𝙠𝙤𝙣𝙞𝙚𝙘

    to już koniec tej opowieści. Zakończyłam ją tak, jak podpowiedziały mi realia historyczne, medyczne itd. Nie powiem, że nie płakałam, bo kochałam Ka'Kwet jako postać, jednak wiedziałam, że w szkole czy nie, ta mała, piękna Indianka umrze. 

     tęskniłam za fanfikami do Ani, a chociaż ten był smutniejszy niż pozostałe, czułam, że powinnam go napisać. Że każdy zasługuje na swoją historię. Nie tylko Ania, Gilbert, Diana czy inne postacie kanoniczne, o których mamy pełno opowiadań na Wattpadzie, lecz także Ka'Kwet. Ka'Kwet, która była małym promyczkiem w 3 sezonie AWAE. I która zgasła przez okrutnych ludzi.

     módl się, Ka'Kwet miało swój początek w fanfiku "do wszystkich pór roku", który miał być napisanym przeze mnie czwartym sezonem AWAE. Jak wiecie — nie wyszło mi i praca zniknęła, jednak zachowałam wątki i szkice, by kiedyś je wykorzystać. Ka'Kwet dostała ku temu okazję i swoją własną, małą historię. Wyobraźmy więc sobie, że Moira wypuściła kolejne odcinki i przeszliśmy z małą Indianką lodowate drogi do Avonlea.

    dziękuję każdemu, kto to przeczytał, przede wszystkim ludziom z grupy Ania, nie Anna — Polska. To niesamowita społeczność, tak pełna wiary w 4 sezon i wypełniona cudownymi ludźmi. Dziękuję za to, że jesteście, dajcie znać, jeśli znaleźliście się tu przez tę grupkę.

     chciałabym wrócić do Ani, ale trzeba iść dalej. Mam swoje Avonlea (Sercowo w Kapliczce czy Uniwerku) i to jest dobre. To rozwija. To sprawia, że mogę przenieść piękno, jakiego nauczyła mnie Anulka, troszkę dalej. I za to jestem wdzięczna.

    nie chcę mówić, że to moje ostatnie FF do AWAE, ale tak chyba faktycznie jest, Gdzieś ulotnił się ten czas na shirbert i ckliwe historie o Avonlea. Każdy dorasta. Nasza Ania poszła na uniwersytet, ja też i pewne rzeczy się zmieniły. A pewne nie. I za nie dziękuję.

    pozostaje mi więc życzyć Wam, aby gdzieś w Waszych sercach, jeśli czujecie taką potrzebę, była ta modlitwa. Choć może w lepszych okolicznościach niż u Ka'Kwet.

    przepraszam za każdy błąd i dziękuję za każde ciepłe słowo. Tak, kocham pożary. Tak, bo pokazują dobrze nas, ludzi. To, że czasami musi w nas coś spłonąć, by wybudować na tym coś nowego. I że czasami płoniemy bez sensu. Czasami ktoś nas podpala. A czasem po prostu brakuje nam tej iskry. Ludzie są pożarami. I każdy kiedyś zostanie ugaszony.

    Z całą miłością,
𝘈𝘸𝘢𝘳𝘬𝘰

P. S. Kolejna praca do odstawienia na pomarańczową półkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top