13

Te kilka dni do wtorku przesiedziałam przed laptopem dopracowując mój szalony pomysł. Nie powiedziałam o tym nawet Susumu, który i tak rzadko bywał w domu. Raz czy dwa zabrał mnie ze sobą na jakiś pokaz mody, ale ponieważ nie miałam już swojej plakietki reportera, siedziałem głownie na sali pokazowej, pomiędzy innymi widzami, zazwyczaj gdzieś z tyłu. Gdy zaś Hanae udało się przemycić mnie za kulisy, mogłam tylko z niechęcią i rosnąca zazdrością oglądać mizdrzące się do niego, piękne modelki. Wolałam więc sobie darować takie atrakcje. Nie wiedzieć czemu, ubzdurałam sobie, że jednak jesteśmy ze sobą. Nie padły przecież między nami żadne deklaracje. A poza kilkoma miłymi – było nie było – wieczorami na kanapie przy kominku, kilkoma kieliszkami wina i skradzionymi pocałunkami, nic między nami nie zaszło. Nie, żebym nie chciała. Model coraz bardziej mi się podobał, a to co czułam, kiedy był blisko mnie, definiowałam jednoznacznie, stwierdzając, że jestem zakochana. Nie miałam jednak odwagi powiedzieć mu o swoim dziewictwie i braku doświadczenia. Bałam się, że mnie wyśmieje i porzuci. Przerywałam więc każde jego coraz to śmielsze zapędy w najbardziej nieodpowiedniej chwili i uciekałam do „swojej" sypialni. Zastanawiałam się, kiedy wreszcie go to zdenerwuje, będzie miał dość i wywali mnie za drzwi na zbity pysk. On jednak – o dziwo – przejawiał niespotykane pokłady cierpliwości, czym jeszcze bardziej ujął moje serce. Widziałam go teraz w zupełnie innym świetle niż na początku naszej znajomości, a piedestał na jakim go postawiłam stale rósł. Potrafiłam godzinami przygadać się jak przymierzał różne stroje w salonie, przed ogromnym lustrem jakie tam stało, zerkając ukradkiem znad laptopa. A było na co! Serio miał ciało niczym Adonis. Gdy złapał mnie na tym, rumieniłam się jak głupia, a on uśmiechał. Czasami po prostu siedzieliśmy bez słowa, każde zajęte swoimi sprawami. On oglądaniem kolejnych kolekcji, sprawdzaniem plotek ze świata mody i innymi takimi. Ja, planowaniem biznesu życia, z którego nie tylko miałam oddać potencjalną pożyczkę od pana Isao, ale także zarabiać na życie. Byłam coraz bardziej przekonana, że to może się udać. Tak bardzo, że w dniu wizyty u Isao Akijo miałam w głowie ułożony plan strategiczny i twarde przekonanie, że się powiedzie. O reporterce – pasji mojego życia – na razie nie myślałam. Liczyłam, że i ten problem uda mi się jakoś rozwiązać. Tak, jak problem mojej edukacji, która tu – w Japonii – miała ogromne znaczenie.

Susumu tego dnia wydawał się być jakiś poddenerwowany i nieogarnięty. Ja zaś byłam nadmiernie pobudzona i skupiona na tym, co mam powiedzieć starszemu panu. Nie myślałam o tym, czy się zgodzi. Byłam przekonana, że mi nie odmówi. Nie myślałam też, czy będzie tam Seijuro. Był mi wszystko jedno! Za wszelką cenę chciałam, by mój plan wypalił. W zupełnym milczeniu dotarliśmy taksówką pod Sunshine City w dzielnicy Toshima. Tam mieściła się siedziba korporacji pana Akijo.

- Hej! Wszystko w porządku? – zagadnęłam modela, bladego jak ściana. – Chyba nie masz nagle pietra? Nie rozmyśliłeś się? Nie wiem, czy dam radę iść tam bez twojego wsparcia – powiedziałam, by dodać mu otuchy.

Sama jej potrzebowałam, bo nagle miałam nogi jak z waty. I tylko kilkumilionowy dług na moim koncie i plan, który miałam w głowie, a jaki mozolnie układałam przez te kilka dni, pomogły mi postawić te kilka kroków w stronę ogromnych, szklanych drzwi. Susumu wyszedł zaraz za mną, ponieważ płacił jeszcze za kurs. Podniosłam głowę do góry, bo wieżowiec był przeogromny. Sunshine City to duży kompleks z praktycznie wszystkimi udogodnieniami, jakie można sobie wyobrazić, mieszczącymi się pod jednym dachem. Został otwarty w 1978 roku i mieściły się w nim nie tylko biura, ale i lokale gastronomiczne i handlowe, ale także kryte parki rozrywki, a także akwarium, planetarium i taras widokowy. Miał sześćdziesiąt pięter i był jednym z najwyższych w tej okolicy. Naprawdę robił wrażenie. Przeniosłam wzrok na modela. Uśmiechał się już uprzejmie, ale nie do mnie, a do ubranego w przyciasny garnitur, napakowanego, łysego kolesia.

- Pan Akijo oczekuje was – mężczyzna wskazał nam drogę.

Hanae poszedł pierwszy, a ja – niczym posłuszna, japońska kobieta, potruchtałam za nim.

Z cichym szumem windy zajechaliśmy na ostatnie piętro, gdzie mieściła się siedziba korporacji AKI & Oil. Jak się dowiedziałam, nie tylko od Susumu, to dziadek pana Isao, szanowny Hiroshi założył tę firmę wiele, wiele lat temu. Firma zajmowała się wtedy dystrybucją paliw płynnych w kilku okręgach Tokio, w tym w Thosima. Potem ojciec Isao i on sam uczynili z niej ogromną korporację, działającą w całym Tokio i w Japonii, a także poza nią. Niewielka, lokalna firma stała się potężną organizacją. A jej szef – bogatym i wypływowym człowiekiem. Jednak ja wiedziałam, że ma na swoim sumieniu coś, co chyba starał się ukryć przed wszystkimi. Syna! Nieślubne dziecko, które sam skazał na dzieciństwo w sierocińcu, gdy jego matka popełniła samobójstwo. Seijuro nigdy nie wybaczył tego swemu ojcu. Tak przynajmniej twierdził, gdy go poznałam, a miał wtedy lat zaledwie dziewięć. Potem zniknął z domu dziecka, a co za tym idzie z mojego życia. A teraz nagle znów się w nim pojawił. Jako syn ojca, do którego właśnie szłam po pomoc. Wiedziałam dobrze, że Isao Akijo mnie rozpoznał. Wiedział kim jestem i skąd znam jego syna. A co za tym idzie na pewno wiedział, że znam jego tajemnicę. Bałam się, iż przez to nie zgodzi się pomóc mi. A nie miałam odwagi użyć tej wiedzy jako karty przetargowej. Bo niby co mogłoby mi to dać? Tak rozmyślając, wyszłam wreszcie z widny w towarzystwie wciąż milczącego Hanae i owego kolesia, który - teraz już wiedziałam – był pewnie czymś na kształt ochroniarza. Zapukał do drzwi i wszedł tam sam. My zaś staliśmy na wyłożonym purpurowym chodnikiem korytarzu.

- Coś nie tak? – zagadnęłam Susumu, który chyba się bał.

Tak przynajmniej wyglądał na moje oko. Drobne kropelki potu zrosiły mu czoło.

- Nie, dlaczego? – nawet na mnie nie spojrzał.

- Bo milczysz od dłuższego czasu - wzruszyłam ramionami. – Boisz się czegoś?

- Nie – spojrzał na mnie, ale jego uśmiech był sztuczny. Jeśli miał mnie tym pokrzepić, to nie bardzo mu wyszło. Wyglądał jakby sam potrzebował teraz wsparcia. – Po porostu myślę o tym, co mamy mu powiedzieć.

Jego słowa przerwały nagle szeroko otwierające się drzwi.

- Szef prosi państwa do siebie. – Ochroniarz wskazał nam kolejne drzwi ze szklanej, mlecznej szyby w końcu długiego korytarza.

Westchnęłam. Raz kozie śmierć. Poprawiłam plecaczek, jaki zsuwał się z mojego ramienia. I tak nie miałam wielkiego wyboru. Wiedziałam, że jak przekroczę te drzwi, to już nie mogę się cofnąć. Nie mogłam odmówić propozycji Isao-sama, skoro już zgodziłam się tu przyjść. Mogłam jedynie liczyć na wynegocjowanie najlepszych dla mnie warunków. Gdy zapukałam ostrożnie, odpowiedziało mi stanowcze:

- Wejść!

I w tym momencie zabrakło mi odwagi. Jakby ktoś zdmuchnął ze mnie całą dotychczasową pewność siebie, choć i tak nie miałam jej wiele. W desperacji spojrzałam na Hanae, cofając się o pół kroku zaledwie, bo miałam go tuż za plecami. Model jakby nagle włączył jakiś guziczek, lub raczej przelał chyba na mnie swoje obawy, bo – w przeciwieństwie do mnie – uśmiechnął się i lekko popychając mnie za plecy, powiedział z przekonaniem:

- Dalej! Nikt tam cię nie zje.

Taaa... pewnie, że nie! Nie miałam jednak nawet śmiałości, by nacisnąć klamkę. To Hanae wszedł pierwszy, a ja za nim ze spuszczoną głową i sercem w piętach, a żołądkiem gdzieś pod gardłem. Starszy pan siedział za ogromnym biurkiem. Gdy podniósł głowę znad papierów i skierował na nas zimne spojrzenie, zadrżałam. Z trudem zarejestrowałam, że Susumu kłania się w powitaniu niemal do samej ziemi, a raczej perskiego dywanu, tak kolorowego, że można by dostać oczopląsu. Ukłoniłam się także, szepcząc grzeczne powitanie.

- A oto nasza droga Joan, nieprawdaż?

Skisnęłam głową.

- Miło mi gościć cię moja kochana. Ale usiądźcie przecież... - zaproponował, bo nadal staliśmy.

Już chciałam siadać, bo wzięłam jego słowa za dobrą monetę, ale Susumu przytrzymał mnie za łokieć i nieznacznie pokręciło głową. Co jest? Mamy stać? Przecież pan Isao sam zaproponował, byśmy usiedli! Starszy pan nawet się nie zdziwił.

- Zatem... co was do mnie sprowadza? – Jakby nie wiedział.

Hanae ukłonił się ponowienie i zaczął. Miał siebie chyba za coś na kształt mojego przedstawiciela. Wiedziałam, dlaczego. W Japonii, nawet tej współczesnej, do granic nowoczesnej, kobieta nadal była traktowana nieco gorzej od mężczyzn. A już na pewno w stosunku do starszych, szanowanych panów, o ugruntowanej i znaczącej pozycji, takich jak Akijo Isao.

- Mówiłem już panu, szanowny Isao-sama o kłopotach jakie spotkały Joan. Napytała sobie niezłej biedy i teraz ma ogromny dług do spłacenia...

- Jak ogromny? – przerwał mu straszy pan.

- Pięć milionów jenów – zdążyłam powiedzieć, nim Hanae otworzył usta.

Spojrzeli na mnie obaj, jakby zdziwieni, że potrafię mówić.

- Pięć milionów... - starszy pan zamyślił się, drapiąc po brodzie.

Serce waliło mi jak oszalałe w oczekiwaniu na jego odpowiedź. W ciszy jaka zapadła pewnie byłoby słychać brzęczenie muchy, ale chyba żadna mucha nie odważyłaby się tu wlecieć i zakłócać spokój szefa AKI & Oil.

- Pomoże pan jej, prawda? Tak jak mnie?

Odezwał się Hanae, chyba zupełnie niepotrzebnie, bo po kilku słowach straszy pan już go uciszył gestem dłoni.

- Moja droga! Pomogę ci, ale rzecz jasna nie za darmo. Nie jesteśmy wszak instytucją charytatywną. Nie wiem, co Hanae ci o nas opowiadał, jednak chciałby wiedzieć, co możesz nam dać w zamian i jak zamierzasz spłacić swój dług?

Zastanawiałam się, dlaczego nagle z liczby pojedynczej przeszedł na mnogą i mówił o sobie jakby za dwoje? Chyba nie potrzebował do tej decyzji zgody zarządu? No chyba, że mówił w imieniu całej korporacji?

- Hanae powiedział mi tylko, że pan mu pomógł – odważyłam się – a także, że Seij się do tego przyczynił. – Czy mi się zdawało, czy przez czoło pana Isao przebiegł mars? Kontynuowałam: - Nie mam nic, co mogłabym zaproponować panu w zamian. Ale mogę obiecać, że spłacę dług i to z odsetkami, jakich pan zażąda.

- A to w jaki sposób? – zainteresował się.

Wyjęłam z plecaka mój biznes plan. Podałam mu bez słowa. Przyjął kartki z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Na obliczu modela zobaczyłam zaś bezgraniczne zdziwienie. Aż podniósł brwi w niemym pytaniu, bo chyba nie odważyłby się zapytać przy Isao-sama, o co chodzi. Musiałby się przyznać, że nie wie o niczym. A miał przecież być moim pośrednikiem. Punkt dla mnie, bo zaskoczyłam ich obu! Isao czytał wnikliwie. Cóż – nie dziwne, bo od tego zależało, czy będzie mu się opłacać pożyczyć mi tak ogromne pieniądze. Wreszcie podniósł głowę.

- Co studiowałaś?

- Dziennikarstwo – powiedzieliśmy z Hanae niemal jednocześnie.

- Więc skąd taki pomysł?

Hanae zamilkł. Nie mógł nic powiedzieć, bo totalnie nie miał pojęcia o co pyta straszy pan. Ja zaś złapałam wiatr w żagle. Nie byłam japonką, od lat byłam skazana sama na siebie, umiałam walczyć o swoje, kiedy zaszła taka potrzeba. A to była moja szansa. Być może jedyna? Opowiedziałam więc Isao Akijo o zamiłowaniu mojej mamy do kawy. O tym, że w Japonii - kraju herbaty – kawiarnia w stylu europejskim może okazać się strzałem w dziesiątkę. O tym, że nie boję się ciężkiej pracy. I że na pewno oddam dług z nawiązką. W duchu modliłam się, by mnie nie wyśmiał i nie odesłał z kwitkiem. Był przecież ogromnym przedsiębiorcą, biznesmenem prowadzącym wielką korporację. Na planach i strategii znał się pewnie o wiele lepiej, niż ja. Ale co miałam do stracenia? Hanae milczał, ale bacznie słuchał. Był chyba bardziej zdzwiony, niż obrażony, że nie powiedziałam mu o niczym. Wreszcie skończyłam swoją tyradę i zaczerpnęłam tchu, bo mówiłam na jednym wydechu. Starszy pan spojrzał na mnie przenikliwie. Milczał długo, przeglądając znów kartki jakie mu dałam. Wreszcie spojrzał na mnie.

- Moja droga, no cóż... twój plan ma wielki potencjał, jednakże muszę to przemyśleć. Przeanalizować wszelkie za i przeciw. Nie mówię nie – rzekł jakby łagodniej, widząc łzy w moich oczach. – Chciałbym jednak sprawdzić jeszcze kilka rzeczy, nim się zdecyduję, nieprawdaż? Przyjdź tu jutro po południu, powiedzmy o szesnastej, a ja dam ci swoją odpowiedź.

Skłoniłam się bez słowa. Nie mogłam nic rzec, bo żal ścisnął mi krtań. Byłam przekonana, że Isao Akijo zgodzi się od razu. Że mój plan jest doskonały, a ojciec Seija padnie z zachwytu nad moją pomysłowością. Jakże się pomyliłam! Wyszliśmy dość szybko, odprowadzeni przez tego samego ochroniarza. Dopiero w taksówce Hanae przemówił do mnie obrażonym tonem.

- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?

Milczałam. Byłam zmęczona i załamana. I zła. Być może bardziej niż on. Myślałam o tym, czy gdyby Seijuro wstawił się za mną u ojca, rozmowa z Isao Akijo wyglądałaby inaczej?

- Kitsune?

- Możemy o tym nie rozmawiać teraz? Proszę - dodałam.

- Jak chcesz.

W jego głosie wyczułam urazę. Ale miałam to gdzieś. Milczenie między nami było dla mnie pewnego rodzaju kompromisem, by wytrwać do jutra. O tym co zrobię, jeśli ojciec Seija się nie zgodzi, nawet nie myślałam. Po powrocie do mieszkania Hanae, nadal nie odzywając się do niego, poszłam do swojego pokoju. Nawet mnie nie bawiła jego zdzwiona mina, gdy zatrzasnęłam mu drzwi przed samym nosem. Musiałam jakoś przetrwać tę noc i obrażony model nie był mi teraz do niczego potrzebny.


cdn... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top