7


Na szczęście z opresji wyrwał mnie sam Seijuro, wchodząc bez pukania do mieszkania Hanae. Aż wstałam, bo głupio mi było tak siedzieć i nie reagować, jednak nie wiedziałam, co mam zrobić. Seij sam podszedł do mnie i niespodziewanie objął mnie i przytulił. Zamarłam, zwłaszcza że Hanae zrobił dziwną minę. A temu, o co znów chodzi?

- Kitsu...

Odsunęłam się nieco. Dziwnym było być tak blisko niego po tak długim czasie. No i nie byliśmy już dzieci. A ja miałam na sobie tylko yukatę i majtki. Zarumieniłam się na tę myśl, ale od razu oprzytomniałam. Nie bez znaczenia był obraz pięknej modelki z przyjęcia, jaki miałam w pamięci.

- Gomenn, nie wiem, dlaczego tu jesteś... nie wiem nawet, czemu ja tu jestem... - stwierdziłam.

Seijuro podniósł brwi i spojrzał na mnie zdzwiony, a potem na Hanae.

- Susu? Wyjaśnisz wreszcie, o co chodzi? – Seij usiadł i nalał sobie kawy.

- Chodzi o to – stwierdził model, wymachując kuchennym ręcznikiem – że nasza mała Kitsu wpakowała się w nie lada kłopot.

Aż podskoczyliśmy oboje z Seijem na te słowa.

- Nasza mała Kitsu? – zapytał Seijuro na pozór spokojnie. – Pozwoliłaś mu tak do siebie mówić? – zwrócił się do mnie.

Podkręciłam głową.

- Nie i nie wiem, o co mu chodzi!

Hanae przyłożył dłoń do serca.

- Ranisz mnie! A ja tylko chcę ci pomóc.

- Pomóc? W czym? W jakie to kłopoty wpakowała się Joan?

Westchnąłem i spuściłam wzrok.

- A no w takie to, że zniszczyła piękną suknię od YY, którą miała na sobie na After. A teraz musi za nią zapłacić... i za szkody moralne. Na dodatek wylali ją z Vogue'a i lada chwila wyleją i z uczelni.

- Co takiego?! – Seij aż wstał. – Ale jak to się stało?

- A tak – opowiadał dalej model, bo ja zawstydzona milczałam – że puściła pawia na suknię Yamamoto i suknia jest już wspomnieniem. Drań zażądał od niej równowartość za ten jakże wyjątkowy projekt, choć sam ją namawiał, by go założyła. A i jeszcze wysłała rachunek do naczelnego Vogue'a, i tym sposobem Joan nie ma już pracy. A bez tego wyrzucą ją ze studiów raz-dwa.

- I stracę swój dom, znaczy pokój w akademiku... - dodałam tak cicho, że ledwie mnie usłyszeli – wyląduję na ulicy, z długiem na pięć milionów jenów. Ja już lepiej pójdę się rzucać pod ten pociąg.

- Co ty gadasz? – zaniepokoił się Susumu, a Seij tylko wzdrygnął.

No tak, zupełnie zapomniałam, że nie powinnam przy nim mówić takich rzeczy.

 Dług opiewa na pięć milionów? Ta suknia była ze złota, czy co? – zapytał.

- Suknia była warta trzy i pół. Reszta to rekompensata za straty moralne... czy jak zwał. – Poinformował go Hanae, bo ja znów zamilkłam, skruszona.

Bez dwóch zdań sytuacja była patowa. Narobiłam problemów i muszę wypić to piwo, jakiego sobie nawarzyłam. Tylko skąd ja wezmę taką kasę? Zasępiłam się znów zdołowana, przez co nie usłyszałam, o czym rozmawiali. Usiadłam na podłodze.

- A jaka moja w tym rola? – doleciał mnie spokojny nad wyraz głos Seijuro.

- No... pomyślałem sobie, że może pogadasz z ojcem? Pomógł mi. Może i Joan pomoże? Co to dla niego te pięć milionów?!

- Odpada i dobrze wiesz dlaczego!

Nastawiłam uszu. Co ten Seij wygaduje. I Susumu? Dlaczego pan Akijo Isao miałby mnie ratować i to tak przeogromną sumą pieniędzy? I jak mu to zwrócę? Co obchodzi go los kogoś zupełnie nieznanego.

- Przecież wiem, że coś was łączyło - Hanae nie dawał za wygraną. – Nie pomożesz swojej dawnej miłości?

Aż wstałam na to stwierdzenie. Seijuro popatrzył na mnie spod czarnej grzywki.

- Joan nie jest moją miłością – rzekł tak zimno, iż poczułam, jakby nagle ktoś otworzył okno i to w mroźny dzień. – I nigdy nią nie była. Nie wiem, co sobie ubzdurałaś Hanae-kun, ale mnie w to nie wciągaj. Gomennasai Joan – spojrzał na mnie – nie mogę ci pomóc.

I wyszedł, nie pożegnawszy się nawet ani ze mną, ani ze zdumionym do granic modelem. Jednak wydawało mi się, iż w tym jego zimnym traktowaniu przebrzmiewała nutka żalu. Ale może to były tylko moje urojenia lub pobożne życzenia. Tyle lat się nie widzieliśmy, że mogłam już nic dla niego nie znaczyć. O ile kiedykolwiek coś znaczyłam.

- Nie martw się – Susumu stanął przy mnie, niezgrabnie objął mnie i przytulił. – Jakoś temu zaradzimy. Coś wymyślę. Choćbym miał sam iść do szanownego pana Isao! Tak! – wykrzyknął mi do ucha, nagle oświecony swoim pomysłem, a ja nieco się odsunęłam. – Ależ to wspaniały pomysł! Obejdziemy się bez tego nieczułego drania, Seijuro. Prawda moja mała Kitsune?

I w tym momencie się rozpłakałam.

cdn... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top