1
Jestem Joan. I właśnie skończyłam z wyróżnieniem drugi rok dziennikarstwa na Uniwersytecie w Tokio. Niestety, ponieważ byłam gaijin, czyli obca, nie udało mi się dostać na staż do najlepszej gazety w Tokio - Yomiuri Shimbun. Tam mogli praktykować tylko Japończycy. Ja miałam wprawdzie nazwisko japońskie, po moim japońskim ojczymie, ale japonką nie byłam. Wychowana w japońskim sierocińcu, miałam matkę angielkę i japońskiego ojczyma, który jednak nigdy mnie nie adoptował. Po prosu nie zdążył. Zginął wraz z moją matką w katastrofie lotniczej, w drodze na Wyspy Brytyjskie. Od piątego roku życia wychowywałam się w domu dziecka Fukudenkai, w Hiro. Tam poznałam kogoś wyjątkowego! Kogoś, z kim los mnie niespodziewanie rozdzielił i kogo nie spodziewałam się już nigdy spotkać. Życie jednak szykuje nam niespodzianki. Wiele niespodzianek! Nie wszystkie jednak są dobre, choć z pozoru mogą takie się zdawać.
***
To był długi i męczący dzień. Usiadłam w kąciku i sięgnęłam do plecaka po moje bento. Byłam strasznie głodna. Przez chwilę przyglądałam się, co do niego włożono. Kupiłam je w jednym z automatów za niecałe sześćset jenów, bo zbliżał się koniec przydatności do spożycia. Jako student nie zarabiałam wiele na stażu. Musiałam żyć bardzo oszczędnie. Czasami takie bento, to był mój jedyny posiłek na cały dzień. Tym razem trafiłam nieźle. W środku było kilka charakterystycznych trójkącików z ryżu zawiniętego w nori. Trzy krążki sushi z czymś, co wyglądało jak surowy łosoś. Marynowany imbir i sos sojowy w małym, plastykowym pojemniczku. A także warzywa pokrojone w zgrabne kawałki. Z boku leżały jednorazowe pałeczki. Ucieszyłam się i wyjęłam onigiri. Nie zauważyłam, kiedy ktoś stanął przy mnie.
- Hej! Co ty tu robisz?
- Jem! A co?
- Nie wolno ci tu być!
Podniosłam wzrok. Przede mną stał on – gwiazda wieczoru, znany model i celebryta w jednej, jakże przystojnej i seksownej osobie.
- O! A czemuż to?
- Bo tutaj mogą przebywać tylko pracownicy i osoby z obsługi oraz modele i modelki. Nie jesteś żadną z nich, prawda?
Wzruszyłam ramionami i zabrałam się ochoczo za moje onigiri, ignorując go. Może być sobie modelem na topie, celebrytą, bożyszczem czy kim tam jeszcze, w dupie to miałam. Nawet nie był w moim typie.
- Posłuchaj, nie chcę, byś miała kłopoty, więc dla twego dobra, może jednak pobierasz swoje rzeczy i ...
Nie dokończył, widząc pod moimi nogami charakterystyczną torbę, z aparatem fotograficznym i obiektywem.
- Jesteś paparazzi?
Wzruszyłam kolejny raz ramionami. Nie miałam ochoty z nim dyskutować.
- Słuchaj! Odczep się, co? Czego chcesz? Gryza? – wkurzyłam się, gdy nie zamierzał ustępować.
Uniosłam nieco krążek ryżu, podsuwając mu pod nos. Był wysoki, a ja z mojego poziomu musiałam zadzierać głowę, by spojrzeć na niego. Siedziałam na małych schodach wiodących zza kulis na scenę, a raczej wybieg.
- Nie, nie chcę – chyba go zdenerwowałam – muszę porozmawiać z ochroną.
Ugryzłam kolejny kęs i olałam go totalnie, co chyba mu się nie spodobało. Ze swojego miejsca widziałam, jak idzie do ochroniarza, stojącego przy wejściu za kulisy. Prawie roześmiałam się na głos. Jedząc spokojnie dalej, przyglądałam się, jak gadał z barczystym kolesiem, bez karku i włosów. Rozmawiali chwilę, zerkając w moją stronę, a ja pomachałam im wesoło i sięgnęłam po termos z kawą. Zaraz się skończy moja przerwa. Kiedy nalewałam kawy do kubeczka, ochroniarz podszedł do mnie.
- Proszę pozbierać swoje rzeczy i iść ze mną.
- Nic z tego! Jeszcze nie skończyłam posiłku! Nic nie jadłam od rana i nie zamierzam sobie przerywać...
- Nie będę się powtarzać, a jeśli...
Nie dokończył, bo wyjęłam zawieszoną na mojej szyi plakietkę i pokazałam mu.
- O! Przepraszam – powiedział skruszony, kłaniając się – w takim razie życzę smacznego.
Wrócił na swoje miejsce przy drzwiach. Wykurzony do granic model chyba go skrzyczał, ale zaraz zobaczyłam zdziwienie w jego oczach, kiedy ochroniarz powiedział, kim jestem. Niemal słyszałam, jak mu szczęka opada na posadzkę. Zachichotałam. Dobrze mu tak! Upiłam łyk kawy, a ten już był znów przy mnie.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że jesteś z prasy? I to z Vogue'a?
Wypiłam spokojnie moją kawę i wstałam.
- Nie muszę się nikomu tłumaczyć! A już tobie wcale. Przepraszam, ale jestem tu w pracy.
Nadal, mimo że stałam, przewyższał mnie o głowę. Model od siedmiu boleści! Co z tego, że był ładniutki słodką, delikatną urodą. Nie robiły na mnie wrażenie te duże złote oczy i jego uśmiech, który widziałam nie raz na okładkach wielu magazynów. Teraz nie obdarzył mnie ani jednym. Jasna, farbowana na blond grzywka, opadała mu na twarz. Co mają ci japońscy celebryci do tego koloru? Jakiś fetysz? Zdaje im się, że jak zafarbują włosy na blond, będą bardziej atrakcyjni? Podobni do amerykan, których tak tu hołubiono? Wsunęłam głębiej moje rude pukle pod bejsbolówkę, którą miałam na głowie. Nie chciałam kpin. Wyminęłam go i zabrawszy swoje graty, poszłam do przebieralni dla dziewczyn. Miałam tu przeprowadzić wywiady i zdać obszerną rację z tego pokazu, a nie użerać się z rozbestwionym przez wielbicielki idolem.
Po godzinie robienia zdjęć i rozmów z modelkami, miałam już całkiem sporo materiału. Dziewczyny zaczęły się przygotowywać do pokazu, a ja wyszłam, bo chciałam iść już na swoje miejsce przed wybieg. Było dobrze usytuowane tak, by robić jak najlepsze zdjęcia. Na trybunach jeszcze nikt nie siedział, a dwie panienki gadały ze sobą na luzie, stojąc w wejściu za kulisy. Doleciała do mnie ich wymiana zdań.
- No i wyobraź sobie, pojechaliśmy potem do niego...
- I co? Nie mów mi, że już za pierwszym razem cię przeleciał! O raju! Jak ci zazdroszczę! Toż to istny grecki bóg! Musi być niezły w te klocki, co nie? To ciało... pewnie ma niezłe wyposażenie – zachichotała.
Wiedziałam o kim mowa i niemal nie zwróciłam śniadania. Zdaje się, że „pan model idealny", zasługuję na swoją opinię kobieciarza i podrywacza. Wiele się nasłuchałam przez tę godzinę w damskiej szatni i nie tylko. Jadąc na ten pokaz, musiałam porządnie się przygotować, a to oznaczało zapoznanie się z każdą osobą, która tu dziś była. Nie chciałam tego spieprzyć, bo to była moja pierwsza praca dla tak poczytnego i ważnego magazynu. W sumie moda nie interesował mnie wcale, ale cóż, chciałam być reporterką, a ten staż załatwił mi znajomy znajomego, co miał wtyki. Nie wypadało odmówić, zwłaszcza że na cito potrzebowali kogoś, bo mój poprzednik padł na grypę. Nie był to szczyt moich ideałów, ale gdzieś praktykować musiałam. I zarabiać na życie, które tu w Japonii to najtańszych nie należało, niestety.
Usiadłam i zaczęłam wyjmować na podest swój sprzęt. Fotografia to była moja pasja. Kochałam też pisać reportaże. Marzyłam o pracy dla jakiegoś super magazynu, a wylądowałam w Japońskiej filii Vogue'a. Nie byłam zachwycona, ale od czegoś trzeba zacząć! No i na dodatek ten świat mody! Zadufane w sobie, wieszakowe lale i puści, napuszeni modele. Sztuczna uroda, nadmuchane ego i totalny odlot od normalnego życia. Nie pociągało mnie to wcale, ale wzięłam tę robotę bez narzekania. Inaczej ktoś inny sprzątnąłby mi ją sprzed nosa.
Nagle, kiedy tak przygotowywałam swój sprzęt do pracy, na podeście zjawił się on. Był niekwestionowaną gwiazdą tego pokazu i jedynym modelem. Reszta to były same dziewczyny. Stanął na środku podestu i rozejrzał się, jakby sprawdzając, jak będzie się tam czuł. Popatrzył na rozmieszczenie lamp i na dół, i wreszcie mnie dostrzegł. Dziewczyny stojące przy kurtynie nadal chichotały, a gdy zdawało mi się, że już chciał do mnie podjeść, zawołały go.
- Hanae-kun! Czy idziesz z nami po pokazie na firmową imprezę? Ponoć mają być ludzie z Vogue'a! To świetna okazja, by zdobyć większy rozgłos, choć ty go chyba nie potrzebujesz!
Zerknął na mnie ukradkiem. Wykrzywił twarz ni to w uśmiechu, ni w grymasie. Pracowałam nadal, więc poszedł do dziewczyn. Coś do nich powiedział, ale nie słyszałam co takiego, zresztą wcale nie byłam ciekawa. Playboye jego pokroju wybitnie nie byli w moim guście. Zresztą nie miałam już czasu, aby się nad tym zastanawiać. Zaczęli się schodzić goście i widzowie imprezy. Zabrałam się do roboty, która zupełnie mnie pochłonęła. Modelki biegały po podeście w te i we w tę, choć biegały to było niezbyt dobre określenie. Sunęły raczej niczym zgrabne nimfy w powiewnych ciuchach, kołysząc zgrabnie biodrami. Rozbiłam zdjęcia, z automatu, beznamiętnie. Wcale mi to nie sprawiało przyjemności, ale chciałam wykazać się profesjonalizmem. Na sam koniec wyszedł on. Faktycznie, nieźle się prezentował. Nawet ja musiałam to przyznać. Przyłożyłam aparat do oka i zrobiłam kilkanaście całkiem niezłych fotek. Dopiero wtedy sobie przypomniałam, że nie przeprowadziłam z nim wywiadu. O ludzie! Będę musiała, bo na tym najbardziej zależało mojemu szefostwu. Masakra noo! Moje rozmyślania przerwała burza oklasków, bo na scenie pojawił się projektant i – tradycyjnie – wszyscy wstali, by go nagrodzić lawiną braw. Z nim na szczęście rozmawiałam już wcześniej. Tym razem była to najnowsza kolekcja znanego na całym świecie Yohji Yamamoto. Starszy pan był nieco ekscentryczny, ale bardzo sympatyczny. Całe moje zażenowanie zniknęło po kilku minutach spędzonych z nim, tuż przed pokazem.
cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top