21

Leżeliśmy przytuleni do siebie ze wszystkich sił. Żadne z nas nie miało ochoty na sen. Było późne popołudnie, a my niemal cały dzień spędziliśmy w łóżku. Nigdy nie czułam się tak, jak w tej chwili. Tak szczęśliwa i nieświadoma, że już za moment to się zmieni. Jeszcze nie. Seijuro głaskał czule moje plecy leniwymi, powolnymi ruchami ciepłych dłoni. Uśmiechałam się do niego.

- Joan...

- Seij...

Powiedzieliśmy niemal jednocześnie. Roześmiałam się, jednak on pozostał poważny.

- Co się stało? – posmutniałam. - Coś nie tak? Czy ja... czy...

Wystraszyłam się, że może jednak jemu nie było aż tak cudownie jak mnie.

- Kitsune. Moja mała Kitsune... było mi tak dobrze, jak jeszcze z żadną inną! I nie wiem, czy jeszcze chcę innej...

To wyznanie i ucieszyło mnie, i zasmuciło. Ile miał tych innych? Nieważne! Echo jego byłych nie może zagłuszyć tego, co teraz czułam.

- To o co chodzi?

Spojrzałam mu w oczy. Był smutny.

- Joan! Posłuchaj mnie. Musisz o czymś wiedzieć! To bardzo ważne.

- Ale co takiego?

Powaga w jego głosie i ten smutek przeraziły mnie. Usiadłam, otulając się kapą. On również usiadł. Usadowił się naprzeciwko mnie zupełnie jak kiedyś. Jak w domu dziecka w Hiroo. Złapał moje dłonie.

- Joan. Pamiętasz, jak mówiłem ci, żebyś nie przyjmowała pomocy od Hanae, a tym bardziej od mojego ojca?

Kiwnęłam głową, wciąż nie rozumiejąc, do czego zmierza.

- Nieraz prosiłaś mnie, bym ci to wyjaśnił. Myślę, że mogę teraz to zrobić. A nawet powinienem po tym, co zaszło między nami dzisiaj.

- Seij, zaczynam się bać.

- I powinnaś Kitsu.

- Dlaczego?

Westchnął. Zadrżałam. W jego spojrzeniu poza smutkiem czaiło się coś jeszcze. Strach? Panika? A może groźba? Był tak poważny, że sama zaczęłam ją czuć. Przypomniałam sobie wizytę u pana Isao. Tam też towarzyszył mi ten irracjonalny strach. To samo przerażenie jakie zobaczyłam w oczach Seija. Mocniej ścisnął moje dłonie, bo nagle zaczęły drżeć, bynajmniej nie z podniecenia.

- Mój ojciec, właściciel i zarządca korporacji AKI & Oli jest także szefem mafii, a dokładniej tokijskiego ramienia Boryoku-Dan, zwanego Kyokuto-Kai.

Zaniemówiłam na chwilę.

- Żartujesz prawda? – zapytałam, choć dobrze wiedziałam, że to nie jest żart. Był zbyt poważny, nawet jak na niego.

- Kitsu! Posłuchaj. Mój dziadek, a przedtem jeszcze jego... i tak dalej, od dawna byli bossami Boryoku-Dan, znanej w świecie jako Yakuza. Organizacji przestępczej, na której czele stoi teraz mój ojciec. To zły i niebezpieczny człowiek! Podobnie jak całe Boryoku-Dan. Nie ma w nim krzty wyrozumiałości, litości, czy innych pozytywnych uczuć. A już na pewno nie ma w nim zrozumienia i wybaczenia. Dlatego nie chciałem, byś zawierała z nimi jakiekolwiek umowy. Bo robiąc to zawarłaś układ nie tylko z szefem AKI & Oil, a także z przywódcą mafii. A jak już to raz zrobiłaś... jak raz wpadłaś w ich sidła, nie da się z tego wykaraskać!

Milczałam zszokowana. Cała atmosfera sprzed kilku chwil prysła niczym mydlana bańka. Jakby nagle przekłuty balonik, pękła z hukiem twardej rzeczywistości, o jaką właśnie obił się mój nieświadomy do tej pory umysł. Przez krótką chwilę nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.

- O czym ty...? Seij, ale ja już podpisałam z nim umowę!

- Wiem - powiedział spokojnie, ale smutno - i tego nie da się już cofnąć. Wiem też, dlaczego to zrobiłaś i w jakiej sytuacji się znalazłaś. Wspomniałem ci, że ojciec poprosił mnie o analizę twojego biznesplanu. Dzwonił wczoraj. Będzie oczekiwał się jutro w południe. Masz być sama.

- Jak to?

- Dostaniesz swoje wymarzone pieniądze. Dług u Yamamoto też został już spłacony. Ojciec przypomniał mi usłużnie o warunkach jakie ci postawił - zaśmiał się gorzko. Wzdrygnęłam się. - Tak, wiedziałem o nich, kiedy cię tu zaprosiłem – uprzedził moje pytanie. – Wiesz, co to oznacza Kitsu?

- Że jesteś synem szefa mafii?

- Bękartem, ale i jego jedynym dziedzicem, i następcą. Uznał mnie tylko dlatego, że dziadek tak mu kazał. Ale nie to miałem na myśli.

Nic nie powiedziałam, tylko przytuliłam się do niego z całych sił.

- Głupie zakazy twojego ojca nie mogą nas przecież rozdzielić! Chcę być z tobą! Mamy dwudziesty pierwszy wiek. On nie może...

- Może i zrobi to! Uwierz mi! Już to zrobił, a ty się już zgodziłaś. Podpisałaś umowę, ma to na papierze. Czarno na białym - przypomniał mi.

- W taki razie nie wezmę tych pieniędzy – wypaliłam, nagle olśniona. - Nie pójdę tam jutro. I nic od niego nie chcę. To nie może tak się skończyć!

Odsunął mnie

- Joan! Posłuchaj mnie. To się skończyło, zanim się na dobre zaczęło. Nawet gdybyśmy uciekli, wyjechali z Japonii. Z dala od niego, z dala od organizacji... Znajdzie nas! Ja jestem jego synem i kiedyś nie tylko odziedziczę jego fortunę, ale i przejmę przywództwo w Kyokuto-Kai. To zostało przesądzone w dniu, kiedy dziadek zabrał mnie z domu dziecka. Do tego byłem przygotowywany od chwili opuszczenia sierocińca. Ja, i to, czego chcę, nie ma tu żadnego znaczenia.

- Uciekłbyś ze mną? - Nie wiem czemu, to wyznanie wzruszyło mnie.

- Nawet na koniec świata – powiedział, patrząc mi w oczy.

A potem pocałował. Poddałam się temu. O niczym innym nie marzyłam teraz. Być już na zawsze w jego ramionach! Jednak po tej krótkiej, choć słodkiej chwili przyszło otrzeźwienie. Nasza rzeczywistość była inna. Zbyt brutalna, zbyt przytłaczająca i niestety - dla nas niefortunna!

- Seij, jesteś pieprzonym synem szefa mafii! Kuso! Masz rację! On nigdy nie pozwoli nam być razem. Dlatego ten zakaz! Nigdy się nie zgodzi na nasz związek. To naprawdę bez sensu - byłam brutalnie szczera, jakby teraz to do mnie dotarło. - Ja potrzebuję jego pieniędzy, a on nigdy nie pozwoli, by jego jedyny syn, spadkobierca i następca, wiązał się z kimś takim jak ja. Co z nami będzie? Co mam teraz zrobić?

- Wrócić do Hanae. Przynajmniej na razie. Nie mogę pozwolić ci tu zostać, bo ojciec prędzej czy później się dowie. A to nie skończy się dobrze, zwłaszcza dla ciebie.

- Zabije mnie? – choć przerażały mnie moje własne słowa, byłam pewna, że Isao Akijo byłby do tego zdolny.

- Nie pozwolę na to! I uwierz – spojrzał mi w oczy – zrobię wszystko byśmy mogli być kiedyś razem. Ale jeszcze nie dziś, nie teraz. Odwiozę cię wieczorem. Tak być musi, moja mała Kitsu. I choć nie masz pojęcia, jak bardzo chcę byś tu została, byś była zawsze moja... - wyznał – to na razie dla nas najlepsze wyjście. Nie możemy się teraz spotykać ani komunikować. Ale obiecuję ci...

Położyłam palec na jego ustach.

- Nie Seij, nie mów nic. I nic nie obiecuj, dobrze?

Skinął głową, jakby rozumiejąc moje intencje, po czym wziął mnie w ramiona po raz ostatni.

***

W samochodzie panowała dziwna, ciężka cisza. Pełna niedopowiedzeń, bólu i napięcia. Co mogliśmy sobie teraz powiedzieć, po tym wszystkim? Wiedziałam, że Seij ma rację i powinnam go posłuchać. Tylko..., że to nie było aż tak proste. Co bym nie zrobiła i gdzie bym nie pojechała z nim lub bez niego i tak by mnie znaleźli. On był synem szefa mafii, a ja ich ofiarą. Było już za późno! Machina ruszyła. Dług u Yamamoto spłacony, a co za tym idzie teraz byłam winna pieniądze mafii. I mogłam je oddać tylko w jeden sposób. Otwierając moją kawiarnię. Na co też potrzebowałam pieniędzy i to nie małych. Pieniędzy pana Isao. Szefa Tokijskiej mafii! Ojca Seija. A warunki były jasne i się na nie zgodziłam.

Dojechaliśmy w zupełnym milczeniu. Kiedy toyota zatrzymała się przed apartamentowcem, westchnęłam ciężko. Jednak nadal nic nie mówiłam, bo bałam się, że gdy się odezwę nie powstrzymam ani potoku słów, ani łez tłumionych ostatkiem sił. Seijuro spokojnym głosem wydał polecenie kierowcy, by zaniósł moje bagaże do budynku, gdzie portier miał je zawieźć windą pod drzwi mieszkania. Zostaliśmy sami.

- Joan... - zaczął, ale przerwałam gestem dłoni.

Nie mogłam pozwolić mu mówić. Po prostu nie potrafiłam tak dalej! Oboje zbyt dobrze wiedzieliśmy, że nie możemy tego ciągnąć. I to nie tylko ze względu na Hanae. On był teraz najmniej istotny. Położyłam mu palce na ustach, bo pochylił się ku mnie.

- Nie Seijuro, tak będzie lepiej. Uwierz mi! Dla nas obojga. Boję się o ciebie, tak jak ty o mnie.

Nie chciałam mówić jak bardzo kusząca była wizja jego propozycji. Jak bardzo chciałam to zrobić! Cofnął moją rękę, przysunął się i pocałował mnie. Odwzajemniłam pocałunek i kiedy już zdawało się, że mnie nie wypuści i nie pozwoli mi odejść, odsunął się. Potem wyszedł z samochodu, obszedł go dookoła i otworzył mi drzwi z drugiej strony. Wysiadłam. Zadarłam głowę. Okna mieszkania modela były rzęsiście oświetlone. Chyba Susumu już wrócił. Wzrok Seija podążył za moim spojrzeniem.

- Już wrócił – powiedział na głos to, co oboje zauważyliśmy. – No to biegnij do tego swojego księcia, Kitsu.

Pokręciłam głową. Poza smutkiem poczułam budzący się we mnie sprzeciw i złość. Na Seija, na Hanae, na pana Isao, na głupi los i pech, który wpakował mnie w tę całą kabałę. Wreszcie na siebie samą. Zacisnęłam zęby. Nie rozbeczę się teraz, mowy nie ma! Milczałam, ale nie wykonałam żadnego ruchu ani gestu. Za to on zupełnie niespodziewanie przytulił mnie ze wszystkich sił.

- Powodzenia Kitsune – wyszeptał mi do ucha, a kiedy się odsunął, popchnął lekko w stronę budynku. – No już! Idź! On pewnie na ciebie czeka. Pozory muszą być zachowane... tak trzeba!

Co miał na myśli? Nie wiedziałam! Chciałam coś powiedzieć, ale w tej samej chwili w drzwiach ukazała się sylwetka jego kierowcy. Poszłam więc, nadal milcząc. Usłyszałam za sobą tylko trzask zamykanych drzwi samochodu i warkot uruchomionego silnika. Starałam się stłumić rozgoryczenie i narastającą złość. Przecież Hanae wrócił! Czy zastanawiał się czemu mnie nie ma i na niego nie czekam?

Pod drzwiami apartamentu stały moje rzeczy. Było tego sporo, bo Seij na serio kupił mi całą masę ubrań, butów i kosmetyków. Wychodziłam stąd w czwartek z plecakiem na ramieniu, a wracałam nie tylko z bagażem, ale i zupełnie odmieniona, i nie miałam na myśli swojego wyglądu. Westchnęłam i już miałam nacisnąć klamkę, kiedy ze środka doleciały mnie liczne głosy, przytłumione dźwięki muzyki i kobiety śmiech. Co jest? Natychmiast się spięłam. Czym prędzej otworzyłam drzwi. W holu zobaczyłam całą masę butów, głównie damskich - nie moich, bo żadnych przecież tam nie miałam - a także błyszczące lakierki Hanae i kilka walizek różnego koloru i maści. Wniosłam swoje rzeczy, które portier poukładał równo pod samymi drzwiami. Nie zdejmując nawet butów ruszyłam w stronę salonu, skąd dobiegała muzyka i czyjś śmiech, bynajmniej nie modela. W progu stanęłam jak wryta. Trzy dziewczyny, bardzo młode, chyba nawet młodsze ode mnie, być może nawet nieletnie, tańczyły w rytm J-rockowego kawałka. Były ładne, szczupłe i skąpo ubrane. Domyśliłam się, że to modelki lub fotomodelki. Susumu siedział swobodnej pozie na kanapie obok przystojnego chłopaka, którego kojarzyłam z wyglądu. Chyba był też modelem, nie pamiętałam skąd go znam. Przed nimi na szklanym blacie stolika, pośród jedzenia, licznych butelek po trunkach i pustych szklankach po drinkach, leżały woreczki foliowe z białym proszkiem. Towarzysz Hanae właśnie rozsypywał go na blat, dzieląc kartą kredytową na równe, wąskie paski. Potem przez zwinięty w rolkę banknot wciągnął to do nosa. Wzdrygnęłam się. Wiedziałam, że tak zażywa się kokainę. Gdy to zrobił, wyprostował się i ocierając skrzydełka nosa, spojrzał wprost na mnie.

- Susu, co to za laseczka? - szturchną modela w ramię.

Hanae, który już pochylał się nad stolikiem, by prawdopodobnie zrobić to, co jego kolega, nagle wyprostował się.

- Kitsu! To ty? – zamarł w pół gestu, chyba z wrażenia.

No miał niejeden powód! Nie tylko przez jego gości i to, co zobaczyłam, ale także przez moją przemianę. Miałam na sobie piękną, zieloną sukienkę zapinaną na suwak, na nogach srebrne szpilki i takiż żakiecik, włosy spięłam wysoko w kok, a delikatny makijaż podkreślał moje rysy. Zapach Kenzo towarzyszył mi, odkąd opuściłam dom Seija.

- Kto to? Znacie się? - dopytywał się jego towarzysz. - Niezła dupcia! Hanae nie zareagował. Pochylił się i zrobił to samo, co jego kumpel. Wciągnął w nos całkiem sporą dawkę kokainy.

- Co tu robisz? – zapytał, kiedy wreszcie podeszłam bliżej.

Dziewczyny na mój widok przerwały swoje pląsy i gapiły się to na mnie, to na modela.

- Myślałam, że mieszkam - wypaliłam zła.

- Ta ruda kicia tu mieszka? - Zdziwił się obcy chłopak.

Już wiedziałam skąd go znam! Był asystentem fotografa Hanae. I od dawna marzyło mu się to stanowisko.

- Mieszkała do czwartku, bo potem... - model spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja zamarłam.

On wiedział! Wiedział, że ten weekend spędziłam u Seija. Czy o tym, co tam robiłam też wiedział? A jeśli tak, to skąd?

- O co ci chodzi? - zapytałam mimo to, opierając dłonie na biodrach.

Lustrował mnie uważnym spojrzeniem z góry na dół. Pyłek białego proszku osadził mu się na nozdrzach.

- Świetnie wyglądasz Kitsu. To on kupił ci tę kieckę?

Zdębiałam! Czyli wiedział. Musiał dostrzec moje zdumienie, bo wypalił ze złością.

- Wiem, gdzie byłaś cały weekend. Seij jest na tyle lojalny i chyba jeszcze bardziej głupi, iż zadzwonił do mnie. Poinformował, że spędzasz u niego czas. Ponoć martwił się o ciebie i nie chciałbyś siedziała tu sama. Był na tyle uprzejmy, że zapytał mnie czy nie mam nic przeciwko – roześmiał się gorzko.

Że co?! No już ja sobie pogadam z Seijuro przy okazji. A nie, zaraz, już nie pogadam. Okazji już nie będzie! To wywołało we mnie tak bezbrzeżny smutek, iż mimo woli wygięłam ustaw podkówkę. Chyba się zaraz rozpłaczę.

- Mała Kitsu, dobrze się bawiłaś u swojego braciszka? W mamusię i tatusia? Nie chciałaś zostać ze swoim niisan?

Ale mnie tym wkurzył. Nic mu do tego, co jest lub może raczej było, między mną, a Seijem. To było tak piękne i niezwykłe jak prawdziwa miłość. Nie tylko fizyczna. Teraz to zrozumiałam! Że to, co czułam do Hanae było tylko głupiutkim zauroczeniem, nawet nie namiastką tego, co poczułam przy Seijuro. Roześmiałam się w głos, choć nie było mi do śmiechu.

- Ty jak widzę zabawiasz się o wiele lepiej - dowaliłam mu.

- To moje mieszkanie - odpalił - i mogę tu robić, co mi się podoba i z kim!

- Ja wiem kim jesteś - oświeciło nagle kolegę modela, który wstał i złapał mnie za łokieć - jesteś tą nową laską Susumu. Czytałem o was gazecie...

- Nie jestem żadną laską! Jak już to jego dziewczyną, chociaż...

- Dziewczyną?! - Oburzony model aż wstał. - Chyba kpisz! Spójrz na siebie! Mimo usilnych starań Seija, nadal takie z ciebie nic! Ani ładna, ani mądra, nawet pieprzyć się nie umiesz! Nie jesteś żadną moją dziewczyną i nigdy nie byłaś! Przez ciebie musiałem zgrywać porządnego gościa!

- Że co? Serio? - Chłopak roześmiał mi się w twarz. - To może ją nieco nauczę? No kotku, dasz się skusić może na działeczkę? Spodoba ci się - wskazał na stół.

Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku. Z oburzenia i złości aż pociemniało mi w oczach.

- Daj spokój Yuki - zaśmiał się model, na którego kokaina najwyraźniej zaczęła już działać. - To nie dla takich świętoszek jak ona. Ćpać to nie umie, pieprzyć się nie umie, takie nic! No chyba, że...

Znów mi się przyjrzał. Wiedziałam, że nie może wyjść z podziwu nad moją przemianą, ale w tym stanie raczej się do tego nie przyzna. No i co mu ten Seijuro opowiadał? Hanae zapytał z nieukrywaniem zazdrością głosie:

- A może to się zmieniło od czwartku wieczora, co?

- O to już zapytaj Seija – odcięłam się i poszłam do swojego pokoju, o ile nadal mogłam go tak nazywać.

Jednak niestety wciąż nie miałam gdzie się podziać, a do Seijuro nie mogłam przecież wrócić. Nie tylko po tym, co się między nami wydarzyło. Doleciała mnie jeszcze rozmowa z salonu.

- Ja bym chętnie to sprawdził - usłyszałam głos owego Yuki.

Wzdrygnęłam się i zapobiegawczo zamknęłam drzwi na klucz. Cholera wie, co wymyśli nie tylko pijany i naćpany model, ale też i jego koleżka. Usiadłam na łóżku. Targały mną skrajne emocje. Od rozstania z Seijem minęło zaledwie kilkanaście minut. Byłam wkurzona do granic, a jednocześnie zrozpaczona i załamana. Jednak złość na modela skutecznie tłumiła łzy jakie cisnęły mi się do oczu. Poszłam do łazienki, zmyłam makijaż i wzięłam prysznic. Patrząc na swoje odbicie w lustrze, spojrzałam sobie w oczy.

- Czego ty się spodziewałaś Kitsu, co? Cud, że nie wyrzucił cię na ulicę! - Pokazałam sobie język.

Napiłam się wody z kranu, bo nie zamierzam wychodzić z mojego bezpiecznego lokum i położyłam się. Nie umiałam jednak zasnąć. Długo przewracałam się z boku na bok. Muzyka do biegająca mnie za zamkniętych drzwi wcale nie pomagała, podobnie jak śmiechy i coraz głośniejsze strzępki rozmów. Wsadziłam na głowę poduszkę. Było nieco duszno, ale za to ciszej. Przypominałam sobie Seijuro. Jak uczył mnie Tai Chi. Może faktycznie powinnam zacząć trenować? Byłabym o wiele bardziej opanowana. Choć Seijowi w tym raczej nie dorównam. Odtwarzałam w głowie jego obraz. Powolne ruchy, dotyk dłoni, kojący głos, szepty i pocałunki, i tak wciąż od nowa, dopóki nie odpłynęłam w sen.

Obudziłam się nagle z przeogromnym bólem głowy i brzucha. Usiadłam w pościeli. Było ciemno, a mój telefon wskazywał zaledwie kilka minut po północy. Nie tak późno jeszcze! Hałasy za drzwiami ucichły. Czyżby całe towarzystwo wreszcie się zmyło? A może tak się schlali i naćpali, że śpią? Poszłam do łazienki. Napiłam się wody, ale nie pomogło. Ból głowy nasilał się. Był nie do zniesienia! Niestety Hanae wszystkie leki jakie miał w domu trzymał w kuchennej szafce. Aby zażyć cokolwiek musiałabym tam pójść, a bardzo tego nie chciałam. Nie tylko z obawy co zobaczę po drodze. Zdecydowałam się jednak wyjść, gdy pociemniało mi w oczach, a ciałem wstrząsnęły dreszcze. Miałam wrażenie, że moja głowa waży tonę! Jak czegoś nie wezmę, nie dam rady się nawet ruszyć. A nazajutrz miałam spotkanie u pana Isao. Przekręciłam powoli klucz i uchyliłam lekko drzwi. Wyjrzałam na pogrożony w ciemności korytarz. Nikogo. Jednak gdzieś z daleka dochodziły mnie przytłumione dźwięki, których nie umiałam precyzować i wcale nie chciałam. Poszłam do kuchni, starając się stąpać niemal bezszelestnie. Nie miałam ochoty na spotkanie Susumu lub jego naćpanego koleżki czy dziewczyn, o ile jeszcze tu byli. Jednak, gdy przemykałam się niczym duch przez hol, zauważyłam uchylone drzwi sypialni modela, a to co zobaczyłam przez dość sporą szparę spowodowało u mnie nie tylko oburzenie, ale i fale mdłości. Na ogromnym łóżku, tym samym w którym byliśmy razem jeszcze w czwartek, leżał niezbyt świadomy i przytomny model. Nad nim pochylała się jedna z dziewczyn, wsuwająca do buzi jego penisa, a z drugiej strony posuwał ją w tyłek Yuki, kolega Hanae. Dwie pozostałe dziewczyny całowały się i pieściły, siedząc na skraju łóżka. Hanae miał zamknięte oczy i jęczał cicho, a drugi chłopak, dysząc coraz szybciej, mówił do dziewczyny:

- Dalej, suko, połknij wszystko, grzeczna dziwka! Jak się postarasz, to może dostaniesz angaż...

Nagle odwrócił twarz i zauważył mnie, stojącą oniemiałą i zastygłą niczym żona Lota.

- Przyłączysz się? – zawołał, rechocąc. – Zobacz jaka fajna zabawa.

Dziewczyna akurat dławiła się spermą i z trudem ją połykała.

Ruszyłam szybko do swojego pokoju, bo ledwie powstrzymałam obrzydzenie. Gdy tylko się tam znalazłam, zwymiotowałam do ubikacji cały posiłek, jaki zjedliśmy z Seijem w łóżku. O tabletkach nawet nie pomyślałam. Na szczęście wraz z wymiotami przyszła i ulga. Ból trochę ustąpił. Opłukałam usta, a potem nawet wsadziłam głowę pod kran. Napiłam się wody. Wróciłam do pokoju i mimo zamkniętych na klucz drzwi, zastawiłam je jeszcze fotelem. Nie byłam pewna czy naćpanemu kumplowi Hanae nie przyjdzie do głowy jakiś durny pomysł. Uchyliłam okno, wpuszczając do pomieszczenia chłodne, nocne powietrze. Odetchnęłam głęboko kilka razy. Pomogło. Usiadłam na łóżku. To, co zobaczyłam... byłam zszokowana. Czyli tak zabawiał się Susumu, jak mnie nie było? I wcześniej? Takie z niego ziółko? Czy to, dlatego nigdy nie deklarował żadnych uczuć? Ani nie zawierał związków? W brutalny i nieco perwersyjny sposób wyszło szydło z worka. Irracjonalnie to mnie pocieszyło. Nie musiałam już mieć wyrzutów sumienia. Mimo to poczułam się zdradzona i upokorzona. Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Seija, zapominając o zakazach. Nie odebrał. Choć dzwoniłam kilka razy. Wreszcie – nie wiedząc, co zrobić – nagrałam mu się na sekretarkę. Potrzebowałam go! I jego pomocy! Nie mogłam już zostać dłużej w domu modela, a nie miałam się, gdzie podziać. Ani nie miała pieniędzy na hotel, nawet najtańszy. Seij nie oddzwonił ani w nocy ani wcale. Nawet nie napisała marnego smsa! Sam przecież uznał, że zerwanie wszelkich kontaktów to konieczność. Zrobił to dla mojego dobra i bezpieczeństwa. Nie płakałam. Czułam tylko rosnącą złość i frustrację. Postanowiłam na wszelki wypadek spakować kilka niezbędnych rzeczy i wyjść rankiem po angielsku. Tylko dokąd pójdę? Spotkanie z ojcem Seija miałam dopiero w południe. A była spora noc. Musiałam też trochę pospać, by odpocząć. Głowa wciąż pulsowała bólem, choć nie tak wielkim jak wcześniej. Sięgnęłam po mój biznes plan i zaczęłam raz jeszcze go studiować, zwracając uwagę na poprawki jakich dokonał w weekend Seijuro. To pomogło i zmęczyło mnie na tyle, że wreszcie zasnęłam.


cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top