22

Kiedy wychodziłam rankiem całe towarzystwo spało. Nie zwracałam już na to żadnej uwagi. Zakupy od Seijuro zostawiłam w moim pokoju, zabrałam tylko torebkę z niezbędnymi rzeczami. Ubrałam się też inaczej. Stosownie do sytuacji. Zresztą moje stare ubrania Seij wyrzucił, kiedy byłam u niego. I choć tęskniłam trochę za dżinsami i trykotami, oraz moimi trampkami, elegancko ubrana czułam się pewniej. Bez żalu opuszczałam mieszkanie Hanae, z postanowieniem, że nawet gdybym miała spać na ulicy, już tam nie wrócę. Chyba, że po moje rzeczy.

Dzień był piękny i słoneczny, wiosna otaczała mnie feerią zapachów i barw. Kochałam to miasto, które tętniło życiem, a mój przyspieszony puls zdawał się współgrać z tym rytmem. Miałam jeszcze sporo czasu do umówionego spotkania. Gdy opuszczałam apartamentowiec, portier przekazał mi wiadomość od pana Isao, z informacją o godzinie i miejscu spotkania. Wprawdzie Seijuro powiedział mi o tym, ale najwyraźniej jego ojciec tego nie wiedział. I dobrze. Dla mnie i dla Seija. Postanowiłam iść gdzieś coś zjeść. Za naprawdę ostatnie pieniądze jakie miałam. Kupiłam też coś na ból głowy, który wprawdzie mniejszy, jednak nada mnie męczył. Spacerowałam po mieście, a kiedy nadszedł czas, metrem – bo jakżeby inaczej – pojechałam do Toshimy. Wysiadłam na stacji Ikebukuro. Słońce grzało, a mnie nagle ogarnął spokój i przeczucie, że wszystko jako się ułoży. Było to nie tyle irracjonalne, co przecież niemożliwe w mojej sytuacji. Poszłam szybkim krokiem do Sunshine City. Bardzo chciałam mieć to już za sobą. Powtarzałam sobie w duchu, że tym razem nie zlęknę się aż tak starszego pana. Nie wiedział przecież o tym, że złamałam jego zakaz. I o weekendzie u Seijuro. I że wiem kim tak naprawdę jest. Choć pewnie by się tym nie przejął, że jestem tego świadoma. Z cichym szumem windy i w towarzystwie tego samego ochroniarza, wjechałam na samą górę. Jednak teraz z zupełnie innym nastawieniem, pomna tego, co zdradził mi Seijuro. Wchodziłam do gabinetu, niczym do jaskini lwa, a raczej w pajęczą sieć. W samo jej gniazdo. Chociaż starszy pan niczym nie przypominał groźnego pająka. Siedział w swoim fotelu za biurkiem i jak zawsze nie zareagował na moje powitanie i ukłon. Dopiero po dłuższej chwili, która dla mnie była wiecznością, nie podnosząc nawet głowy, powiedział.

- Moja droga Joan! Miło mi znów cię zobaczyć.

Kłamał jak z nut. Czyż nie wspominał poprzednim razem, że wolałby mnie nie widzieć więcej?

- Mnie również Isao-sama.

Skąd we mnie tyle odwagi? Może przez wściekłość, jaką wciąż czułam, a jaka narastała we mnie, wraz ze świadomością, że to przez niego nigdy nie będę już z Seijem? Na te słowa podniósł wreszcie głowę i spojrzał na mnie uważnie. Chyba się zdziwił moim wyglądem, ale nie dał tego po sobie poznać.

- Podejdź, mała Kitsu.

Wzdrygnęłam się. Miał mnie tak nie nazywać. Czy on wiedział? Czy jednak wiedział, że spędziłam weekend z jego synem, mimo zakazu. Był szefem mafii, pewnie mógł wiele, a nawet bardzo wiele. Czy kontrolował i sprawdzał także swojego syna? Niewykluczone. Podeszłam powoli.

- Siadaj – wskazał mi fotel naprzeciwko.

Usiadłam zdzwiona i z duszą na ramieniu. Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle, że poprosił mnie bym usiadła.

- Panno Onari. Chciałbym poinformować cię, że twój dług u Yamamoto został już spłacony. - Wyjął z szuflady biurka jakieś papiery. – Tu jest tego potwierdzenie, a także oświadczenie Yamamoto, iż nie żywi do ciebie urazy ani nie będzie już miał żadnych roszczeń, zwłaszcza finansowych.

Podał mi kartkę, a ja przyjęłam ją bez słowa i bez czytania. Skinęłam głową w podzięce. Nie zamierzałam kłaniać się w pas za każdym razem, kiedy miałam mu za coś dziękować. Choć może powinnam? Nie odkłonił się, nawet nie zareagował. Kontynuował:

- Dziś dostaniesz także ode mnie pieniądze, które pozwolą ci zrealizować twój biznes plan. Wiesz, że liczymy na to, ba! Nawet jesteśmy pewni, że to się uda i ci się powiedzie.

Już mnie nawet nie dziwiło, że znów zaczął mówić o sobie w ten sposób. Teraz przecież wiedziałam, dlaczego.

- Też jestem tego pewna – odpowiedziałam, choć chyba nie liczył na moją reakcję i się jej nie spodziewał.

Nic nie rzekł, tylko nacisnął guzik interkomu. Nikt się nie odezwał, ale po chwili do bura weszło dwóch osiłków w garniturach. Jakby stali pod drzwiami i tylko czekali, aż Isao ich wezwie. Jeden z nich niósł niewielką walizkę. Podszedł do biurka i kłaniając się, położył ją przed starszym panem. Potem, kłaniając się znów, wyszli obaj.

- Panno Onari, w tej walizce jest równo dwadzieścia milionów jenów.

Zatkało mnie. Zaniemówiłam. Ile? Spoglądałam na niepozorną, zwykłą, czarną skórkową walizkę.

- Myślę – kontynuował – że taka kwota zadowoli twoje oczekiwania i pozwoli nie tylko otworzyć kawiarnię, o której marzysz, ale i zapewni poduszkę finansową na jakiś czas, byś mogła spokojnie rozkręcić swój mały biznes. Zgodzisz się chyba ze mną, prawda?

Przytaknęłam, przełykając. Nigdy w życiu nie widziałam takiej kasy! A dane mi było zobaczyć, bo Isao-sama otworzył walizkę.

- Chyba nie będzie konieczne przeliczenie? – posunął ją w moim kierunku.

Nie miałam odwagi ani sięgnąć po pieniądze, ani ich dotknąć. Ta horrendalna suma uświadomiła mi z kim mam do czynienia. I w co się wpakowałam. Jedynym wyjściem było jednak przyjąć tę pożyczkę i oddać jak najszybciej. A do tego potrzebowałam mojej kawiarni. Wiedziałam, że sobie poradzę, bo pomysł był dobry, co powiedział mi nie tylko Isao Akijo, ale i sam Seijuro. Teraz także nie musiałam wracać już do Hanae. Miałam dość kasy, by się od niego uwolnić! Uśmiechnęłam się mimo woli. Starszy pan przyglądał mi się ciekawie. Skłoniłam się.

- Isao-sama, jestem naprawdę niezmiernie wdzięczna!

- Na to liczę, moja droga. A także na to, że spłacisz dług i dotrzymasz warunków naszej umowy. Wybraliśmy ci już także lokal. Znajduje się tu, w Toshima. Jest odpowiedni. Nad nim mieści się małe mieszkanko. Będziesz miała gdzie się podziać. Jeśli masz ochotę, moi ludzie zwiozą cię tam choćby zaraz.

- Będę zobowiązana...

- W takim razie – Isao spojrzał na mnie bacznie – już chyba się pożegnamy. Co do warunków spłaty i terminów... masz je w umowie. Jednakże pozwolimy sobie na pilnowanie, byś jej dotrzymała.

Zamarłam, bo ton jego głosu mnie przerażał. Wiedziałam, co miał na myśli i to nie dotyczyło tylko spłaty długu. On jednak zdawał się nie zauważać mojego przerażenia. Już wiedziałam po kim Seijuro był tak opanowany. Nawet jeśli wyćwiczono w nim te cechę charakteru! Isao nów nacisnął guzik interkomu. Gdy zjawili się ci dwaj, co przynieśli wcześniej walizkę, wydał mi polecenie.

- Panna Onari już nas opuszcza. Zawieźcie ją do – tu podał adres, który kompletnie nic mi nie mówił. Zamknął walizkę i płożył na niej pęk kluczy oraz jakieś dokumenty. – Joan, to klucze do twojego lokalu i nowego domu. A także umowa dzierżawy, którą oczywiście opłaciliśmy na cały rok. Jestem przekonany, że miejsce ci się spodoba. Masz wolną rękę na to, jak je urządzisz. Wierzę w twój plan i ufam mojemu synowi.

Czemu wspomniał Seija? Teraz? Pierwszy raz w całej naszej dzisiejszej rozmowie. Kontynuował.

– Teraz już cię pożegnam. Powiedzenia mała Kitsune!

Wzdrygnęłam się. Jak raz jeszcze użyje tego zdrobnienia, nie ręczę za siebie. Stary drań. Wstałam i ukłoniłam się. Jeden z ochroniarzy podszedł i zabrał lezącą na biurku walizkę, podjąć mi pęk kluczy i papiery. Schowałam wszystko do torebki.

- Arigato Isao-sama. Jestem pewna, że pan się nie zawiedzie!

Czemu to powiedziałam? Isao uśmiechnął się jakoś dziwnie. Nie odwzajemniłam uśmiechu.

- Jestem przekonany, że tak piękna, młoda dama poradzi sobie doskonale. Jesteś mądrą kobietą, Joan Onari. I liczę na twój rozsadek. A teraz żegnam!

Wyszłam tą samą drogą, którą wróciłam w asyście milczących osiłków. Przyszłam tu biedna, a wyszłam bogata. Tylko czemu tak bardzo się bałam?

***

W samochodzie siedziałam jak na szpilkach, ściskając leżącą na kolanach walizkę tak mocno, że aż pobielały mi kostki. Mężczyźni siedzący z przodu wcale się nie odzywali. Nie wiem, czy byli świadomi, ile pieniędzy mam ze sobą. Droga była krótka, co mnie niezmiernie dziwiło. Dwie przecznice? Równie dobrze mogłam iść pieszo. Wysadzili mnie tuż obok niewielkiego lokalu, wkomponowanego w otaczające mnie budynki. Niedaleko był piękny park, a naprzeciwko... komisariat policji! Jeszcze nie skojarzyłam, dlaczego właśnie tutaj pan Isao wynajął dla mnie te pomieszczenia. Wyszłam z samochodu i spojrzałam na zalepione szarym papierem szyby i ogromną kłódkę na drzwiach. Toyota odjechała, gdy tylko stanęłam na chodniku. Wyjęłam więc klucze z torebki jedną ręką, w drugiej bowiem wciąż trzymałam walizkę. Bałam się nawet na chwilę postawić ją na chodniku, by otworzyć lokal. Udało mi się z niemałym trudem uporać z kłódką i wejść do środka. Budynek, niewielki i głownie drewniany, dziwnie komponował się z nowoczesnymi domami ze stali, szkła i betonu. Wydawał się wciśnięty tu ukradkiem, jakby na siłę lub jakby stał tu od wielu, wielu lat, a nowocześni sąsiedzi powstali dopiero później. Wewnątrz panował półmrok, głównie przez to, że szyby były nie tylko zaklejone, ale i zasłonięte bambusowymi roletami. Pomieszczenie było spore. Nawet dość spore, ale puste. Wiedziałam, że muszę kupić nie tylko meble, ale i sprzęt. A także inne wyposażenie. No i przede wszystkim kawę. Jednak teraz najbardziej potrzebowałam laptopa oraz podłączenia go do sieci. Idąc w kierunku otwartych na zaplecze drzwi, zastanawiałam się, co zrobić z ogromną ilością pieniędzy i gdzie je schować. Bałam się. Pierwszy raz się bałam, bo nigdy nie miałam takiej sumy przy sobie. Pan Isao nie zadbał o to, by otworzyć mi konto bankowe. Będę musiała sama to zrobić, tylko... jak wytłumaczę w banku, skąd młoda i na dodatek bezrobotna dziewczyna ma dwadzieścia milionów jenów? Pewnie dlatego dał mi gotówkę. Jednak nie mogłam z nią paradować po mieście. Zostawić ją tutaj też się bałam! Idąc na górę po schodach, zastanawiałam się, co teraz. Byłam zmęczona, ale adrenalina skutecznie tłumiła reakcję organizmu na brak snu, porządnego posiłku i odpoczynku. Jednak dobrą kawą bym nie pogardziła. Tyle, że na razie chyba będę musiała udać się do konkurencji. Brakowało mi Seija. On by wiedział, co zrobić. Jak i gdzie znaleźć pomoc w urządzeniu lokalu. I w całej reszcie. Dotarłam na piętro. Kolejne drzwi były również zamknięte, ale w pęku kluczy znalazłam ten, który je otwierał. Faktycznie, mieszkanie było niewielkie, ale w mieście takim jak Tokio to standard. I tak super, że mieściło się nad lokalem. To było idealne rozwiązanie. Oglądałam z ciekawością kolejne pomieszczenia. Maleńka, wąska kuchnia. Mikroskopijna łazienka i dwa pokoje. Jeden nieco większy od drugiego. Okna wychodziły na podwórze. Postanowiłam, że w mniejszym zrobię sypialnię, a w dużym salon. I nagle to do mnie dotarło. Mam własny dom! Kawałek własnego miejsca! Po tych wszystkich tułaczkach, po sierocińcu w Hiroo, rodzinach zastępczych, akademiku, miałam własne mieszkanie. I idealny plan na biznes. Postawiłam walizkę na nieco przykurzoną podłogę i zatańczyłam z radości. Starałam się nie myśleć i nie przejmować teraz tym, komu zawdzięczam to wszystko. Pragnęłam zacząć nowe życie! I jak ogarnęła mnie nagła euforia, tak szybko przyszedł i smutek. Seij! Jaka szkoda, że nie może być tu ze mną. Cieszyć się, pomagać mi i... usiadłam na posadzce. Nie było nawet tatami, tylko drewniane deski. Wsunęłam walizkę pod nogi i zapłakałam. Nic mi po tej radości, skoro nie mam jej z kim dzielić.

Siedziałam tak dłuższą chwilę. Wiedziałam jednak, że muszę się ruszyć, choćby dlatego, by iść coś zjeść i wymyśleć co zrobić teraz. Postawiłam, że najpierw kupię komputer, potem futon – bo zamierzałam nocować tu jeszcze dziś – a potem pomyślę, co dalej. Postanowiłam też nie poddawać się i być silna. Nie tylko dla siebie samej, ale dla Seijuro także. W końcu to od powodzenia mojego planu zależy, jak szybko oddam dług i będę wolna. A to znaczyło powrót w jego ramiona. Sam przecież powiedział, że będzie na mnie czekał!

I z tą pokrzepiającą myślą wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Walizkę zabrałam, ale miałam już jako taki pomysł, co zrobić z tymi pieniędzmi. Kupiłam w małym, sportowym sklepie plecak, a w spożywczym całą masę foliowych woreczków, zamykanych na plastykowy suwak. Postanowiłam podzielić pieniądze na części i nosić je cały czas przy sobie. Dopóki nie zarejestruję działalności i nie będę mogła z tego tytułu otworzyć konta w banku. Musiałam jednak znaleźć kogoś, kto mi w tym pomoże lub aby zaciągnąć informacji. A do tego potrzebowałam połączenia z siecią. No i oczywiście laptopa. Zanim jednak udałam się na te zakupy, weszłam do damskiej toalety w ogromnym domu towarowym Tobu. Tam z duszą na ramieniu i sercem niemal w gardle, posegregowałam pieniądze na małe kwoty, włożyłam do woreczków i schowałam do plecaka. Walizkę zostawiłam w kabinie. Tylko potrzebną na zakupy kwotę dałam do portfela.

Postanowiłam też kupić sobie nowe jeansy i inne zwykłe ciuchy, by nie rzucać się w oczy. Przecież całą resztę tego, co kupił mi Seij zostawiłam u Hanae. Gdyby nie to, że ciuchy były prezentem od Seijuro, nawet bym nie wróciła po nie. Jednak chciałam je mieć, tylko jeszcze nie miałam pomysłu jak je odzyskam. W sklepie ze sprzętem kupiłam najzwyklejszy laptop i od razu także kartę SIM do korzystania z Internetu. Kusiły mnie drogie Macbooki Appla, czy też takich firm jak Sony czy HP. Byłoby mnie na nie stać! Wybrałam jednak skromniej. Nie chciałam, by ktoś zwrócił uwagę na to, ile pieniędzy wydaję. Strasznie mnie to stresowało i męczyło. Laptop, a właściwie notebook okazał się w sam raz. Małe gabaryty i proste funkcje, i mieścił się do plecaka. Potem udałam się do sklepu z odzieżą, gdzie od razu się przebrałam. A potem na obiad. Było późne popołudnie. Nie pomyślałam ani razu o Hanae i tym, co się wczoraj wydarzyło. Postanowiłam odciąć się od tego grubą krechą. Mimo jego wcześniejszej pomocy. Jednak serce bolało, na sama myśl, że mogłam się aż tak pomylić. Żując bez przekonania zamówionego burgera i frytki, intensywnie rozmyślałam. Dziś chciałam już tylko wrócić do mojego nowego, choć pustego mieszkania i odpocząć.

Kiedy przyszłam na miejsce, zapadał zmierzch. Jednak wyraźnie widziałam kopertę wciśniętą do szpary w drzwiach. Rozejrzałam się ostrożnie i powoli. Tylko kilku przechodni, z parku wychodziła jakaś kobieta z psem i para trzymająca się za ręce. Wyjęłam kopertę i czym prędzej weszłam do środka. Idąc na górę, odkryłam dwie rzeczy – drzwi prowadzące na tyły budynku i brak prądu. Zapalając latarkę w telefonie, bo w pomieszczeniach panował już mrok, odnalazłam szafkę z licznikami i bezpiecznikami. Na szczęście były na miejscu. Załączyłam prąd. Nad moją głową zapaliła się niewielka, wisząca na kablu żarówka, bez klosza. Westchnęłam. Zdaje się, że przyjdzie mi sporo pracy włożyć, by doprowadzić te ruderę do używalności, a już na pewno do wizji kawiarni z moich marzeń. Drzwi były zamknięte, ale klucz – jak i poprzednie – był w pęku, jaki dał mi Isao-sama. Faktycznie, gdy je otworzyłam, przekonałam się, że prowadzą na tyły budynku. Mały podjazd sugerował, że tędy można było przyjmować dostawy. Ciekawe co tu się wcześniej mieściło? Rozejrzałam się, ale było zbyt ciemno, bym coś zauważyła. Nad drzwiami na zewnątrz wprawdzie była kolejna lampa, ale brakowało w niej żarówki. Westchnęłam i udałam się na górę. Taszczyłam w torbie zakupiony futon, dwa koce i czajnik elektryczny, kubek, oraz kawę i herbatę. Wiedziałam, że wiosenne noce bywają jeszcze zimne, a nie byłam pewna, czy budynek ma ogrzewanie. Rozkładając futon na ziemi, postanowiłam schować pieniądze pod podłogę, gdzie obluzowana deska dała się bez trudu przesunąć i w ten sposób powstał niewielki otwór. W sam raz, by wepchnąć w niego worki z kasą. Na tym miejscu położyłam futon. Jeśli ktoś chciałby mnie okraść, to najpierw musiałby mnie przesunąć. Zaśmiałam się. Niczym bohaterka filmów gangsterskich, która chowa swój łup – przebiegło mi przez myśl. Ale zaraz mój uśmiech zdmuchnęła smutna prawda. Gdybym była bohaterką filmu, wszystko na pewno skoczyłoby się happy endem. A ja tak na serio nie wiedziałam, co mnie czeka. Zawarłam układ z najgroźniejszą organizacją w całej Japonii. I raczej nie dla mnie była świetlana przyszłość i dobre zakończenia. Musiałam jednak przetrwać, a to wymagało bycia silną. Westchnęłam, poszłam skorzystać z toalety. Gdy wychodziłam, przypomniałam sobie o kopercie. Położyłam ją obok futonu. Usiadłam wprost na nim i otworzyłam ją. W środku był list od Seija. Zamrugałam zdzwiona, ale to na pewno było jego pismo. Treść była dość lakoniczna. Informował mnie, że gdybym potrzebowała jego pomocy, mam napisać maila. Podany był adres i nic, poza tym. Napisał jeszcze, że mam to robić tylko w wyjątkowych sytuacjach. Bał się, że się narażę. Bał się o mnie! Nadal! To ten strach jego i mój, spowodował, że znaleźliśmy się w tej opłakanej sytuacji. Gdybym nie była tak skonana, od razu bym do niego napisała. Jednak nowy sprzęt wymagał ustawień, Internet zasięgu, a ja byłam zbyt znużona, by to teraz zrobić. Poza tym musiałam wiele spraw przemyśleć. A marzyłam już tylko o spaniu. Może fajnie by było teraz wziąć kąpiel w wypasionej łazience u Hanae, do czego zaczynałam się jednak przyzwyczajać, lub iść pod prysznic z Seijem, za czym tęskniłam okrutnie, ale miałam to, czego pragnęłam chyba najbardziej na świecie. Swoje własne cztery ściany. Z tą pokrzepiającą myślą, zdzwiona ogromem zmęczenia jakie mnie dopadło, zasnęłam jak kamień.

cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top