9

Po którymś tam kieliszku upiłam się tak, że Susumu faktycznie musiał pomóc mi trafić do łóżka. Nie bez znaczenia był fakt, że do tej pory raczej nie miałam ani powodów, ani okazji do upijania się. Ani takiego towarzystwa.

- No mała Kitsu, ale się zaprawiłaś. Jednak czas spać. Ja też muszę się wyspać. Model nie może mieć podkrążonych oczu z niewyspania. Jakbym wygadał na zdjęciach? - gderał, kładąc mnie w pachnącej pościeli.

Odburknęłam coś nieskładnie, chichocząc. Hanae roześmiał się. Pomógł mi się położyć i zaczął rozwiązywać yukatę, jaką założyłam po kąpieli.

- Jesteś nawet ładna – szeptał, odwiązując pasek. – I masz naprawdę niesamowity kolor włosów, a dziw, że są naturalne.

- Zabierz łapy – wystękałam, gdy już uporał się z supłem. – Sama dam redę.

- Okey – podniósł ręce na chwilę, w geście poddania.

Widząc jednak moje dość nieudolne starania zdjęcia śliskiego materiału, podniósł mnie za ramiona do siedzące pozycji. Przez chwilę spoglądaliśmy sobie w oczy z bardzo bliska.

- Usta też masz ładne. I piersi... – zerknął w mój dekolt.

Zarumieniłam się.

- Podobają ci się moje usta? – udawałam, że nie słyszę drugiego komplementu, o ile nim był.

- Bardzo... i bardzo chcę ich skosztować.

Nie czekając na pozwolenie, pocałował mnie nagle. Złapał mnie jedną ręką za szyję, pogłębiając pocałunek, drugą wsunął w rozchełstane poły szlafroczka. Jęknęłam, gdy smukłe palce dotknęły mojej skóry. Oddałam pocałunek. Wziął to chyba za dobrą monetę, bo szerzej rozchylił yukatę i pełną dłonią zaczął pieścić mi piersi. Przyjemne ciepło podążało wzdłuż kręgosłupa, kumulując się gdzieś w podbrzuszu. Jak on całował! Rany! Od razu przypomniała mi się rozmowa tych modelek na wybiegu i z mety oprzytomniałam. Odsunęłam go dość brutalnie.

- Przestań... proszę – dodałam, by go nie rozgniewać.

W sumie to, co robił, było bardzo przyjemne, ale ja nie chciałam być jedną z jego ofiar krótkich podrywów na kilka nocy.

- Gomenn... nie zrobię niczego, czego byś sama nie chciała - wstał i jeszcze przy drzwiach powiedział – w razie czego wiesz, gdzie mnie szukać. Oyasu moja mała Kitsune. Śnij o mnie!

I wyszedł, a ja skołowana padłam w pościel i zakopałam się w niej po same uszy.

*** 

Obudził mnie zapach kawy i muzyka dobiegająca z kuchni. Nieziemsko bolała mnie głowa i od razu po postawieniu stóp na miękkim tatami, pobiegłam do ubikacji. Zwymiotowałam cały ramen, a raczej to, co z niego zostało w moim żołądku. Coś ewidentnie mi zaszkodziło. Dobrze, że nie miałam na sobie sukni od Yamamoto, tylko same figi. Yukata została w łóżku, skopana z pościelą. Myjąc zęby, spoglądałam ponuro w swoje odbicie. Ciekawe, czy Susumu miał równie podkrążone oczy, co ja? A może miał mocniejszą głowę? A już na pewno żołądek. Ubrałam świeżą bieliznę, którą znalazłam tam, gdzie poprzednio, i wygrzebałam ze skołtunionej pościeli zmiętą jak nieboskie stworzenie yukatę. Nie miałam nic innego. W walizce kilka T-shirtów, kurtkę, jeansy i inne drobiazgi. Jednak walizka została w salonie. Nigdy też nie przywiązywałam wagi do rzeczy. Być może dlatego, że nigdy nie miałam prawdziwego domu? Wisiorek w kształcie serduszka – jedyną pamiątkę po matce – nosiłam schowaną w małym portfeliku, wraz z dokumentami. Portfelik zaś w moim wysłużonym, wszędzie mi towarzyszącym plecaczku, który kupiłam za bezcen na pchlim targu. Wystarczyło go nieco podreperować i służył mi już chyba od gimnazjum. Ubrana w yukatę, którą wciąż próbowałam jakoś doprowadzić do porządku, naciągając rękawy i poły materiały, poszłam do ogromnej kuchni, gdzie Hanae przyrządzał śniadanie.

- Ohayo – odezwałam się niepewnie, stając w progu.

Było mi głupio za wczoraj, nie tylko z powodu pomiętej yukaty, czy upicia się. Nie wiedziałam, czego on tak naprawdę ode mnie oczekiwał. Może liczył na seks w zamian za pomoc, jaką mi tak hojnie serwował? Musiał się strasznie rozczarować! Z drugiej strony dałam mu wyraźnie do zrozumienia, że nie jestem gotowa ani zainteresowana. Przynajmniej tak mi się zdawało, dopóki nie odwrócił się ku mnie.

Był w samych bokserkach ichyba świeżo po prysznicu, bo jasna grzywka mokrymi pasmami spływała mu naczoło, a ciało lśniło, jakby je nasmarował oliwą, którą właśnie wlewał do woka.Pachniał tak bosko, że aż zakręciło mi się w głowie. Ignorując budzące się wemnie pożądanie, bo tak zdiagnozowałam motyle w brzuchu, podeszłam do wyspy naśrodku kuchni i usiadłam na jednym z wysokich, barowych krzeseł, jakie tamstały. Swoją drogą, dziwne, iż tak głupio się określa to uczucie. Małoromantyczne jak dla mnie. I wyświechtane. A on mógłby koszulkę włożyć, czy coś.Mimo woli podziwiałam grające pod skórą mięsnie.


Był zbudowany idealnie, grama zbędnego tłuszczu, ale też żaden biceps czy mięsień w jego brzuchu nie był nadmiernie przerośnięty, jak to często się zdarza u trenujących, młodych mężczyzn. Kiedy złapał mnie na gapieniu się na niego, jak sroka w gnat, zarumieniłam się.

- Ohayo – uśmiechnął się zwycięsko lub tak mi się zdawało. – Wyspana? Głodna? Może kawy? Czy herbaty?

- Kawy – poprosiłam.

- Swoją drogą to ciekawe...

- Co takiego?

- To twoje zamiłowanie do kawy.

- Moja mama bardzo lubiła kawę – wyjaśniłam chętnie, wdzięczna za zwykłą rozmowę.

Byłam pewna, że poruszy temat wczorajszego wieczoru i tego, co się stało, a właściwie nie stało między nami.

- Twoja mama? Ciekawe. Opowiesz mi?

- Jasne. Mimo że była angielką z dziada-pradziada, zawsze wolała kawę. Pamiętam, jak mawiała, że dość ma herbaty wszechobecnej i hołubionej tak w Anglii. Chciała inaczej. Po swojemu. Więc wybrała kawę. Z tego, co pamiętam, robiła nawet jakieś kursy baristyczne, czy coś... ale byłam zbyt mała, by to pamiętać. A potem... - zamilkłam, przytłoczona wspomnieniami.

- Co potem? – zdziwił się Hanae, stawiając przede mną śmietankę.

- Potem umarła. Znaczy, zgięła w katastrofie samolotowej.

- Biedactwo – stwierdził model. – No, a twój ojciec?

- Nie poznałam go! Gdy mama zaszła w ciążę, zostawił nas. Ona potem poznała pana Onari. Zakochali się w sobie, pobrali się i tak, kiedy miałam cztery lata, przeprowadziliśmy się z Anglii do Japonii.

- Więc czemu nie jesteś u ojczyma? Nie chciał cię?

- Zginął razem z moją matką. Lecieli do Anglii załatwić jakieś formaliści. Pan Onari był tłumaczem w ambasadzie, w Londynie. Zostałam całkiem sama. Miałam pięć lat i wylądowałam w Tokijskim domu dziecka Fukudenkai w Hiroo. Tam poznałam Seija.

Przerwałam, gdy Hanae zrobił wielkie oczy. Wiedziałam, że powiedziałam zbyt wiele. Wygadało na to, że nie miał pojęcia, iż Seijuro wychowywał się w domu dziecka.

- Ale jak to? – aż usiadł ze zdziwienia. – Poznałaś Seija w domu dziecka?

- Coś chyba się pali... - starałam się odwrócić jego uwagę. 

Poderwał się od razu i odwrócił się w stronę piecyka. Faktycznie znad woka dymiło.

- Moje warzywa – jęknął.

- Jesz warzywa na śniadanie? Smażone? Niezła dieta! – zakpiłam, modląc się w duchu, by zapomniał o tym, co powiedziałam.

- Dobra jak każda inna. Nie odżywiam się listkami sałaty i źródlaną wodą, jak piszą w tych durnych gazetach.

Zrobiłam głupią minę.

- Gomenn... zapomniałem – zmieszał się. – A tak w ogóle, to chciałem cię przeprosić.

- Za co? – podniosłam do góry brwi, upijając pysznej skądinąd kawy.

- Za wczoraj. Zachowałem się okropnie. Nie powinienem był na ciebie naciskać, skoro nie miałaś ochoty. Wybaczysz mi? – obdarzył mnie uśmiechem za milion jenów i puścił mi oczko. – Sumimasen – skłonił się potem tradycyjnie.

Milczałam, rozmyślając, co on kombinuje i nie pomyliłam się, bo dodał po chwili:

- W ramach przeprosin chciałbym cię dziś zabrać gdzieś na kolację. Co ty na to? – A nie doczekawszy się mojej odpowiedzi, kontynuował: – Teraz muszę na chwilę wyskoczyć do Ginzy, potem w drodze powrotnej do pana Isao, umówić nas na wizytę, ale wieczorem będę cały twój. Znaczy... no na kolację... nie tak jak wczoraj, czy może... - płatał się. – Kuso! Robię z siebie idiotę, co nie?

- Nie – uśmiechnęłam się, bo był uroczy w tym wszystkim i zupełnie inny, niż kiedy się poznaliśmy. – I chętnie pójdę z tobą na kolację. O ile mogę tu jeszcze zostać - zasmuciłam się.

- Przecież powiedziałem ci już wczoraj, że możesz! Ile zechcesz lub ile będzie trzeba. – Spojrzał na przypalone warzywa. – Chyba jednak zrobię jajka na bekonie, co ty na to?

- Brzmi pysznie – uśmiechnęłam się pierwszy raz tego dnia, a on ten uśmiech odwzajemnił.

Czemu znów się zarumieniłam, a serce zaczęło szybciej bić? Motyle w moim brzuchu znów zatrzepotały i już nie miałam złudzeń, że to tylko głód, bo nic nie jadłam od wczoraj, a smaczny ramen zwróciłam do toalety. Jednak gdy tylko wyszedł, jak zapowiedział, zaraz po śniadaniu, zmywając gary – bo sama się do tego zgłosiłam, by aby tak odwdzięczyć się za gościnę – dobry humor od razu mi przeszedł. I to nie z powodu moich kłopotów z długiem u Yamamoto, czy wyrzuceniem z uczelni. Doszedł mi bowiem do nich jeszcze jeden, może mniejszego kalibru, ale dla mnie na ten moment bardzo istotny – w co ja się na tę kolację ubiorę?! 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top