23


Obudziłam się dość późno, wszystko mnie bolało. Obiecałam sobie, że kolejnym moim zakupem będzie porządne łóżko. Zrobiłam sobie kawy i postanowiłam ogarnąć zakupiony wczoraj sprzęt. Trochę to trwało. Nie miałam nic do jedzenia i czas było iść gdzieś coś zjeść. Jednak najpierw napisałam obszernego maila do Seijuro, nie tylko o rozmowie u jego ojca, ale także o tym, co zastałam w domu modela. To nie był żaden nagły przypadek, ale możliwość kontaktu i wyrzucenia z siebie tego wszystkiego, tak mi rozwiązała język. Kiedy nacisnęłam „wyślij" w moim kubku już nie było kawy, a za oknem świeciło południowe słońce. W brzuchu coraz bardziej mi burczało. Ubrałam się i zapakowałam swój majątek ponownie do plecaka. Nie zostawię tu ani jena. Zeszłam na dół. Zamknęłam drzwi na kłódkę, odwróciłam się i zamarłam. Dwa kroki ode mnie stał Hanae ze zbolała miną i ogromnym bukietem kolorowych tulipanów. Jak mnie tu znalazł? Wyglądał nieszczególnie, jak siedem nieszczęść. Miał podkrążone oczy, czerwone plamy na policzkach. Spod czapki bejsbolówki wystawały włosy w nieładzie. Tak szedł przez ulicę? Czy może raczej przyjechał? Ubrany był też niezbyt elegancko, jak na najsłynniejszego modela w Japonii, a już na pewno w Tokio. Powyciągany, sprany dres, w nieokreślonym szaroburym kolorze, którego logo już się zatarło. Chyba, że to był jego kamuflaż?

- Czego tu chcesz i jak mnie znalazłeś? – nie owijałam w bawełnę.

- Kitsu...

- Nie waż mi się mnie tak więcej nazywać! Nie życzę sobie, rozumiesz! – krzyknęłam, olewając totalnie zdzwionych przechodni. – I nie chcę już mieć z tobą więcej do czynienia.

- Ale Joan... pozwól sobie wytłumaczyć...

- Nie! – pokręciłam głową.

Ruszyłam przed siebie, a on potuptał za mną. Skąd w ogóle wiedział, gdzie jestem? Odwróciłam się do niego tak nagle, że się zachwiał.

- Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?

- Od pana Isao – odpowiedział.

Aaaa! No tak. Najlepiej zaciągnąć informacji u źródła. Dziwiło mnie tylko, że Isao-sama mu jej udzielił. Zresztą... nie ważne. Nie miałam ochoty ani z nim rozmawiać, ani go widzieć, ani słuchać jego tłumaczeń.

- Joan... - zaczął – muszę z tobą porozmawiać! Proszę! Będę szedł za tobą tak długo, aż się zgodzisz.

Ludzie! Chyba się go nie pozbędę jednak. Jedynym wyjściem było posłuchać, co mam mi do powiedzenia. Chociaż chyba już wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Spojrzałam na kwiaty w jego dłoniach. Już to na mnie nie działało.

- Idę coś zjeść – powiedziałam tylko, ale ani go nie zapraszałam, ani nie wygoniłam.

Poszedł za mną tak potulnie, że aż mnie to rozbawiło. Wesołość jednak stłumiłam w sobie. Byłam nie tylko wściekła, ale i zdecydowana, by więcej z nim się nie zadawać. Ale najwyraźniej on miał inne zamiary. Tylko dlaczego? To mnie nieco ciekawiło i chyba tylko z tego powodu pozwoliłam mu iść za sobą. Zaszliśmy do Animate Cafe Ikebukuro. Wybrałam ją nie tylko ze względu na specyficzną klientelę, bo kawiarnia była przeznaczona głównie dla miłośników anime. Tu oboje mogliśmy czuć się anonimowo. Jednak przy wejściu pojawił się problem, bo trzeba było mieć rezerwację. Tego się nie spodziewałam. Stałam jak idiotka, kiedy nagle Hanae z przeuroczym uśmiechem, mimo okropnego wyglądu, powiedział coś na ucho kelnerce i wręczył jej kwiaty, które rzekomo przyniósł mnie. Ona przyjęła je z rumieńcem i poszła w głąb lokalu.

- No co? – powiedział. – I tak ich nie chciałaś.

Wzruszyłam ramionami. Kelnerka wróciła i zaprosiła nas do stolika w rogu sali, oddzielonego – jak wszystkie inne – parawanami z cienkiego pergaminu, na którym były narysowane postacie z japońskich kreskówek. Nie bardzo się orientowałam jakie anime jest teraz na topie. Wyrosłam z tego już dawno. I choć popkultura japońska, a zwłaszcza anime i mangi były nierozerwalną częścią życia każdego niemal Japończyka, ja jakoś nigdy nie pałałam zachwytem na tą formą rozrywki. Usiedliśmy. Kelnerka stała przy nas i wpatrywała się w modela. Chyba jednak nie miała pojęcia kim jest lub – co bardziej prawdopodobne – w tym jego imagu ala żul spod mostu, wcale go nie poznawała. Ciekawe co jej powiedział, że nas wpuściła bez rezerwacji? Zamówiłam spore śniadanie i kolejną kawę, tym razem latte. On poprosił o herbatę.

- Nic nie zjesz? – zdziwiłam się.

- Nie, jadłem w domu. Tak szczerze... - zawahał się – to myślałem, że zjemy razem. Wstałem, a ciebie nie było – posmutniał.

- Susumu! Czy tobie na mózg padła ta koka?! O ile się orientuję, jak wychodziłam nie byłeś sam – prychnęłam.

Czy nie wiedział, co zobaczyłam tamtej nocy? Jego kumpel mu nie powiedział?

- Ciiiiiii, możesz tak nie krzyczeć? – poprosił, rozglądając się niczym spłoszona sarenka. - Zostawiłaś u mnie swoje zakupy – poinformował mnie, jakbym sama tego nie wiedziała. – Dlatego myślałem, że wrócisz na noc.

- Hanae! Ja nie wrócę! Ani na noc, ani wcale. Pan Isao wynajął mi lokal. O czym dobrze wiesz, jak widzę. Mam tam też mieszkanie. Więc nie będę już kłopotać cię moją osobą. Bo tym chyba dla ciebie byłam cały ten czas, prawda?

Milczał.

- Po co tak na serio mi pomagałeś? Bo nie z dobroci serca – dowaliłam z grubej rury.

Nie odpowiedział, bo kelnerka właśnie przyniosła nasze zamówienia. Zamieszałam kawę może zbyt intensywnie.

- Jesteś teraz z nim? – zapytał, ignorując to, co powiedziałam.

- To cię tak boli? – bardziej zgadłam, niż zapytałam, a potem odpowiedziałam. – Nie, nie jestem. Dziwne, że nie wiesz jakie pan Isao postawił mi warunki. Jednym z nich było niezadawanie się z jego synem. Poza tym sam stwierdziłeś, że twoją dziewczyną nie jestem. Że jestem nikim..., że takie ze mnie nic...

Mało co się nie rozpłakałam na samo wspomnienie. Tylko czemu to tak mnie bolało? Rozpaczy postanowiłam zamienić w złość. Pomogło! Łzy jakoś same się cofnęły. Przecież po tym, co widziałam, po tym co zrobił, nie mogłam się już niczemu dziwić. Złapał mnie za rękę, ale cofnęłam się.

- Kit... Joan! Jest mi niezmiernie przykro, nawet nie wiesz jak! Nawet nie wiem jak mam cię za to przeprosić. Zachowałem się....

- Jak ostatni drań?

Pominął moją uwagę i mówił dalej.

- Nic nie mam na swoją obronę. Nic... jednak ty chyba sama najlepiej wiesz, jakie wiodłem życie. I jakie wiodę nadal. O czym się przekonałaś w niedzielę. Jednakże... chciałem... miałem nadzieję...

Nie powiedziałam ani słowa. A nich się męczy! Byłam ciekawa jakimi wymówkami mnie obdarzy.

- Chciałem się zmienić! Dla ciebie! Te kilka wspólnych dni... Pokazałaś mi jak normalne i spokojne może być życie. Życie u kogoś, kogo...

Nie dokończył, bo zgromiłam go wzrokiem. Co on wie o miłości? Nie tylko tej fizycznej? Nikogo nigdy nie kochał, no... może poza samym sobą. Ale i to musiałabyś strasznie trudna miłość. I powierzchowna. Miałam ochotę roześmiać mu się w twarz.

- Słuchaj Susumu. Nie mam żalu do ciebie o nic. Serio. Chcę mieć to już za sobą i iść dalej. Jednak pozwól, że nie uwierzę ani w twoje niezbyt udane przeprosiny, ani w żadne niedopowiedziane wyznania. Między nami nic nie było.

- Nie wierzę, że tak myślisz – obraził się.

Wkurzył mnie tym. To ja powinnam być obrażona. Rozbestwione bożyszcze od siedmiu boleści. Cholerny playboy.

- Nie interesuje mnie już to, w co wierzysz.

- A gdybym...

- Co?

- Gdybym cię poprosił, byś została ze mną? Została moją dziewczyną? Tak na serio? Oficjalnie?

- A przedtem nie było na serio? To co to niby było? Jak myślisz? Jak ja to widziałam? Czułam? Oddałam ci swoje dziewictwo – zniżyłam nieco głos, choć w kawiarni nie było wiele ludzi. – Poza tym... zbyt wiele widziałam tamtej nocy! Nie, Susumu, nie zostanę twoją dziewczyną. Ani na niby, ani na serio, ani oficjalnie lub nieoficjalnie. Mam dość!

- Mnie masz dość? A Seija? Jego nie masz dość?

- Seija do tego nie mieszaj! – wkurzyłam się.

- Sam się już wmieszał, jak widzę i to nie pierwszy raz.

- Jak to? – nie rozumiałam, co bredzi.

- Seijuro raz już mi podprowadził dziewczynę. To przez niego jestem teraz sam. Była nią ta modelka z After, Mimi. Zrobił to drugi raz z pełną premedytacją. To drań jakich mało! I jeszcze miał czelność się z nią pokazywać publicznie!

- Zabawne, bo to samo dotyczy się ciebie. I nie obrażaj Seijuro, bardzo cię proszę – wycedziłam przez zęby, ledwo mogąc utrzymać nerwy na wodzy – do pięt mu nie dorastasz!

- Ja? – roześmiał się. – No pewnie, ja przynajmniej nie testuję panienek do burdelów jego ojca.

- O czym ty gadasz?! – zatkało mnie.

Hanae oparł się wygodnie i wypalił.

- Uczył cię jak to robić prawda?

Zarumieniłam się jak idiotka, nie tylko ze złości.

- Otóż, twój Seij, twój kochany niisan został alfonsem i to na zlecenie swojego ojca. Testował nieco oporne panienki, jakie miały potem pracować w nocnych klubach i licznych domach uciech. Także za granicami. Głównie w Hongkongu. Ale i tu w Japonii też. Uczył je, co mają robić, by facet czuł zadowolenie. A miał w tym niezłą wprawę! Od zawsze miał powodzenie. Jest przystojny, bogaty, jedyny spadkobierca bogatego i wpływowego tatuśka. Pewnie ci już powiedział kim tak naprawdę jest jego ojciec?

Milczałam. Co ten Hanae wygaduje? Irracjonalnie czułam, że to może być prawda. To, jak Seij uczył mnie sztuki miłości. Jego podejście. Cierpliwość, obeznanie i delikatność. Zrobiło mi się niedobrze. Kawa podeszła mi pod samo gardło. Nie pierwszym raz uświadamiałam sobie, że wpakowałam się niezłe bagno. Jak ogromne, nie miałam jeszcze nawet pojęcia. Zbladłam i zrobiło mi się słabo.

- Kitsu, naprawdę? – Pokapował się model. - Nie sądziłem, że jesteś tak naiwna, wierząc, że on cię kocha! I, że jego ojczulek będzie patrzył na waszą miłość z aprobatą. On ma swoje plany, co do przyszłości syna i to dość konkretne. A ciebie w nich na pewno nie ma!

- Nie mów do mnie „Kitsu"! W ogóle do mnie nie mów! Nie mamy sobie nic do powiedzenia! Jutro wieczorem wpadnę po moje rzeczy. Nie będą ci już więcej zawadzać! Ja też nie!

Wstałam i wyszłam bez pożegnania, zostawiając go z rachunkiem do zapłacenia. Szłam ulicą coraz bardziej wzburzona. Już nie miałam ochoty na zakupy, czy cokolwiek innego. Wróciłam do swojej kawiarni, a raczej ponurego i pustego lokum, jakie miało się nią stać. W moim nie urządzanym mieszkaniu rozpłakałam się jak małe dziecko, a potem zwymiotowałam do klozetu, kawę i wszystko, co zjadłam dzisiaj. Siedziałam na podłodze dość długo. Na tyle długo, że za okami zaczęło szarzeć. Z otępienia wyrwał mnie telefon. Podskoczyłam jak oparzona. To był Seij. Dzwonił do mnie?! Nie bał się reakcji ojca? Po tym, co mi powiedział Hanae, o ile to była prawda, odbierałam z pewną obawą.

- Tak?

- Joan! Stoję pod drzwiami, tymi na zaplecze. Wpuść mnie.

Zbiegłam po schodach tak szybko, że niemal nie połamałam nóg. Szarpnęłam za klamkę. Faktycznie Seij tam był. Trzymał w rękach ogromny bukiet kremowych róż i butelkę wina. Wpuściłam go bez słowa. Wreszcie dostrzegł moją niewyraźną minę i zapłakane oczy.

- Co się stało?!

- Widziałam się z Hanae.

- Co takiego? Kiedy? Byłaś tam? Gdy przeczytałem twego maila... udusiłbym drania, gdybym tylko mógł! To przez niego płakałaś?

- Nie, nie byłam u niego, spokojnie. To on przylazł tu. Twój ojciec mu powiedział, gdzie jestem. Tak przynajmniej twierdzi Hanae. Nie wpuściłam go. Ale polazł za mną, no i nie chciał się odczepić. Chciał pogadać. To pogadaliśmy...

Posmutniałam i zamilkłam. Nawet go nie zapytałam, dlaczego przyszedł, mimo zakazu ojca. Po co tak się narażał? Dla mnie?

- Joan? Co on ci takiego naopowiadał?

- Nie tu... chodźmy na górę.

Idąc za mną, rozglądał się ciekawie i chyba nie był zachwycony, tym co zobaczył. Jednak niczego nie skomentował. Podał mi wino i kwiaty. Nawet nie podziękowałam. Priorytetem było dla mnie wyjaśnienie tego, co na opowiadał mi Hanae. Jeśli mówił prawdę, to stawiało nie tylko Seija, ale i nasze relacje w zupełnie innym świetle. W takim, jakiego nie chciałam. Położyłam bukiet i butelkę wprost na drewnianej podłodze. Poza futonem, nie miałam jeszcze żadnych mebli. I nie posprzątałam. Choć nie było jakoś specjalnie brudno. Jednak w porównaniu do luksusowego domu Seija...

No, ofuro długo nie będę miała! Nawet mimo milionów w plecaku. Musiałam je wydać racjonalnie. To mi przypomniało o zakazie pana Isao.

- Seij, dlaczego tu przyszedłeś? Narażasz nie tylko siebie, ale i mnie!

- Bardzo chciałem cię zobaczyć. Za bardzo. Tak bardzo, że w dupie mam zakazy ojca. Nic mi nie zrobi, potrzebuje mnie.

W tym, co mówił było wiele racji. Zwłaszcza po nowinkach od Hanae. Ale co ze mną? Mnie też narażał swoimi zachciankami.

- Seijuro, a ja? Mnie raczej nie potrzebuje.

- Nieprawda! – Zaprzeczył. – Jesteś mu winna pieniądze. I z tego co już wiem, nie małe. Jesteś jego inwestycją. Zresztą nie ty jedna. Jak myślisz na czym mój ojciec tak naprawdę zbija fortunę?

- Może na nierządzie? – wypaliłam, pomna słów modela. – Słyszałam, że ty także masz w tym spory udział.

Nawet się nie zmieszał. Ani nie zaprzeczył. Tylko wkurzył.

- To ci powiedział Hanae? Że pracuje dla mojego ojca jako alfons?

Skąd to wiedział?

- Skąd...? – nie dokończyłam, bo podniósł dłoń, zupełnie jak jego ojciec.

- To Susumu tak ci powiedział, prawda?

Skinęłam głową. Seij prychnął.

- To jego stara śpiewka. Od dawna rywalizuje ze mną, nie tylko o względy ojca. Głownie o względy dziewczyn. Już w szkole tak było! A od kiedy stał się sławnym modelem, to niemal jego obsesja. Odbijał mi prawie każdą, która była mną choć trochę zainteresowana.

- A ile ich było? – wypaliłam.

Pominął milczeniem moje pytanie.

- Joan! Hanae o dupek i drań. Zwłaszcza jeśli chodzi o dziewczyny, o czym zdążyłaś się chyba już przekonać na własne skórze. Lubi się zabawiać. Lubi towarzystwo kobiet, a czasami i mężczyzn. Uwielbia być w centrum uwagi. Nie dbając przy tym o uczucia innych. Manipuluje ludźmi, szczególnie kobietami, a potem je porzuca. Ostatnio tak potraktował Mimi. Gdy tylko się dowiedział, że byliśmy ze sobą... zresztą, nie ważne. Ważne, byś nie wierzyła więcej jego słowom ani mu nie ufała. Dziwi mnie, że jeszcze dajesz wiarę temu, co powiedział.

- A kłamał? Seij! Muszę to wiedzieć! Nie dam rady kolejny raz... nie zniosę tego! Nie ty, błagam...

Objął mnie mocno i przytulił. A potem pocałował. Tęskniłam za nim. I za jego pocałunkami. Też nie mogłam się pogodzić z zakazami jego ojca. A jeszcze bardziej z tym, co powiedział model. Jednak teraz desperacko pragnęłam zatracić się w smaku jego ust, zatonąć w objęciach i zapomnieć się raz jeszcze. Nie przeszkadzała mu ani brudna podłoga, ani brak łóżka. Nie mógł wiedzieć, że przecież chciałam je dziś zamówić. W butelce wina, którą przyniósł, dość szybko zobaczyliśmy dno. Nie miałam nawet kieliszków. Nic nie miałam, poza marzeniami, by zostać w jego ramionach na zawsze.

Futon okazał się dość szeroki, a podłoga wcale nie aż tak brudna. Drżałam w spazmach gorączki pożądania jaką wywołały we mnie jego pocałunki, pieszczoty i dotyk. Leżeliśmy potem mocno przytuleni pod kocami, które kupiłam razem z futonem. Zrobiło się chłodno, bo noc była już spora, a o ogrzewaniu mogłam tylko pomarzyć. Co tam o ogrzewaniu! Nie miałam tu jeszcze nic poza futonem, czajnikiem, kawą, dwudziestoma milionami jenów i... Seijem!

- Jutro zamówimy ci porządne łóżko - wychuchał mi do ucha, aż zadrżałam pod wpływem jego ciepłego oddechu. - Zimno ci? - bardziej stwierdził niż zapytał.

W odpowiedzi wtuliłam się w niego mocniej. Odsunął się na chwilę i włączył telefon. Wyszukał odpowiednią aplikację, a po chwili na ekranie było widać palący się w kominku ogień i słychać trzaskające szczapy drewna. Roześmiałam się.

- To nas nie ogrzeje - rzekł - ale będzie przyjemniej.

Położył się z powrotem i znów mnie objął, okrywając nas oboje szczelnie kocem.

- Seij. Dlaczego nie mogę zamieszkać u ciebie? - to nie było wcale głupie pytanie.

Skoro nic sobie nie robił z zakazu ojca, po co mieliśmy się męczyć w tej ruderze?

- Wiesz dlaczego - skarcił mnie.

- Serio? - odwróciłam się ku niemu, by widzieć jego twarz i oczy. - Czy to, co mówił Hanae, to prawda? – przypomniałam sobie moje dylematy.

Seij milczał dłuższą chwilę. Wiedziałam, że czuje jak mocno bije moje serce, i że czekam na odpowiedź.

- Po części - przyznał wreszcie - ale nie tak, jak to przedstawił.

Chyba wyczuł, jak drgnęłam i odruchowo chciałam się odsunąć, ale na to nie pozwolił.

- Zanim mnie osądzisz wysłuchaj proszę, co mam do powiedzenia, dobrze? I chociaż postaraj się to zrozumieć.

Kiwnęłam głową, a on zaczął opowiadać.

- Jak już wiesz, kiedy miałem dziesięć lat mój dziadek zabrał mnie z domu dziecka. Jego powody były równie pokręcone, co reakcja mojego ojca, który wysłał mnie wówczas do szkoły z internatem. Gdy tylko skończyłem z wyróżnieniem gimnazjum, w wieku lat piętnastu i miałem iść już do liceum, ojciec zabrał mnie do siebie. Mój dziadek już wtedy nie żył. W tym samym roku zacząłem też zupełnie inną naukę. Zaczęło się moje szkolenie na przyszłego szefa Kyokuto-Kai. Oprócz tego oczywiście musiałem normalnie chodzić do liceum i osiągać najwyższe wyniki w nauce. Ba! Za każdą niższą ocenę ojciec surowo mnie karał.

- Bił cię? - spojrzałam na niego nie tylko zdziwiona, ale i przerażona.

To, że z Seij opowiadał mi to wszystko, o czym nie miałam i nie mogłam mieć pojęcia... otwierał się przede mną! Zwierzał mi się i bardziej czułam, niż byłam pewna, że jest ze mną całkowicie szczery.

- Nie tylko - westchnął - bicie to nie była najgorsza kara.

Zaniemówiłam! Jak to nie najgorsza? Nic nie mogłam rzec, bo coś ciskało mnie za gardło. Seij spokojnie mówił dalej.

- Nieraz chodziłem głodny spać, nie tylko bez kolacji. Czasami nie dawał mi jeść cały dzień lub nawet kilka dni. Gdyby nie koledzy z klasy...

Zamilkł na chwilę. Widać dla niego to też było trudne. Przytuliłam go mocniej. Westchnął i objął mnie.

- Mieszkałem w luksusie. Miałem za ojca jednego z najbogatszych ludzi w Tokio. Spod szkoły zawsze odbierała mnie limuzyna, a chodziłem głodny. Ale to też nie było najgorsze.

- Jak to? - odważyłam się zapytać.

Co mogło być gorsze odbicia i głodzenia dziecka? To już w sierocińcu mieliśmy lepiej.

- Jak wiesz trenowałem również sztuki walki. Czasami, gdy ojciec nie był zadowolony z moich postępów, karał mnie i za to. Kazał trenować tak długo, aż mdlałem z wycieńczenia. Znosiłem razy jakie zadawali mi jego ludzie oraz surowy trener. A wiedz, że byli bezlitośni! Zawsze po takim „treningu" i tak rano musiałem iść do szkoły.

- I nikt w szkole nie zauważył? Nikt ci nie pomógł? - w głowie mi się nie mieściło, że tak mogło być.

- Kitsu! Mój ojciec to wpływowy i bardzo bogaty człowiek. A na dodatek, co już wiesz, szef mafii. Ktoś śmie się narażać komuś takiemu? Nie... - pokręcił głową - nikt mi nie pomógł. Gdy skończyłem piętnaście lat ojciec uznał, iż jestem na tyle dorosły, by wprowadzić mnie świat mafii i swoich interesów. Zabrał mnie do domu uciech. Jednego z wielu, jakie miało pod opieką Kyokuto-Kai.

- Do burdelu? - nie mogłam się powstrzymać.

- My tak tego nie nazywamy.

My? - pomyślałam. Już mówi o sobie w taki sposób jak jego ojciec? Posmutniałam. Seij opowiadał dalej.

- Tam dość szybko poznałem, co to znaczy być mężczyzną. I skłamałbym, gdybym powiedział, że mi się to nie spodobało. Zresztą... No cóż... Tam także mogłem korzystać do woli z luksusów i bogactw mojego ojca. Czego sobie nigdy nie odmawiałem. Surowość jego wychowania, bicie, głodzenie, katorżnicze treningi. Odkuwałem to sobie w salonach masażu erotycznego, domach uciech, kasynach, nocnych klubach. To był zupełnie inny świat! Świat przepychu i dobrobytu. To uzależnia Kitsu. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo! - Zamilkł na chwilę.

Cisza jaka zapadła ciążyła na naszych sercach, jak młyński kamień. Bardzo mu współczułam, ale wiedziałam, że nie chce bym to okazywała. Bym się nad nim litowała. Wyszlifował aż do perfekcji twardość swojego charakteru na ostrym i ciężkim wychowaniu, jakie zafundował mu rodzony ojciec. Chyba lepiej by już było, gdyby został w domu dziecka. Nawet moje ciężkie życie przy jego było jak bajka. No prawie... Mnie przynajmniej nie bito i nie głodzono, i nie zmuszono do seksu w tak młodym wieku. Choć z tym zmuszaniem chyba nieco przesadziłam.

- Kiedy dostałem się na studia - kontynuował po dłuższej chwili -byłem już na tyle obeznany w sztuce miłości, że dostałem pierwsze zlecenie. Zazwyczaj dziewczyny, które u nas pracowały same się zgłaszały i wiele z nich godziła się na to, co miała robić. Czasami z własnego wyboru, czasami dlatego, że nie miały innego wyjścia. Życie je do tego zmuszało. Brak pieniędzy lub ich żądza. Długi różnego rodzaju. Takie jak twoje. Rozumiesz? Jednak czasami zdarzały się dziewczyny, które no cóż, były nieco oporne. I wtedy wkraczałem ja! Poniekąd był to mój pomysł, bo ludzie ojca często stosowali niewybredne metody, aby przekonać takie kandydatki. Biciem, gwałtem, zastraszaniem i groźbą utraty życia zmuszali je do uległości. Sam poprosiłem ojca, by pozwolił mi robić to inaczej. Dał się przekonać dopiero gdy moja metoda przyniosła oczekiwane skutki. Nie ukrywam, niejednokrotnie stosowałam chwyty poniżej pasa. Dziewczyny były młode. Zdarzało się, że ledwo co skończyły osiemnaście lat. Zakochiwały się we mnie, a ja ... No cóż... - posmutniał - pewnie nie jednej złamałem serce. Nie przeczę, rozkochiwałem je w sobie, a potem to już same robiły to, o co je prosiłem. Dla mnie gotowe były zrobić wszystko. Być może teraz w twoich oczach jestem draniem nie gorszym od mojego ojca lub Susumu. Jednak to było czasami jedyne wyjście, by uchronić te dziewczyny przed gorszym losem.

- Seij - mogłam tylko powiedzieć, a łzy same spływały mi po twarzy. - Tak mi przykro.

- Niepotrzebnie Kitsu. Tak właśnie było. Nie wiem, co ci naopowiadał ten dupek Hanae, ale było tak, a nie inaczej. Już tego nie cofnę ani nie zmienię. Mogę tylko żałować, ale co to teraz da? Żal zamieniłem w złość i rządzę zemsty.

- Zemsty? – zdziwiłam się.

- Tak! Zemsty na moim ojcu. Nie tylko za to, co zrobił mnie, ale także mojej matce. Głównie za to. Przysięgałem to nad jej grobem!

Znałam już trochę historie jego matki. Nie wiedziałam, czy jestem gotowa na kolejne przykre zwierzenia. To, co usłyszałam, było wystarczająco straszne. Ojciec Seija był potworem.

- A Hanae? - zapytałam by zmienić temat. - Co on ma do tego wszystkiego? Czemu tak cię nie lubi? Twierdził, że... - Wahałam się, bo po tym co powiedział Seij, bałam się, że to może być prawda. - Twierdził, że odbiłeś mu dziewczynę i to nie jeden raz. Ściślej, to każdą która była nim zainteresowana.

Seij roześmiał się. Nieco mi ulżyło. Myślałam, że się zdenerwuje, a to by świadczyło o jego winie.

- Ma chłopak fantazję, trzeba mu przyznać.

- Co masz na myśli? - podniosłam się nieco.

Odsunął mi kosmyk włosów z czoła.

- Pamiętasz Mimi?

- Tę modelkę? Tę, która była z tobą na After?

- Tę samą! Przyszła tam specjalnie, by mi powiedzieć, że ze mną zrywa, bo kocha Susumu. A on niby odwzajemniał tę miłość. Dlatego była tak niezadowolona, gdy cię z nim zobaczyła. Kitsu, Hanae powiedział ci prawdę... w pewnym sensie. Z tym, że to nie ja odbijałem mu wszystkie dziewczyny! To on zabierał je mnie. Od zawsze tak było. Odkąd poznałem go w gimnazjum. Zawsze mi zazdrościł bogatego ojca, powodzenia u dziewczyn. Gdyby tylko wiedział, co za tym się kryło.

- A nie wiedział?

Seij pokręcił głową.

- Nie! Nie jesteśmy aż takimi przyjaciółmi, jak być może to przedstawia. Przyjaźni się ze mną tylko ze względu na mojego ojca. O ile można to tak nazwać.

- Susumu opowiadał mi, że twój ojciec pożyczył mu pieniądze. Tak, jak teraz mnie.

- To prawda.

- I że ty go do tego namawiałeś?

- To też prawda, poniekąd.

- Poniekąd?

- Posłuchaj Joan! Mój ojciec to szef mafii, a mafia zarabia na takich nieszczęśnikach jak Hanae lub ty. Wybacz szczerość. Werbuje ich jako swoich podopiecznych, pomaga, pożycza często niemałe pieniądze, uzależnia od siebie. Dlatego tak bardzo chciałem cię uchronić przed tym, Kitsu.

- A jego nie? - Zdziwiłam się.

- A niby czemu? Nigdy go nie lubiłem. Jak już wiesz odbierał mi niemal każdą dziewczynę, na której mi zależało. Poprosił, bym wstawił się zanim u mojego ojca. Nie wiem, czy wiedział wtedy z kim ma do czynienia i kogo prosi o pomoc. Jednak sam tego chciał. Był nawet tak namolny, że nie miałem wyjścia. I w sumie całkiem nieźle wyszedł na tym. To mój ojciec i jego pieniądze zrobiły z Hanae najsłynniejszego modela w Japonii. Mój ojciec ma naprawdę przeogromne wpływy w tym mieście. A nawet w całym kraju i za jego granicami.

- A teraz i ja dałam się w to wciągnąć. - Westchnęłam. - I chyba już za późno, by to zmienić. Twój ojciec dał mi dwadzieścia milionów i ten dom.

- Wiem - rzekł po prostu - ale Kitsu, zrobię wszystko, aby jak najszybciej...

- Nie! - położyłam mu dłoń na ustach. - Dam sobie radę. Muszę Seij. Dla naszego dobra. Nie mogę cię tak narażać. Już tyle dla mnie zrobiłeś.

- Co zrobiłem? Nic! Nawet nie potrafię cię przed tym obronić.

- Jednak teraz chyba najlepszym wyjściem będzie brnąć w to dalej. I zobaczyć, co z tego wyjdzie. Poza tym chcę tej kawiarni. Bardzo mi się tu podoba. Mam wreszcie kawałek własnego miejsca. A to warte jest każdego poświęcenia i wszystkich pieniędzy świata.

- Nawet jeśli są to pieniądze mafii?

Zamilkłam. Wiedziałam, o co mu chodzi, ale sam nie był świętoszkiem, z tego co właśnie mi opowiedział. Wprawdzie nie miał na rękach cierpienia czy krwi niewinnych, ale pewnie nie raz przechodził nad tym do porządku dziennego. Nad nieprawością, szemranymi interesami, krzywdą ludzi. Tylko, czy miałam prawo go oceniać? Zapadła cisza w której słychać było tylko trzaskanie ognia z wirtualnego kominka. Objął mnie mocniej, jakby rozumiejąc moje milczenie. Bo co było tu jeszcze do powiedzenia?

- Co ci to przypomina? - Wtulił nos w moje włosy.

- Dom dziecka w Hiroo.

- Taaa...- roześmiał się – ciemno, zimno, my sami...

- I tulisz mnie tak, jak wtedy. I jesteś przy mnie.

Nie raz, gdy się bałam, mimo zakazu opiekunów, przychodził do mnie w nocy, by ukołysać mnie do snu. By być przy mnie. Bym czuła się bezpieczna. Łzy wzruszenia zaszkliły mi oczy.

- I zawsze będę, moja mała Kitsu. Bez względu na to, co zrobi lub czego nie zrobi mój ojciec. Ochronię cię przed nim! Nigdy nie pozwolę mu cię skrzywdzić!

Pocałowałam go mocno.

- Kocham cię Seij.

- A ja ciebie moja mała Kitsune. Myślę, że pokochałem cię już wtedy w Hiroo, gdy ujrzałem małą, wystraszoną, rudowłosą dziewczynkę. Od tamtej chwili zawsze chciałem być przy tobie i cię chronić. To karma! Przeznaczenie! Jesteśmy sobie pisani Kitsu.

Popłakałam się. Scałował moje łzy, a potem znowu daliśmy się ponieść pożądaniu.


cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top