#10
Witamy wszystkich po dość długim okresie nieobecności i zapraszamy do czytania! 😘
Kolejny dzień i kolejna nudna lekcja. Wszyscy przysypiali albo rysowali coś w zeszytach. Pan Juns najwyraźniej wogóle się tym nie przejmował, ponieważ siedział za biurkiem i gadał do siebie. Jest trochę szurnięty i nie kojarzy niektórych faktów. Ogólnie u niego na lekcjach jest luz i każdy robi co chce. A że pan Juns ma skeroze to myśli, że zrobił cały program, i że wszyscy pilnie się uczą. Więc średnia z historii wynosi zawsze pięć tak, więc spoko. Otworzyłam zeszyt i zaczęłam szkicować jakąś sukienkę. Nie zdążyłam narysować nawet wzoru, kiedy od strony ulicy dobiegły mnie straszne krzyki i odgłosy gniecionego metalu. Natychmiast zerwałam się z miejsca i wybiegłam z sali nawet nie pytając o pozwolenie. Historyk tak jak większość uczniów w klasie i tak spał, więc co go będę budzić. Wybiegłam z budynku i szybko się przemieniłam. Pobiegłam w stronę dźwięku. Na środku stał mężczyzna od góry do dołu ubrany w metalową zbroję. W rękach trzymał włucznie. Rzucał nimi w ludzi na skutek czego przemieniali się w stalowe posągi z jego wizerunkiem. Podeszłam do niego od tyłu, najciszej jak potrafiłam. Niestety nadepnęłam na suchą gałązkę. Klasyk. Zwykle takie rzeczy dzieją się w horrorach albo jakiś filmach przygodowych. Tylko, że ja nie występuje w filmie!
Trzasnęła mi pod stopą, a 'rycerz ' odwrócił się w moją stronę i rzucił we mnie włucznią.
Stoi na tyle blisko, że nie zdążę uciec!
Przygotowałam się na zamurowanie przez metal, ale zanim ostrze mnie dotknęło, ktoś popchnął mnie w bok. Otworzyłam oczy. Kot! Mimowolnie odwróciłam wzrok kiedy spostrzegłam w jakiej pozycji aktualnie się znajdujemy. Leżałam na trawie a Chat klęczał nademną. Miał twarz blisko mojej. Za blisko. On widocznie także tak twierdził, ponieważ stał się cały czerwony i szybko odemnie odskoczył. Podał mi rękę. Skorzystałam z propozycji. Podniósł mnie i poczochrał swoje bujne włosy. Nadal był lekko speszony, ale to tylko dodawało mu uroku.
- Chodź Chat! Trzeba uwolnić tego człowieka. - Wyrwalam go z zamyslenia.
Pobiegłam w stronę rycerza. Wskoczyłam mu na plecy i zakryłam oczy dłońmi. Zaczął się wyrywać, próbując mnie zrzucić. Trzymałam się mocno. Dałam Chatowi znak do działania. Wiedział co robić. Szybko do nas podbiegł i wyrwał nieświadomemu rycerzowi włucznie z dłoni. Po czym skierował ją w jego stronę i rzucił nią. Już miała go trafić, ale w ostatniej sekundzie zmieniła trojoktorię lotu i wybiła się w moje udo. Momentalnie zastygłam w bezruchu. Nic nie widziałam.
Po chwili przed moimi oczami ukazała się mgła. Nie owijał już mnie metal ale, wyssał ze mnie całą energię. Ugięły się podemną kolana i gdyby nie Kot już dawno leżałabym na trawie.
- Zabiorę cie do domu. Mój kumpel na pewno nie będzie miał nic przeciwko. Zresztą bardzo cie lubi.
- Nie trzeba.
- Popatrz na siebie. Ten metal był szkodliwy. Masz dużo rozcięć nie licząc już tej okropnej dziury w udzie.
Popatrzyłem na swoją nogę. Faktycznie nie wyglądało to za dobrze z rany saczyła się ropa i krew, a całe cięcie było głębokie przynajmniej na jakieś 5 cm. Ale czemu nie może zanieść mnie do domu mojej 'przyjaciółki'?
- Kocie..
- Nic nie mów - nawet na mnie nie spojrzał. Skakał po dachach ze mną na rękach.
Wreszcie się zatrzymał i wszedł przez okno do jakiegoś budynku. Pomieszczenie okazało się dość dużym pokojem. Był urządzony w świetnym stylu. Posadzil mnie na łóżku i wyszedł z pomieszczenia. Zapadłam się w miękkim materacu. Położyłam się na plecach i zamknęłam oczy. W powietrzu unosił się przyjemny zapach czekolady. Wdychałam go dopóki nie poczułam ostrego bólu w udzie. Momentalnie usiadłam i zaklnęłam pod nosem. Z rany zaczęło się lać coraz więcej krwi. Gdzie ty jesteś Chat?!
- Chat!- krzyknęłam na cały głos gdy ból stał się nie do zniesienia.
Z moich oczu poplynęły łzy. Zacisnęłam zęby. Ręcznik, którym uciskałam ranę był już cały przesiąknięty szkarłatną cieczą.
- Chat ty zapchlony kocurze!
Nikt nie przyszedł, a ból w nodze tylko się zwiększał. W pewnym momencie przeszedł mnie tak ostry skurcz, że zacisnęłam dłonie na materacu o mało nie łamiąc sobie paliczków. Zacisnęłam oczy, a moje zęby aż zgrzytały. Zaczęłam płakać. Kto by pomyślał, że ten niewinny metal może spowodować takie obrażenia?
Nie! Już więcej nie wytrzymam!
KOCIE!
Ktoś złapał mnie za rękę. Otworzyłam oczy.
- Tss. Nie powinienem cie tu sprowadzać. Pójdziemy do szpitala.
Co?! On teraz mówi że to był zły pomysł aby mnie tu sprowadzić, i że zabiera mnie do miejsca, do którego powinniśmy udać się od razu?! Co za głupi kot!
Nagle wyciągnął zza pleców nóż i wbił mi go w brzuch. Zabrakło mi powietrza. Przekrecił go i wepchnął głębiej. Otworzyłam usta aby coś powiedzieć, ale zamiast dźwięku wydobył się z nich tyko dziwny odgłos. Po chwili poczułam w ustach rdzawy posmak i zaczęłam pluć krwią. Dławiłam się nią i nie mogłam oddychać, ponieważ płuca także wypełniły się rubinową cieczą. Dusilam się. Moje oczy robiły się ciężkie.
Nie mogę teraz tracić świadomości! Nie! Słyszysz? Nie!
W końcu opadłam z wyczerpania. Nie miałam już siły walczyć i zamknęłam oczy. Kot wyszarpnął nóż powodując tym jeszcze obfitsze krwawienie. Opadlam bezwladnie na materac. Za chwilę umrę. Od jakiejś minuty nie mogę złapać oddechu. Płuca cholernie bolą, a dziura w brzuchu pulsuje niemiłosiernie.
Boże czemu? Czemu akurat ja? Przecież Kot jest dobry. Walczył do tej pory za mną ramię w ramię. Nigdy mnie nie zostawił w potrzebie i chronił mnie. Czemu to zrobił? Po co? Powinien mi pomóc. A on zamiast tego doprowadza do mojej śmierci.
Nagle ogarnęła mnie przerażająca myśl, że kot tego nie chciał. On po prostu został opętany przez Mgłę!
Teraz się śmieje.
Słyszę ten dźwięk jak przez mgłę.
Łapie mnie za ramiona.
Czuję jego dotyk.
Jego ciepłe ręce.
Wbija mi pazury w szyję.
Ostre ukłucie i po chwili... ulga?
Ciepła ciecz spływająca po mojej szyi.
I ręce obejmujące moje drobne, bezwładne ciało.
Popycha mnie z wielką siłą.
Jestem bezbronna.
Upadam na podłogę.
Okropny ból czaszki.
Jest rozbita.
Leci krew.
Więcej krwi.
Przestałam już dawno oddychać.
Umarłam.
Już nic mnie nie uratuje.
Leżę.
Nie mogę się podnieść.
Chcę to zrobić.
Stanąć na nogach.
Przytulić się do taty.
Kota.
Matki chociaż całym sercem jej nienawidzę.
Podziękować.
Tym którzy mnie wspierali.
I ci którzy rzucali kłody pod nogi.
Pomogli mi stać się silną, twardą, odważną.
I mimo, że nie mogę zrobić już żadnej z tych życzy to chcę aby oni mnie pamiętali.
Taką jaką byłam.
Mądrą.
Upartą.
Wywyrzszajacą się.
Głupią.
Odważną.
Wredną.
I aby nie zapomnieli o mnie z powodu mojej śmierci.
Aby zawsze, choć najmniejsza rzecz przypominała im o moim istnieniu.
Bo ja będę.
Będę żyć.
Będę się śmiać.
Będę szczęśliwa.
Ale nie w tym świecie.
Żegnajcie.
Na zawsze.
Po wsze czasy.
Póki mnie nie odwiedzicie.
I wtedy będziemy razem na zawsze.
I nic nas nie rozdzieli.
Żadna przepaść.
Żadna przeszkoda.
Żaden mur.
Nic.
Bo nic nie jest w stanie zatrzymać miłości i osób porwanych w jej sidła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top