Siódmy
Harry POV
Miałem pustkę w głowie, gdzie znalazło się to wszystko co chciałem powiedzieć? Nie było niczego poza jej słowami, poza świadomością znaczenia tego słowa. To nie zawsze oznacza śmierć - to prawda, ale czy nie każdy z nas ma to na myśli? Kiedy słyszysz nazwę śmiertelnej choroby, która pochłonęła tyle ludzkich istnień to nawet nieświadomie i wbrew sobie myslisz o tym w pierwszej kolejności. Musiałem przestać, bo zwariuję. Nie, Ana nie jest Darcy ale jest cholernie ważna i.. Nadal jest moją narzeczoną, nadal bierzemy ślub za 2 dni, chyba..
- To.. To nie zawsze musi być wyrok, skarbie.
- Skarbie? Harry, to że jestem chora to nie znaczy, że masz ze mną być wbrew sobie. Słyszałam każde słowo które powiedziałeś.. I ja, ja wiem że Cię zraniłam kiedyś, dawno. Ale to.. Nie spodziewałam się że cokolwiek może tak zaboleć, rozerwać niemal na pół.. To wszystko.. Ja.. To koniec, prawda? Albo nie, Harry. Nie odpowiadaj, nie chce tego słyszeć.
- Wiem, że spieprzyłem. - Ana delikatnie pokręciła głową, a jej błyszczące od łez oczy wpatrywały się w moje z miłością.. To dziwne że potrafiła dać mi miłość po tym wszystkim co powiedziałem, żałuje że ja nie mogę dać jej takiej miłości na jaką zasługuje, będę przy niej, zawsze będę, ale nie jesteśmy dla siebie.. Nie w sensie spędzenia ze sobą całego życia.
- Csiii, Harry. Nie mów nic.. Tak miało być, widocznie nie dostałeś ode mnie tego czego potrzebujesz, żałuję że nie mogę być na jej miejscu.. Żałuję, że nie mogę być dla Ciebie wszystkim.. I uwierz mi że żałuję, tak bardzo żałuję że wtedy Cię zostawiłam. Ale za błędy trzeba płacić, prawda? Zapłacę za największy błąd mojego życia.. Zapłacę za niego nawet śmiercią. Jest tylko Ty, mój kochany, będziesz szczęśliwy.. Jeśli dostaniesz to na co zasługujesz, umrę z poczuciem że ja również jestem szczęśliwa. - Mówiła do mnie z oczami pełnymi bólu, miłości i troski. Po jej policzkach płynęły zły, tak jak i po moich, nie zdawałem sobie sprawy że tak jest dopóki jej drobna dłoń nie dotknęła mojej skóry łapiąc kilka z nich.. Jeszcze nikt, nawet Darcy nie powiedziała mi takich słów, jeszcze u nikogo nie widziałem takiej miłości do mnie jak u Any.
- Ja również żałuję. - Naprawdę tak było, żałowałem że nie mogłem dać jej taj miłości, żałowałem że nie jesteśmy w sobie zakochani tak bardzo jak powinniśmy być.. Ja nie jestem.. - Będę przy Tobie, zawsze będę. Po prostu nie możemy być razem, nie chce żebyś była zastępstwem, nie chcę tego dla Ciebie bo na to nie zasługujesz.. Wiesz że tak jest, wiesz że znajdziesz kogoś kto pokocha Cię równie mocno jak Ty jego, ktoś kto zasłuży na Twoją miłość.
- Dobrze, że nie zdążyłam się wprowadzić całkowicie, prawda? Mniej rzeczy do zabrania. - Zaśmiała się nieszczerze.
Wiedziałem że próbuje udawać twardą przed Darcy.. Wiedziałem że zabiłem w niej coś dziś, widzę to nie jej oczach, widzę w opuszczonych ramionach, w tym że jej kąciki ust są teraz skierowane w dół, widzę tą zmianę, widzę jak się rozpada na moich oczach. Nie zewnętrznie, wiem że wewnątrz nigdy już nie będzie taka sama, ja też nigdy już nie powróciłem do dawnego siebie, tego zanim mnie zostawiła.
- Nie pozwolę Ci zostać samą, Ano. Będę przy Tobie, obiecuję. - Przytuliłem ją i przesz jeszcze chwilkę trzymałem jej ciało w moich ramionach, przez krótki moment zanim nie oddam się całkowicie Darcy, zanim nie pochłonie mnie tak bardzo jak jeszcze nigdy nikt.
Taki smutny trochę.. No to macie koniec dramy, ale pamiętajcie że jestem ruda i wredna i niedługo może nadejść kolejna! XOXO
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top