26


Kilka dni potem znalazłam wreszcie czas, by iść do lekarza i tak naprawdę już musiałam. Poranne wymioty się nasilały, nieco spadłam z wagi i straciłam apetyt. Bałam się nawet pomyśleć jaka może być tego przyczyna. Odczekałam swoje w przychodni, poproszono mnie do gabinetu. Po serii badań i rozmowie moje najgorsze przeczucia niestety się sprawdziły. Lekarz stwierdził, że jestem w ciąży. Ciężko mi było w to uwierzyć, choć byłam świadoma, że nie zabezpieczyłam się. Nie bardzo miałam jak, a przedtem nie miałam ani pieniędzy, ani powodu. A Hanae, ten dupek i narcyz, nawet o tym nie pomyślał. Ogarnęła mnie wściekłość na modela! To musiało stać się w ten nieszczęsną noc, gdy pozbawił mnie dziewictwa. Za wściekłością przyszła rozpacz. Co ja teraz zrobię?!

Miałam otworzyć biznes, by spłacić dług u pana Isao, a co za tym idzie być z Seijem. A nie... już chyba bardziej nie mogłam sobie spieprzyć życia!

Szłam nieco otępiała przez zalane wiosennym słońcem, pełne ludzi, ulice Toshimy. Irracjonalnie, choć wśród tłumu, czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek w życiu. Nikogo nie obchodził mój los. Co ja teraz zrobię? W torebce miałam test ciążowy z pozytywnym wynikiem, a w głowie pustkę. W sercu zaś taki ból, że zabrakło mi tchu. Seijuro! Co zrobi jak się dowie? Zostawi mnie? Rzuci i znienawidzi? A co zrobi Hanae? Nie chciałam nawet myśleć! Nie chciałam tego dziecka. Aborcja w Japonii jest zakazana, poza kilkoma przypadkami. Ja jednak nie wpisywała się w żaden z nich. Mimo, że nie miałam męża, to jednak dziecko miało ojca i to jakiego! Sławnego i bogatego. Wróciłam do hotelu. Nie miałam ochoty nic jeść. Nie miałam ochoty nawet żyć! Z tego żalu i złości na modela oraz los, napisałam wreszcie ten cholerny artykuł i wysłałam niemal do każdej gazety. Nie tylko traktującej o modzie. Także do tych plotkarskich szmatławców, jakby je określił Hanae. Nieco mi ulżyło. To był chichot losu i tak to postanowiłam potraktować. A już myślałam, że wreszcie zaczyna mi się układać. A potem, pewnie z beznadziejności i złości, zabrałam test i pojechałam taksówką prosto do niego. Miałam ochotę zniszczyć mu życie, tak jak on zrobił to mnie!

Oczywiście nie było go w domu. Portier usłużnie powiedział mi, że model jest na sesji fotograficznej i wróci wieczorem. Moja irytacja wzrosła. Tym bardziej uznałam, iż powinien wiedzieć. W końcu zostanie ojcem i niech też się po martwi, co z tym fantem zrobić. Znowu zalała mnie rozpacz, gdy uświadomiłam sobie, że być może będę teraz na niego skazana. Niedoczekanie! Tylko czy dam radę prowadzić biznes z małym dzieckiem przy piersi, zupełnie sama? Bo tak to widziałam. Mogłabym też zabrać te dwadzieścia milionów i wyjechać do kraju, gdzie za takie pieniądze pozbyłabym się kłopotu. Jednak potem nie miałabym z czego otworzyć kawiarni i zarobić na spłatę długu u Isao. Nie miałabym też po co wracać do Japonii. A także nie miałam żadnych wątpliwości, że mafia znajdzie mnie wszędzie, nawet gdybym zszyła się na końcu świata.

Czas do wieczora zleciał mi na wymyślaniu coraz to bardziej nieprawdopodobnych scenariuszy, na przemian z poddawaniem się czarnej rozpaczy. Gdy nadszedł wreszcie wieczór, głowa mnie rozbolała od tych myśli i beznadziejności całej tej sytuacji. Seijowi na razie postanowiłam nic nie mówić. Niepotrzebne mu takie nowiny tam w Hongkongu. I tak nie byłam pewna, czy może coś zrobić. A nawet gdyby, to co to takiego będzie. Pojechałam do modela tym razem metrem. Szkoda mi było kasy na kolejną taksówkę.

Hanae faktycznie już wrócił i na szczęście był tym razem sam.

- Joan - zdziwił się na mój widok.

O dziwo pamiętał, by nie mówić do mnie Kitsu. Może dlatego, że był trzeźwy i nie był na haju? Wpakowałam się do środka bez zaproszenia. W uszach mi szumiało ze zdenerwowania. Weszłam do salonu, a model poszedł za mną.

- Co jest? Coś się stało?

Miał na sobie elegancki garnitur w kolorze alg morskich i kremową koszulę rozpiętą pod szyją. Wyglądał, szczerze mówiąc, cholernie dobrze i seksownie. Ja jednak byłam zbyt wściekła, by to na mnie działało. Za wiele już o nim wiedziałam. Przez ten krótki czas wszystko się obróciło o sto osiemdziesiąt stopni. Zjesz beczkę soli – powiadają. Ja jej nie potrzebowałam, by poznać się na Susumu.

Bez słowa wyjęłam test ciążowy i położyłam na szklanym stoliku. Podniósł brwi ze zdziwienia.

- Jestem w ciąży - poinformowałam go pustym, nieco formalnym tonem.

- A co ja mam do tego?

Ogarnęła mnie furia. Co za bezczelny arogant i drań do kwadratu!

- To twoje dziecko - powiedziałam przez zaciśnięte w gniewie zęby.

Usiadł naprzeciwko, nonszalancko zakładając nogę na nogę.

- Jesteś pewna?

No co za...! Zabrakło mi słow. Ma tupet!

- Jak możesz?!

- A może to Seij jest za to odpowiedzialny?

O nie! Nie pozwolę mu znów zwalić winy na Seijuro ani nim się zasłaniać.

- Nie - rzekłam zdecydowanie - to twoje dziecko!

Zasępił się.

- Skoro tak mówisz...

- Hanae, nie przyszłam tu prosić o pomoc, ani nie o łaskę. Nie szukam też pocieszenia. Chciałabym tylko, byś wiedział. Oboje jesteśmy za to odpowiedzialni, taka prawda i trzeba ponieść tego konsekwencje.

Model milczał przez chwilę. Spoglądał na mnie nie odgadnionym wzrokiem, aż moja pewność siebie i determinacja powoli ustępowały miejsca rozpaczy. Za nic nie chciałam się przy nim rozkleić ani załamać.

- A możesz mi powiedzieć czego ode mnie oczekujesz teraz? Jak ty to widzisz?

Nie miałam pojęcia i ta bezlitosna prawda uderzyła we mnie niczym rozpędzony Shikansen. Wzruszyłam ramionami, starając się powstrzymać łzy.

- Pojęcia nie mam.

Przyglądał mi się z obojętnym wyrazem twarzy.

- Jest tylko jedno wyjście, wobec tego.

- Nie usunę tej ciąży, jeśli to masz na myśli. Nie zabije niewinnego dziecka, bo jego ojciec...

- Nie zwalaj winy na mnie! - Wstał i trzasnął dłonią w szklany blat, aż zabrzęczało.

- Nie zamierzam. Oboje przy tym byliśmy, o ile mi wiadomo.

- A skąd mogę mieć pewność, że nie zrobiłaś tego, by mnie usidlić. By dobrać się do mojej kasy?

- Jak śmiesz! - Aż wstałam.

- A jeśli to dziecko Seijuro? Dawałaś mu dupy jak pierwsza lepsza, a teraz próbujesz zwalić winę na mnie. Nie dam się w to wkręcić! Zniszczyć sobie kariery i życia jakimś bękartem. Nie sądziłam, że jesteś taka przewrotna i cwana. Niczym prawdziwa lisica. Kitsune. Nie mogę być nawet pewny, że bachor jest mój.

Ale mnie wkurzył. Nie powiem. Mogłam się spodziewać takiej reakcji, ale myślałam, że jest odrobinę bardziej ludzki. Że, mimo narcystycznego charakteru, ma jednak dobre serce. Jakże byłam naiwna!

- Wobec tego zostaje tylko jedno - rzekłam - zrobię test DNA. Jeśli okaże się, że to twoje, czego jestem pewna wiedz, że konsekwencje cię nie miną. Cała Japonia dowie się jaki z ciebie skurwiel!

- Grozisz mi?! - Jego wzrok pociemniał.

- Jakże bym śmiała – zakupiłam. – Tobie? Idolowi tłumów? Nie... ja tylko przestrzegam. Przed konsekwencjami swoich postępków nie da się niestety uciec, Hanae-kun.

I po tych słowach wyszłam, zostawiając go tam z rozdziawioną buzią i testem ciążowym na stole. Na ulicy załamałam się totalnie. Zalała mnie taka fala rozpaczy, że szlochałam jak bóbr. Ludzie się za mną oglądali. Miałam to w nosie. Poważnie rozważałam, czy nie iść się utopić w Zatoce lub rzucić pod pociąg. Kolejny raz... Jednak przy tym problemie, zniszczenie sukni Yamamoto to była błahostka nie warta zachodu. Znowu los zadrwił ze mnie i kiedy już myślałam, iż wyjdę na prostą pokazał mi, że nie mam żadnej kontroli nad moim życiem i nigdy nie będę miała. Usiadłam na ławce w parku nieopodal mojej kawiarni. Tak bardzo chciałam, by ten sen się spełnił. Sen o życiu spokojnym, zwyczajnym, normalnym. O kimś kochanym przy boku. O miłości! Pomyślałam o Seijuro. Połączyło nas nie tylko wspólne dzieciństwo, ale i uczucie piękne i szczere, i teraz miałabym to wszystko stracić? Było już dość późno i zimno, gdy postanowiłam wracać do hotelu. Jednak nie dotarłam tam. Drogę zajechał mi czarny Van.

Wyskoczyło z niego dwóch osiłków i zarzuciło mi na głowę worek. Wpakowali mnie na tylne siedzenie, a potem dostałam cios w głowę i straciłam przytomność.

***

Ocknęłam się nagle. Leżałam na łóżku w pokoju, który znałam aż za dobrze. To była „moja" sypialnia u Hanae. Co ja tu robię? Nade mną stał on sam, a w drzwiach obcy mężczyzna, którego nie znałam.

- Raczyłaś się wreszcie obudzić, mała Kitsune.

Usiadłam. Głowa okropnie mnie bolała od uderzenia. Byłam ledwo przytomna.

- Susu... co... co się stało? Dlaczego...?

Nie umiałam znaleźć słów. Czemu mnie porwali wprost z ulicy i tu przywieźli. Hanae przysunął się bliżej.

- Dlaczego tu jesteś? Z tej prostej przyczyny, że nie lubię kłopotów, mała Kitsu. A ty nim się stałaś, kiedy przyszłaś do mnie z tym testem ciążowym i informacją, iż rzekomo jestem ojcem tego bachora. I chociaż jestem pewien, że to nie moje, nie pozwolę na żadne testy DNA. A że sama nie chciałaś takiego rozwiązania, no cóż... troszkę ci pomożemy w podjęciu odpowiedniej decyzji. Co nie, panowie?

Na te słowa wszedł do środka drugi mężczyzna. Poznałam go! Był to jeden z ochroniarzy Isao-sama, ten który przyniósł mi walizkę z pieniędzmi. W ręku trzymał strzykawkę i jakieś tabletki. Patrzyłam z przerażeniem jak podchodzi do mnie.

- N... - nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, ani krzyknąć, bo Hanae jedną dłonią złapał mnie za szyję i przycisnął do materaca, drugą zaś zakrył mi usta.

- I tak nikt cię tu nie usłyszy. Opór jest zbędny i bezsensowny. Dostaniesz zastrzyk na uspokojenie, nie bój się – rzekł widząc przerażenie w moich oczach. – Nie zabijemy cię. Nie będę się tak narażał. Ani babrał rąk twoją niepotrzebną śmiercią. Zresztą pan Isao tego by mi nie darował. Spodziewa się po tobie wiele... chyba zbyt wiele, ale to jego sprawa. Ja tylko chcę się pozbyć... zbędnego problemu. Nie pozwolę ci zniszczyć mojej kariery ani mojego życia!

Odsunął się nieco, by ochroniarz Isao-sama mógł mi zrobić zastrzyk. Drugi mężczyzna podszedł, by przytrzymać mnie dla pewności za nogi. Szarpnęłam się mimowolnie, ale nic to nie dało. Dwóch osiłków plus Hanae wystarczyło, by mnie obezwładnić. A i tak byłam słaba po tym ciosie w głowę. Zabolało, gdy igła z impetem wbiła mi się do żyły. Jęknęłam, ale mój głos zdusiła dłoń modela.

- Jeszcze chwila... Jeszcze tylko mała tabletka. To pigułka wczesnoporonna. Powinna pomoc w pozbyciu się twojego niechcianego lokatora – zakpił – a my... pomożemy pigułce, co nie, panowie? Drugą trzeba umieścić... - tu uśmiechnął się i wskazał moje krocze.

Wszyscy troje rechotali, a ja zrozumiałam o czym mówi, dopiero gdy wcisnęli mi siłą do ust tabletkę i zmusili do połknięcia, a potem jeden z nich zdał ze mnie dżinsy wraz z bielizną. Hanae odsuną się, tylko po to, aby zsunąć spodnie. Krzyczałam, ale to nic nie dało. Podczas gdy jeden z mężczyzn uderzył mnie w twarz ze słowami:

- Zamknij się suko! I tak nikt cię tu nie usłyszy - i przytrzymał za ręce z całej siły, drugi już rozsuwał moje nogi.

Hanae z mściwą miną pochylił się nade mną.

- Najpierw ja się zabawię. Potem będzie wasza. Sucz nie chciała mnie! Wolała tego gogusia, synalka waszego szefa! Teraz tego pożałuje. I w dupie mam czy będzie ci przyjemnie, Kitsune... - spojrzał na mnie z taką nienawiścią, że załkałam.

Potem zaczął się mój największy koszmar.


cdn... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top