29

Trzy dni potem rozpętało się piekło. Nie tylko w prasie. Internet, a nawet telewizja, huczały od tego, że nieznana i niezależna reporterka, podpisująca się pseudonimem J.C.Fox bezlitośnie obnaża haniebne występki i tajemnice najsłynniejszego modela w Japonii. Chłonęłam to z przeogromnym zdziwieniem i ponurą satysfakcją, dochodząc do siebie w domu Seijuro. Nie miałam złudzeń, iż model nie domyśli się, kto jest autorem tego wszystkiego. Tego nawet chciałam. Na razie nikt nie stanął w obronie Hanae. Żadna z agencji, z którą był związany nie odważyła się sprostować tego, co napisałam. Model widać był jeszcze w Afryce i nie miał pojęcia, co szykuję mu na powrót do Japonii. Pisałam coraz to odważniejsze artykuły, poparte teraz także opowiastkami jego byłych dziewczyn, modelek z którymi pracował i innych ludzi, którym zalazł za skórę. Wiele pomógł mi Seij. On także zadbał, by to co napisałam trafiało do odpowiedniego odbiorcy. Coraz więcej tytułów, nie tylko o modzie drukowało moje artykuły. Większość rozmów przeprowadzałam przez telefon lub na czatach w Internecie. Niektóre dziewczyny chciały zostać anonimowymi, niektóre nie bały się podpisywać pod swoimi wyznaniami. Świat poznawał coraz to gorsze fakty na temat Hanae Susumu, a to był dopiero wierzchołek góry lodowej.

Wreszcie model wrócił. Dowiedziałam się tego, gdy zobaczyłam go w programie rozrywkowym, gdzie pokazano mu jeden z najnowszych numerów jakiegoś pisma, a w nim to, co napisałam. Z dziką satysfakcją oglądałam jego ponurą minę, udawany luz i próbę zaprzeczania, tak nieudolną, że aż groteskową. Prowadzący zadawał coraz to bardziej niewygodne pytania, a ja notowałam wszystko, co mówił Hanae. Zamierzałam i te kłamstwa obalić. A było co! Kolejny artykuł napisałam w godzinę i wysłałam nie tylko do gazet, ale i telewizji. I tak przez kilka kolejnych dni. Seijuro nawet już mnie nie musiał namawiać ani specjalnie motywować. Machina napędzała się sama. Zwłaszcza gdy moje działania wreszcie przyniosły oczekiwany skutek. Pierwsze strony wielu gazet zaczynały traktować o upadku najsłynniejszego modela, o jego hańbie, o końcu jego wspaniałej kariery. Aż wreszcie i w Vogue ukazał się obszerny, bo na kilka stron, artykuł o Hanae Susumu. Czytałam go z zapartym tchem, bo wiedziałam, że z tym tytułem liczą się w branży i, że jak Vogue już o tym pisze, to prawda wreszcie została obnażona. Nie naraziliby się przecież na proces o zniesławienie. I słusznie. Pisali też o tym, że kolejne agencje i marki wycofują się ze współpracy z modelem, i że to już koniec jego sławy. Szybki spadek po równi pochyłej. Wisienką na torcie była moja insynuacja, jakoby Susumu miał powiazania z mafią. Co zresztą było prawdą, ale nie napisałam o tym wprost. Nie byłam głupia, by narażać się Isao-sama i Boryoku-Dan. Choć z drugiej strony dobrze wiedziałam, że to już miało miejsce, bynajmniej nie z powodu modela.

Jak dalece miałam rację, przekonałam się kilka dni później. Seijuro właśnie przyszedł, przynosząc mi kolejne naręcze gazet z sensacyjnymi wiadomościami na temat upadku Hanae, gdy zadzwonił jego telefon. Minęły już dwa tygodnie od feralnej nocy, kiedy uratował mnie z rąk oprawców, ratując mi także życie. Spodziewaliśmy się oboje, iż nasza sielanka – jakby to irracjonalnie nie brzmiało – nie potrwa długo. Zwłaszcza, że ojciec Seija nie był w ciemię bity. Dobrze wiedział o tym, co się wydarzyło w domu modela. I na pewno wiedział, co się stało potem. To była tylko kwestia czasu i ten czas właśnie nadszedł. I tak dał nam go dość wiele. Seij długo rozmawiał przez telefon. Gdy skończył, przyszedł do mnie, a jego mina nie wróżyła nic dobrego.

- Dowiedział się? – zapytałam nieco głupio.

- Myślę, że wiedział już od początku. Czego zresztą się spodziewaliśmy, Kitsu.

- Kiedy mamy tam być?

- Dziś wieczorem – odpowiedział tylko.

Pokiwałam smutno głową. Jeszcze się nie bałam. Jeszcze nie byłam pewna, co zrobi nam Isao-sama, ale zdawałam sobie sprawę, że to koniec. Seij usiadł na łóżku i mnie przytulił, a potem delikatne pocałował. Nie oponowałam. Przez cały ten czas i tak powstrzymywał się z wiadomych powodów. Chciał, bym doszła do siebie, przepracowała traumę i złe wspomnienia. Dał mi też wspaniałe do tego narzędzie – wendettę. I ona była lepsza niż jakakolwiek terapia. Fizycznie też nic mi już nie dolegało. Jednak z wahaniem oddawałam pocałunki. Wiedziałam i pamiętałam, jak potrafi być łagodny i delikatny. I nadal bardzo go kochałam. I pragnęłam.

- Jeśli nie chcesz..., jeśli nie jesteś jeszcze gotowa - wyszeptał mi w usta – zrozumiem.

- Chcę – objęłam go i pociągnęłam za sobą w pościel. – Tylko ciebie chcę i tylko twoja miłość pozwoli mi zapomnieć.

Kochaliśmy się powoli i czule. Celebrując każdą pieszczotę, napawając każdym pocałunkiem i dotykiem. Biskością jaka dana nam była ostatni raz. Pewni tego, jak jeszcze nigdy wcześniej. Do samego wieczora leżałyśmy, tuląc się do siebie niczym małe dzieci. Jak kiedyś w domu dziecka w Hiroo.

Równo o dziewiętnastej byliśmy już gotowi na wszystko. Seij powiedział mi, że przyjedzie po nas limuzyna jego ojca. Gdy usiadłam w aucie obok niego, już przybrał ten obojętny wyraz twarzy, ukrywając pod maską spokoju targające nim emocje. Nawet na mnie nie patrzył. Tylko jego dłoń coraz mocniej ściskała moją. I dopiero wtedy ogarnął mnie strach. Co tam strach! Poczułam prawdziwą panikę. Co zrobi Isao-sama? Jak nas ukarze? Bo, że ukarze tego byłam pewna. Nie sądziłam, by Seijuro pozwolił mi zrobić jakąkolwiek krzywdę, ale czy w takim razie sprzeciwi się ojcu, gdy ten uzna to za konieczne?

Jechaliśmy przez miasto w milczeniu. Z Edogawy do Meguro samochodem jedzie się pół godziny. To było najdłuższe pół godziny mojego życia. Zajechaliśmy pod wspaniałą, pełną przepychu rezydencję, godną nie tylko największego biznesmena w Tokio, ale i szefa mafii. Dzielnica bogata w muzea i parki, ze słynnym River Park i kanałem nad którym rosły przepiękne drzewa sakura. I tam niedaleko miał swój dom ojciec Seija. Niestety wiśnie już dawno przestały kwitnąć, a zmierzch przyspieszały nadciagające nad miasto chmury. Dreszcz obawy wstrząsnął moim ciałem. Nie bałam się tak nawet wtedy, gdy Hanae i jego zbiry pastwili się nade mną. Wiedziałam, że jeśli ojciec Seija uzna to za stosowne, lub będzie miał taki kaprys – zbije mnie. I nawet Seijuro mnie nie ocali. Nie spodziewałam się jednak tego, co nas tam naprawdę czekało. Kolejni ochroniarze, który naprawdę wyglądali jak ludzie mafii, zaprowadzili nas do środka. Jeden z nich nie miał małego palca u lewej ręki. Tak Boryoku-Dan karało nieposłuszeństwo swoich ludzi, a to wcale nie była najgorsza kara.

Isao Akijo czekał na nas w ogromnym gabinecie na parterze domu. Klasyczny wystrój mieszał się z nowoczesnością i przepychem. Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Za bardzo się bałam. Z trudem stawiałam kolejne kroki. Seij już nie trzymał mojej dłoni. Był cichy i zamyślony, ale dobrze wiedziałam, że to tylko pozory. Widziałam zaciskające się w gniewie szczęki i mars na jego czole. Szłam dwa kroki za nim, niczym posłuszna japońska kobieta. Jak owieczka na rzeź.

Jego ojciec siedział za ogromnym biurkiem, jeszcze większym od tego, jakie miał w gabinecie w Sunshine City.

- Otousan – pochylił się w ukłonie Seij, a ja zrobiłam to samo bez słowa.

Nie powiedział nic więcej. I wcale nie musiał. Isao spoglądał nas w milczeniu. Nawet nie wstał ani się nie odkłonił. Trwało to tak długo, iż myślałam, że się już nie odezwie.

- Zawiodłeś mnie synu – rzekł wreszcie.

Seij milczał, ale nie spuścił wzroku, choć może powinien. Ja także wpatrywałam się w starszego pana. Być może ze strachu, być może z przekory i buty jaka narastała we mnie w takich sytuacjach.

- Masz mi coś do powiedzenia na swoją obronę? – Isao chyba nie spodziewał się, że syn nie zareaguje.

Seij wzruszył ramionami.

- Co mam ci rzec? Wszystko i tak już dobrze wiesz, prawda? Nic się przed tobą nie ukryje.

Ton jego głosu zdradzał targające nim emocje. Isao spojrzał na mnie.

- A ty, panno Onari? A może J.C.Fox?

Nawet nie drgnęłam. Paraliżował mnie strach. Więc wiedział i to. Czego zresztą się spodziewałam. Wiedział wszystko!

- Złamałaś nie tylko obietnicę, ale także warunki naszej umowy. I jak mam cię teraz ukarać, moja mała Kitsu?

Na te słowa Seijuro drgnął, jakby w nim coś pękło.

- Nie waż się jej tak nazywać! Ani karać! Nie dość już przeszła? Bo chyba wiesz, co się wydarzyło w domu Hanae. Twój ludzie też tam byli. I dobrze wiesz, co jej zrobili! Nie pozwolę ci więcej jej skrzywdzić.

Isao podniósł dłoń, nakazując synowi milczenie. W moich oczach ukazały się łzy i po cichu spłynęły po twarzy. Strach jaki czułam spotęgował ból w sercu na wspomnienie tego, co przeszłam. Ojciec Seija bez słowa wyjął z szuflady biurka plik kartek.

Spoglądaliśmy na niego w niemym oczekiwaniu.

- To są wyniki badań DNA – rzekł tak spokojnie, jakby mówił o niedzielnym pikniku, czy czymś równie miłym co nieistotnym. – To ty byłbyś ojcem, mój synu, gdybym w porę nie interweniował.

Mało co nie zemdlałam na te nowiny. Nie odważyłam się jednak nawet jęknąć. Seij aż spurpurowiał na twarzy.

- Ty draniu! Potworze! Jak mogłeś...

Isao wstał.

- Jak mogłem co? Uchronić cię przed katastrofą jakim byłby niechciany bękart? Muszę dbać nie tylko o moje czy twoje interesy, ale i całej organizacji! Kiedy to wreszcie pojmiesz krnąbrny synu? Kiedy zrozumiesz... - walnął pięścią w blat burka, aż jakiś bibelot spadł na podłogę. – Uzależniłeś się od niej! Nie pojmujesz? To cię zniszczy. Zbyt długo przymykałem na to oczy. Najwyższy czas to zakończyć!

- Tak samo było z moją matką, prawda? – Seij dyszał z wściekłości, a ja mogłam tylko bez słowa, ze zgrozą w oczach, obserwować to stracie. – Wiem, że to co zrobiła, zrobiła przez ciebie! Bo ją odtrąciłeś. Bo jej nie chciałeś, tak jak i mnie! Gdyby nie uciekła, też pewnie zmusiłbyś ją do pozbycia się dziecka w tak haniebny i brutalny sposób? Byliśmy ci nie tylko solą w oku, ale i zbędnym balastem. Przeszkodą w twoim przestępczym życiu. Czy kiedykolwiek nas kochałeś? Ważna dla ciebie była tylko organizacja!

- I dla ciebie też powinna! Będziesz kiedyś stał na jej czele Seijuro!

- A może tego nie chcę? Spytałeś mnie kiedyś o to, ojcze? Czy spytałeś mnie, czy chcę być bity, głodzony, karany w każdy możliwy sposób, ćwiczony niczym tresowane zwierzę? Nie... - roześmiał się gorzko. – Nawet zwierzęta traktujesz lepiej niż rodzonego syna!

- To bądź nim wreszcie! Pozbądź się słabości jaką bezsprzecznie jest miłość do tej dziewczyny. Pozbądź się dziecinnego pragnienia, by zemścić się na mnie. Dobrze wiesz, że nie miałem wówczas wyboru. Tak samo, jak ty nie masz go teraz.

Przysłuchiwałam się tej wymianie zdań, pewna, że rozgrywa się tu coś ważnego. Jakaś potyczka między ojcem, a synem. Tylko co było jej stawką? Miałam się niestety przekonać bardzo szybko!

- To cię w żaden sposób nie tłumaczy! I nieprawda. Zawsze jest jakiś wybór, nawet jeśli jest nim śmierć! – Seij niepodziewanie wyciągnął broń zza pazuchy, celując w ojca. Była to mała Beretta, którą widziałam już raz, gdy wyjeżdżał do Hongkongu.

Zamarłam. Niemal natychmiast przyskoczyło do mnie dwóch ochroniarzy. Jeden mnie złapał, drugi przystawił Glocka do skroni. Seij spoglądał to na ojca, to na mnie. Niemal widziałam trybiki poruszające się w jego głowie.

- Jeśli ktoś tu dziś zginie, to na pewno nie ja – stwierdził starszy pan. – Oddaj mi broń, chłopcze, a nie stanie jej się żadna krzywda. W przeciwnym razie...

Machnął dłonią, a celujący we mnie mężczyzna odbezpieczył pistolet i położył palec na spuście. Nie zareagowałam. Byłam zbyt przerażona. Seij niepewnie odsunął się o krok. Isao uśmiechnął się tryumfalnie.

- Teraz rozumiesz? Widzisz jaką władzę niesie za sobą moja pozycja? Stanowisko szefa Kyokuto-Kai, które będzie kiedyś twoje? I co? Nadal chcesz mnie zastrzelić? Jeśli mnie zabijesz, zajmiesz moje miejsce. Myślisz, że organizacja tak łatwo da ci odejść, gdybyś chciał zrezygnować? Pozwoli ci zabrać ją ze sobą? Żyć po swojemu?

- Zabiłeś moje dziecko... - wysyczał Seijuro przez zaciśnięte zęby. Skrzywdziłeś kobietę, którą kocham! Pozwoliłeś ją skrzywdzić... - w brązowych oczach Seija zobaczyłam łzy.

- Ile razy mam ci tłumaczyć, że my, mężczyźni mafii nie mamy ukochanych kobiet? Możemy zabawiać się z dziwakami. Ale nie możemy kochać! Nie może nam na nikim zależeć! To niedopuszczalne! Jednak, jeśli nadal pałasz chęcią mordu i zemsty, dam ci ją. Ale to nie ja dziś umrę, synu!

Ze zdziwienia aż podniosłam brwi, a Seij niepewnie opuścił broń. Isao spojrzał na jednego z ochroniarzy.

- Przyprowadźcie ich!

Mężczyzna wyszedł posłusznie, drugi zaś wciąż trzymał mnie na muszce, jednak zdjął palec ze spustu. Po chwili do gabinetu weszło kilkoro innych mężczyzn. Rozpoznałam w nich dwóch moich katów oraz – o zgrozo – Hanae. Prowadził ich ten, który wyszedł, a z nim przyszło trzech kolejnych goryli, o wyglądzie typowych gangsterów z Yakuzy. Ogolone głowy, tatuaże i rozsadzające koszulki moro bicepsy. Niczym zapaśnicy sumo. Model i jego kolesie mieli związane spinkami do kabli ręce na plecach. Dwaj moi oprawcy zostali popchnięci na kolana. Susumu nadal stał, wbijając we mnie nienawistne spojrzenie. Nietrudno było zgadnąć, o czym myśli.

- Oto śmierć, o którą tak się dopominasz! Jeśli nadal jej pragniesz.

- O czym ty mówisz, ojcze? – Seij wodził wzrokiem od ojca, do modela i mężczyzn na kolanach.

- To ci, którzy ją skrzywdzili, czyż nie? – Isao wskazał na klęczących. – Prawda, mała Kitsu? – zwrócił się do mnie.

Z przerażania nie mogłam wykrztusić słowa. Skinęłam tylko głową, nie patrząc na moich oprawców. Hanae przestąpił nerwowo z nogi na nogę, jednak nic nie mówił.

- Zastrzel ich – powiedział ojciec do syna tak spokojnie, jakby zapraszał go na lody. – Bo jeśli nie, każę zastrzelić ją – przerażająca nuta groźby zawisła w eterze pomiędzy nami. – Pokaż mi wreszcie, że jesteś mężczyzną! Że jesteś godzien być moim następcą!

Seij oniemiał, wpatrując się w ojca wzrokiem równie przerażonym jak mój własny.

- No dalej... - zachęcał go Isao, po czym sam sięgnął po broń.

Złapał mnie za łokieć i pchnął na podłogę obok tamtych dwóch. Hanae cofnął się o krok. Ojciec Seija przyłożył mi lufę do skroni.

- Nie masz wyboru mój synu, ani wiele czasu. Policzę do dziesięciu i jeśli ty nie strzelisz, zrobię to ja! Tak właśnie stałem się mężczyzną. Taki jest boss Kyokuto-Kai. Nie ma tu miejsca na sentymenty, uczucia i litość. Dalej... raz... dwa...

Kolejnego słowa nie usłyszałam, bo rozległ się strzał, od którego aż zabrzęczało mi w uszach, mimo że pistolet miał tłumik. Odruchowo zacisnęłam powieki, by nie widzieć jak przeze mnie Seijuro staje się mordercą. Wprawdzie takiego końca życzyłam wtedy całej trójce, ale teraz – gdy to się stało – zadrżałam ze strachu i obrzydzenia. Padł kolejny strzał, a w powietrzu uniósł się metaliczny zapach prochu. Dwa ciała osunęły się na podsadzkę. Bałam się spojrzeć. Nie tylko na zabitych, ale i na Seijuro. Przez chwilę panowała ciężka, okropna cisza. Słyszałam tylko czyjś przyspieszony oddech, a potem rozległy się oklaski. To Isao wyrażał swoje uznanie wobec syna. Zobaczyłam to, gdy tylko odważyłam się wreszcie rozewrzeć oczy. Hanae stał blady niczym trupy leżące u naszych stóp. Seij oddychał jak po ciężkim biegu, w dłoniach wciąż dzierżąc pistolet, a jego ojciec bił brawo. Co za chory i pokręcony człowiek. Wstałam powoli.

- Nie było trudno, nieprawdaż? – Isao podszedł do syna, klepiąc go po ramieniu.

Seij odsunął się, z przerażeniem oczach spoglądając na to, co przed chwilą zrobił. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę, iż odebrał życie dwóm ludziom? Może i byłoby mi ich żal, gdyby nie zrobili tego, co zrobili. Isao rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie. Trwało to zaledwie sekundę, ale i ja i on wiedzieliśmy. Tych mężczyzn spotkała zasłużona kara. Chociaż działali na jego zlecenie. To dopiero było pokręcone! Na ustach szefa mafii pojawił się satysfakcjonujący uśmieszek.

- Nawet ona to rozumie synu. I jestem pewien, że nie wahałaby się pociągnąć za spust. Na co zaraz będzie miała okazję!

- Co takiego? – udało mi się wreszcie coś powiedzieć.

Seij milczał. Uspokoił się już i z obojętnością spoglądał na to, co uczynił. Otarł czoło wierzchem dłoni, w której wciąż trzymał pistolet. Nie obdarzył mnie ani jednym spojrzeniem. Bałam się chociażby przypuszczać, o czym teraz myśli. Nagle jeden z facetów złapał modela i przygwoździł go do podłogi. Pan Isao podszedł do mnie. Zadrżałam.

- Jego zostawiłem dla ciebie, mała Kitsu.

Hanae jęknął. Cofnęłam się o krok.

- Nie zabiję go! To chore! Pan jest szalonym człowiekiem Isao-sama.

Starszy pan przyglądał mi się w milczeniu, a potem podszedł do syna. Wyjął z jego dłoni broń i wycelował w niego. Seij nawet nie drgnął.

- Jeśli nie zabijesz Susumu, ja zabiję Seija! No mała Kitsu? Na kim ci tak naprawdę zależy?

Zasłoniłam usta dłonią, by nie krzyknąć. Seijuro wreszcie spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam nie strach, a nienawiść. Przeraziło mnie to bardziej niż wycelowana w jego skroń lufa Beretty. Hanae zaczął płakać niczym ostatni tchórz. Ochroniarz, który jeszcze chwilę wcześniej celował do mnie, na skinienie Isao-sama wręczył mi tego samego Glocka, z którego miał mnie zabić. Wzdrygnęłam się.

- Nie będę z wami pogrywać w te wasze gierki. Pan wie Isao-sama, równie dobrze jak ja, że nie zabije pan swojego syna, a ja nie odbiorę życia Susumu. I nie ma to nic wspólnego z moimi uczuciami do któregokolwiek z nich. – Sama nie wiedziałam skąd we mnie nagle taka odwaga i determinacja, by mu się przeciwstawić.

Być może w obliczu zagorzenia odzyskałam jasność umysłu i rezon? Być może tyko takie sytuacje mnie do tego zmuszały? Stach gdzieś uleciał, a oszalałe bicie serca powoli uspokajało się. Szum w uszach ucichł równie nagle jak się pojawił.

- Najpierw na pana zlecenie zrobili, to co zrobili, a teraz wysłużył się pan własnym synem, by odwalił za pana brudną robotę? I żąda pan ode mnie tego samego? Nigdy! Zrobił pan z syna mordercę Isao-sama! Ze mnie pan nie zrobi! – rzuciłam podaną mi broń na podłogę.

Seij westchnął z ulgą, a Susumu przestał zawodzić i podniósł głowę, by spojrzeć na mnie. Isao opuścił pistolet i podszedł bardzo blisko.

- Jeśli ty tego nie zrobisz moja droga, zrobią to moi ludzie. Podnieście go!

Przerażony model zaczął znów zawodzić i krzyczeć.

- Nie! Błagam! Panie Isao! Kitsu... wybacz mi, ja nie chciałem... to oni... zmusili mnie, Seij... błagam... nie chcę umierać! Joaaannn! Nieeee...

Zarobił cios w splot słoneczny i skulił się w sobie, już tylko płacząc. Coś ścisnęło mnie za serce. Był draniem, ale czy zasłużył na taki koniec? Nie tak to widziałam.

- Jest pan tchórzem Isao-sama. I mordercą. Choć może nie pociąga pan za spust, ma pan krew na rękach i...

Dostałam w twarz, nim zdarzyłam skończyć zdanie. Z moich oczu polecały łzy bólu.

- Zostaw ją! – krzyknął Seij. – I jego też! Nie dość ludzi już dziś zginęło ojcze? Zrobiłem, co chciałeś! Jeśli tak ma wyglądać zarządzenie organizacją..., jeśli nie potrafisz sam zabić człowieka, Joan ma rację! Jesteś nie tylko tchórzem, ale i sukinsynem najwyżej klasy! I damskim bokserem! Tylko kobietę umiesz uderzyć?! W tym mam ci dorównać? To dla mnie szykujesz otousan? Nie masz honoru, chory człowieku!

Nim się spostrzegłam, Isao skinął głową, a Seijuro dostał kopa w brzuch od stojącego obok ochroniarza. Aż upadł na kolana.

- Seij!!! – chciałam podbiec do niego, ale zatrzymali mnie siłą.

Isao znów kiwnął głową, by jeden z mężczyzn podniósł broń, którą upuściłam. Spojrzał na Seija skulonego na podłodze.

- Zaraz ci udowodnię, jak bardzo się mylisz synu!

Starszy pan wycelował w modela i pociągnął za spust. Strzelał tak długo, aż w magazynku zabrakło kul. Krzyczałam z całych sił, a potem rozpłakałam się i opadłam na kolana, drżąc w spazmach. Krew Susumu powoli zaczęła tworzyć na posadzce coraz większą plamę, a jego martwe oczy wpatrywały się we mnie jakby z niedowierzaniem. Zwymiotowałam. Nikt się tym nie przejął. Isao przyłożył mi kolejny raz broń do głowy. Nawet nie drgnęłam.

- A teraz co, synu? Mam ci raz jeszcze pokazać, że nie masz racji? Mam ją zabić? Podnieście ją!

Mężczyźni dość brutalnie postawili mnie do pionu.

- A teraz pomyślimy, co z wami zrobić. Co zrobić z tobą mała Kitsu.

- Zostaw ją! – krzyknął raz jeszcze Seijuro. – Zrobię, co zechcesz, tylko ją oszczędź.

Spoglądaliśmy na siebie w milczeniu. Oczy Seija wyrażały bezdenną rozpacz i bezradność. Moje serce znów pompowało krew w zawrotnym tempie, aż rozbolała mnie głowa, a po twarzy spływały łzy. Zimne dreszcze strachu wstrząsały moim ciałem. Czy zaraz umrę, jak nieszczęsny model? Czy Isao wpakuje mi cały magazynek w trzewia? Szef Kyokuto-Kai zaśmiał się.

- Jaki ty potrafisz być posłuszny, jak się ciebie odpowiednio zmotywuje synu. Ale posłucham twojej prośby. Ten jeden raz! Panna Onari wciąż winna jest mi pieniądze, nieprawdaż? Zabicie jej byłoby ogromnym błędem i marnotrawstwem. Tym bardziej, że posiada ogromny talent. Prawda, Joan Constans Fox?

Milczałam, ojciec Seija mówił dalej.

- Dlatego też pozwolę ci żyć i nadal liczę, że wreszcie twój genialny biznes plan przyniesie spodziewane zyski. Nadal w to wierzę i w ciebie mała Kitsu. Poza tym twoje talenty mogą mi się przydać.

- Co ma pan na myśli? – zapytałam na pozór spokojnie.

Starałam się nie patrzeć na martwego Hanae. Inaczej chyba bym dostała ataku histerii. Seij odetchnął z ulgą, ale nadal wpatrywał się we mnie ze smutkiem. Kiedy zaś przeniósł spojrzenie na ojca, rozpacz zamieniała się w ocean nienawiści i wściekłości. Aż zaciskał pieści w kułak. Bałam się, że zrobi coś głupiego. Jednak po tym, co się tu wydarzyło, chyba nie miał już odwagi.

- Zaraz ci wytłumaczę, jednak teraz... - skinął na stojących z obojętnymi minami zbirów. – Zabierzcie go! Muszę porozmawiać z Joan sam na sam. A tobie synu po raz ostatni zakazuję jakikolwiek kontaktów z tą dziewczyną! Myślę, iż zdajesz sobie sprawę, że jeśli mnie nie posłuchasz, ona umrze. I tym razem nie będę się wahał. Ani słuchał twoich próśb. A teraz idź na górę i zaczekaj tam na mnie. Mamy wiele do omówienia! Nie skończyłeś swoich spraw w Hongkongu. I radzę nie sprzeciwiać mi się więcej!

Seijuro wyszedł, odprowadzany przez dwóch mężczyzn, pozostali już sprzątnęli trzy ciała. Tylko krew na posadzce świadczyła o tragicznych zdarzeniach, jakie miały tu miejsce. Isao skrzywił się z niesmakiem.

- Trudno to będzie doczyścić. – Spojrzał na mnie. – A wracając do ciebie, moja droga..., ale siadaj... - wskazał mi krzesło naprzeciw biurka, przy którym na powrót zasiadł.

Usiadłam, trzęsąc się jak osika. Isao udawał, że tego nie widzi.

– Liczę, że nie muszę powtarzać, iż jakiekolwiek kontakty z moim synem skończą się dla ciebie śmiercią. Prawda?

Skinęłam głową, niezdolna nic powiedzieć.

- Prawda? – naciskał.

- Hai, Isao-sama. – skłoniłam się.

- Miło mi, że się wreszcie rozumiemy. Wracając do twojego długu. Nadal jesteś mi winna pieniądze, które zwrócisz w umówiony wcześniej sposób. Nic tu nie uległo zmianie. A że ośmieliłaś się nie posłuchać mnie i nie respektować warunków naszej umowy, dodatkowo będziesz świadczyć mi jeszcze pewnego rodzaju usługi.

- Jakie? – odważyłam się zapytać.

Starszy pan spojrzał na mnie przenikliwie.

- Masz przeogromny talent reporterski, mała Kitsu. I to chciałbym wykorzystać. Nie bez przyczyny twoja kawiarnia usytuowana jest naprzeciwko komisariatu. Niebawem zawita do niej nowy komendant. Jego osoba bardzo nas ciekawi. Tak więc... o czym to ja? - Roześmiał się nieszczerze. – Będziesz moimi oczami i uszami. I moimi ustami, gdyby zaszła taka potrzeba.

- Nie bardzo rozumiem.

- Będziesz na moje zlecenie pisać artykuły. A także bacznie obserwować poczynania nowego komendanta i jego podwładnych. O reszcie dowiesz się w odpowiednim czasie. Liczę na ciebie, mała Kitsu, a raczej może J.C.Fox! A teraz... moi ludzie odwiozą cię do domu. I ostatni raz przestrzegam! Żadnych kontaktów z Seijuro. Dowiem się, jeśli będzie inaczej, nie łudź się! Żegnam!

cdn... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top