18


Było już późne popołudnie, a ja właśnie się zastanawiałam, kiedy Hanae wróci i gdzie tak właściwie poszedł rano, kiedy drzwi trzasnęły z impetem, aż huk rozniósł się po mieszkaniu. Od razu cała spięłam się w sobie, bo wiedziałam, że model jest zły, choć jeszcze nie miałam pojęcia o co. No cóż, dane mi było dowiedzieć się zaledwie kilka chwil później. Wszedł do kuchni, w której siedziałam, a właściwie wkroczył z impetem rzucając na blat gazetę. Poznałam ją od razu. To był szmatławiec zajmujący się plotkami o sławnych osobach. Żaden renomowany, liczący się tytuł.

- Co jest? – zapytałam.

- Czytaj! – powiedział tylko. – Druga strona, u dołu.

Posłusznie otworzyłam gazetę i od razu rzuciły mi się w oczy fotografie, a na nich ja i Susumu. Że co?! Zaniemówiłam. Z rosnącym przerażeniem w oczach czytałam artykuł jakiegoś laika, jak to Hanae, sławny japoński model ma nową miłość. Nikomu nie znaną, ale za to bardzo atrakcyjną. I spotyka się z nią po kryjomu. Fotografia była zrobiona w tej restauracji, w której byliśmy razem, gdy poznałam Isao-sama. Jednak ojca Seija nie było na niej. Tylko ja i model przy stoliku. A na drugiej fotografii my oboje wsiadający do taksówki po skończonej kolacji. Nie bardzo wiedziałam, jak zareagować. Zazwyczaj to ja stałam z tej „drugiej strony", i obiektywu, i osoby piszącej artykuł. Teraz byłam jego bohaterką i wcale to nie było takie fajne. Może dlatego, że to była podrzędna gazeta, pisząca często bzdury, nieprawdę i żerująca na niejednokrotnie zmyślonych czy koloryzowanych sensacjach. Jednak miała wzięcie, więc nieraz osoby z tak zwanego świecznika same podsuwały jej tematy do plotek. Byleby być na językach wszystkich. Jednak Hanae chyba wybitnie było to nie w smak. Był wściekły! Zadziwiające! Ostatnio coraz częściej taki był. Zły, nie w humorze, niezadowolony. Zastanawiałam się, czy to nie dla tego, że niebawem miałam się wyprowadzić, czy dla tego, iż nie przyznałam się do swojej niewinności? Artykuł też raczej go nie zachwycił. Chociaż tak na serio nie było w nim nic takiego. Gorzej o nim pisali i to nie raz! Może trochę naciągana była informacja o tym, że jesteśmy razem. No ale... przecież byliśmy. Tak jakby.

- Napisali, że jestem atrakcyjna? Miłe... - rzekłam ostrożnie, odkładając gazetę.

- Miłe?!!! – krzyknął. – Co miłego jest w tym steku bzdur?!!! I jeszcze te zdjęcia! Kto i kiedy je zrobił? Kuso! Dowiem się i pożałuje tego. Naślę na niego ludzi pana Isao! Nikt nie będzie za mną łazić krok w krok... Sępy jedne... - zamilkł nagle, widząc moją niewyraźną minę.

Najpierw otworzyłam usta ze zdziwienia, a potem zacisnęłam wargi w gniewie. Z trudem powstrzymałam łzy. Czyli wróciliśmy do upokarzania mnie? Model chyba nie chciał się przyznać, jaką gafę strzelił. Dalej się złościł.

- Banda durni! Już ja się z nimi policzę!

- Przykro mi, że jestem dla ciebie takim problemem - ledwie wydobyłam z siebie głos.

- Kitsu - spojrzał na mnie – nie mów, że nie rozumiesz?

- Niby czego? – odzyskałam rezon.

Czego ja się spodziewałam? Że mnie przeprosi? Że przyzna, iż jesteśmy razem? Że jestem jego dziewczyną? I..., że mnie kocha?

- Wiesz, jak to jest... jak może mi to zaszkodzić? Wiele moich sponsorów to korporacje za którymi stoją czasami kobiety. Atrakcyjne, piękne i bogate. I bardzo by chciały... - machnął ręką – nie ważne! Zresztą... - spojrzał na mnie spod jasnej grzywki – my przecież nawet nie jesteśmy razem tak naprawdę? No sama przyznasz!

- Jasne - co miałam na to odpowiedzieć? – Masz rację. Przepraszam! – usłyszałam swój własny głos.

Wstałam i chciałam odejść, by móc wreszcie się porządnie wypłakać, ale zatrzymał mnie.

- Kitsu... przecież wiesz... no, ja...

Przyciągnął mnie do siebie i pocałował mocno. Uległam. Nie chciałam sprawić mu kolejnej przykrości. A taką był chyba ten nieszczęsny artykuł. Jednak niestety znów zamiast przyjemności czułam ból. Tym razem nieco mniejszy, ale jednak! Ze strachu przed nim nie odwzajemniałam też jego pieszczot i starań. Susumu zdawał się tego nie zauważać. Zapytał po wszystkim – jak wtedy – czy było mi dobrze. Skłamałam! Ale chyba mi nie uwierzył. Nie potrafił zrozumieć, czemu nie miałam orgazmu. Był zły. Gdy wreszcie wyszedł, informując mnie na odchodnym, że wyjeżdża na cały weekend, rozpłakałam się. A potem zadzwoniłam do Seija.

***

Seijuro przyjechał po mnie po dwóch godzinach. Modela już nie było. Po krótkiej wymianie zdań, stwierdził, że zabiera mnie do siebie i tam porozmawiamy na poważnie.

- Nie będziesz siedzieć tu sama cały weekend i się zamartwiać – skwitował.

Nie powiem. Na to liczyłam. Musiałam się wygadać. Odreagować. Doradzić się kogoś. A z bliskich mi osób miałam tylko jego. Mojego niisan! Nie chciałam wspominać o zakazie danym nam przez jego ojca. Choć dziwne, że o nim nie wiedział. A może wiedział? Mówiłam o tym przecież. Zresztą warunek pana Isao był jasny. Żadnych kontaktów po otrzymaniu pieniędzy. Nic jeszcze od niego nie dostałam. Nawet jednego jena. Ani potwierdzenia, że dług u Yamamoto został spłacony. Uznałam to za wystarczający preteksty, by nie stosować się do tego głupiego zakazu. Nie żyjemy w średniowieczu. Seij jest dorosły i sam decyduje z kim chce się spotykać. Ja tym bardziej.

Na dole czekała na nas limuzyna. Czarna Toyota Century, a przy niej stał ten sam kierowca, którego już widziała na zakupach w Ginzie. Mężczyzna otworzył drzwi samochodu. Seijuro wsiadł, a ja za nim.

- Seij, dokąd jedziemy? – usiadłam obok niego.

- Do mojego domu. Zapraszam cię na cały weekend. Przyda ci się odpoczynek. Martwię się o ciebie, Kitsu. Nie tylko po tym, co on ci zrobił...

- Nie wyolbrzymiasz czasem?

Oparłam się o miękkie siedzenie. Aż nie mogłam się nadziwić, że jeszcze nie tak dawno byłam biedną studentką, z kilkuset jenami w kieszeni przedartych dżinsów. Miałam za to wielkie marzenia i plany! Te jednak runęły z hukiem, a raczej wraz ze zniszczeniem sukni od YY. Od tamtej nieszczęsnej chwili wszystko się zmieniło. Zamieniłam moje skromne, ale poukładane życie w totalny chaos i jazdę bez trzymanki. Jednak...

W zamian odzyskałam mojego Seija. Mojego niisan. O ile mogłam wciąż tak o nim myśleć. Czasami było tak, jakby nas nie rozdzielono wtedy. Był zupełnie taki sam, jak go zapamiętałam. A czasami zupełnie go nie poznawałam! Był obcy, inny, już nie „mój". Pomiędzy nami były lata doświadczeń i przeżyć o jakich nie miałam pojęcia. Przyglądałam mu się bez słowa. Siedział w swobodnej pozie, a ciemne oczy spoglądały na mnie badawczo.

- Wiesz, że nie! To raczej ty bagatelizujesz, Joan. Co mnie niezmiernie dziwi i smuci. To, że tak do tego podchodzisz. Czy naprawdę nie widzisz, jak on cię potraktował?

Milczałam. Nie chciałam się kłócić. Głownie dlatego, że miał chyba rację. Czego nie chciałam przyznać. Na razie nie.

- Seij...

Podniósł dłoń.

- Rozumiem. Porozmawiamy o tym u mnie, dobrze?

Skinęłam głową. Byłam zmęczona i głodna. Chyba to wczuł lub dostrzegł, bo jeszcze w samochodzie zapytał na co mam ochotę. A kiedy powiedziałam, że wszystko jedno, zamówił przez telefon taką ilość jedzenia, że cała armia samurajów by się posiliła. Słuchałam uważnie, gdy podawał adres, pod który mieli je dostarczyć. Na szczęście nie do domu jego ojca. Isao Akijo miał rezydencję w dzielnicy Meguro, a adres jaki podał Seij był niemal na drugim końcu miasta. Czyżby celowo zamieszkał z dala od ojca? Wiedziałam jak go nie znosi. Nie wiedziałam jednak do końca, dlaczego. Seijuro spędził swoje dzieciństwo w sierocińcu w Hiroo. Powiedział mi kiedyś, że to dlatego, iż jego mama umarła. Byłam jednak wtedy zbyt mała, by to zrozumieć i by dociekać czegokolwiek. Zresztą... Japończycy bardzo sobie cenią prywatność i nie zwierzają się innym. Ani nie obarczają ich swoimi problemami. Wstydziłam się, bo chyba za bardzo obarczyłam go swoimi. A przecież zamierzałam jeszcze zwierzyć mu się z kolejnych. Nie miałam nikogo poza nim i tylko on mógł mnie zrozumieć. Jak kiedyś.

Dotarliśmy dość szybko do Edogawy. Dom Seija nie był ogromny, za to uroczy i przytulny. I piękny! Niedaleko słyszałam szum rzeki Arakawa. Było już ciemno. Kiedy weszliśmy do środka, zaprowadził mnie na piętro, do małej sypialni.

- Tu obok jest łazienka. Odśwież się, jeśli masz ochotę. A potem zejdź na kolację. Salon jest na dole, kuchnia z jadalnią też. Będę na ciebie czekał, dobrze?

- Dobrze, to nie potrwa długo – obiecałam.


cdn... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top