16


Obudziłam się późno. Słońce stało już wysoko na niebie i wlewało się do sypialni przez szczeliny w roletach jasnymi promieniami. Jeszcze nim usiadłam w łóżku, coś mi wyraźnie nie pasowało. W pokoju roznosił się intensywny zapach kwiatów, i to wcale nie była lawenda, która Seij wczoraj spryskał poduszki, a która już pewnie zdążyła wywietrzeć. Otworzyłam więc oczy i podniosłam się nieco. Dookoła mnie, dosłownie wszędzie, stały w wazonach, wiadrach i innych pojemnikach, kwiaty. I to wszelkiego rodzaju maści, koloru, zapachu i wielkości. W progu zaś stał Hanae z czerwoną różą w dłoni i z miną zbitego psiaka. Oczy miał podkrążone i nie do twarzy mu było z kacem, który najwyraźniej go męczył. Albo to były wyrzuty sumienia. Bardzo chciałam w to wierzyć.

- Ohayo – powiedział ostrożnie.

- Susumu – usiadłam w pościeli – co to wszystko... - potoczyłam spojrzeniem po pokoju, który wręcz tonął w kwiatach – skąd to się tu wzięło?

Model wszedł do środka i powoli podszedł do łóżka.

- To... - rozejrzał się, jak ja wcześniej – no bo... nie wiedziałem które kwiaty lubisz najbardziej, więc zamówiłem wszystkie, jakie mieli w kwiaciarni.

Zatkało mnie ze zdumienia. Co takiego? Wykupił wszystkie kwiaty z kwiaciarni?

- Ale po co to zrobiłeś? – nie byłam zła, ale zdumiona.

Fakt, na biednego nie trafiło, ale dlaczego? Z mojego powodu? Nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się jakoś krzywo i podał mi trzymana różę.

- Wybaczysz mi? Nie wiem, co mnie wczoraj naszło. Zachowałem się karygodnie! Jak ostatni drań! Jak...

W pięknych oczach pojawiły się łzy.

- Susumu - dotknęłam jego dłoni - to ja powinnam prosić cię o wybaczenie. To moja wina. Gdybym ci powiedziała. To wszystko by się nie wydarzyło, prawda?

Spojrzałam mu w oczy, szukając w nich potwierdzenia własnych słów. Byłam przekonana, że właśnie to powinnam teraz powiedzieć. Choć nie do końca tak właśnie było. Model usiadł ostrożnie na brzegu łóżka, zupełnie jak Seij wczoraj. Wręczył mi trzymaną wciąż różę.

- Wybaczysz mi? - zapytał tylko z naciskiem. Jakby to było dla niego najważniejsze.

- Jeśli ty wybaczysz mnie - odpowiedziałam.

- A więc zgoda?

Przytaknęłam, przyjmując kwiat i pochyliłam się, by go powąchać. Zapadła niezręczna cisza. Hanae patrząc gdzieś w bok, jakby bał się spojrzeć mi w oczy, zapytał:

- Lepiej się czujesz?

- Lepiej. Nie wiem co Seij mi dał, ale... Nooo, jest lepiej.

Nie chciałam mówić mu o bólu. O rozpaczy. O wstydzie. Jeszcze nie.

- Właśnie! A gdzie Seijuro? – zainteresowałam się.

Model spojrzał na mnie, chyba zagniewany.

- Zrobił mi wczoraj awanturę i poszedł sobie! Nie znałem go takim - poskarżył się - myślałem, że można na niego liczyć.

- Bo można. - Przerwałam jego żale. - Przecież przyjechał, prawda? - A widząc jego niewyraźną minę, dodałam: - no i pomógł mi...

- Kochasz go? - zapytał Hanae.

To pytanie zbiło mnie z pantałyku. Że co? Czy kocham Seija? Czyżby Susumu był zazdrosny? I ile zależało od tego, co mu teraz odpowiem?

- Hanae, posłuchaj... Seij jest dla mnie niczym starszy brat. Znaczy był... kiedyś. W sierocińcu, gdzie znalazłam się po śmierci mojej matki i pana Onari, jeden Seijuro mi pomógł. Miałam pięć lat. Nie znałam japońskiego. Nic nie wiedziałam o tym, co się stało. Nagle, wprost z domu pana Onari zabrano mnie do Fukudenkai. Byłam małym, przerażonym dzieckiem. A Seijuro jedynym tam, który znał angielski. Pomógł mi wtedy. Otoczył opieką. Nauczył japońskiego - zamilkłam na chwilę, bo wzruszenie ścisnęło mi gardło. Wspomnienie tamtych dni. Dobroć Seija. - Był dla mnie niczym starszy brat. I jeśli go kochałam, to tylko jak brata. Potem nagle zniknął, nie tylko z sierocińca, ale i z mojego życia. Na wiele długich lat. Aż do tego spotkania na After.

Hanae milczał, jakby przetrawiając moje słowa.

- Dlatego nazywa cię małą Kitsu?

Przytaknęłam.

- Jednak teraz, po tylu latach... Nie wiem, czy coś jeszcze nas łączy. Czy coś dla niego znaczę. Nauczyłam się żyć bez niego. A on najwyraźniej nauczył się żyć beze mnie. I chyba niezbyt na rękę było mu to nasze ponowne spotkanie po takim czasie.

Bardzo się starałam, by w moim głosie nie było żalu ani rozczarowania. Sama nie byłam pewna powodów jakimi kierował się Seijuro, raz mnie wręcz odpychając, raz zachowując się jakbyśmy nadal mieli po kilka lat. Nadal byli dziećmi w sierocińcu w Hiroo. Jakby nie dzieliły nas te długie lata rozłąki.

- Dlatego nie chciał się zgodzić, by ci pomóc? - olśniło modela.

- Chyba jednak zmienił zdanie - stwierdziłam, pomna tego, co powiedział ojciec Seija.

- Jak to? - Hanae chyba nie zrozumiał.

- Pan Isao powiedział mi, że to właśnie Seij przekonał go do mojego biznes planu.

Wypowiadając te słowa, uświadomiłam sobie, że nawet nie zapytałam Seijuro o to. A także jego rozmowę z ojcem na mój temat. Oraz dlaczego zmienił zdanie, skoro wcześniej tak usilnie próbował mnie przekonać, bym nie przyjmował pomocy od pana Isao. Susumu spoglądał na mnie z otwartymi ustami.

- A to drań! A mnie skrzyczał za to, że ci pomogłem i wysłałem do jego ojca. No co za hipokryta!

- Co ty gadasz? - teraz to ja się zdziwiłam.

- Seijuro robiąc wczoraj awanturę, wykrzyczał mi, że nie powinienem był wysyłać cię po pomoc do Isao-sama, i że tego pożałuję. Cokolwiek miał na myśli. - Model nieco się zmieszał.

O co tu chodzi? - zastanawiałam się. I co się dzieje? Susumu wyraźnie rywalizował o coś z Seijem. Tylko o co tak naprawdę? O mnie? Moje uczucia? A może o uwagę i względu pana Isao? Jakoś mało to było prawdopodobne. Seij nienawidził swego ojca. Za wiele rzeczy. Wprawdzie byłam wtedy dzieckiem, ale pamiętałam, że miało to związek z matką Seija i jego pobytem w domu dziecka. Jednak minęło tyle lat! Wszystko mogło się zmienić. Także nastawienie Seijuro i jego relacje z ojcem. W końcu był jedynym synem pana Isao. Postanowiłam zapytać go o to przy okazji. O ile zechce mi coś powiedzieć. Westchnęłam. Spojrzałam na Susumu. Trudno było zgadnąć o czym myślał.

- Na pewno nie o to mu chodziło... - rzekłam pocieszająco.

- Bronisz go? Tak ci na nim zależy?

O ludzie! W co ja się wpakowałam?! Nie dość, że w horrendalnie długi, to jeszcze w jakieś miłosne fanaberie rozkapryszonego bawidamka. Jednak... to chyba nie do końca tak wyglądało.

- Susumu - złapałam go za rękę - to na tobie mi zależy! Mimo tego co się stało. Przykro mi! - Kajałam się. - Że cię okłamałam i zawiodłam. Bo ja...

Podniosłam do ust jego dłoń. Pocałowałam i przytuliłam do niej policzek.

- Dziękuję ci! Tylko ty mi pomogłeś. Tylko ty byłeś przy mnie. Zapomnijmy o tym, co wczoraj się wydarzyło. To była także i moja wina.

Przysunął się, ujmując w dłonie moją twarz i nie widząc oporu, pocałował mnie. Nieśmiało oddałam pocałunek, ale kiedy napierając na mnie, zarządzał więcej, odsunęłam go od siebie.

- Gomenn... Jeszcze nie jestem gotowa.

Przez jedną krótką chwilę zmarszczył brwi. Spojrzał na różę leżącą na pościeli.

- Rozumiem... Nie chcę cię poganiać. Nie powinienem naciskać. Nie teraz - mówił chyba bardziej do siebie. - Odpocznij. Masz ochotę na śniadanie?

Pokiwałam głową z uśmiechem. No cóż. Trzeba to przełknąć i żyć dalej. A dobre relacje z modelem były dla mnie teraz lepsze niż martwienie się co zrobię, gdyby Hanae wystawi mi walizkę za drzwi.

cdn...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top