesz? Ćpałeś coś znowu? - zbliżył się do niego i spojrzał mu w oczy, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nie ma rozszerzonych źrenic.

- Przysięgam, że nic ostatnio nie brałem! Mówię prawdę, on tutaj jest i kłóci się ze mną o pojęcie sztuki! - kontynuował, desperacko próbując przekonać Yugę co do prawdziwości jego słów. - No dalej Sasori, porusz jakimś przedmiotem!

- Deidara, przestań - głos Hidana stał się dziwnie stanowczy. - Słuchaj, ja... Ja naprawdę chciałem wierzyć, że ty się jeszcze zmienisz, że jest dla ciebie jakaś nadzieja, ale z tobą jest coraz gorzej... Naprawdę się ciebie boję. Nie mogę zrobić nic więcej, jedyną osobą, która może ci pomóc, to psychiatra. Ty kurwa postradałeś już zmysły. Odezwij się do mnie, gdy już oprzytomniejesz - na jego twarzy malował się ból, gdy to mówił, ponieważ właśnie tracił swego najlepszego przyjaciela.

- Hidan, poczekaj! - wyciągnął dłoń w jego stronę, jednak chłopak zdążył odwrócić się do niego plecami i szybko wyjść z domu. - Hidan! - krzyknął na cały głos i wybiegł na zewnątrz.

Sylwetka siwowłosego szybko zniknęła mu z oczu. Poczuł niewyobrażalny ból w klatce piersiowej, a kolana się pod nim ugięły. Upadł na nie, a niechciane łzy napłynęły mu do oczu. Ostatnim razem był w takim stanie, gdy dowiedział się, że jego rodzice zginęli. Z całych sił starał się powstrzymać płacz, ale żal rozrywający jego duszę był zbyt duży. Schował twarz w dłoniach i wydał z siebie zrozpaczony krzyk, zalewając się przy tym łzami.

Został zupełnie sam, a przynajmniej tak myślał.

Wzdrygnął się, gdy szary materiał opadł na jego ramiona. Pociągnął nosem i lekko uniósł głowę, jednak nikogo nie zauważył. W całym tym zamieszaniu zupełnie zapomniał o Sasorim.

- Przykro mi, dzieciaku - usłyszał jego szept niezwykle blisko siebie. - Był twoim jedynym przyjacielem, prawda? Trochę głupio wyszło...

Deidara tylko pokręcił głową i mocniej otulił się puszystym kocem. Teraz naprawdę doceniał obecność anioła, który był jedyną osobą, a raczej istotą, która przy nim pozostała. Nawet jeżeli nie miał innego wyjścia, było to na swój sposób pocieszające.

- Chodź do środka. Mogę spróbować zrobić ci kakao - zaproponował.

Chłopak bez słowa podniósł się z podłogi i zamknął za sobą drzwi. Doczłapał się do kanapy i opadł na nią, wyglądając jak wrak człowieka. Zwinął się w kulkę, a pozbawione życia spojrzenie wbił w równoległą ścianę. Jedynym dźwiękiem w domu było szuranie i stukanie dochodzące z kuchni. Wkrótce na stoliku pojawił się kubek z parującym napojem i paczka chusteczek.

Sasori stał przy kanapie i wpatrywał się ze smutkiem w zdołowanego podopiecznego. To była jedna z tych chwil, w których żałował, że nie jest żywym człowiekiem. Kawamoto potrzebował prawdziwego pocieszenia, a jedyne co mógł mu zaoferować, to kakao, chusteczki i miłe słowa. Chciał przy nim usiąść, otrzeć mu łzy i mocno do siebie przytulić, ta potrzeba wywoływała u niego nieludzki ból, który czuł całą swą istotą.

- Sasori...- blondyn w końcu się odezwał, jego głos drżał i był zdecydowanie zbyt cichy jak na niego. - Nie wiem, czy jesteś prawdziwy, czy to tylko mój pokręcony umysł cię wykreował, ale... Cieszę się, że jesteś - wyznał.

Na twarzy anioła pojawił się szczery uśmiech, którego chłopak jednak nie mógł zobaczyć.

🌺🌺🌺

Kawamoto jeszcze przez długi czas dochodził do siebie. Anioł skakał wokół niego i zrobił się nadzwyczajnie miły, starał się go podnieść na duchu, chociaż nie był zbyt dobry w pocieszaniu.

Deidara bardzo to doceniał, chociaż tego po sobie nie pokazywał.

Zdążył się przyzwyczaić do obecności stróża, który od zerwania kontaktu z Hidanem został jego jedynym towarzyszem. Spędzał godziny na rozmowach z nim, często dotyczyło to banalnych spraw, ale po prostu tego potrzebował. Cisza źle wpływała na jego i tak już mocno nadwyrężone zdrowie psychiczne.

Zbliżały się święta, czyli najmniej lubiany przez blondyna okres. To był czas, który powinno się spędzać z rodziną i z ważnymi dla siebie osobami, jednak nie było mu to dane, w końcu jego rodzice nie żyli, a ciocia mieszkała za granicą.

Właśnie dlatego leżał schowany pod kocem i oglądał stary jak świat film świąteczny - Kevin sam w domu.

- Bachorze, masz zamiar znowu przeleżeć całe święta? - prychnął anioł, patrząc z dezaprobatą na chłopaka. - Ruszył byś cztery litery i chociaż choinkę załatwił.

- A niby po co? - zapytał, nie odrywając spojrzenia od ekranu.

- Chociażby dla klimatu - odparł. - Mogę ci nawet pomóc w dekorowaniu. Nie bądź sztywny jak drut, to moja rola - zachichotał i użył mocy, aby rzucić poduszkę w jego twarz.

- Pierdol się! - chwycił ją i odrzucił w stronę, z której przyleciała, jednak nie uderzyła stróża, tylko wylądowała na podłodze. - .... Ale obiecujesz mi pomóc? - dodał po kilku sekundach.

- Przysięgam na moje niezmienne poglądy dotyczące sztuki - oznajmił stanowczo.

To wystarczyło, aby przekonać Deidarę. Zdążył już przeprowadzić z Sasorim tyle dyskusji na ten temat, że zbyt dobrze znał uparte podejście anioła. Dla niego sztuką na zawsze pozostanie coś wiecznego i niezniszczalnego, przekazywanego z pokolenia na pokolenie.

- Niech ci będzie - niechętnie zwlókł się z mebla, założył ciepłą kurtkę oraz buty i wyszedł z domu.

Dopiero gdy byli w drodze do miasta, do stróża dotarło, że w drodze powrotnej będzie musiał zachować szczególną ostrożność - Deidara szalejący po drodze, a na dodatek przewożący choinkę było najgorszym, co mogło spotkać biednych ludzi.

Wrócili do domu pół godziny później z niewielkim drzewkiem. Kawamoto chciał kupić większe, jednak Sasori przekonał go, że takie będzie bardziej odpowiednie. Blondyn wtargał je do środka przy niewielkiej pomocy swego opiekuna i postawił je w salonie przy telewizorze.

- Idę poszukać ozdób - rzucił do upewniającego się, że choinka stoi stabilnie, ducha i ruszył do starego pokoju swoich rodziców.

Bardzo rzadko zaglądał do tego pomieszczenia, ponieważ doprowadzało go to do depresji. Teraz jednak nie miał wyboru, w końcu pofatygował się już po to głupie drzewko, więc musiał je także ozdobić. Podszedł do dużej szafy, a następnie ją otworzył. W środku znajdowała się cała masa rzeczy, które należały do jego ojca i matki. Z jakiegoś powodu nie potrafił się ich pozbyć, zupełnie tak jak swojego bezmyślnego zachowania. Kucnął i wyciągnął kartony, w których jego rodzicielka przechowywała różnego rodzaju ozdoby. Już miał je zabrać i ewakuować się z pokoju, gdy jego spojrzenie zatrzymało się na zdjęciu, które stało na nocnym stoliku. Miał wtedy może pięć lat i był z rodzicami nad morzem. Siedział ojcu na barana, cała trójka szczerzyła się do kamery, jednak zupełnie co innego przykuło jego uwagę. Wydawało mu się, że po prawej stronie jego ojca widzi zarys sylwetki.

Postawił pudła na dużym łóżku, a następnie chwycił ramkę i zbliżył ją do swojej twarzy. Albo była to wina oświetlenia, albo...

To był Sasori.

Blondyn poczuł niewytłumaczalne ciepło w sercu na myśl, że jego stróż rzeczywiście był przy nim od zawsze. Z drugiej strony dobijało go, że dopiero od niedawna był w stanie go dostrzec i z nim rozmawiać. Gdyby tylko wiedział wcześniej... No właśnie, co by wtedy było?

- Deidara, jesteś tam? - usłyszał jego stłumiony głos.

- Tak, już idę! - odstawił zdjęcie na miejsce i zabrał kartony, następnie wychodząc z pokoju.

Może te święta wcale nie będą takie złe.

🌺🌺🌺

Był czternasty luty, czyli święto zakochanych - kolejne, którego Kawamoto tak bardzo nie lubił. Jego zdaniem jeżeli para naprawdę się kochała, powinna okazywać sobie miłość codziennie, a nie tylko z powodu głupich walentynek.

Kolejnym powodem był fakt, że Deidara nigdy nikogo nie miał.

Zdarzało mu się już umawiać już różnymi osobami, a nawet uprawiać seks, czy to z kobietami, czy mężczyznami. Nigdy jednak nie był w stałym związku, zawsze było to tylko pieprzenie bez żadnych głębszych uczuć.

Ten dzień spędzał zatem tylko w jeden sposób - upijając się do nieprzytomności i ćpając.

Sasori wrócił właśnie z wędrówki po domu, upewniając się, że wszystko jest porządku. Widok, który zastał w salonie, sprawił, że opadła mu szczęka. Pełno butelek walało się po stole i podłodze, a jego podopieczny, wyglądający jak siedem nieszczęść, śmiał się histerycznie i bazgrał ołówkiem po białej ścianie.

- Bachorze, czy ciebie już do reszty powaliło?! - ryknął, próbując ukryć rozczarowanie. - Zostawić cię na parę minut, a ty już doprowadzasz się do takiego stanu... Czy ty coś brałeś? - zapytał, z przerażeniem zauważając podejrzanie wyglądające tabletki na stole.

- Słyszę głooosyyy w mojej głowieee...- nucił pod nosem, bujając się na boki i kontynuując swoją pracę.

- Żadne głosy, to ja, ty popieprzony dzieciaku! - próbował przemówić mu do rozsądku. - Czemu to zrobiłeś?!

- Hej, panie aniele...- zaćwierkał , w końcu przenosząc spojrzenie na pustą przestrzeń. - Czy kochałeś kiedyś kogoś?

To pytanie zaskoczyło Sasoriego. Dlaczego Kawamoto chciałby wiedzieć o czymś i tak już nieistotnym? Chociaż był teraz pod wpływem alkoholu i nieznanych mu substancji, więc różne rzeczy mogły mu przychodzić do głowy.

- Szczerze... Nie. Teraz tego żałuję, ale nic już nie mogę zmienić. Jestem duszą, która opiekuje się żyjącymi, a w tej konkretnej chwili tobą - odparł.

- Fiu fiu... Niby tyle nas dzieli, ale łączy równie dużo.... Mam pomysł! - oznajmił radośnie i zeskoczył z kanapy. - Pojedźmy gdzieś! Byle jak najdalej! Ja chcę nad morze! - śmiał się głośno, kręcąc się przy tym w kółko.

Nie czekał na odpowiedź stróża, chwycił kluczyki i wybiegł z domu, nawet nie zamykając za sobą drzwi.

- Deidara, poczekaj! - rudzielec odruchowo wyciągnął dłoń w jego stronę.

Blondyn wsiadł do samochodu i odpalił pojazd, wesoło przy tym nucąc. Poczuł chłód, co oznaczało, że anioł do niego dołączył, a to wprawiło go w lepszy nastrój.

- Jadę nad morze z moim aniołkiem, moim małym, rudym stróżem...- mówił wesoło, szczerząc się jak głupi do sera.

- Deidara, proszę cię, zawróć! - zrozpaczony Sasori nadal próbował coś zdziałać, jednak bezskutecznie.

Chłopak przyspieszył i rozpędził się do stu kilometrów na godzinę. Stukał palcami o kierownicę, zupełnie nie kontrolując swojego zachowania. Dojechał do skrzyżowania i zrobił ostry zakręt w prawo, jednak wtedy ujrzał przejeżdżający z tamtej strony samochód.

Na początku był spokojny i przekonany, że Sasori jak zwykle zapobiegnie wypadkowi. Niestety, poczucie bezpieczeństwa zniknęło bardzo szybko, a ogromny strach sparaliżował całą jego istotę.

- Sasori...? - spojrzał niepewnie na siedzenie pasażera.

- ... Wybacz mi, Deidara...- odezwał się załamanym głosem.

Wtedy pojazdy się zderzyły i wszystko stało się czarne.

🌺🌺🌺

Gdy Kawamoto tworzył oczy, czuł się dziwnie, a precyzując - nie czuł nic. Był lekki jak piórko i całkowicie trzeźwy. Znajdował się w uszkodzonym samochodzie, jednak nie był pewny tego,co się wydarzyło. Zerknął przez szybę i zauważył całą masę gapiów, których zapewne przyciągnął wypadek.

- Deidara...- chłopak energicznie obrócił głowę w drugą stronę na dźwięk znajomego głosu.

Na miejscu pasażera siedział mężczyzna. Miał krótkie, rude włosy i oczy koloru czekolady. Jego jasna, wręcz porcelanowa cera była pozbawiona jakichkolwiek niedoskonałości. Widział go pierwszy raz w życiu, a z drugiej strony czuł, że znał tego człowieka.

- Chodź ze mną, dzieciaku - wyciągnął ręce w stronę blondyna.

Chłopak znowu spojrzał na jego twarz i zauważył łzy napływające do oczu mężczyzny. Tu nie było mowy o pomyłce, to musiał być on.

- Sasori...? - zapytał dla pewności, a gdy ten pokiwał głową, Deidara uśmiechnął się szeroko i rzucił mu się na szyję.

Anioł pogładził go po plecach, a następnie odsunął od siebie. Przez chwilę wpatrywał się w jego błękitne oczy, które błyszczały radośnie, po czym chwycił dłoń Kawamoto i splótł ich palce razem.

- A teraz zabiorę cię do miejsca, w którym nie będziesz już musiał więcej cierpieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top