20
To były cudowne dwa dni! Spędzone na zakupach, rozmowach o wszystkim, a także na lekcjach. Wielu lekcjach miłości jakie dawał mi Seij. Przyjemnych lekcjach. Nigdy jednak nie posunął się za daleko i nie poszliśmy na całość. Co nie powiem, czasami bardzo mnie wkurzało. Tłumiłam też dręczące mnie wyrzuty sumienia względem modela. Powtarzałam sobie, że robię to dla niego. Seij w swej nauce był czasami wymagający, ale cierpliwy i wyrozumiały. A także delikatny. Bardzo delikatny, a to było coś nowego, coś czego brakowało Hanae.
Opowiedział mi też wiele o sobie. O tych latach, o których nic nie mogłam wiedzieć. O szkole z internatem, do której wysłał go ojciec po śmierci dziadka. Jak poznał Hanae. I co robi w firmie ojca. Ale nigdy o kobietach, które na pewno miał. O swoich uczuciach też nie mówił wcale. Poznałam zupełnie innego Seija niż ten, którego pamiętałam z dzieciństwa. A jednoczenie gdzieś w środku czułam, że nadal jest tym samym małym chłopcem, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń, i którego pokochałam jak brata. Czasami jego zachowanie, gesty, słowa i śmiech bardzo mi przypominały tamtego dzieciaka. Jednak ta wizja ze wspomnień ustępowała nowemu obliczu Seija. Mądrego młodego mężczyzny, dobrego i czułego, i co tu kryć – cholernie pociągającego i seksownego. Nadal zachował w sobie tę wrażliwość, jaką znałam i pamiętałam. Jednak okazywał to naprawdę rzadko, jakby jej nieświadom. Widziałam jak bardzo pragnie zgrywać twardziela, mnie jednak nie mógł oszukać. Łączyło nas dziwne ciche zrozumienie. Echo wspólnej przeszłości i coś nowego, co pojawiło się między nami w ten weekend spędzony u niego, a może i od tamtego spotkania na After? Kiedy to spotkałam go po tylu latach.
Seij pokazał mi także jak mam się ubierać i w co. Kupił mi całą masę ubrań. Zabrał mnie do dobrego salonu piękności i fryzjera, który zaopiekował się moimi niesfornymi lokami w kolorze lisiej kity. Tak zwykł mówić o mnie Seijuro. Kitsune – mały lisek. Z kopciuszka jakim byłam powoli zamieniałam się w królewnę i tak też się przy nim czułam. Jednak było jeszcze coś. Wszystko, co robił dodawało mi odwagi i pewności siebie. Stawałam się kobietą świadomą swojej urody i walorów. I uczyłam jak z nich korzystać. Wiele też rozmawialiśmy o mnie. O mojej pasji pisania, uczuciach i planach na przyszłość. Seij pomógł mi dopracować do perfekcji mój biznesplan i dzięki niemu byłam pewna, że się uda. Martwiło mnie tylko jedno. Zakaz pana Isao! Co będzie, jak się dowie o tym, że od dwóch dni goszczę u jego syna? I o naszym układzie? O ile już nie wiedział. Jednak, gdyby tak było, pewnie już by interweniował! Nie wspominałam jednak Seijowi o moich obawach, sam przecież powiedział, że się tym zajmie. Ufałam mu!
W sobotni wieczór zabrał mnie do restauracji na kolację. Padało, ale on nagle postanowił wracać pieszo. Odesłał limuzynę i poszliśmy przytuleni pod ogromnym, czarnym parasolem przez tętniące wciąż życiem miasto. Tokio należało do tych stolic świata, które podobnie jak Nowy Jork czy Londyn, a także wiele, wiele innych, nigdy nie zasypiało. Seij był tego wieczoru dziwnie milczący. Kolejnego dnia miałam wracać już do siebie, to znaczy do mieszkania Susumu. Liczyłam też, że w poniedziałek wreszcie pan Isao, lub może ktoś z jego ludzi skontaktuje się ze mną. Seij podzielał to zdanie. Wielokrotnie o tym rozmawialiśmy. Teraz gdy szliśmy przez ulice dzielnicy, w której mieszkał, obejmował mnie mocno, starając się uchronić przed deszczem. Czułam jego zapach – Kenzo L'eau – mój ulubiony zapach, którego sercem było białe piżmo i cedr. Rozkoszowałam się tą upajającą wonią. I wiedziałam, że już zawsze będzie mi się kojarzyć z Seijuro. Byłam skołowana jego zmianą nastroju i nieco zmęczona dniem pełnym wrażeń. Zakupami w Ginzie, wizytami u specjalistów, wreszcie napięciem jakie wzbudzał we mnie swoimi lekcjami, dając mi wszystko i nic jednocześnie. Nauczył mnie czuć pożądanie, wzbudzał je we mnie stopniowo, dawkując przyjemność z dotyku, smaku, zapachu, widoku. Czułam go wszystkimi zmysłami. A jednoczenie nie dał mi jeszcze najważniejszego. Myślałam, że zostawia to na sam koniec, na tę właśnie noc, i serce mi drżało z emocji. Nie bałam się już ani nie wstydziłam. Seij nauczył mnie, że seks może być przyjemnym doznaniem, a bliskość drugiej osoby radością. Chciałam jednak więcej. Chciałam wszystkiego! I to do niego. Wiedziałam jednak, że tak daleko posunąć się nie możemy. To Susumu miał dać mi mój pierwszy orgazm w życiu. Seij tylko mnie do tego przygotowywał. W końcu sama się na to zgodziłam. Taki mieliśmy układ.
Wreszcie wróciliśmy do jego domu. Było już późno, ale nie tak późno by iść spać. Jednak niespodziewanie on stwierdził, że jest skonany i pójdzie się położyć, i że powinnam zrobić to samo. Zdziwiłam się, ale nie powiedziałam ani słowa. Może był już zmęczony moją obecnością? Może sam miał podobne do moich rozterki? W co my się oboje wpakowaliśmy? Smutna i zrezygnowana poszła więc do mojego pokoju, wierząc, że jutro Seijuro będzie w lepszym humorze. Słyszałam jeszcze tylko jak rozmawia z kimś przez telefon, ale nie chciałam być wścibska i czym prędzej odeszłam.
Więzłam prysznic w łazience przylegającej do mojej sypialni i udałam się na spoczynek. Nie byłam jednak śpiąca. Wręcz przeciwnie. Wino podane do kolacji krążyło miło w żyłach, wspomnienie zapachu Seija pobudziło moje zmysły. Nie umiałam zasnąć. Zabrałam się więc za przymierzanie bielizny jaką kupił mi Seij. Było jej kilka sztuk, w tym dwa seksowne komplety w czarnym i białym kolorze. Piękne koronkowe biustonosze, seksowne figi i podwiązki do pończoch. Kupił mi też dwa flakony perfum, oczywiście marki Kenzo. Nie uznawał żadnej innego. Poznał ponoć kiedyś Kenzo Takadę. Ja – mimo swego stażu i obcowania w świecie mody – nie miałam nigdy sposobności spotkać sławnego projektanta. Ubrałam najpierw czarny komplet. Przez chwilę podziwiałam swoją sylwetkę w ogromnym lustrze stojącym naprzeciw łóżka. Podnosiłam włosy, kręciłam się i wyginałam na wszystkie strony. Bez dwóch zdań, bielizna była naprawdę super. Spryskałam się perfumami Kenzo Amour. Boski zapach nakręcał mnie. Naszedł mnie nagle głupi pomysł pokazania się Seijowi w tym komplecie. A nuż poprawi mu się humor? Nie zarzuciłam nawet na siebie yukaty i tak jak stałam, poszła do niego. Byliśmy w domu sami. Nie musiałam się bać, że ktoś mnie zobaczy, a wstydu już się pozbyłam, głównie dzięki niemu. Przed drzwiami pokoju Seijuro stanęłam nieco niepewna. Po co tu tak naprawdę przyszłam? Pchnęłam je jednak lekko. Otworzyły się bezszelestnie. Seija nie było w środku, ale z łazienki doleciał mnie szum prysznica. Kąpał się? Może się do niego przyłączę? Poszłam za odgłosem lejącej się wody. Jednak, kiedy po cichu weszłam do łazienki, stanęłam jak wryta. I to nie widok nagiego Seija mnie zatrzymał tylko to, co robił. Mimo, że kabina prysznicowa, podobnie jak cała łazienka była zaparowana, widziałam jak Seijuro onanizuje się pod strugami lejącej się na niego, gorącej wody. Słyszałam jego przyspieszony oddech, ciche jęki rokoszy. Widziałam jego podniecenie i coraz to szybsze ruchy dłoni na sztywniejącym członku. Stał oparty o wykafelkowaną ścianę i miał zamknięte oczy. Nie widział mnie! Zatracony w ekstazie, doprowadzał się do orgazmu, do czego nie doprowadził jeszcze mnie. Wreszcie coraz to szybszymi ruchami doszedł, szczytując w dłoń. Ten widok wywołał we mnie tak silne i skrajne emocje, że wydałam z siebie cichy okrzyk zdumienia, zbyt późno zakrywając usta dłonią. W tym momencie otworzył oczy. Musiał mnie zobaczyć, bo dopiero kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uciekłam.
- Kitsu... - usłyszałam jeszcze za sobą jego wołanie.
Serce mi waliło jak oszalałe, gdy wbiegłam do swojej sypialni. Odruchowo zamknęłam drzwi na klucz. Jednak Seij nie przybiegł za mną. Stałam chwilę oparta o nie, dysząc i starając się uspokoić oddech. To, czego byłam niechcianym świadkiem cholernie mnie podnieciło. Czułam ogień powoli zalewający mi zmysły. Walnęłam się na łóżko. Przyspieszone tętno szumiało mi w uszach. Leżałam chwilę, starając się uspokoić i dojść do ładu z tym co właśnie czułam. Jednak moje ciało, tak wiele razy pobudzane przez niego niemal na skraj wytrzymałości, teraz wreszcie zażądało spełnienia. Odruchowo sięgnęłam dłonią między uda. Zsuwając z bioder figi, myślałam tylko o nim. O jego dotyku, pocałunkach jakich mi nie szczędził. O wodzie spływającej po jego ciele. Chciałam być każdą jej kroplą. Moje palce odnalazły łechtaczkę i zaczęłam kreślić małe kółka, coraz to szybciej i szybciej, zatracając się w rozkoszy jaką sobie dawałam. Zupełnie jak Seij pod prysznicem. Wspomnienie to, obraz jego spełnienia, jęków rozkoszy, boskiego ciała, towarzyszyło mi w drodze na sam szczyt ekstazy. Przygryzłam usta, by nie jęczeć. Bałam się, że on mnie usłyszy. Że będzie chciał wejść i dołączyć do mnie, a jednocześnie... o niczym innym nie marzyłam. I nie umiałam przestać o tym myśleć. Uspokoiłam się dopiero, gdy ostania fala orgazmu przeszyła moje ciało. Leżałam chwilę dysząc lekko. Wiedziałam, że to czego właśnie doświadczyłam, było zaledwie namiastką tego, co może dać mi mężczyzna. Nie, nie mężczyzna! Co może dać mi Seij! I tylko on, czego teraz byłam już pewna. Gryzłam palce, by się nie rozbeczeć jak małe dziecko. Nie możemy zostać kochankami! On mnie nie kocha przecież. A ja... po co to wszytko zrobiłam tak naprawdę? Zasnęłam z trudem, zmęczona płaczem i myślami kłębiącymi się w mojej głowie.
***
Obudził mnie blask słońca i świergot ptaków. Dzień zapowiadał się uroczy, mimo wczorajszego deszczu. Postanowiłam iść do Seija i porozmawiać z nim poważnie. Znalazłam go w pokoju na dole. Seij stał na środku tatami, ubrany tylko w firmowe bokserki od CK. Nie był tak wysoki, jak Susumu ani tak zbudowany. Miał szczuplejszą sylwetkę, jednak jego ciało było idealnie wyrzeźbione i piękne, o czym już dobrze wiedziałam. Seij lubił o siebie dbać. Trenował i dobrze się odżywiał. Żył w luksusie, ale nie tak, jak Susumu. Dla niego bogactwo było czymś nieistotnym i naturalnym, jakby mu się należało od urodzenia. Było częścią jego codzienności.
Oparłam się o framugę i z podziwem w oczach patrzyłam, jak ćwiczy jakieś sztuki walki. O ile się orientowałam, to było Tai Chi. To bardzo stara sztuka, która poza treningiem ciała, przynosiła także trening ducha i umysłu. Pochodziła z Chin, a jej esencją było samodoskonalenie poprzez trening właśnie. Z zachwytem podziwiałam płynne ruchy Seijuro. Ich grację, lekkość i zwinność. A także jego wspaniałe ciało. Był serio niczym młody bóg. Czarna grzywka uroczo opadała na czoło, skupione spojrzenie brązowych oczu utkwił w widoku, jaki roztaczał się przed nim. A czasami podążał nim za ruchem dłoni, ramion, całego ciała. Jeszcze mnie nie widział. Drzwi na taras były szeroko rozsunięte, a za nimi widać było japoński ogród Zen. Pełen spokoju wiosennego poranka. Słońce przebijało się przez korony drzew, a powietrze pachniało świeżością i wczorajszym deszczem. To były tak idyllicznie idealny widok, że aż nabrałam ochoty, by się do niego przyłączyć. By poczuć to, co on teraz czuł. Spokój, ukojenie, wyciszenie. Bardzo mi to było teraz potrzebne.
Być może mnie wyczuł, albo zdawał sobie sprawę, że mu się przyglądam, bo nieznacznie przekrzywił głowę i powiedział lekko rozbawiony.
- Chcesz do mnie dołączyć?
- Niee... chyba bym tak nie potrafiła.
Odwrócił się ku mnie i wyciągnął dłoń.
- Chodź do mnie...
Podeszłam powoli i z ociąganiem.
- Nie bój się - roześmiał się – stań przede mną.
Zrobiłam, co mi kazał.
- Czy tak? – poczułam go blisko za plecami. Jego oddech łaskotał mnie w szyję.
- Mhmm... - powiedział – musisz tylko zdjąć yukatę.
- Ale ja mam na sobie tylko majtki! – Czemu się zarumieniłam?
Widział mnie nagą nie raz. I walce się tego nie wstydziłam. Raczej tego, co zobaczyłam wczoraj wieczorem. I co zrobiłam potem!
- Ja też – parsknął mi śmiechem w ucho.
Roześmiałam się także. Miał o wiele lepszy humor i nie wspominał ani słowem o tym, że go nakryłam. Ani się nie tłumaczył.
- To tylko ćwiczenie, Kitsu.
Po tych słowach dałam mu się rozebrać. Stałam nieco drżąc, ciekawa co będzie dalej.
- Trochę mi zimno – poskarżyłam się, bo lekki, wiosenny wietrzyk doleciał mnie z tarasu.
- Spokojnie, zaraz to się zmieni. Rozgrzejesz się. Rozłóż ręce, o tak... rozstaw trochę nogi. Lekki rozkrok. Oprzyj na nich cały ciężar ciała. Rozluźnij się.
- Czy tak? – zapytałam ponownie.
Złapał mnie w pół i nieco odsunął. Poczułam na sobie jego dłonie. Po chwili podniósł moje ręce i złapał za nagarski. Powoli kierował moimi ruchami tak, bym robiła to, co on. Stawiałam stopy jak mi kazał, ręce płynęły wraz z jego rękami. Poczułam się pewniej, bo to nie było trudne.
- Teraz się odwróć i popatrz. - Stanęłam twarzą do niego. – Musisz się nieco odsunąć... - roześmiał się znów.
Faktycznie byłam za blisko. Ale bardzo tego chciałam. Tak, jak czuć ciepło bijące z jego rozgrzanego treningiem ciała.
- Popatrz na to, co robię i staraj się mnie naśladować. To proste, dasz radę!
I dałam. Powtarzałam jego ruchy i stwierdziłam, nie bez zdziwienia, że ma rację. To było dziecinnie proste i takie wyzwalające. Przez chwilę ćwiczyłam, naśladując go.
- Czy tak?
- Dokładnie tak – ucieszył się. – Teraz stań obok mnie i powtórzymy ten układ, dobrze? Tylko musisz oddychać nieco spokojniej i wolniej. Nabierz powietrze nosem i wypuść ustami. Nie zadyszysz się tak.
Pokazał mi jak i strasznie mnie to rozbawiło. Roześmiałam się, a on ze mną. Chichotaliśmy chwilę jak małe dzieci. To była czysta radość.
- No dobra – Seij pierwszy się uspokoił i złapał mnie za ręce - przestań, bo czkawki dostaniesz.
To rozbawiło mnie jeszcze bardziej, choć sama nie wiedziałam z czego mam taką uciechę. Czy z jego instrukcji, czy z poważnej nagle miny?
Pocałował mnie tak niespodziewanie, przyciągając do siebie, że aż się zachwiałam. Oddałam pocałunek bez namysłu. Najpierw delikatnie, potem coraz mocniej. Pożądanie nagle zawładnęło moim ciałem i jego chyba też, sądząc po tym jak szybko miał erekcję, którą wyczułam, kiedy przysunął mnie jeszcze bliżej. I wtedy – zupełnie dla mnie zaskakująco – przestałam się tego bać. Tego, że puszczą nam hamulce, tak usilnie włączane, za każdym razem, kiedy był moim nauczycielem miłości. Moim sensei. Pogłębił pocałunek, biorąc mnie na ręce. Złapałam się jego ramion. Spoglądaliśmy na siebie w milczeniu, nagle już poważni. Jego oczy płonęły i wiedziałam, że mnie pragnie. A ja pragnęłam jego. Zaniósł mnie bez wysiłku do sypialni. Położył na łóżku i przez chwilę spoglądał łakomie. Potem pochylił się nade mną i pocałował. Wsuwając palce w jego włosy czułam, jak budzi się we mnie coraz większa ekstaza. Pozwoliłam mu przejąć kontrolę. Położył się na mnie, kiedy zaprosiłam go, lekko rozsuwając nogi. Wprawdzie mieliśmy jeszcze na sobie bieliznę i to oboje, ale wiedziałam już, że to tylko kwestia czasu i zatracenia się. Że tym razem się nie pohamuje. Że mnie weźmie, a ja będę jego. Tego pragnęłam. Od chwili, gdy przyszłam do niego, do tego poranka. Kiedy ujrzałam go ćwiczącego. Zdałam sobie sprawę, że chce go tak bardzo, że to jemu chcę dać swoje ciało i przyjemność, jakiej mi nie skąpił w te dni. I jakiej mnie nauczył. Wiedziałam, ile go kosztowało powstrzymywanie się. Widziałam, co robił pod prysznicem. I co zrobiłam potem. Chociaż nie przyznałam się do tego. Coś między nami zaistniało w te dni. Coś zakiełkowało. I to nie było tylko pożądanie. Pamiętałam każdą lekcję jaką mi dał. Dotyk jego dłoni był tak przyjemny. Pocałunki delikatne, a pieszczoty powolne. Rozpalały mnie coraz bardziej. Oddawałam każdą z nich. Pozwalałam mu na wszystko, a i on już się nie powstrzymywał. Nasze nagie ciała splatały się niczym dziko rosnące konary sakury, która zakwitała kwiatami doznań, różowymi płatkami jego pocałunków, szumiała muzyką naszych westchnień i jęków rozkoszy. Tętniła coraz szybszym biciem naszych serc. To było nasze własne hanami, intymne i cudownie rozkoszne święto nie tylko spragnionych siebie ciał, ale i serc.
- Joan... - szeptał mi do ucha – pragnę cię najbardziej ze wszystkiego na całym świece!
- Ja także... - odwzajemniłam wyznanie.
W jego ramionach poznałam smak prawdziwej miłości. Nie wyłącznie fizycznej, ale i emocjonalnej. Choć zabrał mnie na sam skraj przepaści, by razem ze mną rzucić się w nią i spadać, a potem wznosić się do nieba. Płakałam z rozkoszy, wołałam jego imię, i nie chciałam by to kiedykolwiek się skończyło. Nasze złączone dłonie ani na chwilę nie rozdzieliły się. Jeszcze kilka razy odnajdywaliśmy siebie i zatracaliśmy się w sobie, czerpiąc nieskończone pokłady przyjemności ze zbliżenia naszych ciał. I nie umieliśmy się sobą nasycić.
cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top