5

Suknia była zniszczona, to był fakt. Pan Yamamoto i tak zareagował – według mnie – nader spokojnie na tę wiadomość. Tak mi się przynajmniej zdawało, dopóki nie dostałam oficjalnego pisma z rachunkiem za wyrządzone przeze mnie szkody. Także te moralne. Najgorsze było to, że pismo przyszło nie na mój prywatny adres, to znaczy pokój, który wynajmowałam w akademiku, a do redakcji Vogue'a. I to do naczelnego. Wylądowałam na dywaniku. Wiele się nasłuchałam o odpowiedzialności, hańbie i głupocie. A także o tym, że nigdy nie będzie tak dobrym pracownikiem, jak prawdziwy Japończyk – tak, tak, w formie męskiej rzecz jasna - i po tej jakże upokarzającej tyradzie wylądowałam na bruku. Straciłam staż, bez którego nie mogłam przecież studiować, a co za tym idzie – zarabiać, i miałam ogromny dług do spłacenia. Przez pierwszych parę minut nie wiedziałam, co począć. Stałam przed redakcją, rozglądając się bezradnie. Łzy piekły mnie pod powiekami. Co ja teraz zrobię? Bez stażu wyrzucą mnie z uczelni, a także z akademika. Z kilkuset jenami w portfelu nie miałam nawet gdzie się podziać. Wiedziałam, że naczelnik Vogue'a raz-dwa poinformuje dziekanat o tym, iż nie odbywam już u nich praktyk. A także być może o przyczynie tego faktu. O wypłacie za artykuł o pokazie także mogłam zapomnieć, bo raczej go nie wydrukują w najbliższym numerze. Ani w żadnym kolejnym niestety. Już miałam usiąść na trotuarze, by rozważyć, czy iść się utopić w Zatoce Tokijskiej, czy rzucić z mostu prosto pod jakiegoś Shinkansena gdy ktoś pochylił się nade mną.

- Joan? – zadziwiające, z jaką łatwością mówił mi po imieniu!

W Japonii zazwyczaj tak się nie robi. Nawet w stosunku do cudzoziemców. Czy – jak określają obcych, nawet tych mieszkających tam wiele lat – gaijin. Zwraca się do siebie po nazwisku i to z szacunkiem. Cóż, widać na niego nie zasłużyłam. Byłam nikim, nawet dla Hanae! A może zwłaszcza dla niego?

Spojrzałam w górę i ujrzałam złote oczy okalane długim rzęsami. On naprawdę ich nie maluje? To niemożliwe, by facet miał tak długie rzęsy. I niesprawiedliwe. Ja miałam wokół oczu rudawe kłaczki i nawet najlepszy tusz nie potrafił zmienić tego faktu. Tym bardziej, że jako osoba ruda i z natury blada, miałam także uczulenie na większość kosmetyków.

- Hanae-kun? Co tu robisz?

- Wpadłem zapytać o twój artykuł i rzecz jasna wywiad ze mną! Kiedy można się spodziewać jego publikacji? Byłaś oddać tekst i zdjęcia?

Na te słowa wybuchłam rzewnym płaczem. Nic nie mogłam poradzić, a jego słowa jeszcze dolały oliwy do ognia, potęgując mój żal i rozpacz. Choć pewnie nie w takim celu je powiedział, bo skąd mógł wiedzieć? Nie wiem, czy zrobiło mu się mnie żal, czy było mu wstyd, że urządziłam takie widowisko na ulicy, w kraju gdzie publiczne okazywanie emocji było nazbyt passe, ale udało mu się zaciągać mnie do małego baru sake, niedaleko redakcji. Po kilku kolejkach nieco się uspokoiłam. Sięgnęłam po mój wysłużony plecaczek, ale nim zdążyłam wyjąć chusteczki, Hanae już podawał mi swoją. Co on taki miły? Uśmiechał się też łagodnie i przyglądał mi z zaciekawieniem.

- Czy teraz jak już ci troszkę przeszło, powiesz mi, o co ta rozpacz? Jakieś wyjaśnienie chyba mi się należy, prawda?

Mówił spokojnie, kiwając na barmana, by nalał nam następną kolejkę. Nie oponowałam, choć miałam słabą głowę nawet na tak niskoprocentowy alkohol.

- Wywalili mnie - wydukałam, gdy zawartość kolejnej czarki zapiekła mnie w gardle.

- Jak to „wywalili"? Skąd cię wywalili? – nie zrozumiał Hanae.

- No z gazety... znaczy z Vogue'a! – czknęłam wcale nie elegancko. – Co je teraz pocznę - znów wykrzywiłam usta w podkówkę.

- Ale to znaczy co? Czemu cię wywalili? – nie zrozumiał, no bo jakim cudem mógł wiedzieć o rachunku za zniszczoną sukienkę i moralne zadośćuczynienie na dodatek.

Wyjaśniłam, w czym rzecz.

- Nawet gdyby harowała dzień i noc bez wytchnienia, nie dam rady spłacić takiej sumy. I jeszcze straciłam jedyne źródło utrzymania, i wywalą mnie z uczelni na zbity pysk.

- A to menda z tego Yohji! Nie sądziłem, że aż taka! Sam przecież cię namawiał, byś ją założyła!

 Spojrzałam na niego spod załzawionych rzęs. Nie myślałam, że właśnie on tak się przejmie moim losem. Dlaczego miałam go za dupka? I bufona?

- No ale teraz to bez znaczenia. Owszem, dał mi ją sam, ale nie po to bym zwróciła na nią mój posiłek. I ją zniszczyła.

Hanae zamyślił się.

- A co z twoim reportażem z pokazu? I z After?

Wzruszyłam ramionami.

- Nie mam pojęcia! Nie wiem. Oddałam tekst i zdjęcia, ale czy go wydrukują? Przykro mi Hanae-kun. Zależało mi na nim tak samo, jak i tobie. – Plotłam trzy po trzy, bo alkohol nieco szumiał mi już w głowie, a było mi żal nie tylko siebie i swojej pracy.

Być może dla niego to było równie ważne? A ja źle go osądziłam wtedy? Barman nalał nam następną kolejkę.

- Przykre, ale nie martw się! Myślę, że mogę temu jakoś zaradzić.

- Ty? – zdziwiłam się.

- Owszem, ja! Mam pewne wtyki. I znajomości. W końcu jest się tym najlepszym modelem w branży, co nie? – mrugnął mi oczko.

Zarumieniłam się, choć pewnie policzki i tak miałam już czerwone z upicia się.

- A co konkretnie masz na myśli?

- Dowiesz się niedługo, ale teraz... trzeba cię odtransportować do domu, bo jeszcze trochę i mi tu fikniesz orła. Lub puścisz pawia jak wtedy.

Jeśli to miał być żart, to kiepsko mu wyszedł. Ale uśmiechnęłam się uprzejmie. Wziął to za dobrą monetę. Wytarł mi twarz kolejną chusteczką, zatrzymując się na chwilę na moich wargach.

- Masz bardzo ładne usta – stwierdzi, a mi zrobiło się jako ciepło w środku. - Daleko mieszkasz? Odprowadzę cię!

- W Hongo, w akademiku dla obcokrajowców. To w Bunkyo – dodałam zupełnie niepotrzebnie.

Byliśmy niedaleko Marunouchi,w dzielnicy Chiyoda. Było to centrum biznesowe, w którym mieściła się redakcja,położone całkiem niedaleko centralnego dworca Tokio, skąd miałam zazwyczajfenomenalne połączenia prawie do samego kampusu. Jednak nie wiedziałam, czymogę tam wrócić. Ani jak szybko wieść o utracie stażu dotrze do dziekanatu. Niemiałam jednak innego domu. Tam miałam wszystkie swoje rzeczy, których nieposiadałam aż tak wiele. Przez całą moją edukację, tę wczesnoszkolną, aż doukończenia liceum mieszkałam najpierw w domu dziecka, a potem u rodzinyzastępczej. Ta jednak przeprowadziła się aż do Fukuoki. 

Na szczęście akurat wtedy dostałam się na studia i przyznano mi pokój w akademiku. Jednak dzieliłam go z dziewczyną, która przyjechała studiować tu aż z Włoch i raczej nie mogłam zapraszać gości, zwłaszcza płci męskiej. Niby taki nowoczesny kraj, ale tradycje stare.

- Wezwę taksówkę w takim razie – stwierdził on.

- Nie, nie trzeba... wrócę metrem – oponowałam.

Było mi strasznie głupio. Nie dość, że postawił mi sake, to jeszcze zapłaci za taksówkę? Wiedziałam, że na biednego nie trafiło, ale co on nagle taki uczynny się zrobił? Było mu mnie żal? Nie potrzebowałam jego litości, poradzę sobie! Zawsze jakoś sobie radziłam w życiu. Prawie zawsze. Nie chciałam też być mu nic dłużna. Kto go tam wie, kiedy mi to wypomni?

- Ależ nalegam – wziął mnie pod rękę. – Miałbym wyrzuty sumienia, gdybym pozwolił ci samej teraz wracać, w takim stanie.

W jakim stanie do cholery?! Była tylko pijana! No i może nieco załamana. Jednak nie rzucę się przecież pod pociąg. Nie jestem desperatką. Nie aż taką. I nadal jakoś podejrzaną wydawała mi się jego nagła sympatia.

- Nie jestem pijana - powiedziałam, ale wbrew temu niemal przewróciłam się na chodnik, sięgając po mój plecaczek.

- Właśnie widzę - kiwnął na taksówkę, która podjechała pod krawężnik.

Niestety nie dowiózł mnie do akademika. Zasnęłam w samochodzie, upojona alkoholem. Nie bez znaczenia był fakt, że znów prawie nic nie jadłam od rana. Byłam już wycieńczona, a sake załatwiło resztę. Nawet nie słyszałam, dokąd kazał jechać kierowcy. 


cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top