#7
Wreszcie udało nam się napisać następny rozdział! Jej 😊
Nie przedłużając zapraszamy do czytania...
Dopiero kiedy chłopak stanął tuż przedemną mogłam dostrzec jego twarz i resztę ubioru. Domyslałam się kim jest, ale nie wyciągałam pochopnych wniosków. Miał na sobie czarny kostium oraz glany. Przy pasie przyczepiony był srebrny kici-kij. Na twarzy miał czarna maskę a na głowie słodkie uszka. Przy szyi miał także przyczepiony złoty dzwoneczek. Niektóre kosmyki jego złotych włosów opadły mu na jego duże szmaragdowe oczy, które wpatrywały się we mnie z zachwytem. Na palcu miał pierścień.
- Witaj księżniczko - powiedział kłaniając się nisko.
- No prawie, tylko pomyliłeś tytuły - uśmiechnęłam się do niego szeroko a on się zdziwił - jestem Czerwona Królowa (tak wiem że Brilliant Fille to nie Czerwona Królowa, ale moja przyjaciółka pisząca ze mną to opowiadanie się uparła i nie dało rady jej przekonać 😜)- powiedziałam i rzuciłam się biegiem w stronę wybuchu zostawiając Czarnego Kota za sobą.
Po chwili wyrównał swój krok z moim. Bieglismy koło siebie. Kiedy skończył się dach musiałam na chwilę przystanąć. Pokazałem kotu reką aby biegł dalej. Pokiwał głową i pobiegł do przodu. Spojrzałam na bransoletkę. Hm.. W takim razie może jo-jo? Dotknęłam tego bryloczka i po sekundzie już trzymałam jo-jo w ręce. Zamachnęłam się nim i zaczepilam o latarnię kilkanaście metrów dalej. Kiedy linka oplotla się dookoła, pociągnęłam za nią. W sekundę uniosła mnie w górę i poszybowalam nad budynkiem. Wylądowałam na miejscu zdarzenia. Dopiero teraz zauważyłam, że Czarny Kot dopiero co do mnie dołączył. Ale on się wlecze. Zaśmiałam się.
- Masz niezłe przyspieszenie księżniczko - mrugnął do mnie.
- Mówiłam Ci już. Nie nazywaj mnie księżniczką.
Odcięłam się całkiem od kota i teraz wypatrywałam złoczyńcy.
W sumie to Czarny Kot jest na swój sposób uroczy i nawet przystojny. Nie. Nie mogę myśleć teraz o nim. Mamy misję do wykonania.
Przebieglam wzrokiem po parku, w którym aktualnie się znajdowalismy. Drzewa. Ławki. Latarnie. Ludzie. Dziewczyna w męskim płaszczu i z wąsem. La bingo!
- Kocie to ta kobieta! - wskazałam na osobę o którą mi chodziło.
- To serio jest dziewczyna?! Od początku byłem przekonany, że to facet! - wytrzeszczyl oczy co wyglądało strasznie śmieszne.
Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam gromkim śmiechem. Wreszcie się uspokoilam i zaczęłam analizować sytuację. Musimy pokonać ją jej własną bronią. Tylko jak dotąd nie zauważyłam aby do kogoś strzelala albo rzucala czymś. Na przykład tak jak Ekspertka fiolkami z płynem. Tym razem nic takiego nie miało miejsca.
- Kocie to chyba jednak nie ona. Nie ma broni - szepnęłam do niego łapiąc go tym samym za nadgarstek.
Dopiero kiedy nie usłyszałam odpowiedzi, popatrzyłam w jego stronę. Zdziwiłam się tym widokiem. Tam gdzie przed chwilą stał kot, teraz znajdowało się dokładnie jego przeciwieństwo.
- Kocie ty jesteś dziewczyną?!
Spojrzał w moją stronę z wrogoscią i rzucił się na mnie. Szybko się odsunęłam, a on wylądowal na ziemi. Jednak się nie myliłam. Widocznie bronią tej dziewczyny było zmienianie ludzi w przeciwną płeć niż posiadają.
- Jestem Mustache! I odbiorę wam miraculum!
- Nigdy!
Spojrzałam na swoją bransoletkę. Owszem nadal miałam w ręce jo-jo, ale nie pokonam nim Mustach. Dziewczyna trzymała w ręce łaskę. Wystrzeliła nią do jakiegoś przechodnia. Ten natychmiast zmienił płeć. Okej. To jest dziwne.
O nie! Zapomniałem o kocie! Coś złapało mnie za włosy i pociągnęło do tyłu. Nadepnęłam obcasem na jego nogę. Zasyczal z bólu i coś mi się zdaje, że rozwścieczyłam go jeszcze bardziej, ale przynajmniej puścił mnie. Na moje nieszczęście wyciągnął zza pasa kici-kij. Uderzył mnie nim w lewe ramię. Okropnie bolało, ale przezwyciężylam bol i blokowalam ruchy kota. W końcu ktoś podstawil mi nogę i runęłam jak długa na plecy. Zauważyłam klęczącego nademną Czarnego Kota. Wysunął swoje pazury i przejechał nimi po moim policzku zostawiając głębokie szramy. Podciągnęłam swoje kolana do jego klatki piersiowej, a swoje stopy oparłam na jego barkach. Kot był wyraźnie zdziwiony moim zachowaniem, ale po chwili zaczął się nademna pochylać. Co ten zapchlony kocur sobie myśli?! Odepchnęłam go nogami. Wylądował na jakimś pniu tracąc przytomność.
- Przepraszam kocie - szepnęłam.
Zakrecilam swoim jo-jo związując linką ręce Mustach. Pociągnęłam mocno. Spowodowalam tym upadek dziewczyny. Podeszlam do niej. Ta jednak zdołała się podnieść i wyswobodzić z liny. Kopnęła mnie w brzuch. Nie mogłam złapać oddechu. Upadłam na podłogę. Złapałam się za brzuch oddychajac ciężko i nierównomiernie. Kopnęła mnie znów. Tym razem w plecy. Leżałam teraz na brzuchu. Usiadła na mnie i przycisnęła moją głowę do betonu. Wykreciła mi dłonie do tyłu i wykreciła nadgarstki. Syknęłam z bólu. Muszę szybko coś zrobić bo inaczej złamie mi rękę!
Teraz zaczęła się histerycznie śmiać. Lekko puściła moja dłoń. Wystarczyło. Nie zważając na okropny ból, wyszarpnęlam dłonie i przewróciłam się na plecy zrzucając tym samym Mustach na ziemię. Szybko się podnislam i teraz to ja siedziałam na jej plecach. Dałam jej łokciem w potylice. Głowa opadła jej bezwładnie na ziemię. Jej dłoń sama się otworzyła, a laska potoczyla się kilka metrów od nas. Podnioslam się szybko i wzięłam laske do ręki. Skierowalam ją na bezwładną dziewczynę. Z przedmiotu wystrzelił potężny żółty promień. Po chwili na ziemi leżała już zwykła dziewczyna.
Mgła ją opuściła i znikła w chmurach. Wszyscy przemienieni odzyskali swoją zwykłą postać i teraz uciekali w popłochu z parku. Natomiast ja podeszlam do dziewczyny. Była cała poobijana a z nosa leciała jej krew. Popatrzyla na mnie z wdzięcznością.
- Dziękuję...
- Jestem Brilliant Fille - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej szeroko.
Odwzajemnila uśmiech. Lecz po chwili jej wzrok zapatrzyl się w coś za mną. Zbladla. Popatrzyla na mnie. Gdy zobaczyła moje wszystkie skaleczenia i obrażenia, zaczęła płakać. Przytulilam ją.
- Nic się nie stało. To moja powinność.
Popatrzyla na mnie i odwzajemnila uścisk. Zapewnilam ją, że nie jestem na nią zła. Kiedy zniknęła za jedną z uliczek, nie miałam już siły stać na nogach. Upadłam. Miałam rozcięty łuk brwiowy, wargę, siniaki i zadrapania na całym ciele. Nie licząc już szram po pazurach Chata na moim policzku, rozwalonych kolan i tego, że okropnie kręci mi się w głowie. Mimo wszystko podeszlam do kota.
- Chat. Chat! Obudź się! Proszę! - zaczęłam płakać.
Zakrylam twarz dłońmi. Łzy skapywaly na jego policzek. Pochylilam się nad nim. Prawie nic nie widziałam przez ciecz.
- Kocie proszę. Nie rób mi tego - szepnęłam i wtulilam się w jego klatkę piersiową.
Rozplakalam się na dobre. Mimo, że znałam go tylko kilka godzin, czułam do niego silną więź. I...i to było dziwne, ale czuję się jakbym znała go od dawna.
Mimo tego, że to ja pokonalam Mustach to bez niego nie odkrylabym jaką ma moc ani... Zadrżała mi broda. Ani...tego, że.. że jest wspaniałym pomocnikiem, przyjacielem oraz, że można na niego liczyć.
Płakałam i płakałam. Jego strój był już cały mokry od moich łez. Wtulilam się w niego mocniej i zacisnelam oczy.
- K-kocie. Musisz się obudzić! Słyszysz! Dopiero co mnie poznales. Kocieeeee!!
Zamilkłam czując czyjąś dłoń na moich plecach. Podnioslam wzrok. Wpatrywaly się we mnie duże szmaragdowe oczy.
- Chat! - rzuciłam mu się na szyję i zanioslam szlochem.
- Nie płacz księżniczko. Nie przezemnie. - miał zachrypniety głos.
- To przezemnie byłeś nieprzytomny. Przezemnie!
Puściłam się jego szyi i odskoczylam daleko od niego, ale na tyle blisko abym mogła patrzeć mu w oczy. Widać w nich było ból, cierpienie. Ale także szczęście i..uwielbienie?
- Mam pomysł - powiedziałam, a kot popatrzył na mnie w oczekiwaniu na dalszą wypowiedź - Pójdziemy do domu mojej przyjaciółki. Tam cie opatrze i wylecze. Spokojnie jej rodziców nie ma w domu bo gdzieś wyjechali a ona jest w kinie.
Kłamałam - to chyba oczywiste.
- Myślisz, że nie będzie miała nic przeciwko?
- Nie. Jest miła. Eee...przynajmniej dla mnie.
Ups. Właśnie powiedziałam o sobie, że jestem miła. W głębi duszy szczelilam sobie facepalma. Taa ja miła. Znaczy czasami mi się zdarza, ale na pewno nie w szkole. Na przykład dla Alyi lub mojej dalekiej przyjaciółki Kay, której tak na marginesie nie widziałam już prawie dwa lata.
- To jak? - wstałam i podałam mu rękę aby mu pomóc.
Byłam bardziej poobijana od niego, ale co tam.
- No dobra niech ci będzie księżniczko. - wyciągnął rękę w moją stronę.
Przewróciłam oczami i pomoglam mu wstać. Nie ustal długo na nogach. Musiałam go złapać aby nie upadł. Nie powiem. Do lekkich to on nie należał.
- Fille jesteś bardziej poraniona niż ja. To ty potrzebujesz opieki - wpatrywał się we mnie, a ja nic nie mogłam powiedzieć.
- Nie ma mowy. Myślisz, że nie widzę twojej złamanej ręki? Już nie mówiąc o innych skaleczeniach. Przy tym moje obrażenia to pestka.
- Nieprawda My Lady.
- Przestań się ze mną kłócić kocie. A teraz idziemy.
Oparł swoją dłoń na moim barku, a ja chwycilam go w pasie. Powolnym krokiem zmierzalismy w stronę mojego domu.
C.D.N.
Następny rozdział prawdopodobnie za tydzień 😉
~ wasze miśki ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top